Rozdział 11:Czekam na cud
.
Podczas kolacji patrzyłem smętnie przed siebie. Właściwie miałem nadzieję, że tak właśnie wyglądam, bo w rzeczywistości patrzyłem na Annabeth. Siedziała przy stoliku ze swoim rodzeństwem, jak zwykle. Nigdy jakoś uważniej jej się nie przyglądałem. To znaczy patrzyłem na nią i to często, ale nie dostrzegłem wcześniej, że tego lata wyglądała inaczej. Była mniej więcej mojego wzrostu, opaliła się i miała dłuższe blond włosy niż zazwyczaj. Była jakaś taka… No, zawsze była ładna, ale teraz była naprawdę piękna. Spojrzała w moją stronę więc odwróciłem się. Jedyną alternatywą był stolik Hermesa. Z niego z kolei spoglądała na mnie Rose. Opierała się łokciami o stół i patrzyła na mnie pobłażliwie, jak rodzic patrzy na dziecko tarzające się ze złości po podłodze, myśląc w duchu jakie jest naiwne i głupie. Zirytowany podszedłem do ognia żeby oddać ofiarę bogom i wyszedłem na dwór, nad wodę. Patrzenie na fale zawsze mnie uspokajało. Właściwie nie wiem o co mi chodziło. Nic się przez ostatnią godzinę nie zmieniło. Chwilę później usłyszałem, że ktoś siada na piasku koło mnie. Była to córka Ateny. Wielkie dzięki Afrodyto, że mi tak bardzo ułatwiasz życie!
– Percy, przepraszam, że tak wybuchłam- odezwała się wpatrując w wodę- To było głupie z mojej strony.
– Nie masz za co przepraszać- chciałem dodać: „gdybyś ty z jakimś chłopakiem zniknęła w lesie to też bym dostał piany”, ale ugryzłem się w język. Zebrałem się na odwagę- Słuchaj, Annabeth czy możemy pogadać?
– Zawsze możemy. A jest to coś na tyle poważnego, że musisz pytać o pozwolenie?- spytała wcale mi nie pomagając.
– Tak. Bo wiesz, ja…- przerwał mi dźwięk konchy. Chejron pewnie zwołał zebranie grupowych. Annebeth wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę nowej nieformalnej kwatery głównej działań wojennych czyli altany Wielkiego Domu. Może i nie było to idealne miejsce na takie narady, ale łatwo było stamtąd uciec i nic nie można było zniszczyć. To znaczyło, że musieliśmy naszą rozmowę przełożyć na później. Świetnie…
Zebrali się już wszyscy, nawet Rose, jako nieformalna grupowa niezbudowanego jeszcze domku Hadesa. Wiem, że nic takiego jeszcze nie było zaplanowane, ale dziewczyna miała zamiar to zmienić.
– Niestety nie mam żadnych dobrych wiadomości- zaczął centaur- Tyfon sieje coraz większe spustoszenie i zbliża się do Nowego Jorku, a bogowie słabną. Dlatego muszę was poprosić o dawanie dodatkowych lekcji i werbowanie nowych wojowników. Wy troje musicie wybrać kilku obozowiczów ze swoich domków do wyjazdu w teren- zwrócił się do Sileny i braci Hood- Charles i Clariss, was muszę poprosić o intensywniejsze treningi i pracę. Wiem, że dajecie z siebie wszystko, ale mamy mało czasu. Rose, Annabeth i Percy- tym razem spojrzał na nas, tym wzrokiem, który widział już wszystko- pojedziecie do Nowego Jorku, żeby dowiedzieć się co knuje Kronos. Tam ma jeden z obozów treningowych. Poprzednim razem was zaskoczył, ale tym razem mu się nie uda. Będziecie składać raporty na bieżąco przez iryfon. Do dzieła- zakończył i pokłusował na zajęcia z łucznictwa dla początkujących.
Nie byłem zadowolony po tej naradzie. Przydział obowiązków oznaczał, iż ostateczne starcie jest blisko. Poza tym wciąż nie znałem przepowiedni. Do moich urodzin pozostały trzy tygodnie. Mało czasu żeby zapobiec zagładzie Olimpu.
Następnego popołudnia byliśmy już w Nowym Jorku. Przechodnie jak zwykle pędzili gdzieś na spotkanie, bezpańskie psy buszowały w śmieciach a potwory z mitologii greckiej żyły wśród niczego niepodejrzewających śmiertelników. Normalka.
– To gdzie jest ten obóz?- spytała córka Ateny.
– Po drugiej stronie rzeki Hudson- odpowiedziała Rose wpatrując się w mapę- Percy, mam nadzieję, że nas przeprawisz przez wodę, co?- przytaknąłem. Ruszyliśmy.
Po drodze natknęliśmy się na kilka drakani, raz nawet wydawało mi się, że dostrzegłem cyklopa, ale mimo to bez problemów dotarliśmy nad rzekę. Jako syn Posejdona, potrafiłem oddychać pod wodą, widzieć na dużej głębokości, przeżyć wysokie ciśnienie, a moje ciuchy zawsze były suche, chyba, że chciałem inaczej. Kiedy wszyscy znaleźliśmy się w wodzie stworzyłem coś w rodzaju wielkiej bańki i kazałem prądom nieść nas na drugi brzeg. Woda była niesamowicie brudna, nie wyobrażałem sobie żeby coś magicznego, a tym bardziej zwyczajnego mogłoby tu mieszkać. Nereidy pewnie dostałyby zawału.
