Rozdział siódmy
***
Percy leżał w szpitalu obozowym. Gdy zaczął odzyskiwać władzę w kończynach, otworzył oczy.
– Jak się czujesz? – usłyszał. To Annabeth, siedziała koło niego, w ręku trzymając łyżkę z ambrozją. Przy niej stał Chejron i Grover. Obaj mieli zaniepokojone miny.
– Całkiem… dobrze. Luke, on…
– Wiemy co się stało. Blanca zostawiła nam list.
– Jak to? Nie została by wam opowiedzieć? – zdziwił się chłopak.
– Ona… uciekła. – powiedziała Annabeth.
– ŻE CO?!
– Przeczytaj. Jest zaadresowany do ciebie. – Chejron podał mu kartkę zapisaną maleńkim druczkiem.
– Przecież nie umiem po angielsku. – wymamrotał.
– Blanca dobrze o tym wie, dlatego użyła starożytnej greki. Chociaż, po angielsku też nie miałaby problemu. – uśmiechnął się centaur. Syn Posejdona rozwinął kartkę i zaczął czytać:
Drogi Percy!
Jeśli to czytasz, to pewnie już wiesz, że odeszłam. Nie wiem, czy wrócę za rok. Nie wiem, czy w ogóle jest sens żebym wracała, po tym, co się wydarzyło. Co do tego skorpiona…cieszę się, że przeżyłeś. Postarałam się, abyś został sam z wodą. Proszę cię tylko abyś uważał na siebie. Mam do ciebie małą prośbę. Opiekuj się Annabeth i oddaj jej tę czapkę. Mnie nie będzie potrzebna. Wiem, że jest odważna i wiele umie, jednak nadal ma tylko dwanaście lat. A w tym wieku wiele może się wydarzyć.
Postanowiłam podróżować. W trakcie roku szkolnego poszperałam w bibliotece taty i Chejrona (proszę nie mów im o tym! Ufam ci na słowo!). Znalazłam wzmianki o czymś, co mnie zainteresowało. Być może będziesz miał okazję zobaczyć, co mam na myśli. Jeśli tylko chcesz, będziesz wiedział jak się ze mną skontaktować. Pomyśl o tym, jak wyglądałam, gdy mnie spotkałeś. Pierwsze wrażenie czasem odzwierciedla czyjąś duszę i czyni ją otwartą na inne. Używaj tego łączenia tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Niech bogowie będą z Tobą, Percy. Mam nadzieję, że zostaniesz godnym naśladowania herosem.
Blanca.
P.S. W domku znajdziesz coś, co może ci się przydać ; )
Zatkało go. Nie tylko to, że udało mu się aż tyle tekstu przeczytać na raz. Zdziwiła go postawa Blanki. Jednak po głębszym zastanowieniu doszedł do wniosku, że na jej miejscu postąpiłby tak samo. Blankę trzymała tu tylko tak naprawdę przyjaźń z Lukiem. Mogła równie dobrze odejść i iść studiować na pierwszy lepszy uniwersytet. W końcu była córką bogini mądrości. Żałował, że odeszła, zanim spytał ją o wszystko o co chciał. Tyle pytań cisnęło mu się teraz na język. Dlaczego nie była dyslektyczką? Czemu wszyscy twierdzili, że wędrowała z Thalią i Annabeth do Obozu, skoro przy ataku na Thalię na Wzgórzu byli tylko Luke, Annabeth i Grover? Czego dowiedziała się od swojego ojca, półboga?
Niech bogowie będą również z tobą, Blanko, pomyślał. Ich błogosławieństwo bardziej przyda się jej. Po chwili poczuł jak blondynka wpycha mu do buzi łyżkę z budyniem. No tak, ambrozja mimo nieciekawej formy była naprawdę dobra. Tylko niekoniecznie w dużych ilościach.
***
Mała dziewczynka siedziała w gabinecie taty, układając puzzle. Gdy już wszystkie kawałki były dopasowane, zaczęło brakować jej pomysłu na zabawę. Nuda przychodziła bardzo szybko, a szatynka uwielbiała ruch. Nie mogła jednak wyjść na dwór. Była zima, a ona walczyła z zapaleniem gardła. Na szczęście, jeszcze tylko kilka dni i będzie mogła pójść pobawić się z kolegami. Tak z kolegami. Blanca nie lubiła typowych dziewczęcych zabaw jak dom, przedszkole czy lalki. Kochała udawać z chłopakami piratów, wojowników i inne postacie z kreskówek. Chłopcom to nie przeszkadzało. Podziwiali tę małą za spryt, inteligencję i to, jak szybko wspinała się po drzewach. Jej wyobraźnia nie miała granic. W kilka chwil zmieniała się z groźnego porywacza w odważnego bohatera. Na Gwiazdkę zawsze życzyła sobie pełno książek przygodowych, fantasy i innych, by mogła dalej wymyślać niesamowite przygody.
