Rozdział 2
-Nic jej nie będzie. – powiedział chłopak, który nie wiadomo skąd się tu wziął.
-Co ty tu robisz? Przecież postanowiłeś, że twoja noga tu nigdy nie postanie! – odparła wściekła Dori.
-Wiem o tym Dorotheo. – powiedział spokojnie brunet. – Tata mnie tu wysłał, chciał z nią porozmawiać. – wskazał na dziewczynę, którą przed chwilą potraktował nożem.
-A po co Hadesowi ona? – zapytał najwyraźniej zaciekawiony tym wszystkim Max.
-Właściwie to nie wiem. Wróci za godzinkę, lub dwie. – wskazał na Aque i poszedł w stronę bramy, która nie znajdowała się za daleko, obrócił się nagle i spojrzał na mnie. – Prezent od mamusi. – rzucił coś w moją stronę i rozsypał się w pył.
– Jak ja go nie cierpię! – wrzasnęła Dori. – Za kogo on się uważa? Jak jeszcze raz nazwie mnie Dorotea, to pożałuje!
– Uspokój się. – powiedziałam do niej, odwróciła się do mnie i uspokoiła się. – Kim on… – Max zasłonił mi usta ręką.
-Nie gadaj z nią o nim. Później ci wyjaśnię kim on jest, a teraz chodźmy do jedenastki. Dori i ja weźmiemy bagaże. Simon zaniesie Aque. A Natalie… – zaczął się zastanawiać – Idź za nami i nieś ten prezencik. OK?
-OK. – powiedzieli Simon i Dorotea, ja się nie odzywałam.
.
***
Szłam za nimi w dół wzgórza do domków ustawionych w literę ‘U’. Dookoła mnie widziałam osoby ganiające się z mieczami, małą grupkę ludzi uczących się i innych odpoczywających (z wielką chęcią bym się do nich przyłączyła). Mój wzrok przykuło jedno miejsce, większość herosów zachwycała się jeziorem lub łąkami usianymi wielobarwnymi kwiatami. Może to się wydawać dziwne, ale co chwilę zerkałam na pola truskawek. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: nigdy nie jadłam truskawki. Mango, awokado, liczi to jadłam, ale o tej małej truskaweczce nie mogłam nawet myśleć! I znów pytanie. Czemu nie mogłam o niej myśleć? Ponieważ każdy z moich opiekunów był na nie uczulony. Dobra przestane w końcu pisać co jadłam, a czego nie.
Doszliśmy do domku z numerem 11. Uchyliłam drzwi, żeby wpuścić resztę i mnie zamurowało. W tym domku nie było gdzie nogi postawić. Po podłodze walały się śpiwory i inne rzeczy, wyznaczyli mi miejsce na podłodze (ale oni traktują gości). Teraz marzyłam tylko o opuszczeniu tego domku. Położyłam paczkę od mamy na śpiworze, jednak bardzo szybko się rozmyśliłam i wzięłam ją ze sobą. Wyszłam z domku, w którym miałam mieszkać i poszłam w stronę jeziora. Po pewnym czasie zmieniłam jednak kierunek i zaczęłam biec na pola truskawek jak najszybciej mogłam.
Kiedy dotarłam przekonałam się, że nikogo na nich nie ma (przynajmniej tak mi się wydawało). Podeszłam do krzaku z owocami i zerwałam jedną truskawkę, chciałam ją zjeść, ale ona po prostu zgniła. Usłyszałam czyjś głos. Przestraszyłam się zaczęłam uciekać jak najdalej, ale to coś się zbliżało. Nagle nie wiem skąd, ale wiedziałam kim ona była.
-Stój! – rozkazałam. – Nie boję się ciebie.
– Jesteś tego pewna? – zapytała. – To popatrz na mnie.
– Wiem kim jesteś. Wiem, że twój wzrok zabija. – odpowiedziałam pewna siebie. – Ale spojrzę. – nie wiem czemu to powiedziałam, może nie chciałam wyjść na tchórza, nie wiem.