Obóz tytanów umiejscowiony był w starych magazynach. Były tam prowizoryczne tory przeszkód, manekiny w obozowych koszulkach, mała zbrojownia, niewielki szpital i wiele prostych noclegów. Nikt nie pilnował granic, nikt nas nawet nie zauważył. Minęliśmy pierwszy magazyn i naszym oczom ukazała się wielka armia potworów. Najwyraźniej była teraz pora obiadowa, bo wszyscy siedzieli na ziemi i obgryzali coś… Sam nie wiem co to było, ale raczej nie podejrzewałem, żeby przerzucili się na wegetarianizm. Ich były może tysiące, a nas troje. Problem numer jeden.
– Nie jest zbyt dobrze…- wyszeptała zdołowana córka Hadesa- Annabeth może założyć swoją baseballówkę, ja zamienić się w cień na jakiś czas, ale ty Percy…- patrzyła na mnie wyraźnie zmartwiona, opracowując w głowie plan działania. Po chwili ustaliliśmy, że rozdzielimy się i postaramy odgadnąć ich plany. W miarę możliwości może uda nam się zniszczyć kilkudziesięciu przeciwników, ale to i tak będzie tyle co nic.
Poszedłem w stronę zbrojowni, Annaneth ruszyła do małego szpitala, a córka Hadesa odbiegła w stronę noclegów. Zezując na boki wkradłem się do blaszanego magazynu i schowałem się za wielkim piecem. Niepewnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Pracowało w nim wielu talchinów. Wykuwali zbroje, miecze i inne spiżowe przedmioty. Jeden z nich westchnął ciężko i usiadł na drewnianym stołku, który po chwili załamał się pod jego ciężarem. Skrzywił się wstając, po czym potarł bolące siedzenie.
– Mam już tego dosyć- wyżalił się współpracownikom- Harujemy to już bogowie wiedzą ile czasu! Kiedy Kronos wezwie nas do walki? Mamy dosyć tego czekania! Chcemy wreszcie obalić Olimp!
– Spokojnie przyjacielu- uspokoił go drugi- Wojna rozpocznie się lada dzień. Pan Czasu mówił, że musimy być perfekcyjnie przygotowani żeby wygrać- nagle podniósł głowę- Słyszeliście coś?- potwory zaczęły przytakiwać, więc cicho wyszedłem ze zbrojowni i wślizgnąłem się do najbliższego magazynu. Okazało się, że wszedłem do siedzimy Kronosa. Na szczęście nie było go w środku. Zastałem za to kilka drakain, więc szybko zapoznałem je z moim mieczem. I tu pojawiło się pytanie: Zostać i walczyć czy iść dalej? Los najwyraźniej wybrał za mnie bo usłyszałem głos zimny jak stal, tuż za moimi plecami:
– Witam ponownie Percy Jacksonie- odwróciłem się do wroga. Wyglądał jak zwykły nastolatek. Przystojny, wysoki blondyn spoglądał na mnie prawie tak samo jak pięć lat temu kiedy przybyłem do obozu. Z tą różnicą, że tym razem uśmiechał się pogardliwie i nie patrzył na mnie tymi samymi niebieskimi oczami co kiedyś. Jego oczy były złote i zdradzały kim był. Kronos, Pan Czasu.
Pstryknął palcami i z drzwi po przeciwnej stronie wyszła grupa Lajstrygonów prowadząca dwie osoby. Na nasze nieszczęście znałem je. Annabeth patrzyła na mnie przepraszająco, nie zaszczyciwszy ciała swojego dawnego przyjaciela choćby spojrzeniem. Za to Rose wpatrywała się w niego z bólem. Powoli jej oczy zrobiły się szkliste i pierwsza łza spłynęła po policzku córki Hadesa. Wbiła spojrzenie w swoje buty, a słony płyn kapał na ziemię. W głowie zacząłem się modlić do wszystkich bogów jakich pamiętałem. Nawet do Pana D. Nagle wpadłem na pewien pomysł. Ostatnia deska ratunku. Nabrałem powietrza do płuc i zagwizdałem trzy razy najgłośniej jak potrafiłem. Pan Tytanów parsknął śmiechem, a w jego ręku pojawił się magiczny sierp. Na sam jego widok nogi się pode mną ugięły. Nie miałem szans. Czy właśnie tak miałem zginąć? Tylu rzeczy jeszcze nie widziałem, tylu nie doświadczyłem! Zacisnąłem powieki w oczekiwaniu na cud. I…
CDN
Proszę o opis i grafikę do The Best Of
Buhahaha! Sweet! <3
Ale TELCHIN, nie talchin.
I trochę nie pasuje mi to zachowanie Annabeth pod koniec (jak nie spojrzała na Luke'a). Ona przecież do końca starała się go "nawrócić". Ale zakończenie trzyma w napięciu. SOOOOOPER!
No, ten rozdział to mi się podobał, chociaż zgadzam się z Arachne, że zachowanie Annabeth przy spotkaniu z byłym przyjacielem nie do końca mi pasuje. Ale i tak było bardzo fajnie!
I tekst o nereidach to mnie powalił 😉
Niezły moment na zakończenie :). Opowiadanie super 😀
no… muzaaa..xd ma rację. genialnie zakończyłaś. czekam na dalsze i gratuluję The Best Of…
fajne zakonczenie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ej szkoda że przerwałeś w takim momencie