Ichi : Rekishi no Neliel
Cześć! Jest mi bardzo miło, że chcecie przeczytać to co naskrobałam, oraz popatrzeć oczami mojej bohaterki, która jak wasi bohaterowie dowiaduje się, że jest herosem i w jakiś ciekawy (a może nudny?) okolicznościach dostaje się zwykle do Obozu Herosów, prowadzonego przez Chejrona i pana D. Moje opowiadanie będzie troszkę bardziej różnorodne niż „dziecko wielkiej trójki, oj zniszczy świat” , choć jeden bohater będzie dzieckiem Posejdona. Większość głównych bohaterów (oprócz jednego, z mojego domku) to osoby z klasy, które chciałam mieć w opowiadaniu (była rok temu mania na mitologię). Moja postać będzie tam zwyczajnym herosem, którego rodzicem jest… A to już przeczytajcie sami!
ROZDZIAŁ 1 :
Początek wszystkiego
Zastanawiasz się, jak to być dzieckiem półkrwi? Może być niezwykle, można zobaczyć baaardzo dużo , ale niestety, zwykle ginie się w bolesny sposób… Kto by chciał? A jednak bogowie olimpijscy wciąż nie zaprzestali zakochiwać się w śmiertelnikach i rodzić herosów. Historia moja, nie będzie tak niezwykła jak Heraklesa, czy Tezeusza, jednak możecie w niej znaleźć troszkę niezwykłych wydarzeń. Herosem jest być bardzo trudno i jak już mówiłam ginie się zwykle w bolesny sposób, a w każdym miejscu i pod każdą postacią czają się potwory (np. jako nauczycielka matmy?). Pamiętajcie więc, nie fajnie jest być herosem, a przynajmniej nie zawsze!
Nazywam się Neliel Summer (takie słoneczne nazwisko po tatusiu) (dziwne imię, Nelly byłoby łatwiej) , w skrócie Nel. W grudniu ostatniego roku skończyłam 12 lat. Na świat patrzę lekko turkusowymi oczami, niczym morze nad zamglonym niebem, które czasem przysłaniają mi długie kosmyki moich blond kręconych włosów, jasnych jak biały kanarek skrzyżowany z mocno żółtym. Zwykle są one związane w 2 kitkach z czerwonymi kokardkami (reszta włosów pozostaje rozpuszczona). W Nowym Jorku mieszkam właściwie od urodzenia, 12 grudnia 1998 wraz z moją mamą, Lilly.
Moja mama jest bardzo młoda, urodziła mnie w wieku ledwo 20 lat, więc teraz ma 32. Ma długie jasnobrązowe włosy, zwykle niesfornie latające na wietrze. Jej oczy są jak obietnica ciepłego lata, czekoladowe i figlarne, pocieszające samym rzuceniem oka na nie. Mój tata… Hm… mama poznała go na studiach w Harvardzie, pomagał jej w lekcjach, aż z czasem się zakochali. Lecz mój tato… po studiach musiał wyjechać daleko i nigdy nie wrócił, według opowieści mamy.
Koniec czerwca, za kilka dni miał być koniec roku szkolnego i upragnione wakacje. Od ferii zimowych nie widziałam się z mamą, gdyż mieszkałam w nudnej szkole z internatem głównie dla wkurzających nieuków, których rodzice wysłali dla spokoju.
Wszystko zaczęło się pewnego ciepłego dnia, w którym to cała klasa, w której musiałam być, pojechała na wycieczkę. I to w ogóle nie miesza się do rzeczy. Głupia wycieczka po Nowym Jorku, jakieś centrum, central park i co tam by jeszcze nie wymyślili.
