W piątek poprzedzający ferie zimowe razem z Annabeth wpakowałam się do samochodu mamy Percy’ego, by udać się (kolejny raz) na niebezpieczną misję.
W spokoju wysłuchałam paplaniny miłej kobiety, kątem oka widząc jak Percy rumieni się ze wstydu.
Czasami zaśmiałam się z jakiejś opowiastki, głównie jednak moją głowę zaprzątała myśl o Luku i jego podłej zdradzie, o której dopiero niedawno się dowiedziałam. Nie dawało mi to spokoju i wciąż śniło się po nocach – Luke, ten Luke, mój pierwszy w życiu przyjaciel zdradził nas dla naszego największego wroga, ponadto zatruł sosnę którą byłam przez kilka lat.
Po ośmiogodzinnej podróży wreszcie dojechaliśmy do celu – Westover Hall.
Przetarłam zaparowaną szybę okienną i wyjrzałam na zewnątrz.
– Rewelka. Będzie niezła zabawa – stwierdziłam.
Westover Hall wyglądał jak zamek złego rycerza. Zbudowany z czarnego kamienia, miał wieżyczki i okienka strzelnicze oraz ogromną, dwuskrzydłową drewnianą bramę. Stał na ośnieżonym skalnym urwisku, z którego roztaczał się widok na oszroniony las z jednej strony i stalowoszary, sztormowy ocean z drugiej.
– Na pewno nie chcesz żebym zaczekała? – matka Percy’ego zwróciła się do swojego syna.
– Na pewno mamo, dziękuję – odpowiedział tamten. – Nie mam pojęcia ile nam to zajmie. Damy sobie radę.
– Ale jak zamierzacie wrócić? Będę się niepokoiła, Percy.
Ich rozmowa rozbawiła mnie co nieco. Percy się zarumienił. Nagle przed oczami stanęła mi moja matka – kobieta z burzą blond loków zamiast mózgu, jak kiedyś mówiłam. Poczułam ucisk w żołądku. Nieprzyjemnie jest zostać wyrwanym z biegu czasu.
Miałam nadzieję, że nie było widać mojego podenerwowania i tęsknoty za mamą.
Miałam nadzieję.
– Wszystko będzie dobrze, proszę pani – zapewniła Annabeth. – Będziemy go pilnowały.
Matka Percy’ego najwyraźniej rozluźniła się co nieco.
– Dobrze, słoneczka – powiedziała. – Macie wszystko, co trzeba?
– Tak proszę pani – odrzekłam. – Dziękujemy za podwiezienie.
– Może jednak dodatkowy sweter? A macie numer mojej komórki?
– Mamo…- zawstydził się Percy.
– Zabrałeś ambrozję i nektar, Percy? I złotą drachmę, w razie gdybyś musiał porozumieć się z obozem?
– Mamo daj spokój! Poradzimy sobie. Chodźmy.
Chłopak wysiadł z samochodu. Ja i Annabeth postąpiłyśmy tak samo.
Kiedy samochód zniknął z pola widzenia, odezwałam się:
– Ale masz super mamę, Percy – starałam się by w moim głosie nie zabrzmiała nutka zazdrości.
– Jest w porządku – przyznał. – A ty? Masz w ogóle kontakt z matką?
Postarałam się by pożałował tych słów. Posłałam mu zabójcze spojrzenie – jedno z moich najlepszych – i warknęłam:
– Nie twój interes, Percy…
– Chodźmy lepiej do środka – przerwała mi Annabeth. – Grover pewnie już czeka.
Spojrzałam na zamek i wzdrygnęłam się.
– Masz rację. Zastanawiam się, co on tu takiego znalazł, że wysłał sygnał ratunkowy.
– Pewnie nic dobrego – mruknął Percy.
Weszliśmy do środka.
Widok przeogromnej sali odebrał nam mowę. Na ścianach wisiały sztandary wojskowe i ogromna kolekcja broni. Z drugiego końca korytarza dobiegały dźwięki muzyki tanecznej, lecz żadne z nas nie zwróciło na początku na to uwagi. Wpatrywaliśmy się w broń, nie wiedząc co robić.
