Wokół było strasznie dużo młodych herosów. Najwięcej było dwunastolatków. Młodzi chyba nie poznali innego życia. Żal mi ich było. Musiałam się spieszyć. Troy i reszta zaraz tu wejdą. Gdy ujrzałam otwierające się drzwi zaczęłam biec. Gdy skręciłam w lewo weszłam do trzecich drzwi. Tak jak myślałam były to kwatery. W pokoju znajdował się materac do spania, lustro (tym razem całe) i szafa na ubrania. Schowałam się pod łóżko. Wiem, że to żałosne, ale trudno.
-Ał-jęknęłam.
Położyłam się na coś bardzo ostrego.Gdy zobaczyłam co to było myślałam, że będę skakać z radości. Był to mały sztylet. Postanowiłam wyjść z ukrycia i poszukać miecza. W szafie było pełno broni. Różnego rodzaju ostrza, łańcuchy itp.
-Dziecko Aresa-mruknęłam.
Znalazłam także komórkę.
-Przyda się.
Nigdzie jednak nie widziałam miecza, z którym czułabym się dobrze. Nie było więc sensu brać ostrza. Zaopatrzyłam się jednak w dwa dodatkowe małe sztylety. Jeden będę miała w ręce, drugi schowam do buta, a trzeci do paska przy spodniach. Muszę sprawdzić gdzie jest mój „przyjaciel”. Uchyliłam drzwi. Wszyscy jakby rozeszli się po korytarzu i ten pozostał prawie pusty. Troy właśnie wychodził z trzeciego pokoju i zostały mu tylko dwa, aby przeszukać ten. Przymknęłam drzwi. Gdzie mam się schować? Popatrzyłam na sufit. Powieszona tam była lina.
-Bingo.
Wdrapałam się na samą górę,a nogi oparłam na ramie od drzwi. W samą porę, bo sekundę później drzwi się otwarły. Wszedł chłopak, którego nie znałam. Syn Aresa. Na pewno. Przeleciał przymrożonym wzrokiem cały pokój i zamknął drzwi. Odetchnęłam z ulgą.
-Czysto Troy.-usłyszałam głos tego chłopaka.
-To gdzie ona może być?-zapytał Troy.
-Może nie weszła w kwatery tylko pobiegła jeszcze dalej. Mogła nawet dobiec do najniższego piętra.
-Wy tu zostańcie, a my idziemy dalej.- kazał komuś Troy.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi i zeszłam z sufitu.
-Muszę stąd wyjść.- mruknęłam.
Uchyliłam drzwi. Stał tam chyba syn od Hefajstosa i córka Apollo. Zamknęłam drzwi. Zwabię ich tutaj i zwiążę. Niby prosty plan, ale jak ogłuszyć syna Hefajstosa. Zaczęłam szukać coś w stylu patelni. Szafa! Tam były tarcze!
Wyciągnęłam jedną z najcięższych. Zrobię hałas i modlić się aby przyszedł tylko jeden z nich. Wzięłam książkę, którą znalazłam koło łóżka i nią rzuciłam.. Opowiadała jedynie o rodzajach broni.Chwilę później usłyszałam głos dziewczyny:
-Sprawdź to. To pewnie mysz,ale sprawdź.
Skryłam się za drzwiami. Gdy tylko chłopak wszedł zamachnęłam się moją „patelnią”. Zadziałało. Syn Hefajstosa runął o ziemię robiąc przy okazji mnóstwo hałasu. Miałam tylko sekundę, aby przesunąć chłopaka. Chwilę potem weszła dziewczyna i tak jak jej przyjaciel dostała tarczą w głowę. Gdy udało mi się ich nieprzytomnych związać ruszyłam dalej, ponieważ sądziłam, że Troy zaraz tu będzie.
Wyszłam z kwater i popędziłam znów w górę. Tym razem żadnego herosa nie spotkałam dzięki czemu mogłam dotrzeć na szczyt schodów. Tam były drzwi prowadzące do mojej wolności. Wyszłam z korytarza i spotkałam niespodziankę. Wszyscy herosi mieli właśnie ognisko i zarazem dyskotekę! Wokół miotały reflektory jak na jakiejś gali. Jedno jest pewne- mieli lepsze imprezy niż na Obozie Herosów. Czyli lepiej trafić nie mogłam (-.-). Na razie nikt na mnie nie zwracał uwagi. Na razie … Ubrałam kaptur na głowę i próbowałam wtopić się w tło. Na honorowym miejscu siedział ich przywódca. Gdy spojrzałam w jego stronę ujrzałam Troya. W tej chwili wpadłam na jakąś dziewczynę.
