„ Znowu biorą mnie za złodzieja ”
Ta dziwaczna przygoda zaczęła się w normalny, jak zwykle słoneczny poranek w obozie herosów. Jeszcze było ciemno, gdy obudziło mnie chrapanie brata. Ktoś kto nigdy nie słyszał jak chrapią cyklopy, ma wielkie szczęście. Wyobraźcie sobie wykolejoną lokomotywę, która z przeraźliwie głośnym piskiem hamuje na peronie. Tak właśnie chrapie mój brat, Tyson. Jest ogromny i jego „głośne oddychanie” potrafi obudzić z zimowego snu stu kilogramowego giganta. Uwierzcie, wiem co mówię.
Normalnie Tyson powinien wyrabiać kolejną broń w kuźniach taty. Ale przez te wojny mieli tyle roboty, że gdy na morzu, choć trochę się uspokoiło dostali kilka dni urlopu. A Tyson przyjechał tutaj żeby się ze mną zobaczyć. Jest z niego spoko brat, ale co do współlokatora mam wiele wątpliwości. Ale przecież takie już są cyklopy.
Otarłem oczy i wyczołgałem się z łóżka. Była pełnia i morze było całkiem łagodne. Zawsze lubiłem na nie patrzeć, gdyż napawało mnie niespotykaną siłą. W końcu jestem synem Posejdona. Woda się mnie słucha. To te lepsze strony bycia herosem. Gorsze to, że jakieś trzy razy na tydzień napadają na mnie potwory, ale trzeba sobie radzić. Nie mogę być mięczakiem, jak to na mnie Clarisse mówi. Ubrałem się i wyszedłem na spacer po plaży. Szedłem po brzegu, gdy zauważyłem postać siedzącą na piasku i wpatrującą się w ocean. To była Annabeth. Podszedłem i usiadłem obok.
– Pewnie nie możesz spać, nie?- spytałem.
-Tak. Już od pół godziny słyszę burczenie twojego brata. A ty chyba dopiero wstałeś? – przeniosła wzrok na moją czuprynę i dopiero teraz uświadomiłem sobie że moje włosy są, tylko trochę gorsze od meduzy.
– No, tak… Zapomniałem.
– Nie, spoko- odpowiedziała – za piętnaście minut śniadanie więc się trochę popraw.
– Za piętnaście minut ?- zapytałem zdziwiony.
– Jestem córką Ateny, zapomniałeś? Obliczam dokładnie czas i nie mam zamiaru się spóźnić.
I tak właśnie odeszła. Ja zaś poszedłem obudzić Tysona i uczesać się. Już za piętnaście minut zajadaliśmy śniadanie. Przerwał Chejron:
– Herosi, dziś kolejna bitwa o sztandar. – a po tych słowach wybuchły okrzyki radości. – Ale nie będzie tak łatwo jak ostatnio. W lesie są dwa piekielne ogary. Będą obu drużynom utrudniały życie. Satyrzy będą gdzieś ukryci i zapiszą kto je pokonał. Mamy nowego herosa i dzięki temu jest przewidziana nagroda dla zwycięzców – mówiąc to wskazał na długą pelerynę – Ta peleryna chroni przed uderzeniami z niebiańskiego spiżu, więc się postarajcie. Do roboty herosi!
Wszyscy rozpoczęliśmy ulubioną grę herosów. Skradałem się po lesie, gdy zobaczyłem ogara.
– Jest mój. – szepnąłem sobie w duchu i ruszyłem. Ogar również mnie zauważył i bronił się choć ciąłem niezwykle szybko mieczem. Wreszcie uderzenie zza głowy powaliło potwora.
-Jeszcze jeden i futerko jest moje – powiedziałem i ruszyłem w głąb lasu. Nagle dostrzegłem Annabeth i w tej samej chwili poczułem odór bestii. Annabeth też świetnie sobie radziła gdy nagle z krzaków wyskoczył jeszcze jeden ogar. Ale ten był większy, silniejszy i miał na szyi obroże. Ale jeszcze dziwniejsze było to że na nitce zwisał pierścień z wyrytymi wężami. Musiałem wkroczyć do akcji. Zaatakowałem słabszego i dwoma cięciami wykończyłem pracę Annabeth.