Percy sięgnął do kieszeni gdzie trzymał Orkan – swój magiczny długopis, a ja bez zastanowienia pocierałam swoją srebrną bransoletę – prezent od ojca.
– Zastanawiam się gdzie…- zaczęła Annabeth.
Za nami zatrzasnęła się brama.
– O-okej – wymamrotał Percy. – Chyba spędzimy tu chwilkę.
Schowaliśmy nasze plecaki i ruszaliśmy przed siebie. Nie była to zbyt długa przechadzka. Zatrzymaliśmy się gdy usłyszeliśmy kroki na kamiennej posadzce i zobaczyliśmy przed nami kobietę i mężczyznę.
Oboje mieli krótko obcięte szpakowate włosy i nosili czarne wojskowe mundury z czerwonymi lampasami. Kobieta miała lekki wąsik, a mężczyzna był gładko ogolony, co wydawało się nam, a przynajmniej mi, trochę dziwne.
– No, no – odezwała się kobieta. – Co wy tu robicie?
– Eee… – zaczął Percy. – My, proszę pani tylko…
– Ha! – krzyknął mężczyzna. – Goście nie mają wstępu na bal! Zostaniecie wyyyrzuceniii!
Mężczyzna najwyraźniej był cudzoziemcem. Wymawiał wszystko jakby z francuska – akcentował wyrazy na ostatnią sylabę.
Był brzydki, wysoki i miał ptasią twarz. Najdziwniejsze były jego oczy w dwóch różnych kolorach: jedno brązowe, drugie niebieski jak jakiś kot.
Nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego człowieka na jakiejkolwiek imprezie. Tego typu ludzi nie da się lubić.
Jednym słowem: idealnie pasował do wojskowej szkoły jaką była Westover Hall.
Zrobiłam krok na przód i pstryknęłam palcami – ostro i głośno – mając w pamięci lekcje Chejrona. Z mojej dłoni wystrzelił powiew wiatru, omiatając pomieszczenie. Przemknął między wszystkimi i skierował się wprost ku nauczycielom.
– Ależ my nie jesteśmy gośćmi, proszę pana – powiedziałam. – My tu chodzimy do szkoły. Przecież pan nas zna: ja jestem Thalia, a to są Annabeth i Percy. Jesteśmy w ósmej klasie.
Nauczyciel zmrużył dwukolorowe oczy.
Przez krótką chwilę wstrzymałam oddech. Nie miałam pewności czy moja sztuczka zadziała.
– Panno Ustchniack, czy zna pani tych urwisów?
Kobieta zamrugała oczami, jakby ktoś właśnie wyrwał ją z transu.
– No…tak. Tak mi się wydaje – słysząc to, odetchnęłam. – Annabeth. Thalia. Percy. Czemu nie jesteście w sali gimnastycznej?
Znikąd zjawił się zadyszany Grover.
– Jesteście! Udało się wam…
Zatrzymał się jak wryty na widok nauczycieli.
– Och, pani Ustchniack… Panie Cierniak! Ja tylko…
– O co chodzi, panie Underhwood? – przerwał mu mężczyzna. – Co pan rhozumie przez: udało im się? Przecież ci uczniowie tu mieszkają.
Posłałam satyrowi masę zabójczych spojrzeń. Prawie nam się udało! Wymyśl coś – chciałam krzyknąć. Zaczęłam poruszać ustami dając mu do zrozumienia, że jeśli nie wyciągnie nas z tego bagna, dostanie ode mnie takie lanie, że już w życiu nie da rady zjeść ani jednej tortilii.
Grover przełknął ślinę.
– Tak, proszę pana. Oczywiście, panie Cierniak – zapewnił. – Chodzi mi o to, że się cieszę, że udał im się poncz na tańce! Jest wspaniały! To oni go zrobili!
Poczułam wielką ulgę.
Pan Ciernik rzucił nam wściekłe spojrzenie. Jego oczy przyprawiały o dreszcze.
– O tak, poncz jest wyśmienity. A teraz jazda, wszyscy! Macie więcej nie opuszczać sali gimnastycznej!
Potaknęliśmy i pędem ruszyliśmy za naszym włochatym przyjacielem.
