Spojrzałam w górę, prosto w twarz potwora. Mgła sprawiała, że wyglądał jak zwykły nastolatek (o ile dwumetrowego gościa można uznać za zwykłego), jednak gdy zasłona opadła widać było, kim, a raczej czym jest. Miał ponad trzy metry, świńskie oczka i wredny uśmiech, który mówił „Ja chcę cię tylko pożreć”. A za nim stało ze dwudziestu jego kumpli, równie silnych i brzydkich, tylko z jeszcze głupszymi wyrazami twarzy. Wyciągnęłam miecz i rozłożyłam tarczę.
-Jak…- zaczął blondyn.
-Później ci wyjaśnię, zakładając, że przeżyjemy.-odpowiedziałam.
Pierwszego pchnęłam w brzuch. Drugi, pragnąc pomścić kolegę, zamierzył się na mnie kijem bejsbolowym. Pochyliłam się, a gdy przeciwnik przyglądał mi się, zaskoczony, że nie zmieniłam się w krwawą miazgę, uderzyłam go mieczem w podbródek. Rozwiał się w pył, a ja zaczęłam kaszleć. Podobno Lajstrygonowie mieli w żołądkach jakieś trujące gazy.
W tym momencie usłyszałam krzyk. Mój nowy „kolega” miał kłopoty- jeden z olbrzymów, dzierżący wielką, zardzewiałą siekierę, machał bronią tuż przed nosem chłopaka. Natarłam, a cios pod obojczyk zmienił potwora w śmierdzący proch. Następnie rzuciłam wciąż oszołomionemu blondynowi moją tarczę, mówiąc:
-W razie czego zasłoń się tym!- i zadźgałam kolejnego wroga.
Piętnastu Lajstrygonów zacieśniało wokół nas krąg. Zabiłam ośmiu, ale czułam się, jakbym miała zaraz paść. Okulary miałam całe w potwornym pyle. W ostatnim momencie odbiłam lecący w moją stronę olbrzymi nóż do mięsa. W milczeniu podałam go blondynowi. Gość chyba nie bardzo wiedział, co z nim zrobić, ale nie przejmowałam się tym. Miałam w tym momencie poważniejszy problem: Lajstrygonowie są tępi, ale nawet oni w końcu domyślą się, że nie należy się do nas zbliżać i zaczną walczyć na odległość, rzucając kamieniami albo czymś podobnym. I wtedy doznałam olśnienia. Ja też mogę rzucać i nawet mam czym. A jeśli to, co słyszałam, jest prawdą…
-Przygotuj się do ucieczki.- szepnęłam do chłopaka i zaczęłam grzebać w kieszeniach.
ZIUUU! Pierwsza petarda poszybowała w powietrzu. Jeden z olbrzymów pomyślał chyba, że „takie małe coś nic mi nie zrobi” i zaczął się śmiać, a pocisk wpadł mu wprost do gęby. Rozległ się ogłuszający huk i Lajstrygon uraczony „deserkiem” oraz dwaj jego sąsiedzi eksplodowali wśród oparów. Pociągnęłam mojego towarzysza za rękę i zaczęłam biec. Po drodze rzuciłam jeszcze jedną petardę i, sądząc po odgłosach, jakimś cudem trafiłam.
Po kwadransie szaleńczej ucieczki zgubiliśmy prześladowców. Zatrzymaliśmy się.
– Co tu się dzieje?- Wysapał blondyn. Poczekałam z odpowiedzią, aż mój oddech się uspokoi.
– Magiczne słowo?
-Yyy… Poproszę?
-Dobra. Czy zdarzały ci się już wcześniej takie rzeczy? W sensie ktoś nieznajomy cię atakował, śledził i inne dziwne sytuacje?
-To ty miałaś odpowiadać!
-To ważne! Bez tego nic nie wyjaśnię!
-Dobra, dobra! Wygrałaś. Tak, zdarzały mi się takie rzeczy. Ktoś coś demolował, a potem po prostu znikał i wszystko było na mnie. Wywalili mnie z kilku szkół i teraz mam problem ze znalezieniem nowej, bo z obecnej też mnie na sto procent wyrzucą. Do tego jakieś gostki mnie zaczepiały koło mojego domu, ale to nic dziwnego, zważywszy na to, gdzie mieszkam. Wystarczy?
-Nie. Jeszcze dwa pytania. Kim są twoi rodzice? Czy masz dysleksję?
-Eee… Tak, mam dysleksję. Ludzie z poradni wypisali mi papiery i nie muszę się męczyć z dyktandami. A co do rodziców…- widać było, że nie ma ochoty tego mówić, zmieniłam więc temat.
-Mówiłeś coś o tym, że ludzie zaczepiają cię tam, gdzie mieszkasz i że to nic dziwnego…- blondyn wyraźnie się rozluźnił i sam z siebie zaczął mówić:
-No. Mieszkam w miejscu, gdzie eee… wolałabyś nie mieszkać. Jest tam dość niebezpiecznie…
-Znam to.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą- Też kiedyś mieszkałam w takim miejscu. Właśnie dlatego noszę petardy w kieszeni. Dla użytkownika są bezpieczniejsze od greckiego ognia, a przeciw potworom równie skuteczne.
-Greckiego czego??? A właśnie! Zmieniłaś temat! Miałaś mi powiedzieć, o co chodzi z tymi wybuchającymi gośćmi, mieczem i w ogóle.
-Zaprowadź mnie do swojej mamy. Muszę z nią pogadać.-powiedziałam
-Ale…
– Wszystko wyjaśnię ci po drodze.
zastanawiam się kim jest ten gościu, chyba kimś ważnym bo zazwyczaj tak jest, że Arachne spotyka kogoś ważnego…
super, czekam na cd
świetne
czy będę oryginalna mówiąc boskie? 😉
świetne
Gościu jest dość ważny, ale nie dla tej historii.
