Od Adminki: Cofamy troszkę się w czasie 😉 Na blogu już został opublikowany 11 rozdział – tutaj Artemida opisała, co się zdarzyło pomiędzy 10 a 11 częścią jej opowiadania A dzisiaj na blogu pojawi się jeszcze część 12 – polecam!
***
Powoli otworzyłam oczy. Wszystko było strasznie zamazane. Cały świat wirował.
– Au – jęknęłam. – Mój łeb.
Przed oczami pojawiła się czyjaś twarz, ale była zbyt zniekształcona, bym wiedziała kto to jest.
– Dobra, żyjesz – powiedziała Alex.
Mrugnęłam kilka razy i mój wzrok trochę się poprawił. Znajdowałam się w pomieszczeniu pełnym łóżek. Przez wielgachne okno wpadało tu światło słoneczne.
– Która godzina? – spytałam.
– 6:00.
– Co?! – zerwałam się z łóżka. To nie był dobry pomysł, bo cały świat zawirował i prawie zwymiotowałam.
– Po co wkurzałaś Chrisa?
– To on pierwszy mnie wkurzył.
– No tak, ale jakbyś nie zauważyła, jest synem Zeusa i już cztery lata ćwiczy strzelanie błyskawicami, no i na dodatek stałaś za blisko.
– I co mnie to obchodzi.
– Dobra, dobra. Złość piękności szkodzi – udobruchała mnie Alex. – Chodź na dół, Chejron da ci trochę ambrozji.
Schodząc przypomniałam sobie o czymś.
– Chris walnął też błyskawicą taką dziewczynę… – zaczęłam ale Alex mi przerwała.
– Wiem, zdążyła na szczęście na taniec zwycięzców i ognisko.
– Co? Ja leżałam kilka godzin bez ruchu, a ona wstała po piętnastu minutach ?!
– No wiesz, ją tylko ogłuszył, a ciebie trafił z całej siły. Zresztą mówiłam, że stałaś za blisko.
– Wrrrr. Nienawidzę go – warknęłam.
– Powiedz to Alice, to się na ciebie odgniewa.
– Czemu? – spytałam.
– Cały obóz wie, że się podkochuje w Chrisie.
Ale mimo to dalej nie wiedziałam, czemu się na mnie pogniewała. Co ja jej takiego zrobiłam? Zeszłyśmy na parter.
– Katie, miło cię widzieć w świecie żywych – powitał mnie Chejron.
– Ja też się cieszę – powiedziałam z lekkim uśmiechem.
– Trzymaj – podał mi szklankę ze złocistym płynem. – Nektar.
– Dzięki.
Napój smakował jak najlepsza na świecie czekolada. Słodka, ale bez przesady. Zanim się obejrzałam szklanka była pusta. Od razu poczułam się lepiej.
– Dobra, trza się zbierać – powiedział Chejron. – Za chwilę śniadanie.
I choć nie miałam ochoty nic jeść poszłam za nimi.
***
Czas szybko mi leciał. Pogodziłam się z Alice. Codziennie pokonywałam Meg. Nete sama polowała i choć przegoniła wzrostem normalnego wilka dalej rosła. Głos, który słyszałam podczas zdobywania sztandaru na szczęście więcej się nie odzywał. A propos tej gry, bardzo ją polubiłam. Wszyscy kłócili się teraz o domek Hermesa, bo jak mi powiedziano, pierwszy raz wygrała drużyna, w której nie było Chrisa. Przełamałam pierwsze lody, w związku z czym poznałam kilka moich siostrzyczek i prawie cały obóz. Tylko domu Afrodyty unikałam jak ognia. Ja nie lubiłam ich, oni mnie i wszyscy szczęśliwi (podobna sytuacja istniała pomiędzy mną a Chrisem). W przerwach między treningami chodziłam do lasu i sprawdzałam moje „umiejętności”. Drzewa wyskakiwały z ziemi na moje wezwanie. Nie cieszyłam się z tego. Czułam się jak jakiś mutant. Dlaczego nie mogłam być jakąś przeciętną heroską? Jednak to nie był mój jedyny problem. Coraz bardziej traciłam nad sobą kontrolę. Czułam się tak, jakby ktoś mną sterował. Nie mogłam nic zrobić bez pozwolenia tego „kogoś”. Pewnego dnia po śniadaniu spytałam Chejrona, czy wymyślił coś w związku z moją matką, ale powiedział, że nie zna odpowiedzi na moje pytania. Głównie skupiałam się na treningach, ale po nocach czytałam książki i uczyłam się greki. Dzięki temu, że nie spałam zbyt dużo, po miesiącu przeczytałam połowę mini biblioteki Alex. Codzienność zakłócały tylko sny. A jeden z nich miał zmienić moje życie na zawsze.
Szłam przez tak gęsty las, że mimo dnia panowała tu ciemność. Obok mnie z podkulonym ogonem stąpała Nete. Ktoś zaczął mnie popychać. Obejrzałam się, ale nikogo nie zauważyłam. Znowu popatrzyłam przed siebie. Usłyszałam, że ktoś coś do mnie mówi, jednak nie rozumiałam co. Myślałam, że to Nete, ale ona gdzieś zniknęła. Las zaczął rzednąć. Tym razem pchało mnie wiele rąk, próbowałam się opierać, ale to było bardzo trudne. Znowu usłyszałam ten głos i tym razem niestety go zrozumiałam.
– Chodź do mnie, potrzebuję cię.
Tutaj zazwyczaj się budziłam, ale nie tym razem. Zapierałam się nogami, jednak nic to nie dało. W końcu niewidzialne ręce wypchnęły mnie na polanę. Na początku musiałam przymrużyć oczy, bo światło słoneczne rozlewało się na całej wolnej przestrzeni. Kiedy mój wzrok się przyzwyczaił, zobaczyłam, że nie jestem tu sama. Myślałam, że ktoś postawił tu lustro, ale kobieta siedziała na kamieniu, była ode mnie starsza, miała brązowe loki i nienaturalnie zielone oczy. Przychodziło mi tylko jedno skojarzenie.
– Mama?… – spytałam.
– Chodź do mnie, potrzebuję cię.
Obudziłam się. Była północ. Zazwyczaj ten sen zajmował mi więcej czasu, ale wiedziałam dlaczego dzisiaj tak szybko przeleciał. Wzięłam moją torbę i spakowałam do niej wszystko, co nawinęło mi się pod rękę. Wyszłam z domku i weszłam do lasu. Nie musiałam iść daleko, Nete spała przy rozłożystym dębie, który niedawno wyczarowałam. Obudziłam ją.
– Chodź, lecisz ze mną – powiedziałam i ruszyłam w stronę stajni.
– Gdzie? – spytała.
– Do mojej matki.
CDN
Od Adminki: UWAGA! wpis z 11 rozdziałem „Słońca Północy” znajdziecie TUTAJ
troche sie pogubilam
Świetne
super
super 😉
Extra, Chociaż Chejron posługuję się zwykle takim staroświeckim tonem no wiecie o co mi chodzi xd
No… wiemy…. uwielbiam Nete i innych bohaterów… Oczywiście Katie też …