Rozdział 2
Gdy dotarliśmy do obozu łowczynie były już rozpakowane i kłóciły się z resztą obozowiczów. Artemida siedziała przy stole z Chejronem i Panem D.
– Już zaczęła się kolacja – zauważyła Annabeth.
– Nikt chyba nie zauważył że się spóźniliśmy – próbowałem ją uspokoić. Okazało się jednak, że wszyscy zauważyli naszą nie obecność. Nawet przy zamieszaniu jakie wywołał przyjazd łowczyń Pan D. siedział nie wzruszony i popijał tą swoją dietetyczną coca-cole. Gdy rozchodziliśmy się do swoich stolików Ann wskazała sosnę Thalii i powiedziała :
– Bądź za pół godziny – uśmiechnęła się i poszła do stolika Ateny. Z westchnieniem usiadłem przy moim stoliku. Nagle przede mną pojawił się Chejron.
– Za dwa dni wyruszycie na misję – powiedział. Miał napiętą i zmartwioną twarz.
– Ja i Ann? – spytałem. To zdrobnienie go zaskoczyło, ale próbował nie dać tego po sobie poznać.
– Tak i jeszcze Margaret – ano tak, jeszcze jedna nowość: do obozu przyszło kilka nowych, w tym Meg córka Apolla. Annabeth zaprzyjaźniła się z nią i ja też ją polubiłem. Znalazł ją przypadkiem Grover gdy wracał z (nie udanych oczywiście) poszukiwań Pana.
– No dobra to gdzie nas wysyłasz? – zapytałem zastanawiając się gdzie Chejron nas wysyła i oczywiście po co.
– Widzisz – powiedział trochę jakby… zmieszany? – Najpierw idź do wyroczni po przepowiednie, ale już nie dziś, jutro rano – uśmiechnął się. – Miłej nocy życzę. – I odszedł do stolika przy którym siedziała Artemida. Po kolacji wymknąłem się do lasu i poszedłem pod sosnę Thalii. Annabeth już czekała. Na mój widok uśmiechnęła się.
– Co chciał od ciebie Chejron? – spytała.
– Wysyła nas na misję powiedziałem – przytulając ją do siebie.
– Kto jeszcze idzie? No i wgl gdzie? – uśmiechnąłem się.
– Mój kotek nie wie? – postanowiłem się z nią podroczyć.
– A nie wie, wiesz? No powiedz – przewróciłem oczami a Ann oparła się o drzewo Thalii.
– Meg idzie z nami, a gdzie to nawet ja nie wiem – powiedziałem cicho.
– Ty nie wiesz? – spytała sarkastycznie
– Tak ja nie wiem ale wiem co chcę teraz zrobić – odpowiadam i całuję ją. Annabeth objęła mnie rękami za szyję i oplotła mi swoje nogi w pasie. Gdybym mógł z pewnością zatrzymał bym tę chwile. Po jakiś pięciu minutach usłyszeliśmy że ktoś nadepnął na suchą gałąź. Oderwaliśmy się od siebie i zobaczyliśmy Thalie we własnej osobie. Przez chwilę patrzała na nas z otwartą buzią, ale po chwili powiedziała :
– No dobra, co się tu dzieje, oświecicie mnie? – ton jej głosu był ostry i dziwnie podenerwowany. Annabeth rozplątała mnie ze swoich więzów i spojrzała na nią zaskoczona.
– A co niby ma się dziać? – spytała tonem naiwnej blondynki.
– No, no to na plaży i teraz! I to jeszcze na moim drzewku się obściskiwać!! Kultury nie macie!! Jak wy je traktujecie? Ono nie jest do podpórki i do obściskiwania też nie! Powieszę tu taką tabliczkę „Zakaz całowania się Annabeth i Percyego”!! – krzyczała a my patrzeliśmy na nią jak na kogoś po kogo zaraz moją przyjechać bardzo mili pani w białych kaftanach.
– Nic ci nie jest? – spytałem gdy trochę ochłonęła.
– Nie Percy, tylko głowa mnie boli i sorki za ten wybuch – powiedziała.
– Coś się stało? – Annabeth wyglądała na trochę zmartwioną.
– Nie Annabeth – Thalia odwróciła się i wróciła do obozu.
– To było dziwne – stwierdziła Ann. Zgodziłem się z nią kiwnięciem głowy
– Wracamy – powiedziałem. Moja ukochana cała się trzęsła, więc dałem jej swoją bluzę. Gdy doszliśmy do obozu trzymając się za ręce czekała nas nie za miła niespodzianka….
Rozdział 3
Annabeth i ja staliśmy z otwartymi buziami i patrzyliśmy zszokowani na to co zobaczyliśmy. Przed nami stała cała dwunastka bogów Olimpijskich. Na nasze szczęście miałem na tyle trzeźwy umysł, że puściłem rękę Ann, zanim ktoś zobaczył.
