Obudziłam się w doskonałym humorze. Jednak mina szybko mi zrzedła, gdy przypomniałam sobie o trapiących mnie problemach. Jutro przesilenie!
Cały domek jeszcze spał, więc wymknęłam się na palcach do umywalni. Weszłam pod prysznic, a potem się ubrałam. Jak zwykle założyłam trzy-czwarte spodnie nieokreślonego koloru (najchętniej pozbyłabym się ich w tempie ekspresowym, bo jest w nich więcej łat, cer i szwów niż materiału, ale niestety spodnie nie rosną na drzewach) i pomarańczową koszulkę Obozu Herosów. Czyli wyglądałam tak, jak większość obozowiczów. Tylko, że na rękawie T-shirta wyszyłam sobie pająka. Przyznaję – to trochę tandeta, ale dzieci Ateny i tak boją się do mnie zbliżać. Inaczej się nie da, tym bardziej, że nie mogę nosić emblematu mamy/taty, bo rzeczona osoba nie chce się ujawnić. Connor z dumą obnosił czapkę z kaduceuszem (z metką „Made by Arachne”), a praktycznie wszystkie córki Demeter mają spódniczki, spodnie lub bluzy w kwiatki i nikt tego za szpan nie uznaje. Żal! Nieokreśleni mają przerąbane.
Po śniadaniu podeszła do mnie Molly. To mała dziewczynka, ma pięć lat. Terry od Apolla uratował ją przed chimerą i zabrał do obozu, ale ona ciągle płacze, że chce do mamy. Teraz też miała zapuchnięte oczy i kurczowo ściskała szmacianego królika. Odezwała się cichym, drżącym głosem:
– P…proszę pani…- Przerwałam jej
– Proszę cię, nie mów do mnie „pani”. Czuję się jak własna babcia. Proszę cię, mów do mnie po imieniu Czegoś potrzebujesz?
– No…- Molly zaczęła się plątać- No bo… Wszyscy uczą się walczyć… A ja nie… Ja chcę umieć obronić mamę… Nie chcę, żeby… żeby coś jej się stało…- w tym momencie dziewczynka wybuchła płaczem. Zrobiło mi się jej żal. Chejron uznał, że jest za mała na walkę. I szczerze mówiąc ma rację. Ona miecza nie uniesie, a nawet jeśli to zrobi, to raczej nie będzie nim walczyć. Po raz niewiadomo który przeklinałam Terrego. To on znalazł Molly, a dopiero potem chimera znalazła ich. Prawdopodobnie wlokła się za nim już od kilku dni. Molly ma jeszcze za słaby zapach, żeby przyciągać potwory. Gdyby nie ten *** [nieodpowiedzialny chłopak, o którym mam jak najgorsze zdanie] to dalej siedziałaby z mamą i o niczym by nie wiedziała…
Mieczem nie będzie walczyć, ale sztylet?…
– Nie płacz! Nauczysz się walczyć! Znajdziemy ci broń, a jak wrócisz do mamy, to obronisz ją przed każdym potworem. Zobaczysz, będzie z ciebie dumna! – powiedziałam. Molly momentalnie przestała ryczeć. Oczy jej się zaświeciły.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Chodź. Musimy znaleźć ci jakiś ładny miecz.- Wiedziałam, że Chejron nie będzie zadowolony, jednak nie miałam serca odmówić tej małej dziewczynce. Nienawidzę, gdy dzieci płaczą.
Poszłyśmy do zbrojowni. Beckendorf zrobił dziwną minę, ale nas wpuścił.
– Posłuchaj, Molly. Tu jest mnóstwo rzeczy, którymi można zrobić krzywdę potworom. Jednak jeśli nie będziesz uważać, mogą zrobić krzywdę też tobie. – powiedziałam, a po namyśle dodałam jeszcze – Powiedz to swojemu zajączkowi, mnie nie posłucha, a przecież nie chcemy, żeby mu się coś stało? – musiałam ją przecież czymś zająć. Molly zaczęła rozmawiać z pluszakiem. Szybko wybrałam miecz i trzy sztylety, które wyglądały na najmniejsze. Wyszłyśmy ze zbrojowni.
