Obudziłam się… Niefajnie. Mogłabym leżeć plackiem na łóżku przez cały dzień, byleby tylko nie musieć iść do szkoły. Nie lubiłam jej. Poziom był strasznie wysoki jak na mnie. Zerknęłam w stronę okna… Znowu pada… Proszę was! Ile może padać?
Oh, zapomniałam… Seattle.
Zeszłam z łóżka i ruszyłam w stronę szafy. Wygrzebałam z niej ciuchy i szybko założyłam je na siebie. Wyszłam z pokoju… Za drzwiami czekał na mnie długi korytarz, a na jego końcu jak co rano stała mama z tostami na talerzu.
– Kochanie… Usta do góry… – powiedziała pocieszającym tonem. Obok drzwi stała walizka… Kolejna podróż związana z karierą muzyczną mamy.
– Nie chcę… – szepnęłam. Mama spurpurowiała.
– INACZEJ NIE ZARABIAM MŁODA DAMO! WIĘC ALBO ZE MNĄ POJEDZIESZ, ALBO WYPADASZ NA ULICĘ!- wrzasnęła i zabrała mi talerz z tostami.
– Nie chcę… – rozpłakałam się. Nie lubiłam jej… Zawsze miała do mnie pretensje, jakbym była jedną wielką kłopociarą.
– NIE RYCZ! – ryknęła mi w twarz. Z moich oczu polało się jeszcze więcej łez. Matka uderzyła mnie w policzek i wypadła w stronę drzwi frontowych. Otworzyła moją walizkę i wytrząsnęła z niej całą zawartość.
– Zbieraj co chcesz i wynoś się z mojego domu. Nie dość, że daję ci szansę mieszkania w normalnym domu to ty jeszcze to odrzucasz… Nie jesteś moją córką. – powiedziała.
Spuściłam głowę i wypadłam z mieszkania. Złapałam bluzę, zapasowe trampki, legitymację i portfel z pieniędzmi i odbiegłam. Może znajdę miejsce w jakimś hotelu… A może po prostu pójdę do domu dziecka?
Nałożyłam bluzę na plecy i zarzuciłam kaptur. Wzięłam trampki i dokumenty pod pachę i szłam. Woda z kałuż rozchlapywała się pomiędzy moimi butami, a ludzie oglądali się za mną ciekawskim wzrokiem.
Podniosłam głowę i zerknęłam w stronę bocznych uliczek. W jednej z nich siedział mały chłopiec i płakał. Podeszłam do niego i zapytałam:
– Hej, mały… Co tu robisz? Jak masz na imię?
– Jestem Sean. Nie wiem… – odpowiedział wybuchając płaczem. Moje serce zmiękło. Klęknęłam obok niego i podniosłam lekko jego podbródek.
– Sean… A gdzie twoi rodzice?
– Nie chcą mnie – odpowiedział kilkulatek kierując na mnie spojrzenie swoich błękitnych oczu. Uśmiechnęłam się lekko. Miał niewinny wyraz twarzy. Jakby był małym aniołkiem, który spadł z nieba tylko po to aby mi pomóc…
– Wiesz… Moja mama też mnie nie chce. Może znajdziemy sobie jakiś domek? – zapytałam. Chłopaczek pokiwał głową i szepnął:
– Znam pewne miejsce.
– Prowadź – nakazałam. Sean zaproponował, abym wzięła go na ręce. Zrobiłam to ochoczo, mówiąc, że w zamian on potrzyma mój portfel i dokumenty. Trampki wepchnęłam do kieszeni. Chłopak poprowadził mnie na dworzec.
Rozglądałam się niechętnie po pijakach naćpanych po wczorajszej nocy. Jednak Sean pokręcił główką i wskazał na autobus z napisem „Nowy Jork”.
– Nie stać mnie… – rzekłam z nutką wstydu. Chłopak zaśmiał się. Jego śmiech przypominał tysiące dzwonków.
– Znam kierowcę – powiedział śmiejąc się. Wzruszyłam ramionami… Czemu nie? Skoro zna kierowcę. Chłopak poprowadził mnie za rękę do wskazanego pojazdu. Uśmiechnął się do kierowcy. Był to w miarę młody chłopak, na oko miał 24 lata. Miał na głowie czapkę z napisem „Tanie linie autobusowe RYDWAN. Do twoich usług”.
– Cześć. – powiedział kierowca do chłopca i mrugnął. Potem skierował wzrok na mnie, a uśmiech nieco mu zrzedł. Zaraz potem szybko powrócił, a kierowca kazał nam usiąść.
Podążyłam za Seanem, który bez żadnych oporów wybrał miejsce z tyłu autobusu. Usiadłam obok niego. Trochę głupio mi było… Ośmiolatek, który mówi bardzo ładnym językiem, zna kierowcę autobusu i do tego zachowuje się jakbyśmy znali się od lat?
– Jak się nazywasz? – zapytał Sean.
– Josie – odpowiedziałam i oparłam się wygodnie o oparcie i przymknęłam oczy. Policzek, w który uderzyła mnie mama jeszcze bolał i zapewne miałam po nim ślad.
***
Szturch, szturch.
– Ym…
Szturch… Szturch! SZTURCH!
– Co jest? – prychnęłam otwierając oczy. Ujrzałam rozpromienioną twarzyczkę ośmiolatka i słońce za oknem autobusu.
– Jesteśmy! – zawołał Sean z radością ciągnąc moją rękę. Wstałam. Okolice nie były mi znajome… Ale, zaraz zaraz…
– Czy to nie jest Empire State Building? – zapytałam bardziej siebie niż chłopczyka. Sean pokiwał głową. Wstałam a chłopak szybko pognał do drzwi autobusu. Kierowcy nie było. Wyszłam z pojazdu za ośmiolatkiem rzucając nieśmiałe spojrzenia na budowlę. Widziałam ją parę razy… W książkach. Nigdy na żywo. Zanim zdążyłam się zorientować mój przewodnik już wszedł do budynku. Co mi pozostało? Poszłam za nim.