Percy podszedł do mnie i zapytał:
– Co to była za sztuczka z pstrykaniem palcami?
– Masz na myśli mgłę? Chejron jeszcze cię tego nie nauczył?
I nie czekając na jego odpowiedź dogoniłam Annabeth.
Grover skierował się ku szklanym drzwiom z napisem WF.
– O mały włos! – powiedział. – Bogom niech będą dzięki, żeście się tu dostali!
Razem z Annabeth uściskałam go. Percy przybił z nim piątkę.
– Czemu to takie ważne? – spytał.
– Znalazłem dwójkę.
– Dwójkę herosów? – zapytałam z podziwem. – Tutaj?
Satyr przytaknął.
– Brat i siostra – powiedział. – Dziesięć i dwanaście lat. Nie mam pojęcia, kim są ich rodzice, ale są potężni. Sęk w tym, że nie mamy czasu. Potrzebuję pomocy.
– Potwory?
– Jeden – Grover był przerażony. – Ale coś podejrzewa. Jeszcze nie jest pewny, ale dziś ostatni dzień semestru. Na bank nie pozwoli im ot tak wyjechać ze szkoły, będzie chciał się upewnić. Dzisiaj może być nasza ostatnia szansa! Jak tylko się do nich zbliżam, blokuje mnie. Nie mam pojęcia co robić!
Grover spojrzał na mnie błagalnie.
– Dobra – powiedziałam. – Ci herosi są na tańcach?
Przytaknął.
– No to chodźmy zatańczyć – oznajmiłam. – A kto jest potworem?
– Och – odpowiedział satyr. – Właśnie go poznaliście. To zastępca dyrektora, pan Cierniak.
W piątek poprzedzający ferie zimowe razem z Annabeth wpakowałam się do samochodu mamy Percy’ego, by udać się (kolejny raz) na niebezpieczną misję.
W spokoju wysłuchałam paplaniny miłej kobiety, kątem oka widząc jak Percy rumieni się ze wstydu.
Czasami zaśmiałam się z jakiejś opowiastki, głównie jednak moją głowę zaprzątała myśl o Luku i jego podłej zdradzie, o której dopiero niedawno się dowiedziałam. Nie dawało mi to spokoju i wciąż śniło się po nocach – Luke, ten Luke, mój pierwszy w życiu przyjaciel zdradził nas dla naszego największego wroga, ponadto zatruł sosnę którą byłam przez kilka lat.
Po ośmiogodzinnej podróży wreszcie dojechaliśmy do celu – Westover Hall.
Przetarłam zaparowaną szybę okienną i wyjrzałam na zewnątrz.
– Rewelka. Będzie niezła zabawa – stwierdziłam.
Westover Hall wyglądał jak zamek złego rycerza. Zbudowany z czarnego kamienia, miał wieżyczki i okienka strzelnicze oraz ogromną, dwuskrzydłową drewnianą bramę. Stał na ośnieżonym skalnym urwisku, z którego roztaczał się widok na oszroniony las z jednej strony i stalowoszary, sztormowy ocean z drugiej.
– Na pewno nie chcesz żebym zaczekała? – matka Percy’ego zwróciła się do swojego syna.
– Na pewno mamo, dziękuję – odpowiedział tamten. – Nie mam pojęcia ile nam to zajmie. Damy sobie radę.
– Ale jak zamierzacie wrócić? Będę się niepokoiła, Percy.
Ich rozmowa rozbawiła mnie co nieco. Percy się zarumienił. Nagle przed oczami stanęła mi moja matka – kobieta z burzą blond loków zamiast mózgu, jak kiedyś mówiłam. Poczułam ucisk w żołądku. Nieprzyjemnie jest zostać wyrwanym z biegu czasu.
Miałam nadzieję, że nie było widać mojego podenerwowania i tęsknoty za mamą.
Miałam nadzieję.
– Wszystko będzie dobrze, proszę pani – zapewniła Annabeth. – Będziemy go pilnowały.
Matka Percy’ego najwyraźniej rozluźniła się co nieco.
– Dobrze, słoneczka – powiedziała. – Macie wszystko, co trzeba?