– Hej, ten był mój! – krzyknęła i oboje rzuciliśmy się na następnego. Gdy nasze miecze w tym samym momencie uderzyły bestię, zobaczyliśmy błysk. Ogar zniknął, a reszta herosów zaczęła się zbiegać. Chejron też przybiegł.
– Koniec gry- powiedział- Rozejść się.
Szliśmy zwartą grupą. Annabeth się nie odzywała. Pewnie była zła, że dobiłem ogara, ale to mnie akurat nie martwiło. Dziwne było to, że w lesie był inny ogar i ten cały błysk i na dodatek Chejron zakończył, dopiero co rozpoczętą grę. Coś musiało być nie tak.
– Percy- usłyszałem głos Chejrona za mną- Co się tam wydarzyło?
– Ja nie mam pojęcia. Nagle inny wielki, wściekły ogar wyskoczył zza krzaków i zaatakował Annabeth. Nie wiem skąd się wziął – powiedziałem, a on poklepał mnie po ramieniu.
– Dobrze się spisałeś, ale to rzeczywiście dziwne. Muszę to sprawdzić- i to mówiąc pogalopował przed grupę do obozu.
W tym musiało coś być, bo gdy Chejron „musi coś sprawdzić” to oznacza tylko jedno. Kłopoty. Nagle tuż przed moją głową świsnęła strzała. Obozowicze stanęli w gotowości, a ja odetkałem orkan.Za chwilę poleciały dwie następne, ale miałem tarczę od Tysona i zdołałem się jakoś obronić.
Nagle z zarośli wyszedł jakiś koleś, uzbrojony w łuk i strzały w zielono-szarym płaszczu i gapił się tak na nas przez kilka sekund aż opuścił łuk. Nie miał szans. Nas było około trzydziestki, a on jeden. Chyba, że miał za sobą całą armię.
– Kim jesteś? – powiedziała Annabeth – I czemu nas zaatakowałeś?
– Jestem Will i to wy zaatakowaliście to bezbronne zwierzę. Wyjaśnicie mi to może? – powiedział i podszedł bliżej. Musiał mieć dużo odwagi, albo ogromny tupet. Kto stawałby po stronie piekielnego ogara.
– Odłóż łuk to pogadamy- powiedziałem, a gdy wykonał, Clarisse od razu mu go zabrała.
– Zaprowadźmy go do Chejrona- powiedział któryś z obozowiczów i tak zrobiliśmy.
Gdy tylko Chejron go ujrzał, wiedział że coś musiało się stać. Przez ponad dwie godziny odbywało się przesłuchanie. Wszyscy czekaliśmy pod drzwiami aż skończą. Wreszcie Chejron wyszedł i powiedział:
– Spokojnie, jest po naszej stronie ale nie wiemy skąd się tu nagle wziął. Przynajmniej mamy jednego łucznika więcej. Opowiedz im szczegóły – zwrócił się do Willa- a ja tymczasem udam się na chwilę poza obóz – powiedział i pogalopował w stronę sosny Thalii.
– A więc to było tak. Siedziałem sobie właśnie w mojej chatce, gdy nagle tuż koło stolika, błysnęło światło i przede mną pojawiło się to coś, co wtedy atakowaliście. Wszystko zniknęło, a ja pojawiłem się w tym lesie i widziałem was jak walczycie. Byłem tuż za krzakami. Nie wiem jak to opisać. To tak jakby ten zwierzak przeteleportował mnie w inne miejsce.
Nagle usłyszeliśmy alarm. Wył tylko wtedy gdy w pobliżu były potwory. Wybiegliśmy wszyscy i zobaczyliśmy tuż za sosną kilkanaście potworów próbujących przebić się za zasłonę. Większość obozowiczów pobiegła do zbrojowni, ale ja, Annabeth i łucznik Will popędziliśmy do obrony. Zaraz dołączyła też Clarisse. Wyjąłem Orkan i zaatakowałem pierwszą drakainę. Nie była szczególnie silna więc po chwili padła, ale wtedy ruszyły na mnie jej dwie przyjaciółki. O wiele groźniejsze. Nagle zobaczyłem tuż za nimi tego samego ogara z tym znakiem na obroży. Miałem tylko jeden wybór. Albo pozwolić mu zwiać i nigdy nie dowiedzie się co się stało z tym chłopakiem, albo zacząć go ścigać. Zgadnijcie co wybrałem?