Odwróciłam się i spojrzałam w twarz Euriale. Jej oczy mignęły fioletowym światłem. Machnęłam prawą ręką, nie wiem czemu, tak mi podpowiadała intuicja. Po chwili dłoń zaczęła mi sztywnieć i zamieniać się w kamień.
-To już po mnie.- pomyślałam i zamknęłam oczy.
Co było dziwne nic mi się nie stało (oprócz skamieniałej ręki). Za to gorgona była teraz kamieniem. Wydawało mi się to dziwne, ale trudno stało się. Przynajmniej jedna już nie zamienia niewinnych ludzi w posągi. Usiadłam na ziemi, to spotkanie tak mnie wykończyło (nie chodzi o bieg, tylko o tą dziwną akcję gdzie to zamiast mnie Euriale skamieniała).
-Co ty tu robisz? – usłyszałam jakiś głos. Szybko schowałam moją ciężką rękę do kieszeni i odwróciłam się, ale nikogo nie zauważyłam.
-Gdzie jesteś? – spytałam wystraszona . Za mną naprawdę nikogo nie było. Może tylko wydawało mi się, że słyszę jakąś dziewczynę.
– Ja też tu przyszłam pierwszego dnia na obozie. – powiedziała i zdjęła czapkę. Okazało się, że to tylko Dori. – Fajny gadżet nie? Szkoda tylko, że jej właścicielka… – Dorotea zawahała się. – Wiesz co, nie będę cię zanudzała obozowymi historyjkami. – moja przyjaciółka na próżno próbowała zmienić temat.
-Kto był jej właścicielką? – niech Dori wie, że ja nigdy nie daję za wygraną. Patrzyłam się na nią przez parę minut i w końcu uległa (nie wiem jak ja to robię, ale zawsze jak się na kogoś patrzę to ta osoba zawsze ulega).
-Nazywała się Annabeth Chase – Dorotea zaczęła swoją opowieść. – Była córką Ateny. Mądra, ładna szarooka blondynka, która nigdy nie dawała za wygraną. Kiedyś, kiedy wydawało się, że już Kronos został pokonany zaczął do niej przychodzić pod postacią jej byłego przyjaciela Luka… – przerwała, wiedziałam, że trudno jej o tym mówić. Widziałam łzy w jej oczach.
-Wszystko dobrze?
-Tak. Potem skończę opowieść. – powiedziała. Nagle rozdziawiła usta. – Czy to Euriale? Jak ty to zrobiłaś? – na jej twarzy znów zawitał uśmiech. Po chwili zaczęła się śmiać.
-Z czego się ryjesz? – zauważyłam, że Dori bawi się moją skamieniałą ręką.
-Moja rada załóż rękawiczkę i przywal komuś z plaskacza.
-Masz przy sobie jakąś rękawiczkę? – zapytałam. Dorotea dała mi rękawiczkę, założyłam ją na rękę i przywaliłam jej z całej siły z liścia.
-Za co to?! – Dorotea śmiała się jeszcze głośniej.
-Słucham tylko twoich rad.
-Chodź. Chejron chce z tobą porozmawiać.
Ruszyłyśmy w stronę tego małego domku, nie wiem czemu nazywanego wielkim. W tym czasie opowiedziałam Dori o moim spotkaniu z gorgoną.
trochę sie pogubiłam…
????????….. niezłe
No, fajne.
????????????????????YYyyy… Fajne? Superowe? Herosowe? Nie mogę znaleźć słowa.
Już mam słowo: ŚWIETNE!!!!
fajne
Fajno – smutne. Annabeth nie żyje czy misją Natalie będzie ją odnaleźć? Mam nadzieję, że to drugie.
super 😉
Akcja! AKCJA! ZA SZYBKA! No i powtórzenie: „rękawiczka”! Oprócz tego nie mam żadnych zastrzeżeń. 😀 Super pomysł z Annabeth. ^^ Na prawdę fajne opo.
Bardzo fajny pomysl z gorgonem i Lukiem.
ciekawe