Spojrzałam rozkojarzona na mapę. Jeśli dobrze wyliczyłam to powinniśmy złapać ich…
– Tutaj – mruknęłam do siebie zaznaczając podany punkt czarnym iksem.
Uśmiechnęłam się do siebie. W końcu uda mi się ich dostać! Boże, jak ja ich nienawidziłam… znaczy się tego Jacksona. Od roku nie mogę go złapać i zawsze mi się wywija.
Na dodatek przez niego straciłam możliwość do porozmawiania z Ann, która nadal uważa, iż nie żyję. No dobra, nie czuję się z tym za dobrze, ale to tylko drobny szczegół.
Grover też nie powinien być aż tak głupi. W sumie to od zawsze wiedziałam, że będzie stał po stronie bogów, ale… A w sumie to i tak go nie lubiłam.
Tylko ta sprawa z Ann… W końcu to ja ją znalazłam, to ja miałam się nią opiekować, tak jej kiedyś obiecałam. A później zaczęła się ta cała heca ze mną jako córką Hadesa w roli głównej.
W sumie to z tatą też nie rozmawiałam przez dłuższy czas. No tak, w końcu on jest bogiem, a ja tylko marną półboginią, jednak powinien mi chociaż złożyć jakieś życzenia czy coś. Pozostawmy to bez komentarza.
– Jeszcze tu siedzisz?
Podskoczyłam na krześle, instynktownie szukając swojego miecza. W sumie to nigdy nie byłam dobra w walce wręcz, wolałam używać swoich zdolności, co wyjątkowo nie odpowiadało Luke’owi.
– Tak, a coś się stało? – spytałam buntowniczo. Na twarzy Matta pojawił się perfidny uśmieszek. W tym momencie naprawdę miał coś ze swojego ojca.
– Nie, po prostu normalne osoby śpią o godzinie – spojrzał na zegarek – czwartej trzydzieści dwa.
– Ja przecież nie jestem normalną dziewczyną, skarbie – zaśmiałam się składając mapę i wkładając ją do szafki w stoliku. – Tu się ważą losy wojny, Matt.
Ostatnie słowa powiedziałam już trochę poważniejszym tonem. On jakby przygasł.
– Wiem, Erin. Chociaż nadal uważam, że powinnaś dać wolną rękę Luke’owi. Raczej tego nie zrozumiesz, ale… – zawahał się. Wiedział, że nie zmienię zdania, a i tak próbował mnie powstrzymać. Jakież to słodkie! No dobra, w ogóle nie było, jednak to tylko drobny szczegół.
– Nie zostawię tego w takim stanie. To ja to wszystko rozpoczęłam – stwierdziłam cicho i wstałam, mając zamiar wyjść z pokoju. Powstrzymał mnie, zagradzając swoim ciałem drzwi. – Udało ci się. Przerwałeś moją pracę, chcesz coś jeszcze?
– Nie. Uwielbiam jak masz tę minę – stwierdził, a ja parsknęłam śmiechem i pocałowałam go. Bo na swój sposób go kochałam.
***
Nigdy nie lubiłam San Francisco. Jakoś tak wyszło, zresztą pewnie dlatego, iż moja matka uwielbiała to miasto.
Nie widziałam jej samej od dziewięciu lat. Odkąd wysłała mnie do tej szkoły, bo chciała zapomnieć o poprzednim życiu. I chyba jej się udało na te kilka lat. Bo pewnego dnia sama pozbawiłam ją życia. Nie obchodziła mnie postawa ojca, który najwyraźniej nie chciał, abym zabijała jego kochankę. Zresztą po jakimś czasie pogratulował mi sposobu uśmiercania. Od zawsze był dziwny, nigdy nie wiedziałam, jak zareaguje na kolejne żądania.
Lubiłam go. Może nie kochałam czy nie czułam respektu jak większość dzieci, ale szanowałam go. Zdawałam sobie sprawę z tego, iż tak naprawdę nigdy się mną nie przejmował. Przecież przez te tysiąclecia miał kilkaset tysięcy dzieciaków, więc nie miałam do niego żadnych pretensji.
– Jak tam nasz plan? – spytał blondyn wchodząc do pomieszczenia. Ja oczywiście siedziałam przy biurku i patrzyłam na chodzącego po ścianie pająka.
Pstryknęłam palcami i pająk zwinął się w kulkę. Upadł na ziemię, a ja byłam pewna, iż został uśmiercony.
Luke skrzywił się.
– Wiesz, że nie lubię jak tak robisz – rzekł siadając obok mnie, a ja popatrzyłam na niego z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Dlatego to robię – zaśmiałam się. – Co do planu, to powinien się powieść. Ten dzieciak za kilka godzin przestanie być dla nas problemem. Pozostaje tylko jedna sprawa. Thalia.
– Boję się – rzekł tak cicho, że ledwo go dosłyszałam. – Boję się, że ona nie zrozumie.
W tym momencie wyglądał jak zwyczajny nastolatek, który przejmuje się przyziemnymi sprawami, a nie jak półbóg, który stał po stronie zła.