– Annabeth – krzyknąłem i jednocześnie ugodziłem drakainę- Choć ze mną. Szybko!
Zrozumiała o co mi chodzi i pobiegliśmy w stronę zwierza. Nawet nie wiedziałem że Will biegnie za nami. Zaatakowałem z taką siłą, że każdy normalny potwór zamienił by się w proch, ale nie ten. Mój miecz odbił się od niego z takim dźwiękiem jak Grover beka po swoich metalowych puszkach.
– Co jest? – krzyknęła Annabeth.
– Nie mam herosowego pojęcia. Przecież niebiański spiż powinien go już dawno zabić.
Nadal atakowaliśmy gdy do akcji włączył się Will. Był wyśmienitym łucznikiem, ale nawet jego strzały nie dawały nam żadnej przewagi, bo bestia była chyba ze stali.
– Już wiem – krzyknęła Annabeth – to ten naszyjnik daje mu taką moc. Trzeba mu go zerwać.
Ale jak zerwać maleńki wisiorek, z wściekłej, ogromnej i w dodatku niezniszczalnej bestii. Teraz już wiem czym się różnią herosi od zwykłych ludzi. Działają instynktownie i szybko, ale często przypłacają to życiem. Ruszyłem z całym impetem i próbowałem wskoczyć na bestię.
– Osłaniaj mnie- krzyknąłem do Annabeth.
– Spoko, ale jak?
– Nie wiem, ale muszę na niego wskoczyć- powiedziałem i odskoczyłem w bok przed uderzeniem paszczy.
– Ja to załatwię – powiedział Will i ruszył w naszą stronę, ale nagle jedna z drakain oderwała się od grupy walczącej i zaatakowała go, a ten odparł jej uderzenie nożem, którego nawet nie zauważyliśmy wcześniej. Kilka zwinnych ruchów i było po niej. Gdy mógł się skoncentrować nałożył strzałę na łuk i napiął go. Czekał. My z Annabeth napieraliśmy cały czas, aż nagle ogar uderzył mnie z taką siłą, że poleciałem w powietrze na jakieś 3 metry, a gdy upadałem zdążyłem tylko zobaczyć strzałę i wielki błysk.
Obudziłem się w moim domku. Jak zwykle pachniało morzem i glonami. Wstałem z łóżka, ale nie miałem żadnych ran, blizn, a nawet nic mnie nie bolało. Wyszedłem, ale nikogo nie było. Usłyszałem tylko odgłosy z areny. Pobiegłem w tamtą stronę. Akurat wpadłem, kiedy Clarisse i Annabeth kłóciły się, a obozowicze jak zwykle opowiadali się po którejś ze stron.
– Ja powinnam spróbować- wrzeszczała Clarisse – mam większe doświadczenie niż cały wasz domek! Dzieci Aresa pójdą, a ja będę na czele.
– A co ty wiesz o prowadzeniu misji. Liczy się rozsądek, a nie ciachanie potworów na lewo i prawo – krzyknęła Annabeth.
– Hej! – wrzasnąłem najgłośniej jak mogłem. Oczy wszystkich skupiły się na mnie.- Co tu się dzieje?
– Ten wisior – powiedział Will, przedzierając się przez tłum z Chejronem – Przeniósł mnie do waszego świata i jeśli pozwolicie, nie chcę żeby mi ktokolwiek towarzyszył. Ani dzieci Aresa, ani Ateny.
– Mogę go chociaż zobaczyć – powiedziałem.
– Jasne- powiedział.- Miło, że nic ci się nie stało. Muszę zabrać ze sobą trochę tych waszych centaurowych maści – to mówiąc spojrzał na Chejrona, który przewrócił oczami.
Wziąłem do reki wisior. Były na nim dwa złote węże. Znałem je, ale jeszcze nie wiedziałem skąd. Podeszła do mnie Annabeth i zaczęła gładzić wisior.
-Co robisz- spytałem.
Ona nagle przekręciła głowę węża i cały amulet zaświecił.