-Sorry…- powiedział i chciałam się oddalić, ale ona do mnie zagadała.
-My się już kiedyś chyba spotkałyśmy?Prawda?
-Nie sądzę.- mruknęłam.
-Ach wiem! Chodziłaś do Bloom Secondary School?
-Ach no tak! Sorry, ale teraz muszę lecieć. Zobaczymy się później.
Już odchodziłam od niej nagle muzyka ucichła i usłyszałam głos ich „pana”
-Czy ktoś może widział dziewczynę z długimi, brązowymi włosami, o miodowych oczach,w białej, brudnej bluzie i poszarpanych dżinsach?
Przez chwilę była drętwa cisza aż w końcu odezwała się dziewczyna, z którą rozmawiałam.
-Ja widziałam.
-Cholera- mruknęłam i przyspieszyłam kroku. Musiałam ściągnąć bluzę, która wylądowała na ziemi.
-A gdzie?- zapytał Troy.
-Przed chwilą z nią gadałam. Tutaj.
Szłam dalej i nie zatrzymywałam się. Nie teraz. Lecz w głębi duszy odliczałam do znalezienia mnie. Wyszła już z tłumu i skryłam się za drzewem.
-Wyjdź Alice! Koniec zabawy!- usłyszałam głos Troya.
-Chyba zwariowałeś.- mruknęłam.
Byłam tak blisko. Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Kevina. Po trzech sygnałach się odezwał, a Troy dalej ględził, że nic mi nie zrobią itp.
-Halo?-usłyszałam jego głos
-Cicho!- syknęłam- Hej Kevin to ja Alice. Nie mogę głośno rozmawiać, bo za moimi plecami właśnie mnie szukają. Kiedy indziej ci to wytłumaczę.
-Gdzie jesteś? Szukamy cię.
-Na drugim obozie herosów. Jak zaangażujecie w to satyra na pewno mnie znajdziecie. Komórkę mam hmmm… pożyczoną więc będzie cały czas włączona i będziecie nasłuchiwać.
-Widzę, że się ode mnie czegoś nauczyłaś.
Po raz pierwszy szczerze się uśmiechnęłam.
-Chciałbyś. A co z Azylem?
Serce znów zaczęło mi szybciej bić.
-Żyje. Ma twój charakterek.
-Co? Też ci daję w kość?
-Zwariowałaś.- szepnął.
-Kończę, bo „mój kolega” mnie woła. Chcesz posłuchać co ma do powiedzenia?
-No pewnie!
Włożyłam telefon do kieszeni na kolanie. Może tam go nie znajdą.
-Alice! Nie chcę nam się ciebie dalej szukać.
-Nie chcesz poznać Cray kogo jestem synem?- wtrącił się ich pan.
Wyszłam. Te wiadomości się przydadzą Kevinowi.
-Wiesz? Może nawet mnie to interesuje.
Wszyscy mieli miecze skierowane w moją stronę. Ich mina zdradzała wielki szok.
-Nie powiedziałeś swoim kolegom jakiego mają gościa? A teraz do rzeczy. To kogo jesteś synalkiem?
-Jestem synem Zeusa. Dave Clinton do usług.
-Aha.- tylko to zdołałam z siebie dobyć. Syn Zeusa?! To był szok.
-Może zejdziemy znowu do mojej komnaty i porozmawiamy.
-Dobry pomysł.- powiedziałam.
-Troy ty też pójdziesz. A ty George popilnujesz imprezy.
-Tak jest!
Nie mogłam się powstrzymać aby prychnąć na co inni zareagowali komentarzami. Podszedł do mnie Troy.
-Fajnie się za mną goniło?-zapytałam, a w duchu modliłam się by Kevin w telefonie nie wybuchnął śmiechem.
-To był ostatni raz.
-O ile się założysz, że nie? A z drugiej strony to trochę się nie postarałeś by mnie złapać. Myślałam, że umiesz lepiej. A tak z ciekawości? Czy to nie zalicza się synu Nike do porażki?
