Nigdy nie przywiązywałam szczególnej uwagi do greckiej mitologii.
Oczywiście na lekcjach łaciny omawialiśmy drzewo genealogiczne bogów Olimpijskich czy dwanaście prac Heraklesa. Tezeusze, Odyseusze, Perseusze i inne siłusze dość często przewijały się na kartach podręczników. Piekielne ogary z Tartaru, cyklopi, piękne nimfy i driady, centaury, satyrowie, pegazy czy herosi stanowili dla mnie fikcję. Byłam pewna, że nie istnieją.
Niedługo miałam się przekonać w jak wielkim byłam błędzie.
Nazywam się Shana Crux.
Jeszcze niedawno myślałam, że jestem zwykłą nastolatką z talentem do dewastacji każdego budynku w jakim przebywam. Ze względu na moje niszczycielskie zdolności często zmieniałam szkoły w stertę gruzów. Począwszy od Europy po Australię i na Ameryce kończąc, każda instytucja edukacyjna, na którą się natknęłam zostawała w najlepszym wypadku częściowo zrówna z ziemią.
Chyba powinnam pomyśleć o pracy w firmie rozbiórkowej.
Właśnie przez notoryczne obracanie budynków w pył, nigdzie nie mieszkałam dłużej niż miesiąc. Przeprowadzałam się z mamą i przyszywanym bratem co najmniej kilka razy w ciągu roku. Aktualnie zajmowaliśmy przestronne mieszkanie na Manhattanie. Typowa amerykańska rodzina prowadząca koczowniczy tryb życia. Taa… żebyście się nie zdziwili.
Naprawdę nie chciałam spalić kolejnej szkoły przed rozpoczęciem roku. Przyrzekłam sobie omijać kłopoty szerokim łukiem i unikać niebezpiecznych sytuacji. Jakby na przekór tych obietnic w poniedziałkowy poranek pierwszego czerwca jechałam z mamą samochodem do szkoły średniej Goode. Gdybym miała więcej rozumu, wyperswadowałabym rodzicielce ten przeklęty dzień otwarty.
– Skarbie jest jedna sprawa. – zagaiła mama wychwytując moje nieobecne spojrzenie we wstecznym lusterku. – To jedyna szkoła, w której cię jeszcze nie znają, więc…
– Żadnych wyburzonych ścian, powodzi i przypadkowych zamrożeń. – wyrecytowałam znajomą formułkę, zapadając się w siedzenie pasażera. Nie wiem dlaczego, ale moja nauka zawsze kończyła się jedną wielką katastrofą. Raz zrównałam z ziemią salę gimnastyczną, kiedy indziej wysadziłam szatnię i poszatkowałam blat sekretariatu. Najgorsze okazywały się epoki lodowcowe – do tej pory nie miałam pojęcia jak w laboratorium chemicznym nagle pojawił się śnieg.
Ale tym razem postanowiłam, że będę grzeczną i przykładną uczennicą.
Westchnęłam zrezygnowana gdy granatowe auto zatrzymało się kilka metrów przed gmachem mojej przyszłej szkoły. Goode okazała się wielkim budynkiem z brązowego piaskowca o niezwykle fantazyjnej bramie wejściowej. Ilość zaparkowanych ekskluzywnych BMW i czarnych limuzyn przed wejściem przez chwilę zakręciła mi w głowie. Sam widok prestiżowej szkoły otoczonej grupką młodych bogaczy utwierdził mnie w przekonaniu, że wywalą mnie jeszcze dzisiaj.
Zerknęłam na mężczyznę, który stojąc przed bramą entuzjastycznie witał wchodzących po schodach uczniów. Ze szpakowatymi włosami, dżinsami i skórzaną kurtką wyglądał jak aktor z telewizji. Ciekawe czy wszyscy tutejsi nauczyciele wyglądają jakby się urwali z Hollywood.
– Przyjadę za dwie godziny. Będzie dobrze, zobaczysz. – powiedziała mama posyłając mi pokrzepiający uśmiech. Kiwnęłam głową i otworzyłam drzwiczki samochodowe. Zerknęłam przez ramię na kobietę, która nerwowo bębniła palcami o kierownicę. Chyba nie wierzyła w swoje słowa.
– Myślisz, że jak wysadzę toaletę, to pozwolą mi zachować deskę klozetową na pamiątkę? – zażartowałam wyskakując na chodnik. Mama przewróciła oczami i mamrocząc coś o dynamitach pomachała mi na pożegnanie.
Chłodny wiatr rozwiał moje ciemne włosy na wszystkie strony świata, zmieniając mój wizerunek w chodzące zombie. Zebrałam kilka niesfornych kosmyków za ucho i ruszyłam niepewnie w kierunku szkoły. Mężczyzna witał właśnie rudowłosą dziewczynę w brązowym podkoszulku i spranych dżinsach, ciekawie ozdobionych kolorowymi mazakami. Nagle nieznajoma odwróciła się gwałtownie patrząc zielonymi oczami prosto na mnie.
Nie wiem dlaczego, ale w jej wzroku powoli zaczęłam dostrzegać strach. Czyżby moje włosy wyglądały aż tak źle?
Rudowłosa czym prędzej weszła do budynku, błyskawicznie znikając mi z oczu. Rozejrzałam sie profilaktycznie wokół, sprawdzając czy ktoś na moją obecność zareagował podobnie jak nieznajoma. Zobaczyłam tylko kilka uczniów pogrążonych w rozmowie i nadwrażliwych rodziców, którzy zbolałym wzrokiem odprowadzali swoje pociechy. Skwitowałam zachowanie dziewczyny wzruszeniem ramion i idąc jak na ścięcie, powlokłam się ku wejściu do szkoły. Kiedy mijałam próg gmachu kątem oka zauważyłam rozmazaną sylwetkę ciemnowłosego chłopaka, który sprintem zmierzał na tyły szkoły.
Chyba już wtedy wiedziałam, że ten dzień nie będzie normalny.
Fajnie się zaczyna. Oby tak dalej! ^^
Uuu… Już ją lubię! Demolator wnętrz 😉
fajne, widzę, że nie tylko ja zapamiętuje teksty z filmów na pamięć 😉 (chodzi mi o pierwszą połowę trzeciego zdania ;))
SUPEROWE!!!!!!!
Genialne!
bardzo mi się podoba czekam na cd.
cudowne!
normalnie jak Riordan tyle że dziewczyna!! oby tak dalej
=) Super
świetnnnnnneeeeeeeeeeeeeeee
_artemida_: to samo pomyślałam 😉
A ogólnie to bardzo mi się podoba ;D
Genialne! Chodzi o Elizabeth Dare (zielone oczy) ? Przecież obiecała Ojcu, że pójdzie do szkoły dla jakiś lalek…? (Przynajmniej tak napisane było w „Ostatnim Olimpijczyku”).
super
ok 😀 😉
Świetne!!! Czy to może dotyczyć Bitwy w Labiryncie?
Ekstra.Czekam na więcej.
super tekst