-Annabeth- krzyknął Chejron, ale my już go nie słyszeliśmy. Wokół nas pojawiła się złota poświata i zaczęliśmy się unosić. Pył nagle ukształtował się w klepsydrę i usłyszeliśmy głęboki męski głoś:
– Gdzie chcesz się przenieść, nikczemna duszo- powiedział głos tak potężnie, że aż mi włosy dęba stanęły. Czułem, że im dłużej byliśmy w tym pyle tym goręcej się robiło. Zacząłem się pocić i spojrzałem na Annabeth, która coś mówiła po grecku i zrozumiałem tylko słowa ”Pan zagubionych”. Było coraz cieplej. Miałem wrażenie, że jestem czekoladą, która powoli topi się w mikrofalówce i nie ma jak wyjść.
– Pośpiesz się, Annabeth. Mój mózg się rozpływa!
-Jeszcze sekundkę. Muszę odprawić rytuał – powiedziała, a gdy dokończyła zdanie poszybowaliśmy w przestrzeni z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę.
Znalazłem wreszcie powód do zadowolenia, że nie mam choroby lokomocyjnej. Pył zaczął się rozpadać, a my znaleźliśmy się na wybrzeżu przy jakiejś chatce z drewna i słomy. Morska bryza dodała mi trochę sił i poczułem się nieco lepiej, ale Annabeth nie. Upadła mi na kolana i wypuściła wisior z ręki. Zaczął dziwnie świecić. Co kilka sekund połyskiwał światłem. Wyglądał jak maleńka tykająca bomba. Teraz świecił się już cały czas. Podniosłem się i delikatnie wziąłem na ręce Annabeth. Nagle usłyszałem kroki. Ktoś się zbliżał. Kroczył prosto na nas. Usłyszałem przekręcanie klucza od drzwi. Musieliśmy zwiewać. Gdyby to był potwór, nie zdążył bym nawet odetkać Orkana i nie mogłem upuścić Annabeth. Fala wody podmyła mi nogi do kostek. Wbiegłem do wody i zanurzyłem się. Mogłem tam oddychać, ale na dole utworzyłem bąbel powietrza dla Annabeth. I nagle mnie olśniło. Wisior został na brzegu. Jak mogłem być taki nieuważny.
Drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich młody, przystojny chłopak. Miał jakieś dziewiętnaście lat. Gdy ujrzałem jego wyraz twarzy, zatkało mnie. Ten koleś był piorunująco podobny do Luke’a. Te same oczy (choć nie wiem jak je dojrzałem z morza), tyle że wyglądał jakoś poważniej i odpowiedzialnej. Nie, to nie był Luke. Nagle zobaczył wisior. Podniósł go i podrzucił, a ten znikł.
– Możesz wyjść, Percy Jacksonie. I tak cię widzę – powiedział.
Miałem mętlik w głowie. Chłopak wiedział gdzie jestem, kim jestem i jednocześnie wyparował świecidełko, które nas tu przyniosło. W normalnej sytuacji, nawet bym nie drgnął, ale teraz coś mnie do niego ciągnęło. Jakaś siła, mówiła mi, że wcale nie jest zły, ale druga żebym zachował ostrożność. Zdecydowałem. Wyszedłem z wody z Annabeth na rękach. Chłopak chciał się do niej zbliżyć.
– Hej, nie tak prędko kolego. Kim jesteś – powiedziałem.
– Spokojnie. Nie poznajesz mnie – spytał i nagle zmienił się w dorosłego, przystojnego mężczyznę w pełnej, greckiej zbroi, z kaduceuszem i skrzydlatymi sandałami. To był Hermes. Dlatego tak bardzo przypominał mi Luke’a. Był jego ojcem.
– Hej, Percy– zawołał Greg.
– Cześć, Percy– powiedziała Marta. Jak zwykle, witali mnie serdecznie. Już przyzwyczaiłem się do gadających zwierząt, ale gadające węże wokół laski Hermesa nadal przyprawiały mnie o dreszcze.
– Uff, Hermes- odetchnąłem z ulgą. – Już myślałem, że to kolejny potwór. Muszę pamiętać, że możecie wyglądać jak chcecie.
– Co się stało Annabeth- powiedział, a ja położyłem ją na piasku. Dotknął jej czoła – Niech zgadnę. Podróżowaliście monetą czasu.
– Jeśli ten wisior tak się nazywa to tak – odpowiedziałem.
– Bogom jest łatwo, ale herosi nie przeżywają tego szczególnie dobrze.
– Co z nią?
– Ocknie się za trzy…dwa…jeden – i tej chwili Annabeth otworzyła oczy.
– Hermes – spytała ze zdziwieniem w głosie.