Ledwo przestąpiłam próg hallu, Sean już stał w windzie. Wzruszyłam ramionami. Przemoczona do granic absurdu, z roztrzepanymi włosami i trampkami pod pachą weszłam do windy. Rozejrzałam się po niej. Czułam się trochę niekomfortowo, może dlatego, ze mam klaustrofobię. Przełknęłam ślinę.
Sean wsunął jakąś kartę do małej szparki pod panelem z guzikami.
– Co robisz? – zapytałam, ale chłopak mi nie odpowiedział. Postanowiłam poczekać… Nagle coś pyknęło.
Na panelu pojawił się mały przycisk z cyfrą 800. Sean wcisnął go bez wahania i rzekł:
– Już prawie jesteśmy.
– Ale przecież budynek nie ma ośmiuset pięter! Co to za ceregiele… – prychnęłam. Pewnie chłopczyk robi mnie w balona. Zapatrzyłam się na drzwi, które po paru minutach otworzyły się szeroko ukazując mi nieznany dotąd widok. Wielka forteca stojąca na… chmurach?
Chłopak podążył ścieżką prowadzącą do owej budowli z taką samą energią, z jaką wprowadził mnie do autobusu w Seatlle.
Przestraszyłam się. A co jeśli należy do jakiejś organizacji terrorystycznej? Co jeśli tak naprawdę chce mnie zabić? Do Seana podeszła dwójka dzieciaków… Na moje oko mieli po trzynaście lat. Wymienili z nim kilka słów, a potem skierowali się w moją stronę.
Skamieniałam. Nie mogłam się ruszyć w żadną stronę…
– Jestem Amanda – powiedziała ruda dziewczyna o niewiarygodnie srebrnych oczach… Pewnie miała szkła kontaktowe… Podała mi rękę, a ja uścisnęłam ją szybko.
– A mnie nie przedstawisz? – zapytał chłopak. Blond włosy i piwne oczy sprawiały, że wyglądał jak mój nauczyciel muzyki w szkole.
– To jest mój brat – prychnęła Amanda z pogardą.
– Steve – dopowiedział chłopak szczerząc się do mnie.
– Gdzie ja jestem… Kim wy jesteście? – wyszeptałam zbyt zszokowana faktem, że widzę przed sobą srebrnooką dziewczynkę i młodszego nauczyciela muzyki.
– Jesteś na górze… A my jesteśmy Amanda i Steve. Już mówiliśmy – odrzekła rudowłosa uśmiechając się lekko.
– Chodź, oprowadzimy cię – zaproponował blondyn.
– Ja nie mogę… – powiedziała szybko Amanda i odbiegła od nas dzikim galopem.
– Zostaliśmy sami – powiedziałam siląc się na uśmiech. Chłopak pokiwał i wziął mnie pod rękę. Prowadził mnie przez chmurną ścieżkę mówiąc, jak tu jest fajnie, albo co tu jest super. Dotarliśmy do fortecy. Była ogromna… Tak bardzo, że mogła bez trudu pomieścić osiem tysięcy ludzi za jednym zamachem. Dochodziły stamtąd krzyki… Gniewne okrzyki trojga ludzi.
– Jak wróci Zeus to ci powie, że nie!
– Ale to nie jest fair!
– Przecież masz podziemie!
– I mnie!
– Ale to za mało.
Zanim weszłam do sali nie mogłam odróżnić poszczególnych głosów. Jednak, gdy ujrzałam kto je wypowiada szybko wszystko sobie skojarzyłam.
Zdania „Jak wróci Zeus to ci powie, że nie!” i „Przecież masz podziemie!” wypowiedział wysoki chłopak o czarnych włosach i turkusowych oczach z sylwetką typową dla surfera.
Okrzyki „Ale to nie jest fair!” oraz „Ale to za mało.” należały do chłopaka, który wyglądał na około dwanaście lat. Miał czarne włosy i bardzo ciemne oczy.
Wrzask „I mnie!” dochodził od dorosłej kobiety ze szczupłą sylwetką, z kwiatami wplecionymi we włosy i doniczką z jakimś egzotycznym kwiatem w ręce.
Dwunastolatek odwrócił się od surfera i wyparował z sali, a kobieta za nim. Sean bez wahania podbiegł do starszego i wyszeptał mu coś na ucho. Chłopak słuchał, potem odpowiedział mu coś i stanął naprężony jak struna.
Steve ścisnął mocniej moje ramię, jakby czegoś się obawiając. Ośmiolatek jednak pociągnął blondyna ze sobą i wyszli z sali. Surfem rozpostarł ręce i rzekł:
– Cześć Josie.
– Skąd znasz moje imię?- zapytałam odsuwając się od niego – I kim ty jesteś?
– Jestem Posejdon – odpowiedział szczerząc zęby, a jego oczy zaiskrzyły z radości.
– Że co proszę?
CDN
super 😉
świetne następne prosze
tylko czemu tacy oni ,,zdziecinniali,,
nie wiem czy dobre słowo ale tacy oni młodzi że no ten teges
no są młodzi a wogole super opowiadanie
Druga! Świetne!
Sorry jednak 3
bomba 😛
kurcze masz fajowy pomysl, czy ten pierwszy dzieciak sean to zeus? bo wiem chyba ze amnda to artemida, steve to apollo a ten 12-latek to hades
Fajne 😉
ok
WoW tylko czemy nie ma prawdziwych imion?
I to nie było piętro 800 tylko 600
Świetne ;-D
genialne