To wydarzenie też jest zaczerpnięte z moich doświadczeń (dresiki i pijaki z osiedla). Petardy i noża noszę w kieszeni prawie od roku, bo wtedy rozwalili koczowisko bezdomnych żeby zbudować drogę i od tamtego czasu żule śpią pod sklepami, w ogródkach, na śmietnikach, na klatkach schodowych itp., więc strach po zmroku wychodzić z domu.
-,- petarda bez sensu jak dla mnie. Psa weź xD. Z nożem można spanikować wykonać gwałtowny ruch i do poprawczaka wziuuum.A tak wgl to w jakim mieście mieszkasz , że takie rzeczy się dzieją?
Ciekawa walka, naprawdę! A pomysł z petardami mnie zaskoczył – czegoś takiego na pewno się nie spodziewałam Tylko zastanawia mnie to, skąd ona wiedziała, że chłopak mieszka (albo w każdym razie wie gdzie ona się znajduje) ze swoją matką. Czyżbym coś przeoczyła?
Ty naprawdę bosko piszesz! Nie mogę się doczekać, co będzie dalej.
Do Patryka: Jestem z Gdańska. A wolę wylądować w poprawczaku niż zostać „skrzywdzona” przez żuli. Rok temu „zrobili krzywdę” mojej koleżance i do tej pory nie wyszła z traumy. A nóż tak na prawdę jest tylko na pokaz. Większość meneli już mnie zna (a raczej moje buty i kopa), a tym, co nie znają pokazuję noża i odechciewa im się ruszania mnie. Pomysł z petardami jest stąd, że jak kiedyś goniły mnie napite kibole, to rzuciłam im pod nogi petardę, co dało mi czas, by wsiąść do autobusu i uniknąć… nie wiem czego i ,szczerze mówiąc, wolę się nigdy nie dowiedzieć.
GENIALNE! Co do twoich przeżyć: nie zazdroszczę!!! Ale uwielbiam Arachne!
Ciekawe. Fajne sposoby masz. Ja trenuje sztuki walki. Niedlugo moze zdobede czarny pas. Przepraszam za brak polskich znakow. Pozdrawiam Cie i zycze Ci zebys w dalszym ciagu sobie radzila.
A co ćwiczysz? Karate? Judo? Inne „coś”? Bo ciekawa jestem. Osobiście o sztukach walki mam nie najlepsze zdanie, bo jak taranuje cię stukilogramowy dres, to nie bardzo masz szansę przerzucić go przez plecy czy wykorzystać inną sztuczkę.
Taekwondo, ale mieszane z judo. Mój trener ma czarne pasy w trzech sztukach chyba. Taekwondo i judo. Tak ogólnie to większość klubów niestety skupia się na walkach zawodowych, a tu też są elementy samoobrony. Dźwignie, czułe punkty np. takie miejsce na karku jest, że jak mocniej uderzysz to osoba zemdleję. Łamania też nas uczą. Sposobów uwolnienia z różnych uchwytów.
Jeździmy na obozy, ale tam ciężko jest ;/. Ale jest tam taki trener co nas uczy sztuki walki Kombat to są same dźwignie, lecz skuteczne. Teakwon-do to nie jest taki ogólny sport do walki ulicznej, ale pewne techniki się przydają. Mi neizbyt potrzebne, bo jestem silniejszy od rówieśników.
PS. Świetne opowiadanie. bardzo mi się podoba Twój styl pisania
Ja z takich pseudo sztuk walki to znam tylko sposoby na uwolnienie się z chwytów, wykręcanie rąk i (to akurat wiem z biologii, szkoła jednak czasem się przydaje) miejsca, gdzie płytko pod skórą są nerwy i jak walniesz tam np. ołówkiem to cała kończyna drętwieje. To mało, ale i tak wszystkie judoki w szkole się mnie boją i nie chcą do mnie nawet podejść, chociaż bez powodu raczej ludzi nie biję. Taką mniej więcej mam opinię 😉
No mnie też się boją. Ale ja jestem wysoki i barki mam szerokie. Ja nie raz ścisnę rękę w pięść to wszyscy się zasłaniają rękami nie wiem czemu.(?)Ja też nikogo nie biję. Może też opowiadanie napiszę. Jak na razie mam tylko wiersz ;/. Wiesz co ci powiem o tych „pseudo”, tu się liczy osoba, a nie sztuka walki. Bo jeden na treningu wszystko super, fajnie. A jak przyjdzie co do czego to nie wie co zrobić.
Znam takiego gościa: mierzy 1,84m, ma jakiś-tam-pas i chwali się tym w całej szkole, ale jak go w szatni dresy napadły, to tylko zasłaniał się rękami i piszczał „Nie bij!”. Ja mam nędzne 1,70m, ale właśnie dzisiaj wrzuciłam „King of Dres’a” w zaspę i pojedynczy kibole przede mną wieją (jak są kupą to, niestety, już nie). A co do pomysłu z Twoim opowiadaniem- gorąco popieram! NAPISZ COŚ!
Ja się nie chwalę. Wprost nienawidzę cwaniaków. Mój kolega do mnie cwaniakował. Aż wreszcie zaczął mnie wzywać matkę, a skończyło się płaczem.
Wyzywać mi matkę i mnie.
Chodzi o teksty w stylu „Twoja stara […]”? Mój kolega zeszłej zimy też tak gadał. Dopóki na rodziny innych- nie reagowałam, nie moja sprawa. Ale jak zaczął wjeżdżać na moją mamę… Od czego jest śnieg? 😉
Do nacierania 😀
Dlaczego takie krótkie???? 😕 Ale superowe.
Niesamowite. ^^
ciekawe