BEZNADZIEJNY BAL
.
Było już po lekcjach. Na szczęście. Ale. No właśnie „ale”. Dzisiaj jest ten głupi bal. Mam pomysł. Wezmę sobie książkę i poczytam. Puk, Puk. Usłyszałam, że ktoś puka do drzwi. Przeszłam przez nieposprzątany pokój i otworzyłam drzwi. Nikogo tam nie było. Wyjrzałam za drzwi i się obejrzałam. Pustka. Nikogo nie był na korytarzu. Spojrzałam w dół na wycieraczkę. Leżała na niej książka. Jak tak na nią patrzałam to musiała być strasznie stara. Rogi były w złocie, a okładka z wysuszonej skóry. Podniosłam ją. Z tyłu było napisane na złoto „μαγεία” potem litery zafalowały i ułożyły się w słowo „magia”. Z przodu było coś jeszcze. Również po nieznanym mi tekście,
„Ξόρκια και σωστά ελληνικά”.
Znów litery pofalowały i ułożyły się w „Zaklęcia i czary greckie”.
Coś nowego, na niej nie było żadnej karteczki lub czegoś. Wiem, że to nie było mądre, ale wzięłam książkę. Otworzyłam książkę na samym początku. Na początku był napis „Czasem światło nie jest dobre, a ciemność zła”. Otworzyłam książkę na środku. Trafiłam na grecki . Był to jakiś czar. Było napisane:
„δάχτυλά σας δεδομένου ότι οι δύο λεπίδες
Steel καταστρέψει τον ουρανό
αλλά μόνο σε μίσος
αισθάνομαι τη δύναμή τους”
Przeczytałam to, sama nie wiedząc jak.Z moich ust zabrzmiało to jak bełkot nie normalnej. A potem pismo zafalowało i zmieniło się w:
„palce twoje jak ostrza dwa
stal niebiańską zniszczą
ale tylko w nienawiści
poczujesz ich moc”
Przyjemnie ciarki przeciekły mnie po plecach, rękach i nogach. Zatrzasnęłam drzwi i przeszłam do szafki. Po drodze przeszłam koło lustra w łazience. Włosy stały mi dęba!!!. Dosłownie. Tylko parę włosów było na swoim miejscu. Szybko rzuciłam książkę na moje gigantyczne łóżko z czarno-czerwoną satynową poszewką. Wzięłam moją gigantyczna szczotkę i zaczęłam czesać moje elektryczne włosy. Powoli zaczęły opadać na swoje miejsce, ale coś było nie tak. Spojrzałam na nie jeszcze raz. O kurka. Były z 10 centymetrów dłuższe niż przedtem. Jak to do cholery mogło się stać. Spojrzałam na zegarek na umywalce. Była 18:50. Za 10 minut miał się zacząć bal. Co ja mogłam robić. Podeszłam do mojej szafy. Zdjęłam moją idiotyczną spódniczkę i mundurek. Za to wzięłam czarne rurki z autografem „My Chemical Romance” i koszulkę z długim rękawem z różową czaszką. Był fajna. Wzięłam trampki. byłam już ubrana, ale poszłam poprawić jeszcze moje włosy, które przedłużyły się jakieś 10 centymetrów. No dobra. Musiałam już iść. Wzięłam szybko nową książkę. Zamknęłam drzwi. Jak szłam korytarzem nikt nie wychodził. Pewnie wszyscy wyszli jakie pół godziny przed. Zeszłam szybko po schodach. Po drodze zobaczyłam zakonnicę. A dokładniej dwie. Stały przy drzwiach z wielkimi linijkami. Spojrzały na mnie wilkiem. Przerażały mnie one. Wyglądały nie jak anioły w ludzkiej postaci, ale jak diabły. Oczy miały przeraźliwie zielone. Nie takie jak Dyllan, one jakby nie patrzały na mnie, ale jakby we mnie. Jakby coś widziały. Szybko