-I mam w to uwierzyć???- zapytał szczerze zdumiony chłopak.
-No tak jakby nie masz wyjścia. Jeśli nie pójdziesz do Obozu, takie sytuacje będą się zdarzały coraz częściej, bo już wiesz, kim jesteś, a nadal nie będziesz umiał się obronić. Jeśli tu zostaniesz, zginiesz.- powiedziałam, lekko poirytowana. Przed chwilą wyłuszczyłam blondynowi całą sprawę z bogami i właśnie zaczynałam tego żałować. Westchnęłam.
-Dobra, muszę o tym pogadać z twoim tatą lub mamą…
-Mamą.- przerwał mi.
-W każdym razie muszę o tym z nią pogadać.- wtedy sobie o czymś przypomniałam. Patrząc na niego z góry (bo gościu ma jakieś metr dwadzieścia), zapytałam:
-Jak masz na imię?
-Michael. Michael Yew.- ledwie to usłyszałam, oczy zaszły mi łzami, a w głowie zaczęło się kręcić. Zatoczyłam się do tyłu.
***
-Puszczaj mnie! Słyszysz? Puszczaj!!!- wydzierał się Michael. Ze zdumieniem stwierdziłam, że trzymam go za szyję pół metra nad chodnikiem (co nie było znowu takie trudne). Oczywiście natychmiast puściłam, a chłopak zwalił się na ziemię.
-Odwaliło ci! Jesteś psychiczna! Powinnaś się leczyć!- siedział na brudnej ulicy i gapił na mnie ze złością. Może to dziwne, ale pomyślałam wtedy, że ma twarz łasiczki. Taki grymas, mina dumna i wyniosła, przy jego wzroście wyglądała po prostu śmiesznie.
-To tobie odwaliło, Łasic.- nie wiem, dlaczego tak go nazwałam, ale od razu mi się spodobało.- Mów, co się stało.
-Rzuciłaś się na mnie, chwyciłaś za gardło i zaczęłaś wygadywać dziwne rzeczy. Ale nie nazywaj mnie…-w tym momencie przerwałam mu z niecierpliwością:
-Co ja mówiłam?- a gdy milczał, zapytałam nieco bardziej natarczywie- Co mówiłam, Łasic?!
-Nie pamiętasz?- wyglądał na zaszokowanego- Coś o niebezpieczeństwie, o zdradzie i ataku. O przeciętej nici i Mojrach. Nie pamiętam dokładnie. I przestań na mnie mówić Łasic! Skąd ty w ogóle znasz to przezwisko?
-Nie zajmuj się teraz głupotami. Musimy dostać się do obozu jeszcze dziś. Gdzie mieszka twoja mama?
-Jeszcze z dziesięć minut, o ile nie napadną nas kibole. Wtedy będzie dłużej- odpowiedział ponuro.
***
Siedziałam w „salonie” (pokoju o wymiarach 3m na 3m) z matką Michaela i tłumaczyłam jej sytuację. O dziwo przyjęła to nadspodziewanie spokojnie. Ba! Zaproponowała nawet, że nas odwiezie. Wtedy do pokoju weszła starsza pani z tacą pełną kanapek. Wyglądała na miłą i spokojną osobę. Jednak gdy tylko mnie zobaczyła, krzyknęła i prawie wypuściła ładunek z rąk. Zaczęła szwargotać coś w dziwnym, szeleszczącym języku. Instynktownie dobyłam miecza, jednak kobieta mnie powstrzymała. Powiedziała łamaną angielszczyzną:
-Nie być potwór. Ja mieć jasne spojrzenie. Ja widzieć.
-Eee?- spojrzałam niepewnie na Michaela. Ten odpowiedział ściszonym głosem:
-To moja babcia. Jest trochę dziwna. Jest z Polski. To taki kraj w europie.
