Wracałam z obiadu w podłym nastroju. Teraz czekało mnie zaszywanie skarpet. Na moim łóżku czekał pokaźny stosik. Nie poprawiło mi to humoru. Fuj!
Zaszyłam już prawie wszystkie skarpetki. Oczy mi się kleiły. Za kwadrans zaczyna się greka…
Chyba przysnęłam, bo gdy uniosłam głowę od razu rzuciły mi się w oczy dwie rzeczy: zegarek, który wskazywał, że zajęcia zaczęły się dziesięć minut temu i kawałek papieru pakowego z nabazgrolonym napisem:
Do obozu nowy heros przybędzie,
Wprowadzi niepewność i zamęt wszędzie,
U bram Obozu potwora pokona
Bronią jego własną,
Lecz jego matka zostanie zgładzona.
W czeluście wyruszy, by odzyskać własność,
Lecz miast szczęścia znajdzie zdradę przyjaciela.
Ogólnie wesoło i optymistycznie, prawda?
Byłam prawie pewna, że napisałam to podczas snu. Zdarzały mi się już takie akcje. I niestety, moje wyproduczyny zawsze się sprawdzały…
Nie poszłam na grekę. Chejron się wkurzy, ale mówi się trudno. Przez prawie godzinę próbowałam domyślić się sensu wiersza. Nowy heros… czyli ktoś, kogo w Obozie jeszcze nie było. Niepewność i zamęt… może jakiś dzieciak Aresa albo Hefajstosa? Oni zawsze robią raban… Albo córka Afrodyty… Jak w lutym przyszła Sonia to połowa chłopaków ześwirowała… Ale potwora pokona/ bronią jego własną? Dzieciaki Afrodyty walczą co najwyżej z rozdwajającymi się końcówkami włosów lub plamą po tuszu do rzęs na bluzce. Czyli Ares albo Hefajstos. Broń potwora? To jest rąbnięte… Jego matka zostanie zgładzona/ w czeluście wyruszy, by odzyskać własność hmm… Może chodzi o to, że wyruszy do Hadesu po matkę? Lecz miast szczęścia znajdzie zdradę przyjaciela Chodzi o to, że przyjaciel zdradzi i przez to misja się nie uda, czy o to, że zadanie zostanie wykonane, ale on nie będzie się cieszyć, bo zdradził ktoś kogo lubił i komu ufał? Niedługo się przekonam. Już za dwa dni koniec roku szkolnego… Ciekawe co to za gostek? Współczuję mu…
Następne dni upłynęły jak we śnie. Wysłuchałam zrzędzenia Chejrona, który ochrzaniał mnie za nieobecność na grece i nawet się tym nie przejęłam. Uczyłam się walczyć z tarczą (dwa miesiące temu Connor skosił ją ze zbrojowni), prawie postrzeliłam Annabeth z łuku i latałam na pegazie. Ale moje myśli były gdzie indziej. Czekałam.
O złowrogim wierszu nie powiedziałam oczywiście ani Chejronowi, ani innym obozowiczom. Centaur prawdopodobnie wysłałby mnie do wyroczni (a coś mi mówi, że to stare truchło nie życzy sobie konkurencji), a koledzy po prostu by mnie wyśmiali. No, może z wyjątkiem dzieci Apollina. Oni zaczęliby się zastanawiać, czy nie jestem przypadkiem ich siostrą. Już wolę milczeć.
W dniu zakończenia roku szkolnego siedziałam jak na szpilkach. Nie było zajęć, więc nudziłam się niemiłosiernie. Postanowiłam popływać kajakiem, ale skończyło się to dość nieprzyjemnie. Byłam zdenerwowana, więc prułam jak szalona. Dwa razy władowałam się w innych ludzi, a raz prawie wylądowałam w trzcinach. W końcu dałam sobie spokój. Poszłam do domku i zaczęłam robić na drutach. Nie śmiejcie się. To mnie uspokaja, a poza tym czasami przekupuję moimi wyrobami braci Hood. Za czapkę z kaduceuszem Connor zwinął ze zbrojowni tarczę z motywem pajęczyny, która zamienia się w pierścionek z takim samym wzorem… 2 stycznia miałam urodziny, i dostałam od domku Ateny najlepszą wełnę na świecie: zmienia grubość i kolor na takie jakich potrzebuję, nie pruje się, jest bardzo odporna na uszkodzenia mechaniczne i… nigdy się nie kończy. Ogólnie super. Ale, niestety, była to jedyna fajna rzecz na moich urodzinach. Wszyscy byli padnięci po Sylwestrze, więc tylko upiekłam ciasteczka (harpie też były zmęczone i udało mi się wejść do kuchni), dostałam prezent i na tym się skończyło…
Nagle odechciało mi się robić na drutach. Wyciągnęłam mój zeszyt w twardej oprawie i zaczęłam przechadzać się po pokoju. Po chwili wyłączyłam się i zaczęłam pisać.
Jak pająk zaplątany we własnej pajęczynie
Grzęznę w swoich kłamstwach po kolana, po pas, po szyję
Prawda przez me serce żłobi głęboki jar
Ma dusza żywym ogniem płonie na Równinie Kar
A ludzie nie chcą widzieć mojego cierpienia
Mają swe wygodne życie i myślą: „po co to zmieniać”
W jednym wielkim krzyku wzlecę między gwiazdy,
A o mojej tajemnicy dowie się każdy.
Wtedy w swym odwiecznym biegu stanie Matka Ziemia
Zgaśnie życiodajne słońce, dopalą się istnienia
Widzę pożar wiary i nadziei, co ogarnia cały świat
Żar miłości, pożoga natchnienia, płonące domki z kart,
Widzę to przez mgłę i rozumiem że mój spokój nie jest tego wart.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile spraw leżało mi na sercu, dopóki ich z siebie nie wyrzuciłam. Jak coś napiszę, to zwykle mi lepiej.
Przez jakiś czas chodziłam jak lunatyczka. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ani co robię.
I nagle się ocknęłam. Zobaczyłam czarnowłosego chłopaka nad przepaścią. Krzyczał. Wizja zgasła. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale wiedziałam, że muszę biec. Gnałam najszybciej, jak umiałam. Dotarłam na Wzgórze Herosów. Pod sosną leżał czarnowłosy chłopak z rogiem w ręce.
Ciekawie
dobre
zaje świetne aż mnie zatkało na końcu
wow, extra opowiadanko
To mi się podoba 😀
To będzie córka Apolla ! 😀 (tak myślę 😉
Zachęcam do zgadywania!!! Może stworzycie nowe postaci…?
Zajefajne! Nie będę zgadywać ale muszę przyznać, że baaaardzo imponujące i interesujące…
ekstra
Hmmm… A może to córka heroski od Apolla/Posejdona i Apolla/Posejdona?
Tak w ogóle, opowiadanie świetne.
Ten wiersz był świetny !!!
Świetne opo! Arachne, jesteś GE-NIA-LNA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 😀
O.O
O.O
O.O
Z każdą częścią jest coraz ciekawiej. No normalnie nie mogę!!! 😀 Kocham to opowiadanie!!!
ej super to jest