Rozdział trzeci. (taki trochę krótki)
– Muszę zaraz iść. Jeden z bliźniaków dość agresywnie ‘konwersował’ z dzieciakiem Aresa i są efekty… – mruknęła Blanca.
– Lubisz to, prawda? Używać swoich umiejętności do leczenia ludzi? – zapytał.
– Czy ja to lubię? Nie. Ja to kocham. Podoba mi się w tym pewna niezależność i możliwość niesienia pomocy. Szkoda tylko, że Chejron tego nie widzi… – momentalnie uśmiech zniknął z jej twarzy.
– Co masz na myśli?
– Byłam dziś u niego w sprawie nauki. Wiesz, jako nauczyciel Asklepiosa powinien nie mieć problemu z przyswojeniem sobie moich zapędów. Odmówił mi, bo nie chciał, abym skończyła jak Asklepios. – wykrzywiła twarz w grymasie i wstała. – Jak będziesz coś chciał, wiesz gdzie mnie znaleźć.
I poszła. Luke został sam.
Kilka dni później…
Percy otrzymał swoją pierwszą poważną misję. Musiał odnaleźć piorun piorunów i zanieść go z powrotem na Olimp. Zgadnijcie, kto pierwszy wyrwał się na pomoc młodemu synowi Posejdona? Oczywiście Annabeth i jej niezawodna, pożyczona od Blanki niebieska czapka-niewidka. Tak, starsza córka Ateny często użycza jej czapki, w zamian za chwilę spokoju. Dzięki temu, może skupić się na swoich książkach i rysunkach.
Blanca siedziała w Wielkim Domu razem z Chejronem, przeglądając rupiecie wyrzucone na strych nieopodal Wyroczni. Był tam pazur, który Luke przyniósł ze swojej jedynej misji, oraz wiele innych gratów związanych z zadaniami herosów i nie tylko.
– Gdzie przenieść ten zegar? – zapytała Chejrona.
– Postaw koło tego dużego stolika.
Kiedy zdążyli poustawiać wszystko, na strych wpadł Luke, cały zdyszany na twarzy.
– Percy… kontaktował się… przez iryfon. – wysapał.
– Co mówił? Jak im idzie?
– Są w drodze, całkiem daleko. Poleciłem mu kilka sposobów podróży i życzyłem szczęścia. – uśmiechnął się blondyn.
– Dobrze. – mruknął centaur. Podniósł z ziemi leżące zwoje i wyszedł. Blanca została z Lukiem sama. Dziewczyna spojrzała na niego przelotnie i wróciła do sprzątania. Przez dłuższy czas trwała cisza.
– Blanca?
– Słucham?
– Bo wiesz… słyszałem, że dzisiaj w mieście jest jakiś festyn… I pomyślałem sobie, że może byśmy się na niego wybrali?
– Jasne! Tylko wiesz, trzeba dostać pozwolenie. Pójdę zapytać Pana D. – Blanca uśmiechnęła się do niego promiennie i wybiegła. Luke stał, z jakąś szmatką w ręku i patrzył przed siebie. Przez moment zaczął żałować tego, co wcześniej uczynił. Teraz jednak nie było już odwrotu. Musiał dokończyć to, co zaczął. Czyli służbę po właściwej stronie.
***
Rozdział czwarty.
Wieczorem, po kolacji obozowicze udali się do swoich domków. Blanca w tym czasie przeczesywała po raz kolejny ręką włosy. Po raz pierwszy stresowała się tym jak wygląda. Sama nie wiedziała od kiedy zaczął jej się podobać Luke. Znali się już ponad sześć lat i zdecydowanie wiedzieli o sobie wszystko. Wzięła się w garść. Głęboki wdech, ostatnie spojrzenie w lustro. W odbiciu widziała siebie ubraną w obcisłe, ciemne dżinsy, długą czarno-białą tunikę w paski, czarną kamizelkę wyszywaną ćwiekami i czarne buty na obcasie. Włosy związane w wysoką kitkę, z której wzdłuż pleców rozlewały się brązowe loki. U boku torebka, na twarzy makijaż. ‘No to idziemy.’ – pomyślała i wyszła.
Luke już na nią czekał u stóp Wzgórza. Szybkim krokiem przekroczyli barierę i złapali taksówkę. Gdy wysiedli w centrum, na Times Square, otoczył ich tłum kolorowych ludzi.
