– To znaczy, GDZIE musimy się dostać? – spytałam patrząc uważnie na Grovera, który wydawał się trochę zmieszany.
– Do Obozu Herosów, pod Nowym Yorkiem – stwierdził zrezygnowany, a ja musiałam się powstrzymać przed ucieczką z tego domu wariatów.
Luke uśmiechnął się cierpko, a ja prychnęłam. I co jeszcze? Trzeba się wlec przez pół Ameryki, żeby trafić do jakiegoś głupiego obozu pełnego rozwydrzonych bachorów? Jeszcze czego!
– Nie możemy po prostu polecieć samolotem? – zapytałam wstając z jakiegoś głazu. No tak, przecież od kilku miesięcy musieliśmy mieszkać w jaskiniach, bo inaczej „potwory mogłyby nas zabić”, bla, bla, bla…
– Chyba zapomniałaś, że oprócz ciebie nikt nie ma karty kredytowej, a ty jesteś poszukiwana w całych Stanach – zaśmiał się Luke, a ja prychnęłam cicho.
Może i powiedział prawdę. Moja matka, gdy dowiedziała się o moim zaginięciu od razu zgłosiła to na policję. Ponoć ludzka policja miała mnie złapać, a nie udawało się im to od miesiąca.
– To co my niby mamy robić? Dziennie za dużo nie przejdziemy, a nie chciałabym też zmuszać was do długiej wędrówki – uśmiechnęłam się ironicznie, a Thalia siedząca obok Grovera, prychnęła.
– O nas nie musisz się tak martwić, to raczej siebie powinnaś brać pod uwagę. W końcu, KTOŚ musiał się wczoraj umówić na wizytę do fryzjera – syknęła.
Wyszłam z jaskini klnąc pod nosem. Usłyszałam jeszcze głos Thalii „Córeczka Afrodyty” przez, co zdenerwowałam się jeszcze bardziej. Może wyda się to dziwne, ale coś powstrzymywało mnie przed powiedzeniem im prawdy o swoim pochodzeniu. Oczywiście, nadal nie wiedziałam czyją jestem córką, więc udawałam córkę Afrodyty, w czym pomagały mi moje blond włosy.
No właśnie. Włosy zaczęły na powrót robić się ciemne, więc musiałam je na nowo zafarbować. Co jak co, ale instynkt to ja miałam. A to on nakazał mi udawać idiotkę w stylu Alice. Do czego to doszło…
***
Usatysfakcjonowana wizytą u fryzjera, który zapewnił, że farba nie zmyje się przez następnych kilka miesięcy, spokojnie przemierzałam ulice miasta. Nareszcie mogłam na jakiś czas zapomnieć o tym całym paradoksie, jakim stało się moje życie.
Bo chyba niecodziennie dowiadujesz się, że jesteś dzieckiem istoty, którą uważałaś za mit? Na dodatek nie masz pojęcia kto nią jest, jednak coś każe ci kłamać, bo nikt nie może się dowiedzieć… No właśnie, czego?
Uśmiechnęłam się drwiąco, zgniatając jakiegoś owada. Ten nawyk pozostał mi z dzieciństwa i jakoś nigdy nie mogłam się go wyzbyć.
Już miałam wracać do tej nieznośnej i skretyniałej córeczki Zeusa, gdy coś wyczułam. No tak, to zachodziło stanowczo za daleko. Ostatnio okazało się, że potrafię „odróżnić” zmartwienia herosów czy satyrów od tych „ludzkich”. A teraz usłyszałam myśli jakiegoś herosa.
Zaczęłam się powoli rozglądać, a mój wzrok spoczął na jasnowłosej dziewczynce, która mogła mieć, co najwyżej osiem lat.
Szła sama, z widoczną w oczach determinacją. Do takiego widoku się nie przyzwyczaiłam, więc podeszłam do niej, udając „cudowną starszą siostrzyczkę, Erin”, którą na pewno nie byłam. Jednak czego się nie robi dla odrobiny rozrywki?
I tak poznałam Annabeth Chase. Dziewczynę, która spowodowała moje zawieszenie broni z Thalią. Może i czasami bywała irytująca, ale dzięki niej reszta zgodnie uznała, iż jak najszybciej musimy się dostać do obozu. I tak też zrobiliśmy.
„Wariaci, podobnie jak dzieci, nie dają za wygraną, dopóki ich życzenie nie zostanie spełnione.”
***
– Daleko jeszcze? – Annabeth spytała cicho Grovera, a ten uśmiechnął się lekko.
– Nie, za kilkaset metrów powinniśmy być na miejscu.
Uśmiechnęła się z ulgą, a Thalia wymownie spojrzała w stronę Luke’a. Trzymała pewnie swój miecz, tak samo zresztą jak ja czy on.
Zaraz znajdziemy się w Obozie – przeszło mi przez myśl. Nareszcie, będę mogła odpocząć od nieustannych zmartwień, bo przecież ja byłam najstarsza i to na mnie spoczywał obowiązek, aby dopilnować wszystkiego.
Powoli zaczynała się we mnie tlić nadzieja, iż przestanę w końcu udawać kogoś kim nie jestem. Pragnęłam nareszcie przestać udawać. Hm… pozostawało tylko przejść te kilkadziesiąt kroków i cieszyć się wolnością.