-Chodźże.
Poszłam. Mee, Kevinowi i Chrisowi przydadzą się informacje. Może to co powie Dave przyda się im. Kto wie. Znów znalazłam się w komnacie, w której rozmowę przeszkodził nam potwór.
-Po co ci to?-zapytałam.
-Co?
-Ten cały mini obóz. Jak możesz ich tak wykorzystywać?
-Sami przyszli. Lub ich znaleźliśmy i obroniliśmy przed potworami.
-Co wy knujecie?
-Jak co? A myślałem, że jesteś mądrzejsza.
-Wolałbyś nie wiedzieć co ja o tobie teraz myślę.
Zignorował moją wypowiedź. Może jednak ma anielską cierpliwość?
-Chcemy zawładnąć najpierw ziemią, a potem Olimpem.
-Myślisz, że ci się to uda?- zapytałam z pogardą.- Bogowie nie są tacy głupi.
-Co ty możesz o nich wiedzieć głupia śmiertelniczko.
-Chyba więcej niż ty skoro tu jesteś!
-Nic nie rozumiesz…
-To proszę bardzo. Wytłumacz mi. Wytłumacz mi do cholery jasnej czemu chcesz zawładnąć światem?! Co ci zrobił ojciec?!
-To jest najmniej ważne. Po prostu znalazł się ktoś, kto w końcu może ich pokonać i to wykorzystujemy.
-Naprawdę wierzysz, że zdołasz ich pokonać?- zapytałam z pogardą.
-Z twoją pomocą na pewno.
-Myślisz, że ci pomogę?
-Gdyby tak nie było to żyłabyś teraz sobie spokojnie w Miami.
-Wątpię w to.- mruknęłam.
-Dołączysz do nas w imprezie?
-Nie, dzięki.
-To zaprowadź ją Troy do jej pokoju i tym razem jej nie zgub!
-Nie da rady.-powiedziałam.
-Chodź.
Tym razem nie chciałam się wyrywać.Musiałam się jak najwięcej dowiedzieć. W końcu moi przyjaciele muszą jak najwięcej o nich wiedzieć. Więc jak przystało na wychowanego człowieka, kroczyłam przed Troyem w spokoju.
-Gdzie my jesteśmy w ogóle?
-W bazie głównej.- mówiłem ci już chyba.
-Nie o to mi chodzi. W lesie, to też wiem. Chodzi mi o tym w jakim mieście? Gdzie?
-Myślisz, że ci powiem?
-Jakbym się postarała.
-Wchodź.
Już byliśmy przy moim pokoju. Stare kąty. Wydostanę się stąd.
-Wejdziesz na kawkę?
-Ha ha ha- powiedział bez entuzjazmu.- Bez numerów znowu!
-Oczywiście. Jak sobie życzysz.- mruknęłam.
Zamknęłam drzwiami. On został na zewnątrz. Wyciągnęłam komórkę.
-Cicho, jest za drzwiami.- szepnęłam.
-Hej Alice- usłyszałam szept Mee.
-Siema.- powiedziałam.- Słyszeliście wszystko?
-No a jak.- opowiedział Kevin.
-Posiadasz jakąś broń?- zapytała Mea.
-Zwinęłam komuś jak uciekałam.
-Uczysz się od mistrza.- wtrącił się Kevin.
-Taaa jasne… nikogo takiego nie znam.- Muszę kończyć, bo mi na kolejne połączenie kasy braknie. Zadzwonię jak znów będę gadać z ich mistrzuniem, ale pamiętajcie, że wtedy się macie nie odzywać!
-Spoko.
-Na razie.
I nie czekając na odpowiedź wyłączyłam się. Fajnie znów z nimi pogadać, ale szkoda, że nie na żywo. Komórkę schowałam pod poduszkę. Prędzej czy później by mnie przeszukali. Problem jest w tym, że nie wiem kiedy tutaj sprzątają. Sztylety zostawiłam przy sobie. Ten w bucie mnie trochę uwierał, ale wytrzymam. Położyłam się na łóżku. Byłam zmęczona po całym dniu uciekania, więc szybko zasnęłam. O dziwo nie miałam żadnych snów, więc noc zleciała. Gdy się obudziłam poczułam towarzystwo jakiejś innej osoby.
-Długo śpisz.
-Troy.- mruknęłam.- A która jest?
