Rozdział 3: Obóz… I to jaki!
Gdy dojechaliśmy do obozu herosów, czułam się lepiej, lecz mój stan daleki był jeszcze od ideału. Chlipałam przez kilka minut, a potem próbowałam nawet żartować z tej sytuacji, lecz słabo mi to wychodziło.
Ciacho numer 1 (tak, Apollo nadal jest ciachem. Ares też był całkiem niezły, ale te płomienie w oczach są delikatnie obrzydzające! Już wolałabym, aby śmierdziały mu stopy!) i jego siostra w ogóle się do mnie nie odzywali, lecz w oczach Artemidy zauważyłam delikatne ciepło.
Tak, moje słońca najmilsze, ja i Artemida pogodziłyśmy się! Koniec świata!
Co nie znaczy, że jeszcze się z nią nie pobiję. W końcu to ja, nie?
Dobrze, wracam do tematu.
Moje wrażenia po obejrzeniu obozu herosów:
…
…?
…?!
…HORROR!
A oto macie kilka powodów, dlaczego:
Po pierwsze, nie było tu żadnej kosmetyczki, fryzjerki czy manikiurzystki. Ba! Nie było tu nawet żadnych sklepów!
Po drugie, ja bardzo przepraszam i w ogóle, ale czy oni tam ćwiczą z bronią i robią jakieś dziwne wyścigi na dziwnych pojazdach?! I sami robią te „rydwany”?! Czy ktokolwiek wyobraża sobie moją osobę, robiącą rydwany?! No, błagam was!
Po trzecie i najważniejsze: Nie było tu żadnych ciach! Rozumiecie? Ż-A-D-N-Y-C-H (no, oprócz z domku Afrodyty, ale to kazirodztwo, nie?).
– Ja mam tu mieszkać?! – szepnęłam do Artemidy.
Bogini spojrzała na mnie zdziwiona.
– O co ci chodzi, Blair? Tu jest pięknie! Las, zwierzyna, walka… – wyliczała.
Spojrzałam się na nią sceptycznie. Przyroda – terefere. Błoto, komary i inne te robactwa. Poza tym, ja rozumiem, że ona jest jakąś chłopczycą, ale to nie znaczy, ze ja jestem, prawda?!
Ja nawet nie wyglądam…
Westchnęłam wymownie i poszłam wraz z nimi do dyrektora, czy kogoś tam. Pierwsze, co zobaczyłam, to całkiem przystojnego mężczyznę na wózku, uśmiechającego się do mnie miło. Odwzajemniłam uśmiech i podałam mu rękę, witając się.
– Blair Crawford, czekaliśmy na ciebie… – powiedział.
Był taki miły, ciepły. Już dawno nikt dla mnie taki nie był. Po prostu nie potrafiłam się nie uśmiechać jak ostatnia idiotka i kiwać potakująco głową. Był słodki, ale nie tak jak Apollo. Przypominał mi takiego dziadka, którego uwielbiałeś, nawet jeśli był uparty jak osioł. Taki rozczulający.
– Miło mi – przywitałam się grzecznie – Panie…
– Chejron.
Dobra, co powinnam teraz powiedzieć? Miałam totalną pustkę w głowie!
– Czy zamiast uśmiechać się do siebie jak idioci, powiesz nam dziecko wiadomość od Afrodyty?
Zadrżałam, słysząc nieprzyjemny i szorstki, męski głos. Spojrzałam się na mężczyznę trochę dalej, wyglądającego, jakby wszystko go nudziło. Bawił się pionkiem od szachów, wzdychając teatralnie.
– A pan to…? – zaciekawiłam się.
– Dyrektor. Mów na mnie Pan D. – odpowiedział.
– Pan D.? Jak Pan Dupek?
Ups!
Nie chciałam tego mówić, tak mi się wymsknęło!
Mężczyzna zaczerwienił się, niszcząc pionek. Artemida i Apollo zachichotali cicho, a Chejron uśmiechnął się, choć starał się to ukryć.
– Ej, Dionizos, wrzuć na luz. Ona niechcący to powiedziała – obronił mnie Apollo.
„Wrzuć na luz”? Czy on próbował z siebie zrobić nastolatka? Żal.
