Już niedługo koniec obozu. Wielu ludzi pakuje się i wyjeżdża. Chce mi się płakać. Ja nie mam dokąd wracać. Moi „rodzice” pewnie nawet nie wiedzą, że żyję, a ja wolę nie wyprowadzać ich z błędu. Tak będzie bezpieczniej dla obu stron.
Dostałam koralik. Pierwszy. Zawiesiłam go na rzemyku i założyłam na szyję, nawet nie oglądając. Drobna osłoda tej ponurej chwili. Mam przeczucie, że stanie się coś strasznego. Coś, co wstrząśnie obozem, a może i Olimpem. Przeczucie było mocne i wyraźne jak nigdy. Niepokoił mnie wiersz z początku lata, a dokładniej jego ostatni wers. Reszta się spełniła, została tylko końcówka- część najmniej przyjemna i najbardziej niepokojąca. „ …miast szczęścia znajdzie zdradę przyjaciela.” Nie podoba mi się to.
Byłam przerażona i napięta jak struna. To teraz, już za chwilę.
Z lasu rozległ się krzyk. Wystrzeliłam z domku, niczym strzała z łuku. Biegłam, pędziłam, gnałam. Dalej i dalej w las. Szybciej, prędzej! Muszę zdążyć! Muszę!
Zobaczyłam go. Słaniał się na nogach. Przeczuwałam coś niedobrego. Dzieliło mnie od niego ledwie kilka metrów, gdy zwalił się ciężko na ziemię, niczym worek cementu. Wtedy zrozumiałam, co go tak osłabiło: wielka rana na dłoni. Miała kształt gwiazdy i chorobliwy, purpurowy kolor, który na moich oczach przechodził w fiolet, a potem czerń. Cała ręka była spuchnięta. Coś mi mówiło, że rana była zatruta.
Woda go uleczy. Na pewno. Musi tak być…
Czas jakby stanął w miejscu.
Rana nie znika. Przeciwnie- wygląda coraz gorzej. Już cała dłoń jest czarna, a głęboki fiolet dotarł aż do przedramienia. Musiałam coś zrobić, ale kompletnie nie wiedziałam, co. Wysłałam wprawdzie jedną z driad po Pana D. i Chejrona, ale zanim nasz tak zwany dyrektor raczy ruszyć cztery litery, będzie już za późno… Ogarnęła mnie czarna rozpacz. Prawie się rozpłakałam. I nagle z nikąd przyszło wybawienie. Poczułam się dziwnie, jak we śnie. Wbrew swojej woli zaczęłam śpiewać po starogrecku. Z moich ust wypływały słowa, których prawie nie rozumiałam, czułam jednak ukrytą w nich moc. To była magia.
Zakażenie przestało piąć się po ręce Percyego. A potem, bardzo niechętnie, zaczęło się cofać. Stan chłopaka poprawiał się, ale ja sama czułam się coraz gorzej. Ręka była już prawie zdrowa gdy, pchnięta nagłym impulsem, chwiejnym krokiem odeszłam w las. Nie uszłam daleko. Po kilkudziesięciu metrach oparłam się o drzewo i zwiesiłam głowę na piersi. Byłam wykończona. Wtedy poczułam, że coś uciska mnie w szyję. Był to naszyjnik Obozu Herosów z dyndającym na nim smętnie jednym paciorkiem. I wtedy po raz pierwszy przyjrzałam się dokładnie koralikowi. Widniał na nim trójząb.
Miałam ochotę cisnąć go w las i byłabym to zrobiła, gdybym w tym momencie nie osunęła się w lepką czerń omdlenia.
Herosowe! Bardzo ciekawe, czekam na ciąg dalszy!
wow pozytywnie xD
jest coraz lepiej :D:D…
wow :D…pozytywnie ;p
coraz ciekawiej… ciekawiej…. ciekawiej…. co dalej ?!?!?!?!
Dalej będzie (mam nadzieję) przerwa. Sądząc po ilości komentów odpoczynek ode mnie dobrze wam zrobi. 😉
Nie powiem, co się stanie, mogę jedynie obiecać wybuchową akcję z trzymetrowymi „dresiarzami” w roli głównej XD
fajne!!!
ekstra
Nie mogę sie doczekac!!!!
następnych części oczywiście
Chciałam tylko napisać, że Percy’ego zmalazły nimfy. Było o tym napomnknięte w pierwszej części. A tak to super. Nie mogę się doczekać następnych części
Do Anonima: czytałam 1 cz. i o nimfach wiem, napisałam to celowo, nawet później będzie z tego beka 😉
To dobrze
C U D O W N E opowiadanie
Świetne, jak zawsze. 😉
super, wcale niepotrzebny nam odpoczynek od ciebie !!!
jeśli nie napiszesz dalej będziesz musiała się zmierzyć z moim fochem
Ccllaarriissaa ma racje!!! Odpoczynek od ciebie? Co że też przyszło ci do głowy!?
Zatkało mnie.
niezłe