W Central parku, jakieś 20 minut po dwunastej przyszła do mnie, samotnie siedzącej na ławce Felicja Coller, gwiazdeczka szkolna, która popisywała się jak nie wiem co. Blond włosy, opalenizna, oczka chytre i niebieskie , zwykle czymś zasłonięte (teraz była to opaska ze wstążkami przykrywającymi oczy) aż chce się ją wysłać poleconym na Syberię, żeby nie wracała. Zastanawiałam się, jak zmienił się dom, ponieważ już dzisiaj wypakowywaliśmy się z internatu i wracaliśmy do swoich domów, co znaczyło mniej więcej – ja do ciasnego mieszkanka, a Felicja do swojej wielkiej willi z basenem i innymi fanaberiami. Zauważyłam, że dziewczyna trzyma jeden z naturalnych soczków marchewkowych dla poprawy urody. Śmiała się ze swoimi koleżaneczkami i przezywała innych co nie wyznają szkolnych „Zasad Mody”, które sama wymyśliła. Ależ ona jest wkurzająca pomyślałam i zaczęłam grać na mini harfie. Właściwie odkąd pamiętam miałam talent do grania na instrumentach. Mama mówiła mi, że to po tacie, podobno grał na ogniskach pięknie jak niejeden ekspert.
Blondynka podeszła i zaczęła
– Nooo, a kogo my tu mamy? Niemodną dziewczynkę, Neliel Summer ? Te mini harfy były modne, jak jeszcze bogowie istnieli, no wiesz olimpiajcy, czy lim pijacki… – najbardziej nie lubiłam, że zwraca się do mnie po pełnym imieniu i nazwisku
– Po pierwsze to byli olimpijczycy, a po drugie to weź się odwal, bo nie mam ochoty ostatnio (czyli przez jakieś 6 lat)Cię widzieć. – odpowiedziałam grając szybciej by pokazać mój zły nastrój.
– Oooojć, mój soczek, to twoja wina… PROSZĘ PANI!!! – wylała na mnie swój marchewkowy soczek i pobiegła do jej ukochanej pani.
Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejciu… Teraz mi się dostanie, jak zwykle tak zwykle…
Nie myliłam się. Dostałam uwagę i naganne za szturchanie Felicji. W strasznie złym humorze spakowałam się i wykąpałam (złe soczki naturalnie wyciskane, złe!). Potem pobiegłam na autobus mając złe przeczucia. Zwykle złe przeczucia mam jak ktoś mnie śledzi (a było kilka takich przypadków z zakapturzonymi i ukrytymi ludźmi) , albo gdy ktoś chciał mnie okraść, napaść, bić i takie tam. Siedziałam w autobusie z tyłu, między jakimiś innymi dzieciakami ze szkoły. Kilka rzędów przede mną siedziały jakieś 2 dziewczyny nerwowo się rozglądające. Jedna, blondynka, piękna , niczym jakaś aktorka. Jej oczy były niebieskie jak jezioro, jezioro tak głębokie i czyste, jak szafiry najpiękniejsze. Druga miała blond ciemne włosy , a oczy szare jak zamglony poranek . Ciągle między sobą szeptały i rozglądały się nerwowo, jakby coś miało nadejść. Głównie patrzyły na jakąś starą babcię przed nimi. Nie wiedząc czemu ja również zaczęłam rozglądać się , szukając niebezpieczeństwa. W tej babci było coś dziwnego… coś… jakby ZUA aura. Zwykle wpadałam na takich ludzi, ale zawsze coś im przeszkadzało w zbliżeniu się do mnie. Na pierwszy rzut oka babcia w moherku, nic zwyczajnego. Ale na drugi już nie była taka ładna. Miała ciemne okulary, a to też nie było nic fajnego. Napawała mnie takim niepokojem, jak ten facet, który gdyby nie interwencja jakiejś dziewczyny (eee, już jej nie pamiętam) to pewnie zrobiłby ze mnie placek. Na szczęście babcia wyszła zaraz za tymi gadającymi dziewczynami. Nim się obejrzałam, autobus dojechał do Manhattanu, a ja, już weselsza, gdyż nic raczej mi nie groziło popędziłam do domu.
