Koleś położył mi rękę na ramieniu.Wyrwałam się i (roztrącając ludzi) przebiegłam przez pomieszczenie. Facet w garniturze ruszył za mną.
Spanikowałam. Zobaczyłam, że stoję niedaleko drzwi, więc bez namysłu przebiegłam koło stojącej w nich babci, zatrzaskując je za sobą i ze zdumieniem stwierdziłam, że… stoję na ulicy. Było mi zimno, więc potruchtałam bez celu wzdłuż drogi. Nie chciałam nigdzie dotrzeć, po prostu miałam ochotę się rozgrzać, no i oczywiście, z radością oddalałam się od tego dziwnego gościa. Spojrzałam na tablicę informacyjną i zamarłam. Widniał na niej napis „Las Vegas”.
***
Zaczęłam się rozglądać za jakimś lumpeksem. Tak, wiem co sobie teraz myślicie. Ale wyprowadzę was z błędu: ciucholandy to nie sklepy, gdzie można za grosze kupić rzeczy ukradzione z pojemników Caritasu. To miejsca, gdzie ludzie sprzedają nowe (lub prawie nowe) ubrania, które są za małe, albo nie podoba im się kolor, a w sklepach nie przyjmują zwrotu. Albo buty narciarskie- włożysz trzy razy na krzyż, potem śnieg się stopi, a za rok są za małe. Second-hand to po prostu normalny sklep, tylko że z niższymi cenami, większym wyborem i pewnym ograniczeniem, jeśli chodzi o rozmiary. Widzicie? Nic strasznego.
W końcu znalazłam to, czego szukałam- mały sklepik, od ściany do ściany zastawiony półkami, wieszakami i pudełkami. Natychmiast wpadła mi w oko jedna z bluz. Była czarna, na piersiach miała srebrny napis „spidergirl” a na plecach (również srebrną) maskę człowieka-pająka z kobiecymi ustami. Z rękawa zwisała metka (wielkości połowy bluzy), która informowała, że kosztuje tylko 3$. Przymierzyłam. Pasowała idealnie. No dobra- nie idealnie. Była trochę za duża, ale to dobrze- starczy na dłużej. Wybrałam sobie też czarnego T-shirta z napisem „Makijaż jest powodem wielu groźnych chorób” (za 1$). A potem zaczęły się schody. O ile dało się znaleźć koszulki w moim rozmiarze, to spodni praktycznie nie było. Znalazłam dwie pary: postrzępione dżinsy i żarówiaste, różowe sztruksy. Przymierzyłam dżinsy, jednak te natychmiast spadły mi z tyłka. Poszukałam mniejszych, ale był problem- po rozmiarze 40 następny był 34, a jak tylko zobaczyłam sprane rurki, od razu wiedziałam, że się w nie nie zmieszczę. Z ciężkim sercem przymierzyłam różowe spodnie, te jednak były porządnie za krótkie. Wkurzyłam się. Nie mogę paradować w moich obozowych ubraniach, bo są podarte i zwyczajnie za lekkie, a poza tym działają jak wabik na potwory. Zaczęłam szukać wśród spódnic. Bardzo nie chciałam tego robić, zważywszy na to, co mnie czeka, ale nie miałam wyboru- moje spodnie wyglądały, jakby zaraz miały się rozwalić.
***
Po piętnastu minutach wyszłam ze sklepu, uboższa o 10$ i ubrana w nowe nabytki: T-shirta, bluzę i czarną, nabijaną ćwiekami spódniczkę przed kolana. Wstąpiłam jeszcze do pasmanterii i zaopatrzyłam się w dwie pary najgrubszych rajstop, jakie mieli. Jedne włożyłam od razu, drugie wsadziłam do plecaczka razem ze starymi ubraniami. Przeładowałam moje „skarby” do kieszeni spódnicy oraz bluzy i rzuciłam okiem na mój kurczący się budżet. Miałam 25$. Do Nowego Jorku raczej za to nie dojadę. Wkurzyłam się. Ktoś, kto mnie tu przywiózł sam wziął sobie napiwek: zabrał mi z kieszeni wszystkie trzy drachmy, które miałam na wszelki wypadek, więc nie mogłam wysłać wiadomości iryfonem. A w obozie nie było telefonów. Z resztą, gdybym zadzwoniła, prawdopodobnie zwaliłyby się na mnie potwory z całego miasta. Czyli jestem zdana na siebie. Super.