– Tak- odparł i znowu zmienił się w dziewiętnastolatka.
– Co was skusiło żeby ukraść moją monetę, a potem jeszcze nią podróżować – jego ton głosu niebezpiecznie się zmienił.
– My nic nie ukradliśmy – powiedziała Annabeth i opowiedzieliśmy mu całą historię. Wsłuchiwał się w każdy szczegół aż w końcu powiedział:
– Mówiliście o ogarze, prawda?
– No, tak. To on miał na szyi tą yyy…. monetę – odparłem.
– No to teraz wszystko jasne.
– No to co się właściwie stało – zapytała Annabeth.
– Wczoraj byłem w Hadesie z wiadomością dla Persefony. Wtedy jeszcze miałem monetę. Prawdopodobnie upadła mi do wody. Ta moneta nie może mieć kontaktu z wodą, bo wtedy dzieją się dziwne rzeczy. Gdy Hefajstos rozdawał bogom różne świecidełka. Ja dostałem właśnie ją. Powiedział, że jest stworzona z ognia. Monetę pewnie znalazł owy ogar, a ten chłopak co się pojawił to Will Treaty. Niedawno czytałem książkę o tym łuczniku. Prawdopodobnie moneta odtworzyła moje myśli i wysłał go razem z tym ogarem. Jest niezwykle cenna, bo daje uodpornienie. Sami próbowaliście go trafić, a on nic. Dobrze że była tam Annabeth, bo inaczej pozabijał by was na śmierć- zwrócił się do zarumienionej dziewczyny – W sumie, to dobrze się spisaliście. No dobra. Odstawię was z powrotem do obozu. A ten Will. No cóż. Niech już z wami zostanie. Przyda wam się jakiś dodatkowy łucznik, nie?
– No jasne- powiedziałem – Dzięki Hermesie.
– Chyba nie chcecie podróżować jeszcze raz tą monetą?
– O, nie – powiedziała Annabeth.
– Zamiast wyprawiać cały rytuał, mogłaś po prostu powiedzieć „ Do Hermesa, albo do właściciela” – powiedział.
– Bałam się, ale na przyszłość tak zrobię. Zapomniałam, że technologia idzie do przodu.
– No to do zobaczenia Percy i Annabeth.
– Do widzenia Hermesie- odparłem i nagle byliśmy znowu w obozie herosów. Ale była już noc i wszyscy spali. Z wyjątkiem wartowników, ale oni nas nie zauważyli.- Co powiesz na nocny spacer po plaży?
– Z ogromną przyjemnością – powiedziała Annabeth i chwyciła mnie za rękę. Wiedziałem, że byłem czerwony jak burak, ale w nocy nie było nic widać. Spokojnym krokiem poszliśmy wzdłuż brzegu. Wiedziałem, że zapamiętam ten dzień do końca życia. A właściwie noc.
Zwiadowcy, hmm? Fajne i ciekawie napisane. A pomysł z tą monetą jest zarąbisty! Pytanie: Wymyśliłaś ją, czy znalazłaś w mitologii? Bo ja tam nic takiego nie widziałam.
Uwielbiam Willa, Horacea, Alyss, Halta i Evanlyn!!! CUDNE!!
Fajne A z jakiej książki wytrzasnęłaś tego bohatera ?
Same moje ulubione książki jak na razie, ale mógł się zjawić Halt Siwobrody
Noo, wiedziałam, że wzięłaś go ze „Zwiadowców” ;D
Halt też byłby dobry xd
Ogółem całkiem fajne ; )
fajne uwielbiam te 2 ksiązki zwiadowców i percego jacksona
Ale super! Mieszanka Zwiadowcy + mity= extra opowiadanie!!!
Niezłe połączenie zwiadowców i mitologii. Super.
Pomysł z monetą był mój i macie rację, że fajnie by tu Halt wyglądał no i fajnie że tak wiele osób czyta też Zwiadowców.
Co do wypowiedzi Nemo dodałabym jeszcze Gilana i no cóż Wyrwija! Obaj są na swoje sposoby boscy
Taa, zwłaszcza „Oczywiście, że nie” 😀 I ciekawe, jak percy „pogadałby” sobie z Wyrwijem…
ja nie czytałam tych zwiadowców… kto je napisał???
John Flanagan
no nawet fajne
Kontynuuj i dołącz innych bohaterów
genialne