Chłopaka spod sosny natychmiast zaniesiono do szpitala, a Grover- jego Opiekun- zaczął wszystkim o nim opowiadać. A był tak podekscytowany, że praktycznie co drugie słowo beczał (bo wiecie, Grover jest satyrem).
– Nie wiem, czyim syneeem jest, ale to bardzo potężny heros. Pokonał Minotaura! Jeeego własnym rogiem! Nazywa się Peeercy Jackson i jest z Nowego Jorku…
– Groverze, uspokój się, beczysz- przerwał mu łagodnie Chejron
– Jeszcze jeden uprzykrzony heros! Cóż za radość. – powiedział, jak zwykle beznamiętnie, Pan D. Ten nadęty leń naprawdę mnie wnerwia. Mam wrażenie, że najszczęśliwszy byłby, gdyby jakiś wielki potwór napadł na Obóz i zabił nas wszystkich. Ten leniwy burak ma nas wszystkich w d…I może właśnie dlatego, a nie przez grzeczność, mówimy do niego „pan D.”
Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Kręciłam się niespokojnie, robiłam coś, a potem nagle przerywałam, by zająć się inną rzeczą, którą i tak po chwili porzucałam. W końcu dałam za wygraną i poszłam w kierunku szpitala.
Zajęte było tylko jedno łóżko. Dopiero po chwili zorientowałam się, że na krześle obok Percy’ego ktoś siedzi. Później, gdy moje oczy przyzwyczaiły się już do półmroku, rozpoznałam Annabeth.
– Hej- powiedziałam cicho. Annabeth odwróciła głowę. Chyba nie spodziewała się, że ktoś przyjdzie.
-Hej- odpowiedziała, również ściszonym głosem- Chejron kazał mi go pilnować- odpowiedziała na pytanie, które właśnie chciałam zadać.
– Co mu jest?- zapytałam
– Chejron nie wie. A mnie się nie pytaj, nie jestem pielęgniarką. Przez kroplówkę podają mu ambrozję i nektar. Cokolwiek się stało, boska szama temu zaradzi.- Annabeth wyglądała na znudzoną. Aż zrobiło mi się jej żal.
– Może przyniosę ci książkę, zanim wykitujesz tu z nudów?- zapytałam.
– Dzięki, bardzo dobry pomysł. A i jeszcze jedno. Pod łóżkiem Mandy jest pająk…- Annabeth nie dokończyła. Bo widzicie, Atena i jej dzieci niezbyt lubią pająki (zaszłość między boginią mądrości, a moją imienniczką, szczegóły: patrz mitologia). A ja się ich nie boję, więc mamy układ: ja zabieram z domku Ateny „ośmionogie paskudztwa”, a jego mieszkańcy pozwalają mi korzystać ze swojej biblioteki…
Już zaczęłam podnosić się z miejsca gdy, popchnięta nagłym impulsem, położyłam dłoń na mokrym od potu czole Percy’ego.
Ból, strach, wściekłość. Kobieta znikająca w złotej mgle.
-Wszystko w porządku?- usłyszałam głos Annabeth. Zobaczyłam, że trzymam się kurczowo stolika. I wtedy coś sobie uświadomiłam.
-Czy… czy jego matka zginęła?- zapytałam z drżeniem w głosie
-Idź już lepiej po tę książkę!- Wybuchła poirytowana córka Ateny. W milczeniu opuściłam szpital.
Znalazłam herosa z wiersza. Nie powiem, żebym się cieszyła.
Przez resztę dnia nie odzywałam się do Annabeth. Przyniosłam jej „Historię Architektury” i czym prędzej zwiałam ze szpitala. Miałam ochotę kogoś pobić. Jak na zawołanie pojawiła się Clarisse.
Najpierw krążyłyśmy wokół siebie, powoli, na ugiętych nogach. A potem jednocześnie, jak na sygnał, ruszyłyśmy do przodu. Przepełniały mnie wściekłość, strach i radość. Dzika radość.
Skutki bijatyki z Clarisse okazały się o wiele mniejsze, niż myślałam, zanim się umyłam. To, co wydawało się głębokim rozcięciem na nodze, teraz było jedynie niewielkim zadrapaniem. Coś, co wyglądało jak siniak na pół twarzy, zniknęło. Czyli to był tylko brud.
Szło mi coraz lepiej. Na początku, pomimo pewnego doświadczenia jakie dało mi mieszkanie w okolicy nocnego monopolowego, po walce z dzieciakiem Aresa trafiałam do szpitala (raz nawet ze złamaną ręką). No ale trudno się dziwić, skoro oni tylko i wyłącznie się biją. Nie robią prawie nic innego (oj dobra, zajmują się jeszcze terroryzowaniem i grożeniem). Ale większości odróżnienie koła od trójkąta sprawia niejaki problem. W tym domku może dwie osoby poza Clarisse są zdolne dodać dwa do dwóch nie licząc tego na palcach… No dobra, trochę przesadziłam, ale oni naprawdę nie są zbyt bystrzy. Za to dobrze się biją, i świetnie walczą każdą możliwą bronią. Każdy ma jakiegoś bzika. Z domku Afrodyty na kilometr wali dziesięcioma rodzajami perfum i dezodorantów, dzieci Ateny prawie cały czas czytają, kolesie od Demeter grożą linczem za zdeptanie kwiatka, a u Hermesa wszystko po trochu… Niezłe wariatkowo, no nie? Ciekawe, gdzie trafi Percy… I gdzie trafię ja, jeśli wreszcie zostanę uznana…
Bardzo mi się podoba!!! Pierwsza?
Jest! Pierwsza!
fajne
cudne czekam na następne
super
To opowiadanie potwierdza moją teorią co do ojca Arachne czyli Posejdona. Opowiadanie pisane w bardzo ciekawy sposób i zachęcający by poczytać go to do końca.
Ogólnie fajne XD
Super pomysł.
Jdno zastrzeżnie. Grover nie mógł niczego opowiadać, ponieważ jak czytamy w pierwszej części, był nieprzytomny gdy przekraczał bramy obozu
To prawda. Percy przywlókł Grovera do obozu po walce z minotaurem a potem sam zemdlał. ale poza tym extra. 😀
To jest super!
EXTRA!!!!!!!!!!!!!!!!
Nic Ci nie powiem, bo mnie zatkało.
suuuuuuuuuper