Rozdział 6: Mała zmiana planów
.
Mniej więcej przed świtem zsiedliśmy z Cerbera pod murami pałacu tytanów. Nie powiem żeby była to najprzyjemniejsza jazda w moim życiu. Rose podeszła do pierwszego z brzegu posągu, przedstawiającego Kronosa i pogładziła go w zamyśleniu opuszkami palców. Piekielny pies podszedł i trącił ją środkowym nosem. Odwróciła się, uśmiechnęła nostalgicznie po czym pogłaskała każdy psi łeb. Brytan zamachał przyjaźnie ogonem wielkości sporej kłody i ruszył w mrok. Miałem wrażenie, że po zetknięciu z cieniem wyparował.
– W porządku- zaczęła konspiracyjnym szeptem- Annabeth, załóż swoją czapkę i spróbuj podsłuchać ich plany. Razem z Percym pójdziemy oszacować liczbę wojsk i może uda nam się znaleźć Kronosa. To jest nasz punkt awaryjny. Gdyby coś się działo biegniemy tutaj- spojrzeliśmy na nią lekko zdziwieni bo niby w jaki sposób mamy stąd uciec w razie zagrożenia. Chyba nie przez Ogród Hesperyd…- Spokojnie, będzie pomoc, nie martwcie się. Gdyby któreś z nas usłyszało, że drugie ma kłopoty to biegniemy na ratunek. Ok? Super. Idziemy- skończyła po czym nerwowo pogładziła gwizdek, który zawsze wisiał na jej łańcuszku. Mijając mury zauważyłem jeszcze, że na posągu Pana Czasu pojawił się szmaragd wielkości mojej pięści. Dziwne…
Z początku nie napotkaliśmy żadnych wrogów. Każdy szmer przyprawiał mnie o palpitacje serca. Moja towarzyszka natomiast szła spokojnie z szeroko otwartymi, płonącymi entuzjazmem i energią, jak zawsze, zielonymi oczami. Poczułem, że jest to względnie dobry moment na zadawanie pytań. Wiele spraw mnie nurtowało. Chciałem najpierw porozmawiać o tym z córką Ateny, ale teraz kiedy jej nie było, nadarzała się idealna okazja na szczerą rozmowę. Zadałem pierwsze pytanie jakie przyszło mi do głowy.
– Rose, skąd wiedziałaś o czapce Annabeth? No wiesz, prezencie od jej mamy?- mój głos brzmiał przerażająco we wszechogarniającej ciszy, którą mąciły tylko nasze kroki i oddechy.
– Pewien chłopak z domku Hermesa mi powiedział- odpowiedziała, ale głos jej zadrżał.
– A mogę Ci zadać jeszcze kilka pytań?- spytałem profilaktycznie. Kiwnęła głową w odpowiedzi- Jak Ci się udało tyle czasu przeżyć bez ataku potworów? Naprawdę nigdy o niczym nie wiedziałaś i nic dziwnego Ci się nie przytrafiało?
Westchnęła i już miała odpowiedzieć, kiedy zza roku wyszła grupa telchinów. Zaatakowaliśmy, zanim nas zauważyli. Musiałem przyznać, że jak na kogoś kto nigdy nie trenował na Obozie Herosów, Rosalie walczyła naprawdę dobrze. Może nie posługiwała się sztyletem jak mistrz szermierki- mimowolnie pomyślałem o kimś, co wcale nie pomogło mi w walce- ale podchodziła blisko, nie bała się, atakowała szybko i sprawnie. Ale to nie broń sprawiała, że walczyła tak spektakularnie. Podbiegała do wroga, po drodze wykonując złożone gimnastyczne „cosie”, które zazwyczaj robią tylko cheerleaderki na zawodach i wtedy atakowała. Potwory były tak zdezorientowane, że po chwili pozostała z nich tylko kupka potwornych prochów, które zabrał pierwszy podmuch wiatru.
Nie miałem już okazji zadać dziewczynie więcej pytań, gdyż po pierwszej grupie potworów nadchodziła następna. Ja zająłem się Lajstrygonami, a Rose wzięła na siebie piekielne ogary. Dziwne, ale bardzo łatwo je rozpraszała i niszczyła- jakby w jej obecności traciły trochę mocy, stawały się słabsze. W pewnym momencie zauważyłem również, że wiele potworów znika bez zetknięcia z naszą bronią. Zagadka rozwiązała się sama kiedy Annabeth zdjęła swoją magiczną baseballówkę. Rozejrzałem się dookoła gdzie przed chwilą walczyliśmy. Po potworach w swojej pełnej postaci nie zostało ani śladu, jedynie proch. Poszliśmy więc dalej.
– Annabeth, czego się dowiedziałaś?- szepnęła Rose, kiedy stanęliśmy przed placem.
– Podsłuchałam rozmowę dwóch drakain- odszepnęła- Podobno Kronosa nie ma od kilku godzin- zabrał armię i zniknął…
– Na pewno wyruszył na Olimp! Chyba, że… Chyba, że najpierw postanowi nas osłabić. Oczywiście naraziłby swoje wojsko na duże straty, ale kiedy Bogowie będą zajęci czym innym, to ich siedziba pozostanie bez opieki. Musimy ustalić gdzie się znajduje i ostrzec obóz…
– Tak, ale jak niby mamy go znaleźć?- spytałem nieco rozdrażniony. To było niewykonalne. Mógł być absolutnie wszędzie.
– Spytamy Nica albo Thalię- oni na pewno coś wiedzą- odpowiedziała beztrosko. Po kilku sekundach załapałem, że przecież ona nie zna Thalii.
– No to gdzie teraz?- spytałem nieco niegrzecznym tonem stanąwszy po środku placu.
– Zrobimy sobie mały przystanek przed drogą do obozu, a potem pojedziemy nad Long Island.
– Jaki przystanek?- zapytała Annabeth.
– W Connecticut- odpowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem.
CDN
jak zawsze genialne
boskie, czekam na cd 😉
Herosowe! Gimnastyczne cosie! ZAJE! Pisz dalej!
Mnie tam bardzo się podobało. Ta Rose to robi się coraz bardziej tajemnicza Ciekawa jestem, co tak ukrywa. I skąd tyle wie.
A te jej akrobacje to mi się bardzo podobają, niezła metoda walki!
Mam tylko takie jedno zastrzeżenie – ta misja to im strasznie łatwo poszła, a w końcu nie należała do najłatwiejszych. Ale może za tym coś się kryje, a ja o tym nic nie wiem… W każdym razie fajnie by było gdyby przy następnej akcji było więcej komplikacji. Ale to tylko taka sugestia…
nie zgadzam się z przedmówcą ( po części)
– owszem poszła im ta misja zbyt łatwo , ale zero więcej komplikacji ta Rose robi się za bardzo tajemnicza! już nie mogę się doczekać kolejnych części! a poza tym opowiadanie jest zaje…, herosowe oskie, fantastyczne i.t.d
CUDOWNE!! Nie mogę się doczekać CD!!
fajne