– Tak proszę pani – odrzekłam. – Dziękujemy za podwiezienie.
– Może jednak dodatkowy sweter? A macie numer mojej komórki?
– Mamo…- zawstydził się Percy.
– Zabrałeś ambrozję i nektar, Percy? I złotą drachmę, w razie gdybyś musiał porozumieć się z obozem?
– Mamo daj spokój! Poradzimy sobie. Chodźmy.
Chłopak wysiadł z samochodu. Ja i Annabeth postąpiłyśmy tak samo.
Kiedy samochód zniknął z pola widzenia, odezwałam się:
– Ale masz super mamę, Percy – starałam się by w moim głosie nie zabrzmiała nutka zazdrości.
– Jest w porządku – przyznał. – A ty? Masz w ogóle kontakt z matką?
Postarałam się by pożałował tych słów. Posłałam mu zabójcze spojrzenie – jedno z moich najlepszych – i warknęłam:
– Nie twój interes, Percy…
– Chodźmy lepiej do środka – przerwała mi Annabeth. – Grover pewnie już czeka.
Spojrzałam na zamek i wzdrygnęłam się.
– Masz rację. Zastanawiam się, co on tu takiego znalazł, że wysłał sygnał ratunkowy.
– Pewnie nic dobrego – mruknął Percy.
Weszliśmy do środka.
Widok przeogromnej sali odebrał nam mowę. Na ścianach wisiały sztandary wojskowe i ogromna kolekcja broni. Z drugiego końca korytarza dobiegały dźwięki muzyki tanecznej, lecz żadne z nas nie zwróciło na początku na to uwagi. Wpatrywaliśmy się w broń, nie wiedząc co robić.
Percy sięgnął do kieszeni gdzie trzymał Orkan – swój magiczny długopis, a ja bez zastanowienia pocierałam swoją srebrną bransoletę – prezent od ojca.
– Zastanawiam się gdzie…- zaczęła Annabeth.
Za nami zatrzasnęła się brama.
– O-okej – wymamrotał Percy. – Chyba spędzimy tu chwilkę.
Schowaliśmy nasze plecaki i ruszaliśmy przed siebie. Nie była to zbyt długa przechadzka. Zatrzymaliśmy się gdy usłyszeliśmy kroki na kamiennej posadzce i zobaczyliśmy przed nami kobietę i mężczyznę.
Oboje mieli krótko obcięte szpakowate włosy i nosili czarne wojskowe mundury z czerwonymi lampasami. Kobieta miała lekki wąsik, a mężczyzna był gładko ogolony, co wydawało się nam, a przynajmniej mi, trochę dziwne.
– No, no – odezwała się kobieta. – Co wy tu robicie?
– Eee… – zaczął Percy. – My, proszę pani tylko…
– Ha! – krzyknął mężczyzna. – Goście nie mają wstępu na bal! Zostaniecie wyyyrzuceniii!
Mężczyzna najwyraźniej był cudzoziemcem. Wymawiał wszystko jakby z francuska – akcentował wyrazy na ostatnią sylabę.
Był brzydki, wysoki i miał ptasią twarz. Najdziwniejsze były jego oczy w dwóch różnych kolorach: jedno brązowe, drugie niebieski jak jakiś kot.
Nie byłam w stanie wyobrazić sobie tego człowieka na jakiejkolwiek imprezie. Tego typu ludzi nie da się lubić.
Jednym słowem: idealnie pasował do wojskowej szkoły jaką była Westover Hall.
Zrobiłam krok na przód i pstryknęłam palcami – ostro i głośno – mając w pamięci lekcje Chejrona. Z mojej dłoni wystrzelił powiew wiatru, omiatając pomieszczenie. Przemknął między wszystkimi i skierował się wprost ku nauczycielom.
– Ależ my nie jesteśmy gośćmi, proszę pana – powiedziałam. – My tu chodzimy do szkoły. Przecież pan nas zna: ja jestem Thalia, a to są Annabeth i Percy. Jesteśmy w ósmej klasie.
Nauczyciel zmrużył dwukolorowe oczy.
Przez krótką chwilę wstrzymałam oddech. Nie miałam pewności czy moja sztuczka zadziała.