Rozumiałam go. Z tego, co udało mi się wywnioskować, to tylko dlatego przyłączył się do Pana Czasu. Chciał aby odczarowano Thalię, którą zawsze lubił. Miał nadzieję, że dziewczyna go zrozumie i będzie razem z nami walczyła.
W sumie to ja też tego chciałam. Może i kiedyś byłyśmy wrogami, ale odkąd znalazłam Ann, wszystko się zmieniło. Zresztą pod koniec walczyła razem ze mną, aby uratować przyjaciół. Czasem brakowało mi jej narzekań czy idiotycznych docinek. Chciałam, aby była. I tylko tyle.
Położyłam blondynowi rękę na ramieniu. Nie odtrącił mnie, jak zwykle to robił. Teraz po prostu jeszcze raz westchnął. Yyy…. nigdy nie umiałam nikogo pocieszać. Pewnie dlatego nikt mnie o to nie prosił.
– Thalia to mądra dziewczyna – powiedziałam starannie dobierając słowa. Nie no, czemu to było takie trudne? Oczywiście znałam odpowiedź. Bo nie umiałam być miła, pomocna czy dobra. Ja kochałam wszystkie negatywne cechy i dobrze mi się z tym żyło. – Na pewno wybierze właściwie.
Wydał się uspokojony. Chyba.
Resztę dnia spędziłam z Mattem. Zawsze lubiłam jego towarzystwo, a od jakiegoś czasu więź między nami się pogłębiała.
To właśnie przy nim na mojej twarzy pojawiał się uśmiech i zapominałam o całym świecie. O tym, że Kronos był coraz bardziej zdenerwowany naszymi próbami zabicia Jacksona. O tym, iż mój ojciec nie odezwał się do mnie do roku i nie podał powodu.
Cóż, ciekawa z nas była para. Córka Hadesa i syn Aresa. Chociaż naprawdę wiele nas łączyło. Oboje kochaliśmy ciemną stronę i nie lubiliśmy tych wszystkich, którzy chcieli kontrolować nasze życie.
On sam uczęszczał do obozu, ale pewnego dnia zaatakował go jeden z potworów, gdy był na misji. Spotkałam go, gdy jego dusza wędrowała do Hadesu i postanowiłam spróbować go zawrócić udało mi się. Od tamtego czasu miał bliznę na klatce piersiowej o kształcie spirali.
Zawsze był mi za to wdzięczny. Pomijając fakt, że powinien być martwy, to był całkowicie normalnym herosem. To przez niego pierwszy raz w życiu pokłóciłam się z ojcem. I jakoś jeszcze żyłam, więc chyba za mocno się na mnie nie zdenerwował.
– Co zrobimy, gdy wygramy tę wojnę? – zapytał bawiąc się moimi czarnymi włosami. Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzą, bo nigdy nad tym nie pomyślałam. Zawsze było tylko uczucie, że musimy wygrać tę bitwę między bogami a tytanami, aby zapłacili za swoje czyny.
– Nie mam pojęcia. Coś się wymyśli, chociaż nie wyobrażam sobie nas w jednorodzinnym domku z dwójką dzieci – stwierdziłam retorycznie, a on zaśmiał się.
– Tak… to na pewno się nie zdarzy, ale…
Jego odpowiedź przerwał Luke, który wszedł do pokoju. Chwilę patrzył na nas. No może wyglądałam dziwnie, bo leżałam na moim chłopaku, ale na Zeusa! Mam przecież dwadzieścia lat!
Matt nie wydawał się przejęty. Owszem lubił blondyna na swój sposób, bo tylko z nim mógł porozmawiać, gdy zamykałam się w gabinecie, aby obmyślać kolejne plany zemsty na olimpijczykach.
– Coś się stało?
Blondyn chyba przypomniał sobie, jaki był powód jego przybycia, bo wydał się trochę zmieszany.
– Wróci…
– ŻE CO? – krzyknęłam gwałtownie wstając z Matta, który spadł na podłogę. Trudno, nareszcie się udało!
Wybiegłam z pokoju i już miałam wbiec do groty, gdy ze zgrozą zauważyłam, kogo trzymał ten idiota.
Z pewnością nie był to Perseusz Jackson. Za to od razu poznałam tę postać. Jęknęłam cicho i powoli zaczęłam się wycofywać, aby mnie nie zauważyli.
Na środku groty stała upokorzona i wystraszona Annabeth Chase.
boskie!
WOW !!!!
Zabiła pająka! NIE WYBACZĘ!!!!!!!!!!!!!!
A poza pająkiem supcio. 😉
To jest najlepsze opowiadanie na tej stronie…!!!!!!1
pytanko kto ją trzymal?! tego nie rozumiem ale reszta fajna
boskie ! ! !
mi tam się podoba.
To jest najlepsze opowiadanie. Gdy czytam niektóre to straszne rzucają się w oczy błędy interpunkcujne, a tu… nic. Nie jestem wyśmienitą polonistką, ale moim zdaniem świetnie piszesz;)
cd proszę
Było genialne. Czekam na ciąg dalszy.
Uwielbiam 😀
woooooow