***
Następny tydzień był najgorszym w moim dotychczasowym życiu. Jazda autostopem przez całe Stany Zjednoczone nie należała do przyjemności. Przez pierwsze dwa dni łapałam samochody, ale nie ujechałam daleko- nie wydostałam się nawet z Nevady. Jacyś faceci mnie zaczepiali, ale jak pogroziłam im scyzorykiem, to stwierdzili, że nie należy się do mnie zbliżać. Właśnie dlatego nie uśmiechało mi się paradowanie w krótkiej spódnicy- śmiertelnicy są czasem gorsi od potworów. Po tym wydarzeniu wpadłam na lepszy pomysł. Każdy na pewno widział kiedyś tira. Otóż tam, gdzie ciągnik łączy się z kontenerem, jest miejsce, w którym da się stanąć, a nawet usiąść. Są jednak dwa minusy takiej podróży (nie licząc tego, że można spaść na ulicę przy prędkości 100 na godzinę, prosto pod koła samochodów): po pierwsze, jak ciężarówa się buja na wybojach, to można dostać w łeb grubym, gumowym kablem, co NIE JEST przyjemne, a po drugie, można wysiąść tylko, jak pojazd się zatrzyma. No i oczywiście jest się brudnym od spalin i śmierdzi się jak wysypisko śmieci, ale to akurat nie był wielki problem.
Innymi słowy: nie próbujcie tego w domu.
***
Mogłam mówić o szczęściu- przejechałam przez prawie cały kraj w 10 dni, bo tiry jeżdżą szybciej, niż normalne samochody i rzadziej się zatrzymują (raz jechałam 16 godzin bez postoju). Jednak teraz, gdy byłam już w Nowym Jorku, nie miałam pojęcia, co zrobić dalej. Podziękowałam Hermesowi- bogowi wędrowców- za pomyślną podróż i złożyłam dziękczynną ofiarę z kawałka bułki. To trochę marne, ale nie stać mnie było na nic lepszego- zostało mi pół dolara. Nie dojadę za to raczej do obozu. Ba! Nawet obiadu za to nie zjem. Stać mnie co najwyżej na gumę do żucia… Nagle wpadłam na świetny pomysł. Podeszłam do fontanny. Ludzie powrzucali tam trochę drobnych, ale na pewno nie tyle, żeby opłacić taksówkę na Long Island. Usiadłam na brzegu misy. Chciało mi się płakać. Pokonałam tysiące kilometrów i utknęłam: tak blisko i jednocześnie tak rozpaczliwie daleko…
***
Z zamyślenia wyrwało mnie przeczucie. „Coś się stanie.”- Pomyślałam. W tym momencie wpadł na mnie rozczochrany, jasnowłosy chłopak. Instynktownie wyciągnęłam dłoń w kierunku wisiorka. Chłopak chwycił mnie za rękę i wbił się w nią paznokciami. Był przerażony.
– Ratunku! Gonią mnie! Nic im nie zrobiłem, przysięgam…
– Cicho!- przerwałam mu.- Mów spokojnie. Kto cię goni?
– My!- odezwał się gruby głos.- Mamy ochotę na obiadek z herosów!
Na Olimp to jest boskie
Czyli jednak kasyno „Lotos”. Wiedziałam 😉 I co dalej?
też myślę że to kasyno Lotos. czekam na więcej 😉
Bardzo fajne. Apollo nas oświecił i wszyscy wiedzieliśmy , że to Kasyno LOTOS… 😉 Och… jak ja lubię Arachne twoje opowiadania o Arachne…. 😉
To jest akurat jedna z moich nieulubionych części, ponieważ pisałam na bazie moich własnych doświadczeń sprzed pół roku. Horror, masakra itd. Nie przeżywaj tego sam 😉
Świetne! Coś tak czułam, że to będzie Las Vegas 😉 A ten hotel to kasyno Lotos, jak rozumiem.
Końcówka strasznie mi się podobała, taka nagła i niespodziewana. Ciekawa jestem kim ten chłopak jest i co dokładnie go goni…
Arachne, uwielbiam to opowiadanie, naprawdę jest super!
A tak w ogóle to Blairen jestem i witam wszystkich
Arachne chyba nie chcesz powiedzieć, że też jechałaś autostopem przez połowę kraju ❓
opowiadanie świetne ;)(jak zawsze(;)
Witaj Blairen!! Genialnie pisze no nie?
Artemido, nie przez pół kraju, ale ok. 200km. Koszmar, masakra, tragedia itd. itp. Nie przeżywaj tego sama.
super
Super 😀 Arachne, a powiedz mi czy dostałaś w łeb gumową rurą???
A jechałaś 16 godz. bez przerwy???
Jeśli tak, to masakra, współczuje…
Genialne opowiadanie napisane przez genialną pisarke.
ej ciekawie