1. Czas (za) szybko leci
Ujrzeliśmy przedziwną scenę: wokół nas dzieci Aresa toczyły między sobą bitwę i raz po raz padali w piach z wykrzywionymi twarzami.
– Dzieci Aresa umieją świętować tylko swoje zwycięstwa – mądrze stwierdził Beckendorf.
– Dziwne typy.
– Po tatusiu – rzekł Beckendorf i obaj zanieśliśmy się śmiechem.
Lekkie trzęsienie ziemi przywołało nas do porządku. Spojrzeliśmy na plażę a tam wszystkie dziewczyny z domku Afrodyty leżały na ręcznikach i wystawiały ku słońcu swoje wdzięki (oczywiście wszystkie w bikini). Beckendorf od razu wlepił wzrok w Silenę i zerwał kontakt z otoczeniem. Chejron grał z Panem D. w remika. Pan D. oczywiście pełnił straż przy olbrzymim grillu, gdzie piekło się z tuzin kiełbasek, które raz po raz znikały w nienasyconej paszczy boga. Dostrzegłem Annabeth nad samym jeziorem. Budowała imponującą budowlę z piasku. Brakowało mi tylko Grovera, ale nadstawiłem ucho i po chwili usłyszałem stłumione śmiechy przypominające beczenie. Wśród drzew koło nimfy leśnej siedział Grover i flirtował z nią.
– Idziemy do nich? – spytałem niepewnie Beckendorfa.
Odpowiedziała mi cisza.
– Beckendorf!
– Co?! – spytał zdenerwowany.
– Idziemy?
– Nooo – Beckendorf wciąż nie mógł oderwać oczu od Sileny.
Mijając Chejrona usłyszeliśmy, że o czymś rozmawia przyciszonym głosem z Dionizosem. Chejron uśmiechnął się nerwowo do mnie nie przerywając rozmowy. Beckendorf spojrzał pytająco na mnie. Nie wiedziałem, o co chodzi Chejronowi, więc tylko wzruszyłem ramionami. Beckendorf nic nie mówiąc z błogim uśmiechem oddalił się w kierunku Sileny. Nie mając nic do roboty poszedłem do Annabeth pogadać z nią. Starałem się iść jak najciszej, żeby ją wystraszyć, rewanżując się za bitwę. Gdy już byłem tak blisko, że mogłem policzyć małe okna w jej zamku gwałtownie odwróciła się.
– Percy!!! – wykrzyknęła.
– Annabeth!!! – krzyknąłem z rozbawieniem.
– Miło cię widzieć – powiedziała rumieniąc się.
– Ciebie także. Widzę, że nie marnowałaś czasu.
– Eeee. Tak tylko grzebię w piasku.
– Może się przejdziemy? – spytałem niepewny jej reakcji.
– Jasne.
Chciałem zapytać ją o pokaz fajerwerków do którego wszyscy, którzy mieli iść, się nieustannie przygotowywali.
– Jak tam przygotowania do Dnia Niepodległości?
– A co tu przygotowywać?
– No wiesz, trzeba zarezerwować stolik z dobrym widokiem na niebo, zamówić coś do jedzenia i picia, to wszystko się nie zrobi samo.
– Martwisz się na zapas. Chejron zawsze nam wszystko zamawia.
-,,Zawsze”?
– No tak. Zawsze, bo od początku istnienia obozu zawsze chodziliśmy na ten pokaz.
– Z kim chodziłaś na ten pokaz?
– No wiesz z Groverem i z Lukiem – wzdrygnęła się, jakby wspomnienie starego przyjaciela rozdrapało dawną ranę.
– Zawsze??? – spytałem zaciekawiony.
– Nie. Tylko raz. Ale inni z obozu byli za nas.
– Hmmm – zmieszany nie wiedziałem co powiedzieć
– Wiesz może nie rozmawiajmy już o tym, co? – Annabeth wyraźnie ten temat nie odpowiadał.
– Ok. Nie ma sprawy.
– Idę przygotować się do treningu, obijałam się teraz więc trzeba to nadrobić. Idziesz ze mną?
– Dobra myśl.
CDN
Super,ekstra,fajne.Czekam na więcej.
Oki
super
fajnowskie 😉 tylko o co chodzi z tym, że „inni chodzili za nich” ?
fajne 😉
Piękne!!
superaśne 😛
SUPER
Świetne 😉 czekam na ciąg dalszy 😉
chodziło mi o to że inni z obozu szli na pokaz w ich miejsce, gdyż liczba miejsc była ograniczona. 😛
super