– O kogo tu mamy – powiedział Dionizos szyderczym tonem. – Można wiedzieć, dlaczego jeszcze nie jesteście w domkach i nie śpicie?
– Zostaw ich w spokoju, z pewnością macie jakieś wytłumaczenie prawda? – ku naszemu zaskoczeniu odezwał się Apollo. Annabeth skorzystała z okazji i powiedziała:
– Nie mogliśmy spać no i omawialiśmy naszą misję – nikt niczego nie powiedział ,wszyscy bogowie patrzyli na siebie jakby zastanawiali się czy nam uwierzyć.
– No dobra, tym razem wam się upiekło – stwierdził Pan D. – A teraz do domków i spać – krzyknął. Zaskoczeni spojrzeliśmy na siebie równocześnie przewróciliśmy oczami i wzruszyliśmy ramionami. Gdy odeszliśmy na tyle daleko, że byliśmy pewni, że nas nie usłyszą spytałem Annabeth:
– Co oni tu robią? – nigdy nie widziałem jej tak zdenerwowanej
– Nie wiem Percy – szepnęła słabym głosem. Odprowadziłem ją do domku Ateny i powiedziałem:
– Dobranoc – ona się uśmiechnęła i odpowiedziała:
– Karaluchy pod poduchy – tylko tyle, nawet się nie przytuliliśmy, bo nie mieliśmy pewności czy ktoś nas czasem nie widzi. Gdy doszedłem do domku od razu wziąłem prysznic i poszedłem spać. Miałem dziwny sen. Byłem w nim z Annabeth pod wodą i przed czymś uciekaliśmy. Annabeth brakowało już powietrza i była na twarzy aż sina, potem poczułem ostry ból w nodze i okazało się, że to coś mnie ugryzło. Obudziłem się zalany potem i usłyszałem pukanie do drzwi. Szybko wstałem i otworzyłem drzwi. Przede mną stała Annabeth ze swoją siostrą z domku Ateny.
– Percy – wysapała Ann. –Szybko obóz zaatakowały skorpiony z podziemia, pełno ich tu – dziewczyny wyglądały na naprawdę przestraszone, szybko ubrałem się i wybiegłem z domku. Wszyscy obozowicze nawet dzieciaki Afrodyty walczyli. Zacząłem przecinać w pół jak najwięcej się dało tych świństw. Łowczynie nie dawały sobie już rady i kilka już skorpiony ugryzły. Walczyliśmy chyba z pół godziny, gdy niespodziewanie reszta skorpionów znikła. Wszyscy musieli otrząsnąć się z szoku i potem gdy rozchodziliśmy się do domków zobaczyłem że Annabeth jest bardzo blada na twarzy i szybko do niej podbiegłem. Zachwiała się i cicho wysapała:
– To mnie ugryzło! – potem bezwładnie opadła mi na ramiona i zemdlała. Szybko zaniosłem ją do obozowego szpitala prosząc o pomoc. Gdy szybko się nią zajęli usiadłem przy jej łóżku wziąłem ją za rękę i ostatnie co pamiętam to, że słyszałem wyrównujący się oddech mojej dziewczyny.
Rozdział 4
Gdy się obudziłem, spostrzegłem że leżę na łóżku w obozowym szpitalu a obok mnie leży Annabeth. Podniosłem głowę i zauważyłem że Chejron stoi przy oknie.
– O obudziłeś się wreszcie – uśmiechnął się. – W nocy spadłeś z krzesła i satyrzy przenieśli cię na łóżko – powiedział. – Annabeth powinna się zaraz obudzić i mamy szczęście, bo jad tego skorpiona, który ugryzł Annabeth, był zaskakująco słaby i już dziś powinna wyzdrowieć całkowicie.
– Aha, to dobrze. A co z naszą misją? – spytałem biorąc Ann za rękę.
– Nic się nie zmieniło, jutro wyruszycie i miejmy nadzieje, że przeżyjecie – westchnął. Czekajcie, co? To my nie mamy przeżyć?
– A, gdzie nas wysyłasz? – centaur spojrzał przez okno i powiedział
– Nie mogę tego zdradzić, dopóki nie pójdziesz do wyroczni, a jak już przy tym jesteśmy, to możesz do niej iść – jego wzrok był przygaszony.