– Panno Ustchniack, czy zna pani tych urwisów?
Kobieta zamrugała oczami, jakby ktoś właśnie wyrwał ją z transu.
– No…tak. Tak mi się wydaje – słysząc to, odetchnęłam. – Annabeth. Thalia. Percy. Czemu nie jesteście w sali gimnastycznej?
Znikąd zjawił się zadyszany Grover.
– Jesteście! Udało się wam…
Zatrzymał się jak wryty na widok nauczycieli.
– Och, pani Ustchniack… Panie Cierniak! Ja tylko…
– O co chodzi, panie Underhwood? – przerwał mu mężczyzna. – Co pan rhozumie przez: udało im się? Przecież ci uczniowie tu mieszkają.
Posłałam satyrowi masę zabójczych spojrzeń. Prawie nam się udało! Wymyśl coś – chciałam krzyknąć. Zaczęłam poruszać ustami dając mu do zrozumienia, że jeśli nie wyciągnie nas z tego bagna, dostanie ode mnie takie lanie, że już w życiu nie da rady zjeść ani jednej tortilii.
Grover przełknął ślinę.
– Tak, proszę pana. Oczywiście, panie Cierniak – zapewnił. – Chodzi mi o to, że się cieszę, że udał im się poncz na tańce! Jest wspaniały! To oni go zrobili!
Poczułam wielką ulgę.
Pan Ciernik rzucił nam wściekłe spojrzenie. Jego oczy przyprawiały o dreszcze.
– O tak, poncz jest wyśmienity. A teraz jazda, wszyscy! Macie więcej nie opuszczać sali gimnastycznej!
Potaknęliśmy i pędem ruszyliśmy za naszym włochatym przyjacielem.
Percy podszedł do mnie i zapytał:
– Co to była za sztuczka z pstrykaniem palcami?
– Masz na myśli mgłę? Chejron jeszcze cię tego nie nauczył?
I nie czekając na jego odpowiedź dogoniłam Annabeth.
Grover skierował się ku szklanym drzwiom z napisem WF.
– O mały włos! – powiedział. – Bogom niech będą dzięki, żeście się tu dostali!
Razem z Annabeth uściskałam go. Percy przybił z nim piątkę.
– Czemu to takie ważne? – spytał.
– Znalazłem dwójkę.
– Dwójkę herosów? – zapytałam z podziwem. – Tutaj?
Satyr przytaknął.
– Brat i siostra – powiedział. – Dziesięć i dwanaście lat. Nie mam pojęcia, kim są ich rodzice, ale są potężni. Sęk w tym, że nie mamy czasu. Potrzebuję pomocy.
– Potwory?
– Jeden – Grover był przerażony. – Ale coś podejrzewa. Jeszcze nie jest pewny, ale dziś ostatni dzień semestru. Na bank nie pozwoli im ot tak wyjechać ze szkoły, będzie chciał się upewnić. Dzisiaj może być nasza ostatnia szansa! Jak tylko się do nich zbliżam, blokuje mnie. Nie mam pojęcia co robić!
Grover spojrzał na mnie błagalnie.
– Dobra – powiedziałam. – Ci herosi są na tańcach?
Przytaknął.
– No to chodźmy zatańczyć – oznajmiłam. – A kto jest potworem?
– Och – odpowiedział satyr. – Właśnie go poznaliście. To zastępca dyrektora, pan Cierniak.
kurczę do momentu, aż nad jej głową nie pojawił się znak hermesa, myślałam, że to wszystko jest z perspektywy Thalii, ale opowiadanko genialne 😉
Świetne
Niestety, z mojej winy moje dwa opowiadania oznaczono jako jedno. Pierwszy rzeczywiście jest z punktu widzenia Thalii, ale drugi to zupełnie inna historia 😀
no to już wywalam drugą część
pisałam już wcześniej maila do Ciebie – zaraz jak dostałam opowiadania, ale nie dostałam odpowiedzi więc uznałam, że to jedno. Czekam na maila z instrukcją jak to ma być 
Fajne 😀
ekstra
czadowe
Ciekawy pomysł ; )
genialne jest