5 lat później,
– Nudzi mi się – wymamrotałam.
Usłyszałam cichy śmiech.
– No co? Ileż można siedzieć w tej dziurze? – zapytałam rekami pokazując na ściany jaskini. Rozumiem, że Matt lubił prostotę, jednak to była przesada! – Dlaczego nie możemy pójść do mojego ojca?
Ta wypowiedź była absurdalna. Przecież Persefona nie mogła się dowiedzieć o moim istnieniu, a za kilka dni miały być święta Bożego Narodzenia. A po nich trzydziestego grudnia – moje urodziny.
Moje dwudzieste… za rok ma się dopełnić przepowiednia. Nadal nie mogłam wierzyć, iż Olimpijczycy nadal wierzą w liczbę szesnaście. Przecież to jest zupełnie nielogiczne. Zapomnieli chyba o nowym upływie czasu.
Kiedyś rzeczywiście w wieku szesnastu lat „osiągało się dorosły wiek”, jednak czasy się zmieniły. Teraz to dwudzieste pierwsze urodziny są tą granicą, której jeszcze nie przekroczyło żadne dziecko „Świętej Trójcy”.
– Wiesz, że za kilka minut ma przypłynąć „Księżniczka Andromeda” – powiedział Matt, a ja stwierdziłam, iż ma rację. Znaczy się, mogliśmy czekać na statek w miejscowym porcie, ale jaskinia, do której trzeba było wpłynąć (chyba, że się miało moje zdolności) nadawała się do tego doskonale. Nigdy nie lubiłam tłumaczyć ludzkim turystom, że statek jest pełny.
– I tak uważam, że to nierozważne wozić Pana Czasu po tych wszystkich wodach, gdzie byle Posejdon może go zatopić. Ale nie, Luke musiał to zrobić! – prychnęłam i zaczęłam złorzeczyć pod nosem na blondyna.
Matt – syn Aresa, który posiadał spore IQ w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa, tylko westchnął. No tak, od początku uważał, że wplątywanie w to bagno niewinnego chłopaka nie jest najlepszym pomysłem. Takie jednak były rozkazy.
– Widzę ich – rzekł po chwili, a ja drgnęłam. Nigdy nie lubiłam takich spotkań. Nadal pamiętałam wyraz twarzy Luke’a, gdy dowiedział się, że nie umarłam.
***
– E…Er…Erin? – wyjąkał cicho, a ja uśmiechnęłam się ironicznie. Myślałam, że nie pozna mnie w ciemnych włosach – zrezygnowałam z blond po spotkaniu z ojcem, który twierdził, że wyglądam w nich jak Demeter.
– Hej, Luke – zaśmiałam się melodyjnie. Nigdy tego nie powiedziałam, ale dobrze było mieć go po swojej stronie. Przypominało mi to te wszystkie dni w jego towarzystwie. Przecież to on powiedział mi prawdę o moim ojcu.
– Ale ty… nie żyjesz. Nie znaleziono nigdy twojego ciała – szepnął. Zobaczyłam w jego niebieskich tęczówkach ból, gdy przypominał sobie tamto wydarzenie.
– Powiedzmy, że nigdy nie powiedziałam wam prawdy o sobie. Nie chciałam, abyście traktowali mnie inaczej, więc się nie odzywałam – stwierdziłam, słysząc cichy głos ponaglający mnie w wykonaniu zadania. „Zaraz” pomyślałam, wiedząc, że nikt nie może mi nic zrobić.
– W takim razie, kim jesteś?
Przez całą rozmowę szliśmy wzdłuż plaży wokół Obozu. Oczywiście z łatwością się do niego przedostałam – byłam herosem, więc musieli mnie wpuścić.
– Ja? Hm… to dość trudne pytanie. Jestem córą śmierci. To ja mogę zadecydować o czyimś losie – stwierdziłam po chwili milczenia. Nie wiedziałam, czy zrozumie. Modliłam się w duchu, żeby tak było, bo nie chciałam wymawiać imienia ojca. Nigdy tego nie lubił.
– Co powiedziałaś?
No dobra, przeliczyłam się. Może Luke Castellan był niezwykle przystojnym blondynem, jednak czasami zachowywał się jak jeden z tych idiotów, których znałam w dzieciństwie.
– Moim ojcem jest Hades – stwierdziłam i poczułam jak coś chce mnie zaciągnąć pod ziemię. Rozumiem, że tata zabronił mi o ty mówić, ale chyba nie miał zamiaru ściągać mnie do swojego pałacu za każdym razem, gdy wypowiedziałam jego imię?
Chłopak nic nie mówił, najwyraźniej chciał przetrawić tę wiadomość. „Pospiesz się” myślałam tylko kopiąc piasek i błagając, aby nikt nie wykrył mojej obecności.
Usłyszałam jakiś odgłos i spojrzałam przepraszająco na Luke’a.
– Przepraszam – powiedziałam, gdy moje ciało zaczęło znikać. Pomachałam mu jeszcze i znalazłam się w Hadesie.
***
– Co ty taka zamyślona dzisiaj? – spytał Matt, gdy wpatrywałam się na fale. To był chyba jakiś kod genetyczny, bo ojciec nigdy nie lubił odwiedzać swojego brata.
Zawsze denerwowało mnie to, że przez zimę nie mogłam go odwiedzać. Przecież mógł powiedzieć Persefonie, iż ma córkę, co nie?
Ok. Wiem, że nie mógł, bo rozpętałoby to wojnę. Wstrętna plotkara się z niej zrobiła przez ostatnie tysiąclecie.
Wiem też, że ma mnie gdzieś. Tak jak ci wszyscy bogowie, bo ich obchodzi tylko własne życie. A herosi to po prostu dodatek do ich monotonnego życia.
Pewnie, dlatego przyłączyłam się do Pana Czasu. Ofiarował to, czego nigdy nie mogłabym otrzymać od ojca czy jego rodziny – władzę.
Bo to ja pierwsza go odnalazłam, usłyszałam jego wołania z odmętów Tartaru. Ja – Erin, córka Hadesa. To ja wyszukiwałam przez cały czas herosów, którzy mogliby do nas dołączyć, tak jak na przykład Luke.
Nigdy nie wiedziałam, do czego był nam ten chłopak potrzebny, bo… traktowałam go jak młodszego brata. W końcu to właśnie on się mną zaopiekował, a teraz nie wiedziałam, o co chodzi mojemu panu.
– Przypłynęli – stwierdził Matt, a ja uśmiechnęłam się.
– Nareszcie.
Ledwo weszliśmy na statek podbiegł do mnie zdyszany Luke. Nie przywitał się, co zwykle robił na początku rozmowy, ale od razu rzekł:
– Zmiana planów…
Jego niebieskie oczy, z których znikły iskierki rozbawienia wystarczyły, abym wiedziała, iż coś ważnego się stało.
– Opowiedz wszystko ze szczegółami – stwierdziłam, kątem oka zauważając, że Matt gdzieś znikł. Pewnie poszedł szukać innych herosów, nad którymi uwielbiał się znęcać.
W środku poczułam delikatne ukłucie zazdrości, ale postanowiłam je zignorować. Nic mnie będzie mną kierować.
Z westchnieniem zaczęłam słuchać Luke’a, a moje plany przyjęcia urodzinowego właśnie zostały zniszczone.
No! Parę rzeczy zostało wyjaśnionych! FAJNE! 😀 😀 😀
poproszę następną część
fajne!!!
MROCZNE i to jak cholera!!!! ale naprawdę fajne…:P
super
Tyche – boska racja… :p Genialne. pisz dalej.
Świetne
super