-Dziesiąta.
My tu wstajemy o szóstej. Przyzwyczaj się.
-Przecież już mówiłam- ja tu długo nie będę gościła. A po za tym. Nie mam ubrań. Praktycznie nic.
-Zadbaliśmy już o to.
-Niby jak ?
-Twoja mamuśka nam dała wszystko.
Nagle poczułam ucisk w brzuchu. I wielki, wielki gniew. A to dla niego bardzo źle.
-Jeśli jej coś zrobiliście…- wycedziłam.
-Chodź. Przywitaj się.
Miałam ochotę wyciągnąć sztylet i nim w niego rzucić. Opanowałam się jednak i powiedziałam z wymuszonym spokojem:
-Zaraz wyjdę tylko się uczeszę i tym podobne.
-Bez numerów, bo źle to może się skończyć dla twojej mamusi.
-Jasne.
Wyszedł. Sięgnęłam po komórkę. Wybrałam numer Kevina i włożyłam do kieszeni w spodniach. Wzięłam też dwa sztylety, a trzeci muszę mieć na inne okoliczności. Nigdy nie wiadomo co się stanie. I dla pozorów wzięłam szczotkę i przeczesałam włosy. Wyszłam do Troya.
-Idziemy?
Nic nie powiedziałam. Nadal w głębi duszy czułam nienawiść i złość. Większą niż kiedy kolwiek. Znów naraziłam kogoś. Tym razem moją mamę. Super. Po prostu lepiej być nie mogło(-.-)… Już wchodziliśmy do komnaty syna Zeusa.
-Alice! Witaj znowu…- powiedział z końca sali Clinton.- Troy ci powiedział kogo gościmy dodatkowo?
-Ty gnojku!- wybuchnęłam. Chciałam złapać za sztylet, ale się powstrzymałam.- Zapłacisz mi za to!
-Nie cieszysz się, że znów zobaczysz kogoś z rodziny?- zapytał kpiąc.- Wprowadźcie ją.- powiedział nie wiedzieć do kogo. Jednak później ją zobaczyłam. Nie rozumiała co się dzieje, ponieważ miała Mgłę.
-Hej Alice!- zawołała.
Tym razem się nie chciałam zatrzymywać. Chwyciłam za nóż, który był w kieszeni i podbiegłam do Dave. Zanim zorientował się co się dzieje już miał wielka szramę na ramieniu i odbita rękę na policzku. Strzał w dziesiątkę. Chwycił za swój miecz. Troy przyglądał się temu z szokiem.
-Alice co ty wyprawiasz?!!- usłyszałam jakby z oddali głos mamy.
-To co trzeba.- mruknęłam.
-Tak chcesz się bawić? Wiesz, że nie masz ze mną żadnych szans.
-Może masz racje, ale to teraz nieważne.
-Chcesz stracić matkę?
Wkurzył mnie. Zaatakowałam co skończyło się lekkim krwawieniem jego nogi. Teraz to on się wkurzył i musiałam się bronic. Im bardziej byłam zdenerwowana i przemawiała przeze mnie nienawiść tym lepiej mi szło.Jednak zbyt pewnie się poczułam i zdekoncentrowałam się. Skończyło się to zadraśnięciem i trochę krwi się polało,a przy okazji poczułam kopnięcie prądu. Synalek Zeusa. Upadlam. Już miałam jego miecz przy gardle. Ale ja w takich chwilach (pełna nienawiść) nigdy nie przegrywam. Kopnęłam go w łydkę. Upadl lecz zdążył mi zranić ramię. Podbiegł do mnie Troy i chwycił mnie za ręce z pełną siłą. Nie mogłam już dalej atakować. Dave powoli się podnosił, a reszta herosów, która nawet nie wiem kiedy weszła patrzyła na nas z przerażeniem. Moja matka była trzymana przez jednego z dzieci Aresa.
-Uspokój się!- syknął mi do ucha Troy.
Zacisnęłam zęby. Nadal czułam gniew. Może nie taką jak na początku, ale to nadal był gniew. Powoli odzyskiwałam oddech. Nie ukrywam- to nie było proste się nie dać zabić przez syna Zeusa. Spojrzałam na mamę. Miała oczy podobnie jak reszta- pełne przerażenia.
-Alice co tu się dzieję?- zapytała ze strachem.