-Posadź zajączka na trawie, niech nam kibicuje. Weź to do ręki. Trzymaj tylko za tą brązową część, tej szarej nie dotykaj. Brązowa jest dla ciebie, szara dla potwora. Podnieś do góry, o tak. Brawo!
– To jest za ciężkie!- tak jak przypuszczałam, miecz się nie nadawał.
– W takim razie weź to. – podałam jej sztylet z rękojeścią wysadzaną ametystem.
– Piękny!- zachwyciła się Molly. Podniosła go w powietrze. Wytrzymała może pięć sekund. Broń opadła.
– Ale jest za ciężki. – podałam jej kolejny sztylet. Ten z kolei miał rękojeść w kwiatki. Widocznie należał wcześniej do dziecka Demeter. Jednak on również ważył zbyt dużo. Pozostał ostatni. Jego rękojeść zdobił anioł. Molly ujęła go w dłoń. Stała z uniesionym sztyletem przez ponad minutę. W końcu jej ręka opadła, lecz nadal nie wypuściła broni. Ten sztylet był jakby dla niej stworzony. Wtem głownia zajaśniała jasnym światłem. Na ostrzu widniały litery, a dałabym głowę, że jeszcze przed chwilą nic tam nie było napisane. Odczytałam greckie słowa: φύλακας άγγελος. W wolnym tłumaczeniu ”Anioł Stróż”.
Poszłyśmy na arenę. Zajęcia już się rozpoczęły, więc Luke, gdy tylko mnie zobaczył, zaczął się wydzierać. Jego krzyki wystraszyły Molly, która chwyciła mnie za rękę i schowała się za moje nogi. Grupowy nie zobaczył jej więc, nawet gdy byłyśmy kilka metrów od niego.
– Co ty sobie myślisz?! Zajęcia zaczęły się piętnaście minut temu! Piętnaście minut! – wtedy Molly się rozpłakała. Luke zrobił głupią minę: dziewczynka bała się go od kiedy przyjechała, tak bardzo, że niekiedy na jego widok uciekała.
– Po co ją tu przyprowadziłaś? – syknął mi w ucho.
– Musi nauczyć się walczyć. – odpowiedziałam. – Inaczej nas wszystkich zamęczy.
– Ale Chejron…
– Wiem co mówi Chejron! – przerwałam mu dość niegrzecznie. – Ale cenię sobie swoje zdrowie psychiczne. Też byś wymiękł, jakby patrzyła na ciebie oczami kota ze Shreka.
– Dobra, dobra! Ale uczysz ją sama i na własną odpowiedzialność! Ja się nie mieszam. Oficjalnie nic nie wiem.
Po skończonym treningu byłam tak wkurzona, że miałam ochotę kogoś zamordować. Uczenie nadąsanej pięciolatki okazało się trudniejsze od walki ze stadem potworów. Na samym wstępie Molly obraziła się, że nie walczymy mieczami. Bo nie byłam na tyle głupia, żeby od razu dać jej ostrą broń. Na początek wzięłam zaostrzone patyki, o wadze zbliżonej do naszych mieczy. Uczyłam ją najprostszych pchnięć i zastaw. Starałam się nie bić za mocno i nie robić jej krzywdy, ale parę razy musiałam ją ukłuć, żeby zrozumiała, że trafienie mieczem nie jest niczym przyjemnym. Sama też parę razy dałam jej wygrać. Bo jak tylko coś się jej nie udawało, to zaraz płakała. Mam nadzieję, że jak zobaczy siniaki i dostanie zakwasów, to się zniechęci… Bo ja MAM JEJ DOŚĆ! Wieczorem zrobiła raban, bo zginął jej zajączek. Oczywiście zwinął go Travis, ale po serii wrzasków (które, jak twierdził, były prawie tak głośne jak moje) oddał w tempie ekspresowym. A potem mała zażądała bajki na dobranoc. Oczywiście opowiadać musiałam ja, bo wszyscy inni zignorowali i prośbę i łzy. Opowiedziałam jej mit o Perseuszu i Andromedzie, bo to jedyny, który nie jest zbyt krwawy i dobrze się kończy. Oczywiście słuchało pół domku i oczywiście Travis z Connorem głośno komentowali drobne zmiany, które wprowadzałam na użytek Molly. Naprawdę kogoś zamorduję!