przeszłam przez korytarz do sali głównej. Tam odbywał się bal. Gdy tylko weszłam od razu zapachniało tandetą. Nad wejściem była powieszona tablica. Było tam napisane „Zakaz kontaktu z uczennicami”. Żenada. Sala też taka była. Było widać, że księża nic prawie nie zrobili. Po prostu poobrzucali podłogę brokatem, a na okna po przywieszali serpentyny. Były stoły i krzesła, a sala jakby podzielona na dwie części. Po jednej dziewczyny, a po drugiej chłopacy. Był też magnetofon. Puszczali jakąś muzykę z lat 70. a i tak wszyscy tańczyli jak głupi. A szczególnie ta małpa. Elly. Miała na sobie najdroższe, ale do tego najbardziej kiczowate rurki.A na nie różowy top z ZARA. Miała tak strasznie kręcone włosy jakby cała szopa rudych włosów była utworzona w jedną kulę. Wyglądała jakby z lat 60. Pasowała do tego wszystkiego. Ja za to wolałam posiedzieć sobie w kącie na krześle. Przysiadłam. Podsunęłam nogi pod siebie. Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze i jakby wszystko wokół mnie wycichło. Jakbym weszła w strefę ciszy. Jakbym stworzyła bańkę dźwiękoszczelną. Otworzyłam książkę. I tak się zaczytałam. Nie wiem ile minęło, ale jakby z pół godziny, ale jak zwykle musiało coś się zepsuć. Jedyną osobą jaka to było to mogła być Elly. Przebiła moją kochaną bańkę swoją osobą. Stanęła przede mną. Na początku patrzyła na mnie swoimi tępymi i chytrymi oczkami. Założyła splątane ręce na piersi i się odezwała:
-Co tam dziwolągu- odezwała się i po tym roześmiała się, a za nią cała sala się śmiała- kiedy w końcu po ciebie kosmici przylecą?
-Kiedy ty zmądrzejesz, czyli nigdy – powiedziałam i posłałam jej spojrzenie pełne pogardy dla jej zachowania.
Zamiast się odezwać to zamachnęła się ręką i szybkim ruchem zabrała mi książkę. Ja szybko odskoczyłam od krzesła i powiedziałam:
-Oddawaj to orangutanie!
-A co mi zrobisz – powiedziała to i przebiegła na drugą stronę sali, zaczęła przeglądać strony – co to? Znów zaczniesz uprawiać wudu
Kiedy to powiedziała zaśmiała się najgorszym mi słyszalnym śmiechem. Przeszłam przez salę spokojnym krokiem, ale stanowczym patrząc na nią wilkiem. Pchałam każdego kto stanął mi na drodze. Jak byłam coraz bliżej mina Elly zaczęła się zmieniać z chytrej i rozbawionej miny na mówiącą „chyba se żartujesz”. Gdy już stanęłam na przeciwko niej odebrałam stanowczym ruchem jej moją książkę. Elly już chciała coś powiedzieć, ale jej przeszkodziłam.
-Do laleczki wudu potrzeba kosmyka włosów – i teatralnym ruchem ręki uformował palce w nożyczki i włożyłam pomiędzy je włosy lub jak ja mówię szopę.
Ale coś było nie tak. Kiedy zacisnęłam palce na jej włosach to one…. odpadły. Kosmyk, który zacisnęłam w palce odpadł. Jakby moje palce naprawdę zamieniły się w nożyczki. Patrzyłam jak kosmyk opada na podłogę. Spojrzałam na Elly zdziwioną miną. Za to ona miała na twarzy minę przerażenia. Już myślałam, że zawoła zakonnicę by mnie ukarała, ale ona zawołała do całej szkoły – CZAROWNICA!!!
