Część 1: „Sfinga i drzewo”
Budzik zadzwonił, budząc mnie i oznajmiając, że czas wyjść na spacer z Benym. Dla innych właśnie zaczęły się letnie wakacje, a dla mnie od dziś zaczęła się moja praca-wyprowadzam psy sąsiadów i w ten sposób zarabiam na coś. Nie liczę, że ojciec mi coś da – zawsze przepija cokolwiek wpadnie mu w rękę, dlatego też moje pieniądze chowam do książek. Ojciec tam nigdy nie zagląda. Całe szczęście, że przychodziła moja babcie (mama taty) i gotowała mi obiady, a nawet kupowała ubrania i inne takie. W każdym razie, cieszyłam się z tego, że nie ma szkoły. Nie nie, bardzo lubiłam się uczyć, jednak nie mogłam wytrzymać szyderstw kolegów i narzekań nauczycieli na moją agresywność.Chwyciłam szczotkę, przeglądając się w brudnej szybie i gdy rozczesywałam włosy, po raz setny przyszło mi do głowy, jaka kobieta byłaby w stanie zakochać się w takim człowieku, jak mój ojciec. Ja go wcale nie przypominałam. On miał krótkie, czarne włosy, ciągle przekrwione oczy i całymi tygodniami nosił to samo ubranie. Ja wyglądałam inaczej: proste blond włosy i błękitne jak niebo oczy. Ubrałam się w jeansy, czarne sandały, jeszcze tylko niebieską koszulkę na krótki rękaw, chwyciłam klucze od domu i zamknąwszy mieszkanie zbiegłam piętro niżej i zapukałam do sąsiadki. Otworzyła mi wysoka kobieta z wściekle rudymi włosami i czarnymi oczyma, której wcześniej nie widziałam. Była ubrana w czarny bezrękawnik i brązowe spodnie, a na nogach miała białe tenisówki.
-Och, witaj- uśmiechnęła się do mnie, a ja jakoś odgadłam, że wcale to nie jest miły uśmiech-Jestem siostrą pani Lunet, a ty to pewnie Meirice? Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie poszłabym z tobą i Benym na spacer.
Co miałam jej powiedzieć? Nie, bo pani się nieładnie uśmiecha? Może po prostu nie lubiła dzieci. Wzięła na smycz psa, dużego owczarka niemieckiego i razem ruszyłyśmy do parku blisko mojego domu. Okazało się, że pani Agnifs (nazwisko miała po mężu) wie dużo o mitologii greckiej, więc znalazłyśmy jakiś wspólny temat. W pewnej chwili, gdy przechodziłyśmy koło mostu, kobieta złapała mnie za ramię.
-Popatrz, tam coś błyszczy. Może ktoś coś zgubił? Pójdziesz to sprawdzić?
Popatrzyłam we wskazanym przez nią kierunku, ale nic nie widziałam.
-Mogę iść sprawdzić – powiedziałam nieufnie, po czym ruszyłam w dół, po stromym padole. Rozejrzałam się, ale niczego nie widziałam. Już chciałam odwrócić się i krzyknąć, że nic tu niema, gdy nagle coś mnie chwyciło i pociągnęło pod most. Chciałam krzyczeć, jednak zanim zdążyłam zrobić cokolwiek, nade mną odezwał się chrapliwy głos, przypominający głos pani Agnifs
-Spokojnie, herosko. Chyba nie chcesz wplątywać w to śmiertelników.
Nad sobą widziałam trzymetrową sfingę, która ledwie mieściła się pod mostem. Szczerzyła na mnie swoje ostre kły, jakby myślała, jak najlepiej rozpocząć posiłek.
-Pani Agnifs…sfinga!- nareszcie to zrozumiałam -Czemu mnie nazwałaś herosem!?!?!
-Bo nim jesteś dziecko. Czas na lody!- warknęła i już miała odgryźć mi rękę, gdy nagle (nie wiem skąd) pojawił się Beny i rzucił się na potwora. Lwia kobieta zdjęła ze mnie łapę, by pozbyć się problemu, a ja nie czekając na dalszy rozwój wypadków, popędziłam wzdłuż rzeki. Gdy przebiegłam parę metrów, usłyszałam wściekły ryk i zorientowałam się, że pogoń ruszyła. Przez przypadek potrąciłam grupę rozmawiających nastolatków, w biegu rzucając krótkie”przepraszam”. Biegłam dalej gdy usłyszałam „Do broni herosi!” i szczęk wyjmowanego oręża. „Nie, nie, nie, kolejni herosi! Nie, ja jestem normalna” pomyślałam i odwróciłam głowę. Okazało się, że pędzę wprost na drzewo i nie miałam możliwości się zatrzymać. Spróbowałam się zatrzymać, ale okazało się, że skoro tylko dotknęłam kory, drzewo „połknęło” mnie do środka. Czułam się, jakbym pływała w wodzie – unosiłam się lekko w powietrzu, a dodatkowo widziałam przez korę.Obróciłam się i zdążyłam usłyszeć przerażający wrzask i odgłos, jakby darcia papieru, a następnie grupę nastolatków, których potrąciłam. Była tam jedna dziewczyna z burzą jasnych loków i szarymi oczyma, które w pewien sposób przerażały, właśnie chowała sztylet. Jeden z chłopaków miał pryszcze na twarzy i w ręku trzymał coś jakby…piszczałki? Pozostały był brunetem z oczyma koloru morskiego.
-I gdzie się podziała ta dziewczyna?- spytała szarooka-Grover, czujesz ją?
Chłopak z piszczałkami uniósł nos i powęszył w powietrzu,jednak po chwili pokręcił głową.
-Nie- powiedział- Zupełnie jakby rozpłynęła się w powietrzu.
-Musimy wracać i powiedzieć o ataku Chejronowi, on będzie wiedział, co zrobić- powiedział trzeci chłopak, zatykając miecz, który stał się długopisem.
Pozostała trójka skinęła głowami i powlokła się w górę zbocza. „Wisiałam” chwilę w drzewie, nie mając pojęcia jak mam się wydostać. Nie mogłam wydać z siebie głosu W końcu zawyłam w myślach „Chce wyjść!” i o dziwo, drzewo wyrzuciło mnie, a ja wylądowałam w trawie. Podniosłam się i nie wiedząc za bardzo, co mam robić, zdecydowałam się wrócić do domu.
CDN
fajne 😀
Nawet bardzo fajne!
Nieskończenie fajne. 😛 😆
Fajne ; ]
Ja dodam coś innego niż fajne
To jest bossssssskie
superowate
super 😉
Dziękuje i zachęcam do zgadywania, czyją córką jest Meirice?
Heeerossssssowe! moim zdaniem to… córka … można w komentarzach?
Nemo, jak chcesz możesz na gg:4844775, albo na ania.n@poczta.onet.pl(chwilowo nie jestem na gg, ale kiedyś wchodzę)
masz fajny styl pisma, bardzo mi sie fajnie czytalo. Czekam dalej
Nie martw się, już wysłałam dalsze cześci 😀
fajnee
super