Rozdział 5
Od pasa w górę były to kobiety o zielonej, łuskowatej skórze, żółtych oczach i rozdwojonych językach.Od pasa w dół miały podwójne wężowe kadłuby zamiast nóg. W rękach dzierżyły włócznie i obciążone sieci. Pierwszy raz coś takiego widzę! Pierwszy dzień na obozie i takie niespodzianki!
-Co to ma być?!?!?!!!!-krzyknęłam
-Jedzzzzzzonko, siostrzyczki – powiedziała jedna. – Dziś serwujemy kilkanaście herosów plus człowiek. A na deser centaur.
-Herosi do broni! – Chejron wyglądał na opanowanego.
-Po co, Chejronie? – zza drzew wyłonił się Pan D.
-Przeccciesssssssz ciebie miało nie być! – powiedziała druga z nich.
-Masz złego informatora.
Chwile później wszystkie kilkanaście potworów oplotło winorośl i zmieniły się w pył.
Mówię wam.
Nic ciekawego takie coś przeżyć. Nadal stałam skamieniała z otwartą buzią.
-Ziemia do Alice! – Kevin machał mi przed nosem ręką.
-Zostaw ją Kevin. Pierwszy raz widzi drakainy.
-Nie, już spoko-wydusiłam.
-Alice, Kevin, Mea, Rick. Chcę was zaraz widzieć w Wielkim Domu. – powiedział Chejron i odszedł.
-Będą kłopoty? – spytałam ich wszystkich.
-Nieee. -odpowiedzieli chórem. Gdyby to była inna sytuacja to pewnie bym się z nich śmiała.
Poszliśmy leniwym krokiem do Chejrona.
-Jak to się tutaj znalazło Chejronie? – spytała Mea.
-Teraz to najmniej ważne, Mea. Musicie wyruszyć na Olimp.
-Co!?
-Byłem u Wyroczni. Musicie tylko zapewnić ochronę Alice. Tylko tyle.
-Ochronę?! – krzyknęli.
-Chejronie, proszę wytłumacz nam to wszystko.
-A co to dużo mówić – wtrącił się Pan D.
-Po prostu nasza droga Lisa jest nie typową śmiertelniczką,która ma wielką siłę i ma dostęp do obozu.
-Alice, proszę pana – dodałam
-Jak ona się tutaj dostała?! Nie powinno jej tu być! – Kevin powiedział o kilka słów za dużo.
Zabolało. Nawet bardzo.
-Dokładnie! Masz racje Kevin! Mnie tu nie powinno być!!! – krzyknęłam.
Wyszłam zatrzaskując za sobą drzwiami co spowodowało rozbicie wazy co usłyszałam.
Pan D. pewnie sobie nie darował jakiejś uwagi o mnie. Szłam teraz do domku się pakować i idę. Mam mało rzeczy więc pakowanie zajęło mi tylko dwie minuty. Azyl przyglądał mi się leżąc na łóżku. Miał
smutne oczy. Jakby czuł to co ja teraz. Jak on mógł być taki pusty?! A miałam go za przyjaciela. Teraz to nie ważne.
-Azyl idziemy. Koniec śnienia. Idziemy do domu.
Kierowałam się na wzgórze gdzie jak mówił Kevin i Mea miało być wejście na obóz. Gdy ostatni raz rzuciłam okiem na polanę to zobaczyłam Kevina, Meę i Ricka biegnących w moją stronę. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Z
nikim.
-Alice, poczekaj na nas! Alice, proszę! Stój! – wołała Mea.
-Daruj sobie – mruknęłam i przyspieszyłam kroku.
-Alice!
Zatrzymałam się.
-Co chcecie?! Odwalcie się ode mnie! Herosiki! Macie swój świat, wracajcie do niego! Ja do niego nie należę jak słusznie zauważyłeś Kevin!
-Alice przepraszam. Zachowałem się jak dupek wiem. Ale to był szok! Musisz wrócić!
-Ooo i tu się pomyliłeś. Ja nic nie muszę!
Poszłam. Nie chciałam tego dłużej słuchać.
-Alice… – szepnął mi koło ucha Kevin.
Stał koło mnie i chwytał mnie za ramie.
-Jesteś nam potrzebna. Nie tylko mi, Mee, Rickowi, czy innym herosom. Jesteś potrzebna wszystkim. Bogom greckim, ludziom.
-Ludziom ? Niby w czym?
-Wytłumaczymy ci to wszystko w obozie.
Komentarze
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Pierwsza !!! Super opowiadanie
Druga! Robi się coraz ciekawiej… Czekam na następne!!!
Super!!!!! Czekamy na następny rozdział.
ŚWIETNE ❗ ❗
super
genialne.
kurde Kevin mógłby trzymać gębę na kłódkę… ale to było bardzo ciekawe. po raz pierwszy opowiadanie w takim stylu.
KOCHAM JE I UWIELBIAM!!!
ekstra