Co? Co ona wygaduje? Spojrzałam za siebie. Wszyscy mieli minę przerażenia. Naprawdę patrzyli na mnie jak na czarownicę. Po 5 sekundach wszyscy zaczęli uciekać z wrzaskiem. Patrzyłam jak wszyscy zaczęli uciekać do wyjścia. Niektórzy nawet przez okno wyskakiwali. Co to miało być? Jak ja to zrobiłam? Jak? Gdy już tylko jedna osoba wyszła to spojrzałam na nią i wybiegła z sali. Byłam sama. Jak palec. W sali pobrzmiewały dźwięki radia, krzyków uczniów na korytarzach i tupot czyiś pantofli, a raczej dwóch. Pięknie,pewnie siostry przyjdą po mnie i mnie spalą na stosie za czary. Opadłam na podłogę i zaczęłam płakać. Czemu to mnie spotyka za każdym razem. Wtedy znów poczułam jak moja bańka zaczyna mnie otulać wokół. Cisza i spokój. Nawet nie zauważyłam jak weszła jedna z zakonnic. Stała w wejściu, ale nie patrzyła na mnie z przerażeniem. Patrzyła na mnie z pogardą. Stała tak i jakby czekała aż w końcu wstanę. Więc wstałam, już nie chciałam sobie robić kłopotów. Otrzepałam się, wzięłam książkę z podłogi i podeszłam powolnym krokiem do zakonnicy. Stanęłam przed nią, a jej oczy przeszywały mnie na wpół. Stał jak slup soli.
-Naprawdę nie wiem jak to się stało… to miała być zabawa i … jakoś..- wydukałam jak idiotka
Ona zamiast odpowiedzieć to wyszła z sali i wskazała mi dłonią bym za nią poszła. Co mogłam zrobić? Poszłam. Na początek myślałam, że pójdziemy do przełożonej, ale ona minęła pokój dyrektorki. Przeszłyśmy całą szkołę. Doszliśmy do kaplicy. Widziałam uczniów siedzących tam i modlących się. Ja nie mogę. Odwróciłam wzrok na zakonnicę. Szłyśmy do szatni i do wyjścia na plac szkoły.
-Dokąd mnie pani zabiera?
Nie odpowiedziała. Nadal szła, a ja za nią jak grzeczne jagnię. Wyszłyśmy na plac szkoły tuż przed krzyżem, który był pomalowany na złoto i srebro. Był on otoczony ławką i kwiatami. Zakonnica pokazała mi miejsce na ławce. Sama nie usiadła. Spojrzałam na nią, a ona stanowczo machała ręką bym usiadła na ławce. Podeszłam do ławki i usiadłam
-Chce mi pani zrobić egzorcyzm? – powiedziałam śmiejąc się
Ale ona wyciągnęła krzyż i go połamała i rzuciła we mnie nim. Szybko zrobiłam unik. Wściekłam się. Co ona sobie wyobraża?
-Co pani odbiło!!!!- zawołałam ze wściekłością
Ona nawet się nie odezwała. Spojrzała na mnie i… no właśnie coś nie tak. Uśmiechnęła się jakby i w jednej chwili zaczęły jej wyrastać kły!!!. Jej oczy zaczęły się robić złote. Cała jej suknia zaczęła się drzeć. Złamała się w pół. A to co zobaczyłam było już najbardziej przerażające. Spadł je czepek z głowy i myślałam, że zobaczę włosy…ale ujrzałam węże!
-Aaaaaaaaaa! – krzyknęłam z przerażenia, ale nie mogłam się ruszyć
To co przede mną stanęło już nie można było nazwać zakonnicą. Cała nie była już ubrana w strój zakonnicy tylko w czarną zbroję. Ale taką jakie rycerze z barbie noszą tylko taką starożytną. W ogóle cale jej ciało było jakoś nadnaturalnie umięśnione. I do tego miała skrzydła!. Skrzydła jak u ptaka, i do tego czarne. Jej oczy przyciągały wzrok. Złote. I jakby odcień złota się mieniał co chwilę. Raz na brudny, a raz na olśniewający. A najgorsze to jej włosy. Miała kilkaset małych węży na głowie. A najdłuższy wąż wystawał jak warkocz. Tylko on wystawał z pleców i patrzał na mnie. Był cały złoty, a oczy czarne.
