Rozdział VIII:
Przy każdej ofierze prosiłam o wiedzę, o tym kim jestem. A jednak, w dniu moich urodzin to życzenie sie spełniło.
Walnij z prawej… teraz z lewej… uważaj na nogi! Auuuuu. A niech to, dostałam w brzuch. Jest za dobra. Będę naprawdę dobra jeśli kiedyś wygram z Annabeth. Na całe szczęście szybko zostałam pokonana i nie bardzo posiniaczona.
– Całkiem, całkiem, coraz lepiej ci idzie. Ale musisz dokładniej się osłaniać – poradziła.
– Taaa… Dzięki za walkę – i ustawiłam się do szeregu. Dzisiejszy trening dobiegł koniec. Nadszedł czas na krótkie ogłoszenie.
– Jak zapewne większość z was wie, tego dnia ma się odbyć bitwa o sztandar. Ale tym razem zaczynamy trochę o późniejszej porze, bo dopiero po zachodzie słońca. Chciałbym zobaczyć jak radzicie sobie po zmroku i czy przetrwacie trudniejsze warunki. To teraz możecie wracać do swoich domków – zakończył i ruszył w stronę dużego domu.
Trochę później dowiedziałam się z kim mamy sojusz i kto jest naszym wrogiem. Drużyna błękitnych: Hermes, Apollo, Demeter, Hefajstos i Dionizos. Drużyna czerwonych: Atena, Ares, Afrodyta i Posejdon. Mam lekkiego stracha, gdyż będzie to moja pierwsza taka gra. Miecz jest już dopasowany, zbroja i hełm również, czyli mogę wyruszać. I tak się stało. Właśnie w tym momencie szliśmy w stronę strumienia.
.
Rozdział IX:
– Gotowi!… Do walki!… Ruszać! – krzyknął Chejron.
Wszyscy na siebie napierali. Ja miałam za zadanie biegnąć po sztandar razem z piątką moich sprzymierzeńców. Uważali, że dam sobie radę tak jak na treningach. Ale tym razem czułam się inaczej. Miałam o wiele więcej siły niż zwykle i aż się paliłam żeby komuś przyłożyć. Nawet biegłam w nadzwyczajnym tempie. Dwóch chłopaków od Hermesa mnie nawet nie doganiało. Nigdy tak nie było. A na dodatek mrok mi wcale nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że widzę lepie niż w dzień, że lepiej słyszę, jakby w ogóle wszystkie moje instynkty i moja intuicja działała jak nowa. Ale nareszcie ujrzałam to czego szukałam, czerwoną flagę. Nikogo nie widziałam jednak coś wyczuwałam. W pewnym momencie stało się coś dziwnego. Chyba mój umysł przejął kontrolę nad ciałem, bo wykonałam unik. I znowu. Na szczęście tak się stało, ponieważ z pewnością zostałabym powalona na ziemię. Usłyszałam jedynie jak miecz uderza o podłoże po zadanym i zarazem niecelnym ciosie. Niestety nadal nikogo nie widziałam.
Gdy zdarzyło się to ponownie, lecz tym razem zupełnie nic nie rozumiałam. Wykonywałam salto z obrotem o 180st. wokół własnej osi. Poczułam jednak na powierzchni mojej dłoni coś twardego. Z pewnością nie było to ostrze miecza. Wylądowałam ze wspaniałą gracją na naszej planecie (nie mogłam się już po sobie niczego spodziewać). Uniosłam głowę i od razu rozpoznałam twarz przeciwnika. Stał przede mną we własnej osobie syn Posejdona. A to co moja ręka wyczuła w czasie skoku to bejsbolówką. Przez przypadek ją zwaliłam. Słyszałam pogłoski, że w obozie jest taka czapeczka niewidka, ale podobno należy ona do Annabeth, a nie do Percy’ego. Stał teraz jak wryty patrząc przed siebie, jakby ślepym wzrokiem. Wykorzystałam to i przechwyciłam flagę kierując się natychmiastowo do strumienia.
.
Rozdział X:
Zaczął mnie gonić chwilę później. Słyszałam doskonale jego głęboki oddech. Nie dziwię mu się, biegliśmy jak najszybszym tempem spory kawałek. Jednak po mnie i tak nie widać było zmęczenia. Wręcz przeciwnie, emanowałam (chyba jest takie słowo?) energią. Zbliżaliśmy się już do wody więc dawałam z siebie wszystko. Zdawałam sobie sprawę czego można się po obozowiczach spodziewać. I nie myliłam się. W oddali zauważyłam coś jakby „latającego węża”, tyle, że był on z wody. Zbliżał się ku mnie, ale biegłam mu naprzeciw. Kiedy znalazł się jakiś metr przede mną wygiął się i usłyszałam za mną jakieś hałasy. Obróciłam się, lecz nic nie zobaczyłam. Wróciłam do swojej wcześniejszej pozycji chcąc przeskoczyć przez potok. Powstrzymałam się jednak gdyż musiałam się bronić. Zauważyłam miecz i zasłoniłam się swoją bronią. Mój przeciwnik napierał na mnie z całej, ale mimo jego zdobytej wprawy ja prowadziłam. Przynajmniej tak uważałam. Niestety dobra passa nie jest wieczna i kiedyś się trzeba pomylić, i tak się teraz stało.
Chwila mroku przed oczami i za chwilę tylko zakrwawione ramię. Oczywiście to mnie osłabiło oraz równocześnie zdziwiło. Nie myślałam o tym, że nie zrobiłam uniku itd. tylko to, że Percy jakby nie był sobą. Nigdy nie potraktowałby tak swojej koleżanki (chyba nią jestem?). Widziałam w jego spojrzeniu gniew, złość i wściekłość. Zamknęłam oczy i tylko ciemność przede mną. Nagle poczułam się nie tyle co dobrze, lecz prawie wspaniale. Słyszałam szum drzew popychanych przez wiatr, okrzyki, a także „tupoty” stóp zderzających z wielką siłą o ziemię, co zapewne świadczyło o tym, że obozowicze zbierali się powoli do granicy. Czułam coś co dawało mi siłę, ale również poczułam „mini trzęsienie ziemii”. Otworzyłam oczy i ujrzałam stojących wokół mnie herosów ze wzrokiem wystraszonym jak nigdy. Dokładnie stali wokół, gdyż ja znajdowałam się w kręgu, który oddzielała wielka dziura wokoło. Stałam jak wryta nie wiedząc co robić. Percy stał bezpieczny, już chyba normalny, a ja?! Moje życie właśnie runęło w gruzach…
fajowe opowiadanie
tu też już się ranga The Best Of szykuję więc proszę o maila z opisem 😉
jasne Adminko, pozniej przysle
Gratuluję rangi The Best. 😉
Świetne opowiadanko. Opis walki wymiata!
PS Gratuluję!
superowe czekam na następne 😀
Świetne Gratuluję THE BEST OF
superowe 😉
gratulacje
świetne! nie mogę się doczekać na następne części!
Super! Gratuluje 😀
ale jaja super że to napisałaś i choć jestem nowy to już wiem że to jest super blog
obowiązkowo napisz więcej. Okej? Ale było wporzo;)
czdowe napisz więcej
Fajne! Kiedy następne?
fajowe ! kiedy cd. ?
napisz szybko ciąg dalszy ,bo opowiadanie wciaga
To jest genialne! Nie mogę doczekać się kontynuacji!
super opowiadanko