W tamtej chwili zapomniałam, że moje życie nigdy nie miało doczekać się happy endu. Mnie od zawsze pisany był tragiczny koniec, bo ja nie powinnam zaistnieć. Przez jakiś czas łudziłam się, iż wszystko skończy się szczęśliwie.
Przecież tak naprawdę nie wiedziałam, co znaczy to słowo. I nigdy nie miałam się dowiedzieć, więc po co się starać? To chyba przez wpływ tych dzieciaków. Wszyscy byli tak ze sobą zżyci, ufali sobie nawzajem, ba, ufali także mi, chociaż ja nie byłam z tego zadowolona.
Dawno temu pomyślałam, że skoro życie jest takie krótkie, to trzeba z niego korzystać i robić tylko rzeczy przyjemne. A dla mnie taką rzeczą było sprawianie cierpienia.
Usłyszałam głośny ryk i wiedziałam, że coś się nie powiedzie. Grover stanął, a my wszyscy zrobiliśmy to samo, bo nikt nie miał pojęcia gdzie mielibyśmy iść.
– Nie dobiegniemy – jęknął cicho.
– Dlaczego tu jeszcze stoisz? Uciekajcie! – krzyknęła Thalia. Teraz dopiero zauważyłam, że gotowa była zginąć w imię przyjaźni… albo czegoś więcej.
Luke chciał zaprotestować, ale ja odezwałam się do niego szeptem:
– Posłuchaj jej. Zapewnij bezpieczeństwo, Ann, potem będziesz mógł wrócić. Ja jej pomogę – wyszeptałam, a ten tylko pokiwał głową i zaczął biec.
– A ty? – Thalia spojrzała na mnie krytycznie, a ja po raz pierwszy w życiu się uśmiechnęłam.
– Zostanę. Nie mam zamiaru cię tu samej zostawić.
Odpowiedziała uśmiechem. Po chwili obie wskoczyłyśmy w wir walki, chcąc dać innym, choć cień szansy na ocalenie.
W pewnej chwili poczułam, że Thalia oberwała. I to porządnie. Zerknęłam na nią kątem oka. Od razu zauważyłam, iż się z tego nie wyliże. Może i była przemądrzałą córką Zeusa, ale i tak nie zasługiwała na taką śmierć.
Chwila mojej dekoncentracji wystarczyła, abym sama została atakowana. Wiedziałam, że powinnam umrzeć, ale instynkt podpowiedział mi, że to jeszcze nie koniec.
Z uśmiechem na ustach zanurzyłam się w otchłań ziemi, a ostatnie, co zapamiętałam to wielką sosnę, której wcześniej nie było.
***
– Dziewczyny! – krzyknął jasnowłosy młodzieniec wbiegając na pole bitwy. Nie zobaczył żadnej z nich. Na jego twarzy pojawiło się chwilowe niedowierzanie.
– Luke, ja przepraszam, ja… – zaczął szybko Grover, wiedząc, że zawalił. Jednak obie nastolatki wiedziały, co je czeka, gdy kazały im wszystkim uciekać. Gdyby jedna z nich nie była córką jednego z Wielkiej Trójki…
– Gdzie… są… ciała – wyszeptał Luke rozglądając się uważnie. Jedyne, co zauważył to wielką sosnę, a na jednej z jej igieł dostrzegł kawałek bluzki Thalii. Erin nigdzie nie było.
Po jego policzkach spłynęły dwie łzy. Pierwsze i ostatnie w jego życiu, oddane za przyjaciółkę i dziewczynę, którą od dawna darzył większym uczuciem.
Tego dnia, stojąc na tej właśnie polanie Luke Castellan poprzysiągł sobie w duchu, że zemści się za ich śmierć. Nie wiedział jednak, że żadna nie zginęła…
Wow… zajefajne!!!
Kiedy kolejne? 😀
ssssuuuuppppeeeeerrrrrrr 😛 😀
Genialne 😀
Jesteś geniuszem!!! Next please!
ja proszę o więcej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Genialne! Ej, zrób tak żeby Luke był dobry, a one dwie zrobiły się Łowczyniami to by było niezłe…
ekstra
Zajebiste….!!!!! :))
Bez przesady, jeszcze mnie wywalą za to, że wzbudzam w was „wulgarne” emocje?
A i Erin i tak będzie ZUA *śmieje się złowieszczo* Bo ona od zawsze była ZUA, chociaż…. Bez zdradzania fabuły się nie obejdzie, więc nie dokończę.
Kurka, zawiodę was – jeszcze (prawdopodobnie) sześć części i Epilog. Ale nie znikam 😉
Zamierzam się zabrać (jak to dokończę) do drugiej części Lei – Powiew Szczęścia, a potem pomyślę nad czymś innym. (chyba, że będziecie mnie mieli już dość
do Nemo: Córa Hadesa Łowczyniom?! Nie wyobrażam sobie by Artemida ją przyjęła…Chociaż niezbadane są wyroki bogów.
Do Eveleine: Może zamiast pisać opowiadania na blog to lepiej napisz książkę??? Rozdziały są długie, dłuższe niż w niektórych książkach które dotychczas czytałam(dużo tego było) i niech 7 część nie będzie ostatnia 😉
fajnie to jest