Teraz jednak siedziała w domu i rozglądała się po pracowni swojego ojca. Duże, hebanowe biurko stało przy oknie, z którego rozpościerał się widok na ogród i basen. Na ścianach wisiało kilka obrazów oraz tablic korkowych wypełnionych ważnymi dokumentami. Jej ojciec pracował jako biznesmen, jednak oprócz tego fascynowała go sztuka. Dlatego, oprócz obrazów, w pokoju znajdowały się cenne rzeźby i przedmioty. Wielka biblioteka zajmowała jedną ścianę. Wypełniona po brzegi, od medycyny starożytnej, przez średniowieczną do współczesnej, literaturą obyczajową, książkami kucharskimi oraz wieloma kodeksami prawniczymi. Blanca podeszła do biblioteki. Tata wyraźnie zakazał jej brania książek z najwyższej półki. Powiedział, że będzie mogła do nich zajrzeć, gdy ukończy siedemnaście lat. Jednak ona nie chciała czekać. Wspięła się po regale i złapała kilka tomów.
– I to ma być ta wielka tajemnica? Zakon Smoków Ognia? Wojna Ludów? – parsknęła. Otworzyła jeden wolumin i zaczęła czytać:
A wojna trwała już ponad sto lat, gdy udało się wezwać ducha Ognia. On zaś jednym ruchem dłoni przywołał falę żywiołu, który zmiótł przeciwnika z powierzchni ziemi. Skinął głową, a na ten znak podniosły się zastępy ognia i zalały całą machinerię wroga. Ten zaś, który tego dokonał zwał się Smokiem. Smokiem jednego żywiołu, Lordem tego, co uważane jest za najbardziej niszczycielski żywioł.
– Jezu, nie dziwię mu się, że miałam to czytać dopiero po siedemnastce. – zaśmiała się. Już miała odnieść książkę razem z innymi na miejsce, gdy wyleciał z niej zwinięty rulon. Był to pergamin, na którym pisali starożytni Egipcjanie. Bardzo cienki i trudny do wytworzenia. Gdy go rozwinęła, jej oczom ukazały się rysunki. Przedstawiały człowieka, a właściwie kilka ruchów, dzięki którym między jego dłońmi pojawił się malutki płomień. Blanca otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
– No nie no! To niemożliwe!
Stanęła, ułożyła zwój na wysokości ramion i zaczęła po kolei wykonywać ruchy. Z początku nic się nie działo, jednak przy dziesiątej próbie, gdy była maksymalnie skupiona, między jej dłońmi wyskoczył płomyk. Był niewielki, jaśniał delikatnym blaskiem.
– Jejciu! – wymknęło jej się. Nie czuła, żeby ją palił. Był… przyjemny.
– Blanca! Gdzie jesteś?! – usłyszała. Jej ojciec wrócił z pracy. Szybko zdmuchnęła ogień, jednak nie zdążyła odłożyć książek.
– Blanca! Tłumaczyłem ci przecież, że to nie jest lektura dla ciebie. – zdenerwował się mężczyzna.
– Ja… przepraszam tato. Ale w trakcie kręcenia piruetu radości po ułożeniu puzzli uderzyłam w bibliotekę i spadło. Przepraszam… – dziewczynka spuściła smętnie głowę.
– No już, chodź. Masz ochotę na coś słodkiego? – zaproponował.
– Jasne! – i już jej nie było. Mężczyzna jedynie rozejrzał się po pokoju i przymknął oczy. To będzie trudniejsze do utrzymania w tajemnicy, niż sądziłem, pomyślał.
***
To wspomnienie nie dawało jej spokoju. Biegła najszybciej jak się da. Ojciec odebrał jej walizki i wysłał wiadomość, że czeka w domu. Nie traciła czasu na łapanie taksówki. Postałaby w korku spokojnie nawet i godzinę. Kończyły się wakacje, ludzie wracali do miasta. Tłok był straszny, a pogoda tylko utrudniała powroty. Z Obozu do domu nie miała daleko. W parku, dwie przecznice od mieszkania zwolniła. Pozwoliła emocjom wziąć władzę nad ciałem i lekko się kołysząc szła cichutko szlochając. Jakiś chłopak, który biegał ze swoim psem spojrzał na nią zdziwiony i podszedł bliżej.
– Proszę. Przyda ci się. – podał jej chusteczkę. Blanca spojrzała na niego i uśmiechnęła się przez łzy.
– Dziękuję. – odpowiedziała, a chłopak pobiegł za swoim zwierzątkiem.
CHCĘ NASTĘPNE
Super
Podpisuję się obiema rękami pod komentem Wampirka!!!!
super
Będzie następne, prawda? Bo bardzo polubiłam Blankę.
tak, jasne, tylko muszę wysłać.
fajne 😉
Super!!!!!
No, No zatkało mnie….
boskie