Mój dom… Właściwie mieszkanie. W dosyć wysokim , ładnie odnowionym w zeszłym roku bloku na piętrze 10. W mieszkaniu, ładnie pomalowanym w ciepłe i soczyste barwy była kuchnia, łazienka , salon z jadalnią i 2 sypialnie, moja i mojej mamy. Mój pokój był pomalowany, na jasne różowe i soczyście zielone barwy. Zwykle nie mam tam kurzu, bo mama sprząta w nim co 2 tygodnie, a wszystko mam na miejscu takim, gdzie zostawiałam ostatnio. Z okna jeśli się dobrze przypatrzę widzę ocean, a z innych okien widać bloki, pozostałe, na szczęście również odnowione.
Wdrapując się przez dłuższą chwilę (akurat remontowali windę ) po schodach, wreszcie doszłam na 10 piętro i zanim zadzwoniłam odetchnęłam chwilę. Drzwi otworzyła jak zwykle, moja mama. Uśmiechała się promiennie i miała rozczochrane włosy w kolorowych karteczkach samoprzylepnych. Uśmiechnęłam się, wepchnęłam do pokoju walizkę i plecaczek, a potem udałam się do salonu.
– No, Nelciu , słonko, powiedz mamusi, co się działo w semestrze – gdy tylko usiadłam podsunęła mi mój ulubiony soczek (właściwie nie wiedziałam co to było , ale smakowało jak płynne ciasteczka), a także kilka ciepłych naleśniczków z truskawkami.
– No wiesz, mamo, jak zwykle … – zaczęłam jej opowiadać streszczony wywód o szkole.
Mama co chwilę zadawała pytania o ocenach, Felicji i tym podobnych rzeczach. W końcu zapytała, o to, czego najbardziej nie chciałam ujawniać.
– Nel, powiedz mi, czy ktoś miał tą złą aurę, jak ty to nazywasz?
– No wiesz mamusiu, jak zwykle Felicja, a no i była taka babcia, ale nie wysiadła za mną, tylko za jakimiś dziewczynami, co ciągle między sobą szeptały, a jedna była taka strasznie ładna, ładniejsza od Felicji! – nie ukrywałam podniecenia tym faktem .
– Czyżby Anna? – mruknęła pod nosem mama – A ta dziewczyna, druga? Blond włosy i oczy szare? Lekko kręcone?
– Yyy, taaa, taka też obok niej była! – potwierdziłam, lecz mina mi zrzedła – Znasz je?
– Annę i Caroline? Aaah, to no… te… eeeee… – nie potrafiła odpowiedzieć – Takie podopieczne brata twojego taty i jego znajomego.
– To mój tata ma brata? Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś?! – truskawka wypadła mi z naleśnika.
– Tak, ma… Skoro Anna i Caroline są tutaj, to oznacza, że wkrótce będę musiała coś zrobić – powiedziała niepewnie.
– Hę? – zdziwiłam się podnosząc truskawkę.
– Cóż, mam obowiązek, zanim oni w końcu się odważą zaatakować…
– ?
– Nie ważne słonko, jedz, jedz…
Na tym skończyła się nasza rozmowa. Skończyłam jeść, a potem poszłam do pokoju. Jak zwykle łóżko, szafki , biurko i dywanik stały w tym samym miejscu. Włączyłam bez większego zastanowienia komputer i weszłam na czat, lecz nikogo z moich znajomych nie było. Flora by już dawno obwieściła, że ma wakacje, lecz rok temu zniknęła nie wiadomo gdzie, gdy jej tata zginął w wypadku. Przy szarej chmurce był tylko napis z zeszłego roku „Ha, już wakacje!”. Mimowolnie skrzywiłam się i żałowałam, że moja koleżanka nie mogła ze mną porozmawiać. Niestety to nie był wpis z tego roku, bo w każdym miała inny.
– Flora, gdzie ty się podziewasz? Błagam powiedz… Powiedz mi… – mruknęłam do siebie, nie zauważając, że również to zapisałam.
Kliknęłam „enter” mając maleńką nadzieję, że ona odpisze. Nie, nie maleńką. Wielką, byłam pewna, że napisze „hej” czy coś w tym stylu.
– Moja jedyna dobra koleżanka… Zniknęła…? Jedyna…! JEDYNA! – uderzyłam głową w biurko i nie miałam ochoty jej podnieść.