-Wiem, co to Polska, Łasic. To ten kraj, który Niemcy zaatakowali podczas drugiej wojny światowej. Ten co pokonał Krzyżaków pod Grunwaldem, nie?- widzicie? nie jestem zupełnym nieukiem, jeśli chodzi o historię. I wtedy to zobaczyłam: ręka trzyma granat, ręka wyciąga zawleczkę, ręka wykonuje rzut. To nie jest po prostu ręka- to MOJA ręka.
-No. Moja babcia przyjechała tu 40 lat temu, ale nadal słabo mówi po naszemu. Gada z nią głównie mama, bo ja po polsku znam trzy słowa na krzyż.- byłam oszołomiona dopiero co zbladłą wizją i ledwie powstrzymałam się do powiedzenia czegoś głupiego.
-Słuchaj, mam pytanie…- urwałam, bo w tym momencie podeszła do mnie starsza pani.
-Widzieć je.- wskazała na moją bluzę, potem na pierścionek z ukrytą tarczą, a w końcu na miecz. Zamrugałam zdumiona: ta babcia jest śmiertelniczką, nie powinna widzieć miecza. I skąd wie o tarczy? Jeśli nie jest człowiekiem, musi być potworem… albo ma jasny wzrok. Chejron opowiadał nam o tym kiedyś: niektórzy po prostu rodzą się z tą zdolnością, nikt nie wie, dlaczego, ale często mają w życiu przekichane, prawie na równi z herosami…
I wtedy nadeszło przeczucie.
-Obóz jest zagrożony. Musimy się tam dostać najszybciej, jak się da.- powiedziałam, a potem dodałam- Pakuj się, Łasic.
-Nie nazywaj mnie Łasic!
-Okey, ŁASIC!- Michael wyglądał, jakby zaraz miał eksplodować. Poszedł jednak spakować swoje rzeczy, a z sąsiedniego pomieszczenia zaczęły dobiegać odgłosy, które świadczyły o tym, iż próbuje wtłoczyć do torby cały pokój.
***
Toczydełko pani Yew w żółwim tempie zbliżało się do Wzgórza Herosów. Gdy już niemal widziałam bramę, powiedziałam do mamy Michaela:
-Dziękujemy pani bardzo. Dalej pójdziemy pieszo.
-Ale…- chciała protestować kobieta.
-Dalej pani nie pojedzie. Naprawdę dziękujemy.
Byłam może sto metrów od bramy, gdy to poczułam. Jakby prąd elektryczny przebiegł przez moje ciało. Postąpiłam jeszcze krok na przód i nagle krzyknęłam. Czułam się, jakby uderzył we mnie rozpędzony tir, czułam, że ziemia pode mną płonie, czułam, jak coś przeżera mnie od środka. A nad tym wszystkim, jak pasemka mgły, sączący w uszy rozpacz, szyderczy głos. Nikt przede mną nie ucieknie.
Biegłam. To nie mogła byś prawda. Padłam na kolana przy sośnie. W jej pniu ziała okrągła, krwawiąca żywicą dziura. Z gałęzi, niczym łzy, spadały na mnie chore, pożółkłe igły.
Otruta. Otruta. Otruta.– tłukło mi się pod czaszką. Zacisnęłam pięści w bezsilnej złości.
Bogowie aż mnie zmroził0oo…. CUDOWNE !!!! HEROSOWE!!!!
Rozdział bardzo mi się podobał, chociaż nie rozumiem co napadło Arachne jak chłopak powiedział jej jak się nazywa (a tak przy okazji to przypadkiem nie jest przyszły grupowy 7?).
No i te jej całe wizje, co takiego zobaczyła i jak to wpłynie na jej dalsze losy…
Co tu dużo mówić. Piszesz SUPER!
Widzę, że opowiadanie nawiązuję do serii Percyego. W tym momencie zaczyna się „Morze Potworów”. Tylko że to jest historia innej postaci, ale w tym samym czasie. Zgrabnie wpletłaś historię Arachne w główny wątek serii. Jestem pod wrażeniem.
No to prawda ( patrz Patryk) super ciągniesz wątek, jestem pod wrażeniem
Zgadzam się z Patrykiem i THALIĄ. Wspaniale piszesz!!!
ciekawe