Zignorowałam. Sztylet został na podłodze. Chyba się go pozbyłam na zawsze.
-Skąd ona wzięła ten sztylet?!- wrzasnął syn Zeusa i obracał gniewnie oczy, w których błyskały pioruny.
-Nie umiesz się domyślić?- prychnęłam.
Chyba znów go wkurzyłam. Ale tym razem opanował się.
-Zabierzcie ją. I sprawdźcie czy nie ma przy sobie czegoś innego.
Obrócił się na pięcie i poszedł na swój tron.
-Weźcie ją- powiedział Troy i wskazał na moją matkę.- A ty ze mną.
Nadal mnie trzymał. Tym razem nie chciał popełnić tego samego błędu co przedtem.
-Ciesz się, że cię nie zabił.
-Nawet by nie umiał.- powiedziałam z pogardą.
Przesadzili porywając moją mamę. Nie znoszę gdy ktoś naraża moją rodzinę lub przyjaciół. Próbkę tego co może się stać właśnie widzieliście. Przez moją głupotę najbliższa osoba jaką mam może zginąć. Nagle sobie coś uświadomiłam. Troy zaraz zacznie mnie przeszukiwać i wtedy znajdzie komórkę i wtedy Kevin nie będzie wiedzieć gdzie jest ich główna siedziba. A nie maiłam dużo czasu od niego to wyciągnąć, ponieważ staliśmy już w drzwiach.
-Jest tu gdzieś łazienka? Bo skoro jesteśmy pod ziemia to…
-Jest.
-Ale jak?- udałam zainteresowanie- przecież nie może tu być w pobliżu gdzieś zbiornika wodnego typu jezioro, zapora, rzeka.
-Jesteśmy bliżej niż myślisz Missisipi. Dlatego stąd się nie wydostaniesz. Jesteśmy otoczeni
tą rzeką.
Spojrzałam w jego oczy. Widać w nich było zmęczenie, bezsilność. Chyba nie spał od wielu dni.
-Jak to na rzece?- tym razem byłam serio zainteresowana.
-Właź.- powiedział.
Zaczął mnie przeszukiwać. Natrafił na drugi sztylet.
-Dużo tego jeszcze masz?- zapytał.
Właśnie dotknął komórki. Wyciągnął ją z kiszeni i ujrzał, że cały czas była włączona. Przeklął pod nosem i rzucił nią o ścianę. A taka była dobra. Chodź z drugiej strony i tak chyba by kasy zabrakło na więcej rozmów.
-Z kim rozmawiałaś?!!- krzyknął.
-Z przyjacielem. Coś nie tak?- udałam niewiniątko.
Pod panowaniem gniewu całkowicie zapomniał o tym aby sprawdzić pokój. Punkt dla mnie. Wyszedł trzaskając drzwiami i przekręcił klucz. Popatrzyłam na kawałeczki komórki.
-Szkoda- mruknęłam.
Wyciągnęłam mój trzeci sztylet. Musiałam go gdzieś schować. Prędzej czy później i tak by pokój przeszukali. Aż tak nie są głupi. Schowałam jednak do buta. Wiem, że tam też będą szukać, ale teraz się stąd wydostanę.
Spojrzałam przez dziurkę od klucza i zobaczyłam Troya i kilku jego przyjaciół. Musiałam teraz się wydostać. I mamę też. Tylko gdzie ona jest? Padłam zrezygnowana na łóżko. Wtedy usłyszałam z korytarza głos pewnego herosa:
-Troy, jest coś nie w porządku. Na wyspę przybył jakiś satyr. Lecz co bardziej nie pocieszające jest, że jest z nim kilku herosów. Nie wiemy jak wyglądają ani nic tylko wyczuwamy ich obecność. Satyra jednak znaleźliśmy. Mówi tylko, że zabłądził.
-To idziemy.- powiedział.
Usłyszałam jeszcze kroki na korytarzu i chwilę potem drętwą ciszę.
-Idealnie. Mają wyczucie czasu- mruknęłam.