Po chwili do pokoju weszła mama i przyniosła mi szklankę tego „koktajlu o smaku ciasteczek” i postawiła przede mną. Położyła mi ręce na ramionach i uspokoiła.
– Słonko, nie dołuj się, wiem , że jeszcze kiedyś spotkasz swoją koleżankę. Jestem pewna. Nie smuć się, po tatusiu masz przecież skłonność do żartowania – spojrzała mi prosto w oczy napełniając mnie kolejną falą nadziei.
Uśmiechnęłam się lekko, lecz potem znowu przeszła na mnie burzowa chmura i gdy mama wyszła położyłam się na łóżko i rozmyślałam nad tymi dziewczynami. Jedna z nich była piękna, po prostu śliczna! A te jej oczy. Byłam pewna, że pełno chłopaków się w niej podkochuje. A ta druga… Wyglądała mądrzej od nauczycieli, była po prostu chodzącą encyklopedią, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie. A do tego miała taką piękną sówkę przy sobie (maskotkę). Wiedziałam, że w tych dziewczynach było coś niezwykłego… Coś super niezwykłego…
Po jakimś czasie ktoś zapukał do drzwi. Myślałam, że oszaleję , myślałam… W drzwiach stała ta sama gwiazdeczka szkolna, która dzisiaj rano oblała mnie tym całym soczkiem.
– Oh, Felicja, cóż za miła niespodzianka! -powiedziałam z ironią – Nie spodziewałam się, że wiesz gdzie mieszkam!
Nie odpowiedziała tylko się uśmiechnęła. Zdawało się mi, że gdzieś słyszę syk węża. W ogóle wyglądała jakoś tak nietypowo. Nie było dzisiaj od razu tak słonecznie, żeby miała mieć okulary. Jej perłowe zęby błyszczały w słońcu dając nieprzyjemne uczucie… Przynajmniej dla mnie. Spojrzałam się za siebie. I ujrzałam moją mamę, przestraszoną jak nie wiem co. Ręce jej drżały, na szczęście nie wypuściła kolejnych naleśniczków. Nie wiedziałam co się dzieje, ale również zaczęłam drżeć.
– Coś nie tak, Neliel? Chodź na dach, chciałabym z tobą porozmawiać – powiedziała ciągnąc mnie po schodach w górę.
Mimowolnie poszłam za nią 6 pięter wyżej, na dach. Z dachu można było widzieć wiele pięknych miejsc. Morze, lekko falujące na wietrze, ptaki latające w każdą możliwą stronę, a także pozostałe budynki. Jakoś zawsze się uspokajałam im wyżej byłam, więc zadziałało to i teraz. Spojrzałam na słońce zbliżające się ku zenitowi . Wyglądało tak pięknie, że aż musiałam przystanąć i zapomnieć o wszystkim. Zupełnie zapomniałam o Felicji, która zaczęła bardziej syczeć.
– Neliel, czyżbyśśśś szukała sssswojego tatusssia? – odezwała się sycząc.
– Co? – wyrwałam się z transu i odwróciłam się przerażona.
Jej włosy były syczącymi wężami, a jej oczy na szczęście były zakryte okularami.
– Meduza?! – cofnęłam się o krok – Od kiedy mitologia istnieje naprawdę ?!
CDN
Już mi się podoba! Ciekawe, co dalej???
fajne
Fajne ^^
Ale żeby naturalnie wyciskane soczki były zaraz złe? xD
„[…] i rodzić herosów. ” muhahahahhahaha :d wyobraziłam sobie takiego cud chłopca Apolla, który rodzi dziecko albo co gorsze takiego Zeusa xD Po prostu rozwalił mnie ten tekst :d
Fajny tekst, Elegia. Ja uwagi nie zwróciłam, ale faktycznie, jak się wczytałam, to tak się śmiałam, że aż się zakrztusiłam
suuuuuper owe
faaajne ale początek dziiiwnie przypomina początek „Złodzieja Pioruna” ;D
Extra! Bardzo mi się podoba!!!
super
bardzo fajnie piszesz!!! nie wiem co tu jeszcze dodać
boskie to jest