Po spotkaniu nad jeziorem, byłam szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Właśnie spędziłam wspaniałe chwilę nad wspaniałym miejscem, ze wspaniałym nastrojem i oczywiście wspaniałym chłopakiem. Ostatnio coraz częściej rozmawiałam z Jasonem. Czasem też wychodziliśmy nad wodę lub na spacer po plaży bądź lesie (zawsze wtedy żartowaliśmy, że poszukujemy piekielnych ogarów do oswojenia). Ale wspólne spacery i inne spotkania były rzadkie. Natomiast rozmowy bardzo częste, jak wcześniej wspominałam.
Poza tym – uczyłam się strzelania z łuku (chyba ,,talent” odziedziczyłam po rodzicach. Dla niewiedzących: mówiąc talet mam na myśli jego brak, choć jestem na pewno lepsza od taty, mniej więcej dobra jak mama), szermierki (jestem nie do pokonania DOSŁOWNIE), kajakarstwo (też jestem niezła), jazda na pegazach (ok, ale nie idzie mi tak dobrze rozmowa z końmi jak tacie, czasem mam ,,zakłócenia”) oraz greki. Umiem coraz więcej. I jestem tu coraz dłużej. Mam wielu przyjaciół. Najlepiej dogaduję się z Jasonem i Ann Lars, ale bardzo lubię również syna Apollona, który mnie leczył razem z wyżej wymienionym bratem po oswajaniu ogara. Nazywa się Mark Delieve. Grupowych moich domków też uwielbiam (czyli Bridget Elisson od Ateny i James Edams od Posejdona). Moje rodzeństwo całe uwielbiam. Dzieci Hermesa też są spoko, a szczególnie Molly Hire i Zack Minglow. A czas mojego pobytu w obozie łączy się z przepowiednią. Niedługo muszę wybrać się na misję. Chyba wiem kogo wybrać. Myślałam o Jasonie, ale… czy chcę go narażać na niebezpieczeństwo? Z drugiej strony jeśli go nie wezmę, to on się domyśli, że to raczej nie dlatego, że go uważam za niezdolnego. Za długo mnie znał bym mogła go okłamać. A o drugiej osobie byłam jeszcze mniej pewna. Raczej nikt z mojego rodzeństwa, bo mamy podobne zdolności. Myślałam o Molly lub Zacku. Ale czy oni nie będą z kolei zbyt lekkomyślni? Może ktoś od Hefajstosa? To chyba mądrzejszy wybór. Harry Golam był dobrym i potrzebnym pomocnikiem.
Ale jeszcze nie myślałam o wyprawie zbyt poważnie. W końcu to może nastąpić dopiero za jakiś czas. Normalnie jadałam posiłki, ćwiczyłam, bawiłam się i opiekowałam Lemusem (bo tak nazwałam tego piekielnego ogara) bo ostatnio nasze stosunki zdecydowanie się poprawiły, spotykałam się i rozmawiałam z Jasonem. Nawiązywałam dużo kontaktów.
A po tygodniu Chejron chciał ze mną porozmawiać. Hmmm, ciekawe o czym?
-Julia, myślę, że miałaś dużo czasu by przemyśleć swoich towarzyszów na misję. Kogo wybrałaś?
-Yyy… No…. Ja….. tak jakby…. Nie jestem pewna.
– Jak to ?
– No myślałam o tym, ale pewna nie jestem.
– A kogo nominowałaś?
– Tak na poważnie to myślałam o Jasonie Weberze i o Harrym Golamie.
– To mądry wybór. Ale nie myślałaś o nikim od Zeusa lub Aresa?
– No…. Raczej nie.
– A powinnaś. Szczególnie o Zeusie.
– To mogę prosić o jeszcze jeden dzień?
– Nie, ale mogę ci dać godzinę.
-OK.
I wybiegłam z Wielkiego Domu pełna rozmyślań.
O Aresie raczej mowy nie było. A od Zeusa na myśl przychodził mi tylko…… Chris Rodelton. Chyba będzie pożyteczniejszy od Harrego. No więc wróciłam do Wielkiego Domu i opowiedziałam swój pomysł Chejronowi. Skinął głową. Chyba się domyślał, że tak będzie wyglądała ,,kadra”.
Jako pierwszy przyszedł Jason. Wygląda na zadowolonego.
– A kto jeszcze jedzie na misję?
– Chris Rodleton, syn Zeusa.
Chłopak zmienił swój wyraz twarzy błyskawicznie. Chyba mój wybór niezbyt mu przypadł do gustu. Zapytał:
– A… Dlaczego on?
– No…. Jest synem Zeusa. I jest starszy od waszej dwójki. – odpowiedział trochę zmieszany Chejron. Chris miał 14 lat.
Nie wiem, czemu tak się tym zdenerwował. Chris był naprawdę fajny. Nie wiem czemu wcześniej nie wzięłam pod uwagę zabrania go na misję.
– Ach….. No tak. Oczywiście. Ale czy tylko….
Nie dokończył, bo do domu wszedł właśnie Chris z szelmowskim uśmiechem. Był bardzo przystojny, gdy się uśmiechał. Nawet słyszałam, że kilka córek Afrodyty się w nim kocha. Ale mniejsza o to. Powiedział:
– Cześć Chejronie. Hej Julia! I Jason. Dzięki za zaproszenie na misję.
Po czym uśmiechnął się do mnie jeszcze szerzej. Tą wymianę spojrzeń przerwał nam Chejron.
– Ok, na misję wyruszacie jutro, standardowo każde z was dostanie po plecaku z nektarem, ambrozją, pieniędzmi śmiertelników oraz drachmami. Macie również miejsce na zabranie czegoś swojego. Wyruszacie jutro.
– A w jakie miejsce? – zapytałam.
– No właśnie w żadnej przepowiedni nie ma nic o miejscu, w które macie się udać. Więc Argus zawiezie was …. Na dworzec.
– I stamtąd gdzie pojedziemy? – zapytał Chris.
– Jason będzie wiedział. W takich chwilach bardzo często dzieci Apollona mają widzenie przyszłości. Teraz już wszystko wiecie. Musicie się wyspać. Marsz do łóżek!
Po czym się rozeszliśmy.
CDN
Fajne, fajne! Tylko w którymś miejscu wspomniałaś chyba o „rodzeństwie z domku”, a to by byli bardziej wujkowie i ciocie. A tak to chyba nie mam się do czego przyczepić. Tylko tak dalej! Trzymam kciuki!
Hehee…Jason jest zazdrosny….xDD
Superr…piszesz bardzo szybko
Jak znam życie, synek Zeusa będzie się strasznie rządzić. W końcu jaki ojciec, taki syn… [grzmot] Ej, Zeusku, to przecież prawda, że się rządzisz! [kolejny grzmot]
Zwrócę uwagę na jedną sprawę: mieszkańcy domków Ateny i Posejdona są tak jakby ciotkami i wujkami Julki- pamiętaj o tym. 😉 Opowiadanko jest bardzo obiecujące, tylko PLEASE pisz dłuższe! Niby i tak jutro będzie następna część, ale i tak nie mogę się doczekać. 😀
nom… fakt. GENIALNE!!! Uwielbiam twój styl pisania!!
Bossssssssskie =] Masz talent w pisaniu =P
jak na razie dochodzi szybko ale 10 czesc bedzie znacznie pozniej…. nie mialam tyle czasu co wczesniej. i moje opowiadanie zostalo opublikowane prawie miesiac po wyslaniu wiadomosci…. nie wiem czy to byl przypadek, czy tak jest zawsze, ale to prawda
świetne
Przemyślane i ciekawe
Talencik!
super