Podeszłam do drzwi. Nikt za nimi nie stał. Wyciągnęłam wsuwkę z włosów i zaczęłam kombinować przy zamku. Długo mi to zajęło zanim drzwi się otworzyły. Może jednak Kevin mnie czegoś nauczył? Uśmiechnęłam się sama do siebie. Wyszłam na korytarz. Puściuteńki. Moje zadanie było proste: odnaleźć mamę, tego satyra i kumpli i uciekać. Łatwizna. Najpierw postanowiłam poszukać mamy. Pewnie gdzieś będzie w pobliżu sali tronowej. Nie poprawiło mi to humoru. Ani trochę. Szłam już obok pokoi z potworami. Nagle się zatrzymałam i spojrzałam w bok za szybę. Tam była moja mama, a obok niej stało dwóch herosów. Wyciągnęłam sztylet i powoli podchodziłam do drzwi. Lecz ona jak na zawołanie otworzyły się z hukiem tuż przed moim nosem i wybiegł jeden z chłopaków pilnujących mamy. Ja stałam pod murem za drzwiami, więc „kolega” mnie nie zobaczył. Drzwi powoli się zamykały, więc niepostrzeżenie wślizgnęłam się do pokoju i skryłam się za jakimś fotelem. Postanowiłam teraz wyjść i zaatakować z zaskoczenia. Kiedy chłopak przechodził obok mojej kryjówki ja napadłam na niego ze sztyletem od tyłu.
-Co się dzieje?- zapytał zaskoczony i oszołomiony.
-Siedź cicho!- powiedziałam.
Na szczęście posłuchał.
-Alice!- krzyknęła mama.
-Cicho mamo. Później ci to wyjaśnię, bo teraz nie ma czasu.
-Mam prawo żądać odpowiedzi! Nie było cię chyba 3 tygodnie! Zero wiadomości od ciebie! Cały stan się poszukuje! Myślałam, że nie żyjesz.
-Zaraz obie nie będziemy żyć jak mi nie pomożesz.
Przywiązałam chłopaka do fotelu i nakleiłam mu taśmę na usta, którą znalazłam leżącą przy drzwiach. Nie wyglądał na zadowolonego. Kto by był.
-Idziemy.- powiedziałam do mamy.- Zaraz przyjdzie ten drugi.
O dziwo poszła.
-Słuchaj: to co się tu dzieje nie jest normalne. Nie mogę ci wszystkiego wyjaśnić, bo sama wszystkiego nie wiem. Wydostaniemy się stąd i pojedziesz od cioci Ginewry. Tam nie będziesz nigdzie wychodziła i do nikogo nie dzwoniła. Wiem, że to dziwne, że córka wydaje rozkazy mamie, ale to teraz nieważne, bo dziś to JA mam rację. Dobrze?
– Ale…
-Mamo! Możemy stracić życie jak mnie nie posłuchasz! To naprawdę ważne!
-Spoko! Ale przynajmniej powiedz mi co się dzieje!?
Nie wytrzymałam. Skoro tak chciała wiedzieć to jej powiem.
-Wierzysz w bogów greckich?
-Dobrze się czujesz?- zapytała mama.
-No właśnie!
Najpierw uwierz w bogów greckich, a później ci wszystko wyjaśnię.
I pobiegłyśmy dalej. Już więcej o nic nie pytała.
-Gdzie w ogóle biegniemy?
-Na górę. Wyjdziemy z podziemi i skryjesz się za drzewem, ale daleko, daleko stąd. Ja wrócę po kolegę.
Już byłyśmy na schodach kiedy usłyszałam głosy z dołu.
-Szybciej- szepnęłam do mamy.- Nie wychylaj się i nic nie mów.
Na szczęście herosi nas nie usłyszeli, a my już wychodziłyśmy na zewnątrz.
-Skryj się gdzieś, a jak ci się uda to wydostań się z wyspy. Pa!
I pobiegłam z powrotem po satyra.
Zarąbiste! I dłuuugie! Ona jest chyba nieco do mnie podobna (ślad łapeczki na policzku w ramach prezentu). Parę błędów składniowych, ale poza tym czyściuteńko.
Suuuuperaśne!! zgadzam się z Arachne.
Czasami jest to takie proste, prawda?
Czasami jest to takie proste, prawda?
co jest takie proste, rolette?? nie rozumiem…
ale wracając do opowiadania, to (jak zawsze) świetne. robi się coraz ciekawiej. te wszystkie ucieczki, sposoby pokonywania tych herosów… w życiu bym czegoś tak genialnego nie wymyśliła…
genialne robi sie coraz lepsze