-O kurde- tylko tyle mogłam powiedzieć
To coś co stało przede mną zawyło. Co to do cholery? Nagle, nie wiem skąd, w jej ręce znalazł się miecz. Długi, straszny i w ogóle. Cały czas patrzył na mnie. W końcu się odezwała ta postać tylko jakby trzema głosami.
-Musisz z nami iść!
-Co? Kim ty w ogóle jesteś?
-Jestem Steno! Jedna z najgroźniejszych sióstr gorgon, a ty masz ze mną się udać!
-Dokąd? Czego chcesz ode mnie?
-Cicho bądź! Masz ze mną się udać!
Ale nie posłuchałam. Uciekłam. Popatrzałam za siebie. Dziwny potwór gonił mnie. Biegłam wokół boiska.
Boisko było na zboczu góry. Gdy biegłam i się potknęłam i sturlałam się w krzaki. To bardzo bolało. Ale się tym się nie martwiłam. Spojrzałam przez krzaki. Potwór stał nad górą i jakby wąchał coś w powietrzu. Co mogłam zrobić!? Jestem tu sama, a jakiś dziwaczny potwór chce mnie gdzieś zabrać. Nadal trzymałam książkę. A co mi zostało? Może nadzieja, że jakaś magia mi pomoże. Otworzyłam na środku książki na jakimś zaklęciu
„Όταν η φύση είναι καλή
Όλα τα ζώα σε καλά και κακά
Έλα σε μένα
Λόγω καλέσετε κάποιον από τη φύση
θέλει να διαταράξει την„
Przeczytałam tekst, sama nie wiem jak, ale zabrzmiało to ja bełkot.
Litery zafalowały i zobaczyłam co przeczytałam:
‚Zew natury dobry jest
Wszystkie zwierzęta dobre i złe
Przybądźcie do mnie
Bo ktoś zew natury
zakłócić chce”
Znów poczułam przyjemnie dreszcze i ciepło ogarniające mnie. Ale po chwili usłyszałam krzyk. Wyjrzałam z krzaków. Zobaczyłam bestię zakatowaną przez własne węże, ale też przez ptaki, oposy, szczury, lisy, psy, koty i inne. Wyszłam z krzaków. Bestia nie mogła się uwolnić od zwierząt. Podeszłam bliżej. Patrzyłam jak bestia tacza się po trawie i próbuje się uwolnić od zwierząt.
-Nie podchodź! – zawołał ktoś z drugiego końca boiska
Zobaczyłam parkę nastolatków. Dokładniej wysokiego szatyna i blondynkę. Biegli w moją stronę. Nagle chłopak wyjął z kieszeni długopis, a on zmienił się w miecz. Co to było?
Ale usłyszałam syczenie za sobą i się odwróciłam. Ostatnie co zobaczyłam to węża, który wyskoczył w kierunku mojej głowy. Ochroniłam się ręką, a wąż mnie ugryzł. Po tym ugryzieniu zaczęło mi się robić niedobrze. Zemdlałam. Padłam na glebę. Ostatnie co pamiętałam to tą dwójkę, która podbiegła do bestii i do mnie. Blondynka patrzyła na moją rękę, a chłopak jakoś wygonił bestię. Po tym ciemność
Córeczka Hekate!!! Zgadłam?
Swoją drogą fajna książeczka…
fajne, fajne… ale dlaczego najpierw było opowiadanie nr. 4, a potem 2?
okazało się, że nie dotarło do mnie jakiś mail w związku z czym ja 3 cześć wzięłam za 2 i tak pojawiło się zamieszanie…
super opowiadanie zakładam, że to był Percy i Annabeth, tylko, że Percy był chyba brunetem, miał czarne włosy, czy nie tak? i z tego co było w pierwszej części to wszystkie gorogny poza Meduzę zgasły, Steno też, więc nie poinno jej tu być, ale nieważne. nawet nie wiesz ajkie ciekawe są twoje opowiadania
O ja Cię. Super! Jak zawsze. ;3
super