Dookoła unosiły się lampiony, w powietrzu czuć było zapachy potraw z całego świata. Mieszkańcy Nowego Jorku świetnie się bawili tańcząc na ulicach w rytm skocznej muzyki. Tancerze i akrobaci umilali posiłki swoimi występami, co jeszcze bardziej dodawało uroku festynowi.
– I jak ci się podoba?! – Blanca cudem dosłyszała swojego przyjaciela.
– Jest świetnie! Chodź, idziemy znaleźć wesołe miasteczko! – zaśmiała się i pociągnęła go w stronę karuzeli.
Bawili się świetnie. W pewnym momencie doszli do straganów z nagrodami.
– Przepraszam na chwilę. – mruknęła szatynka wyciągając dzwoniący telefon z torebki.
– Halo?
– Cześć kochanie. – odezwał się głos w telefonie.
– Tata?! Cześć! Myślałam, że zadzwonisz dopiero jak wrócisz.
– Tak się złożyło, że skończyliśmy wcześniej. Jak obóz? – spytał ojciec Blanki.
– A który masz na myśli? – zaśmiała się.
– Oba. Przekaż Chejronowi, że zajrzę do niego niedługo.
– Dobrze. Wiesz co, może ja zadzwonię do ciebie później, jesteśmy teraz z Lukiem na festynie i niezbyt dobrze cię słyszę.
– W porządku. Miłej zabawy. – powiedział jej tata i rozłączył się.
Gdy Blanca wróciła do Luke’a ten trzymał w rękach ogromnego, puchatego misia. Dziewczyna otworzyła szeroko buzię ze zdumienia.
– Skąd…?
– Wygrałem na loterii. Wystarczyło strącić wszystkie puszki. – uśmiechnął się i wręczył jej swoją nagrodę.
– Ale, przecież… – zaczęła szatynka.
– Cśś! Bez marudzenia! – blondyn spojrzał na nią tym swoim wzrokiem, którego Blanca tak nie znosiła. Nie potrafiła mu wtedy odmówić. Wzięła misia i przyjrzała mu się dokładnie. Przez głowę przemknęła jej jedna myśl. Wspięła się na czubki palców i pocałowała chłopaka w policzek.
– Dziękuję. – szepnęła mu wprost do ucha. Luke poczuł przyjemny dreszcz przebiegający jego ciało. Uśmiechnął się do niej promiennie i objął ramieniem.
– Chodź, mam ochotę na colę. – powiedział.
***
W tym czasie, na misji, dwójka herosów i satyr opiekun jechali na zachód, ku bogu, który się odwrócił. Grover poszedł już spać.
– Annabeth? Mogę cię o coś zapytać? – mruknął Percy.
– Hm?
– Dlaczego na zajęciach z szermierki nie ma Blanki? – zapytał.
– A co, spodobała ci się? – zaśmiała się chytrze Annabeth.
– Nie, nie… tylko… – zaczerwienił się chłopak. – Skoro Atena ma zajęcia, to myślałem, że też powinna być i pomagać Luke’owi.
– Chciałeś powiedzieć jechać Luke’a na arenie, Glonomóżdżku. Blanca jest lepsza od Luke’a, nie raz widziałam, jak wytrącała mu miecz szybciej niż byś o tym pomyślał. Ale jej to nie kręci. Chce się rozwijać w kierunku uzdrowicielstwa. Niestety, z marnym skutkiem…
– Jest kiepska? – zapytał brunet.
– Kiepska?! Leczy lepiej i delikatniej niż nasi opiekunowie w szpitalu polowym! Tylko Chejron upiera się, aby nie brała się za to. Blanca chce uczyć się nie tylko magii zielnej, lecz również magicznej… dzięki żywiołom. Podczas kilku wycieczek ze swoim ojcem, znalazła ślady dawnych zwoi magii. Tak ją to wciągnęło… Uważam, że jej się należy. Jest tak inteligentna… Atena może być z niej dumna. – blondynka pociągnęła nosem, jakby sądziła, że nie jest godna być córką bogini mądrości i poszła spać. Chłopak popatrzył na nią i szepnął sam do siebie:
– Atena może być nie tylko z niej dumna. Z ciebie również, Annabeth – i poszedł spać.
CDN
pierwsza!
suuuuuuperowe
Bardzo fajne
super 😉
genialne!
super 😉
Extra!
No fajne tylko szkoda, że Annabeth jest przedstawiana jako gorsza od Blanci….