– Dionizos? – zdziwiłam się – To ten bóg kowali ognia i tak dalej? Ten brzydal, który jest zdradzany?
Artemida opanowała się, lecz Apollo zwijał się ze śmiechu. Nawet ten Chejron prychnął. O co im chodzi?
Zauważyłam, że Pan D. miał szeroko otwarte oczy i dyszy jak byk. Wyglądał, jakby chciał mnie zabić.
Ojej, trzeci bóg już mnie będzie nienawidził?!
– Ale nie jest pan taki brzydki. – zamyśliłam się. – To znaczy, pan JEST brzydki, ale myślałam, ze będzie gorzej…
Dionizos wstał i byłam pewna, że się na mnie rzuci, ale on tylko zaczął wymachiwać rękoma.
– Jestem bogiem wina! WINA! – krzyczał.
Wzruszyłam ramionami.
– A co to za różnica, Panie D.? – spytałam.
Ja tam naprawdę nie widzę różnicy!
Dionizos chyba już miał mi coś zrobić, ale na szczęście Chejron i dwójka bogów zabrała mnie od niego.
***
Była już noc, gdy Apollo i Artemida powiedzieli, że muszą odejść. Kiedy to usłyszałam, zachciało mi się płakać, głos się trochę łamał – spędziliśmy ze sobą tylko kilka godzin, lecz były one naprawdę całkiem miłe (no, oprócz kilku związań i pobić). Rzuciłam się Ciachu numer 1 na szyję, głośno szlochając (jak miło było dotknąć jego napakowanego brzucha! Mrrr, kaloryferki!), a z boginią kiwnęłyśmy sobie głowami i uśmiechnęłyśmy się – znaczyło to dla mnie więcej, niż ściskanie się do Ciacha (chociaż sama nie wiem!).
– Jeszcze się spotkamy – pocieszył mnie Apollo.
Kiwnęłam głową, machając do nich ręką i patrząc jak odchodzą.
Po policzku spłynęła mi jedna łza.
***
Następnie Chejron kazał mi się iść położyć. Nawet miałam na to ochotę, ale gdy usłyszałam, że będę mieszkała w DOMKU (soorrryyy, mam dzielić łazienkę z kilkoma osobami?!) zaczęłam się sprzeciwiać i łkać. Mężczyzna westchnął i przez chwilę słuchał moich narzekań, aż w końcu stracił kontrolę.
Zaczął wstawać z wózka. Krzyknęłam.
Jednak on nie przewrócił się, ani cudem nie powstał na dwóch nogach.
To znaczy, powstał, ale na czterech… kopytach.
– Kim ty jesteś?! – krzyknęłam.
Zaśmiał się wesoło i donośnie, widząc moje przerażenie.
– Centaurem, drogie dziecko. Pół człowiekiem, pół koniem.
Nie odpowiedziałam. Przełknęłam głośno ślinę.
Chyba wyglądałam strasznie głupio, bo Chejron nie mógł przestać się rechotać.
– To teraz pójdziesz grzecznie spać, czy mam cię kopnąć? – zażartował.
To znaczy, wydaje mi się, ze żartował, ale wolałam nie sprawdzać.
– Pójdę, pójdę, Chejruś – jęknęłam.
Następnie odwróciłam się i powoli zaczęłam iść w stronę swojego domku.
– I nie mów na mnie „Chejruś”! Jestem twoim nauczycielem! – krzyknął.
Zaśmiałam się i pomachałam mu.
Czy on SERIO myślał, że go posłucham?
Kocham was! I Chejrunia też!
CDN
świetne, aż brak słów !!!!!!!!!!!
Ha, świetne. xD
ekstra 😉
cudowne chce następne
No fajne
świetnie
Fajowe
super 😀
extra, ty po prostu świetnie piszesz 😀
Dionizos pewnie nieźle się wkurzył za to pomylenie go z Hefajstosem
Nie zapominaj o „Pan Dupek” !!!!!!!!!!!! 😀 😀 😀
HEROSOWE!!!
to jedno z najśmieszniejszych opowiadań na blogu .pisz dalej :):)
superrenckie to opowiadanie