– Dobrze tylko się przebiorę – wstałem z łóżka. – Jakby co, to jestem na strychu lub na plaży – powiedziałem i poszedłem do domku nr 3. Ubrałem na siebie kurtkę, bo pomimo tego, że w obozie mogliśmy panować nad pogodą, było dość zimno i spadło trochę śniegu. Za trzy dni zimowe przesilenie i termin zakładu, a my nic nie wymyśliliśmy, zastanawiałem się, gdy wchodziłem do wielkiego domu. Wszedłem na schody nawet nie zwracając uwagi na to nienawistne spojrzenie od Dionizosa. Gdy wszedłem na strych, od razu poczułem zapach stęchlizny i starości oraz kurzu. Przyjemna mieszanka, co? Mumia siedziała tam gdzie zwykle i była pełna śmierci.
– Jam jest duch Delf, głos Fojbosa Apolla, zabójcy potężnego Pythona. Podejdź, poszukujący, i pytaj – trochę zdenerwowany spytałem:
– Jakie jest moje przeznaczenie? – zielona mgła owinęła mnie w pasie i przyciągnęła bliżej mumii.
– Nic waszego przeznaczenia zmienić nie może. Jeśli źle wybierzecie już po waszej przygodzie. Misję zakończycie w miłosnej ugodzie. Jedno z was nieśmiertelne stanie się po tej przygodzie.
Stałem chwile bez ruchu, a mumia zdążyła już wchłonąć zieloną mgłę. Usłyszałem ciche kroki a potem na strych weszła Annabeth. Cały czas była blada, ale już zaczęła odzyskiwać kolory.
– I co ci powiedziała wyrocznia? – spytała dość pewnym głosem.
– Później ci powiem, ale dlaczego wstałaś z łóżka? Powinnaś odpoczywać – byłem naprawdę zdenerwowany. Dlaczego ona nie może chociaż raz zadbać o swoje zdrowie?
– Daj spokój Percy!! Nie mogę przez cały czas leżeć!!! – wyglądała na rozbawioną i pełną życia.
– No dobra, idziemy do Chejrona i spakujemy się na misję – Annabeth uśmiechnęła się.
– Nie zapomnij o Meg – przypomniała mi Ann.
– A czy ja o niej zapomniałem? – spytałem schodząc po schodach
– Nie, ale tylko przypominam – westchnęła. Wyszliśmy z dużego domu i poszliśmy się pakować. Gdy we trójkę staliśmy na tarasie białego domu, Chejron podszedł do nas i oznajmił:
– Musicie uwinąć się z tym jak najszybciej. Percy byłeś u wyroczni? – kiwnąłem głową na tak. – To dobrze, wszyscy się zgadzają na misję? – nikt nie zaprzeczył. – Więc chyba możecie poznać temat misji – westchnął. – No więc porwano Persefonę i wy macie za zadanie ją odnaleźć – nikt się nie odzywał przez chwilę a potem Annabeth spytała.
– Ale gdzie mamy jej szukać? – Chejron uśmiechnął się.
– W tym pomoże wam sama bogini miłości – odparł rozpromieniony. Staliśmy jak jakieś posągi greckie.
– Czyli Afrodyta? – spytałem jak idiota.
– Tak, a kto inny? – powiedział centaur przewracając oczami. – O zobaczcie już jest.
Za sosną Thalii zatrzymało się różowe porsche 911 a z niego wysiadła piękna Afrodyta. Szybko dotarliśmy do jej samochodu. Gdy nas zobaczyła uśmiechnęła się, co czyniło ją jeszcze piękniejszą.
– Wsiadajcie, kociaki!!! – powiedziała. Niepewnie wsiedliśmy i bogini ruszyła. Odwróciła się do nas i powiedziała:
– Mamy dużo do omówienia, chyba wiecie o co mi chodzi – odwróciła się i wcisnęła pedał gazu, jechaliśmy chyba z 200 na godzinę. Spojrzeliśmy na siebie z Ann zaskoczeni i tak zaczęła się nasza przygoda z Afrodytą.
CDN
Fajne opowiadanko 😛
Superowe
brawooooooooooooooo
boskie! bardzo mie se podobA
super
Extra opowiadanie Jedno z najfajniejszych :p
P.S Adminko, kiedy będzie moje opowiadanie?
świetne!
Ps. No właśnie Adminko, kiedy będzie moje opowiadanie? Hm? Miało być w tamtym tygodniu.
Maggie – Twoje opowiadanie będzie w środę.
Torrensy – Twoje będzie jutro.
I więcej nigdy nie podam, co kiedy będzie, bo jak widać jestem złym prognostykiem.
Pozdrawiam
wow
To już moje drugie ulubione opowiadanie
nie mogę doczekać się kolejnej części tego superowego opowiadana 😛
super opowiadanie
Bardzo fajne opowiadanie.
Afrodyta jest genialna, chciałabym zobaczyć to różowe porshe 😉
bardzo mi się podoba.
Jesteś geniuszem!
jacie, pisarze moga sie schowac
ŚWIETNE
super rozdział 2 mnie powalił