Szła przez pustkowie. Gdziekolwiek spojrzała, widziała tylko pustkę. Jedyną rzeczą, która się tu znajdowała, było drzewo. Dziwne, chyba chore, a może nawet uschłe, ale jednak drzewo. Tam też podążała. Na drzewie siedziała czarnowłosa dziewczyna.
– Widziałam cię… – powiedziała Arachne.
– Wiem. – dziewczyna uśmiechnęła się zimno i odpowiedziała na pytanie, które miało właśnie paść.
– Jestem Nerezza. Córka Nocy. – popatrzyła na Arachne i znowu odpowiedziała, zanim ta zdążyła zadać pytanie.
– Nie, nie jestem heroską. Znasz mnie, lecz nie pod tym imieniem. Nie cierpię mojego greckiego imienia, sporo ludzi źle je kojarzy. A teraz słuchaj. Wiem, co myślisz i czym się martwisz. Powiem ci, że wszystko się udało, ale noc to nie tylko gwiazdy. Ciemności jest więcej, znacznie więcej. Wiem też, że wątpisz. Ale postąpiłaś dobrze. Ona jest ważna, przekonasz się o tym.
– Ale…
– Ani Chejron, ani wyrocznia nie wie wszystkiego. Żyj i trenuj by przeżyć.
Udało mi się obudzić bez krzyku. Nienawidzę snów. Czuję się wtedy jak robot. Jakby ktoś mną sterował, a ja patrzę na to tak jakby z góry, skrępowana niewidzialnymi sznurami, niezdolna do wypowiedzenia choćby słowa…
Piąta rano. Świetna godzina. Wiedziałam, że nie zasnę, więc poszłam się umyć. Do śniadania zostało jeszcze trochę czasu, dlatego postanowiłam się przejść. Na spacerze dopadły mnie czarne myśli. A jeśli Nerezza kłamała? Kim ona tak naprawdę jest? A jeśli misja się nie powiedzie? I o kim ona mówiła? Kto jest ważny? I o co chodzi z tą ciemnością i gwiazdami??? Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi…
G E N I A L N E !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Arachne czekam na opis do The Best Of
oczy koto ze Shreka! dobre! 😉
Nerezza kim ona jest? Klmaczuch nie zrozumiał To Eris czy Hemera czy Nemezis?
Opowiadanie genialne!!!!!
PS.
Arachne to Arachne
Z Nerezzą (imię, przyznaję się, zwaliłam z GONE, bo już nie miałam siły wymyślać niczego innego) jest problem. Zależnie od tego, jaką masz mitologię, bogowie mają różne rodowody. Przykład: Selene według kilku opracowań jest córką tytana i tytanki/tytanidy (choć co do tego których, nie ma zgody), według dwóch innych boga i tytanidy, któreś opracowanie podaje jako jej rodziców Nyks (Nyx) i Ereb, a jeszcze inne mówi wręcz, że Selene była dzieckiem dwóch tytanów… Czyli pomieszanie z poplątaniem. Z boginią, o którą chodzi, jest podobnie, albo jeszcze gorzej, więc wątpię, czy zgadniesz.
opowiwdanie CUDO 😆
Super fajne. Bardzo mi się podobało. Ale dlaczego „Anioł Stróż”?
Zobaczysz Nemo, zobaczysz…
Opowiadanie genialne
Świetne 😀
SUPEROWE!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!:) !! !!!!!!!!!!
A więc to nie była Selene. 😉 Opowiadanie genialne. Takie mroczne i tajemnicze, ale też i nie krwawe. Właśnie takie dzieła lubię czytać najbardziej. Nie wiem, co zrobię, gdy to cudo skończysz. 😥