Rozdział 1: Dłuższa droga do szkoły
Cześć! Mam na imię Atenogenes. Tak. Bardzo śmieszne imię. Wiem tylko, że pochodzi od imienia greckiej bogini Ateny.
Bardzo lubię się uczyć. Moim ulubionym przedmiotem jest matematyka. Nauka to mój jedyny atut jeśli chodzi o szkołę. Właściwie to w szkole bardzo wymagany atut, ale nie wtedy gdy chce się być tym i najlepszym, lubianym i znanym. Właśnie o to chodzi, wszyscy się ze mnie śmieją. Moje imię, fakt, że uczę się prawie cały dzień, nigdy nie jestem przy bójkach. Po prostu jestem zwyczajnym uczniem, który czasami wystąpi w konkursie. Mama mówi żebym się nie przejmował brakiem popularności. Ja jednak myślę, że taka popularność to super sprawa. Każdy cię zna. Nikt cię nie wyzywa od kujonów itp. Postanowiłem sobie odpuścić, jeśli chodzi o popularność.
Pewnego dnia postanowiłem iść dłuższą drogą do szkoły. Gdy byłem już za 2 sklepem zauważyłem piękną kobietę biegnącą w stronę placu zabaw. Coś skłoniło mnie, do tego żebym za nią biegł. Na placu zabaw nie znalazłem jej. Za krzakami byłą jakaś postać. Postanowiłem sprawdzić czy coś się jej stało. Gdy odsłoniłem krzaki zauważyłem tylko liście i kilka gałązek. W tym momencie miałem wrażenie jakby coś za mną stało i ciężko oddychało. Obróciłem się. Za mną stała ta sama kobieta tylko, że teraz nie miała tak pięknej twarzy. Miała maskę tak straszną, że po pierwszym spojrzeniu zacząłem uciekać. Teraz sobie przypomniałem, że podobna postać występuje w mitologii greckiej. To stworzenie było podobne do Lamii. To nie możliwe, że coś takiego występuje też w rzeczywistości. Nagle usłyszałem głos postaci stojącej niedaleko. To był mój przyjaciel Marcin. Nie miałem pojęcia skąd on się tu wziął, ale nie to teraz było najważniejsze.
– Wyjmij swoje pióro! – krzyknął Marcin.
Sięgnąłem do swojego plecaka i wyjąłem pióro.
– Zdejmij zatyczkę! -ponownie krzyknął mój przyjaciel.
Gdy zrobiłem to co mi nakazał moim oczom ukazał się miecz. Najprawdziwszy miecz. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Nie umiałem się czymś takim posługiwać, lecz gdy do mnie podeszła Lamia i próbowała mnie zjeść, sam z siebie zacząłem atakować. To było niesamowite. Lamia obrywała do tej pory aż w końcu zmieniła się w pył. Obejrzałem się, a mój przyjaciel powiedział:
– Już czas.
Rozdział 2: Obóz Herosów
Na następny dzień w szkole panowała bardzo gwarna atmosfera.
Zdaje się, że David widział moją walkę z „piękną panią”. Trochę to było dziwne, bo każdy mówił, że jestem brutalny atakując tę kobietę. Musiał zauważyć ją jeszcze przed transformacją.
Tymczasem mój kumpel Marcin przyprowadził do mnie nauczyciela historii. Pan Franchey powiedział mi, że koniecznie powinienem odwiedzić letni obóz, w którym jest pełno osób takich jak ja. Pomyślałem „pełno osób ze średnią 6.0, extra”. Powiedział również, że moja potyczka z Lamią nie była przypadkowa. On coś wiedział.
Było lato (dokładnie 26 czerwca). Ostatni dzień szkoły oraz pierwszy dzień na obozie. W szkole było bardzo fajnie. Odebrałem nagrody w prawie każdej dziedzinie oprócz sportu. Prawdę mówiąc nie zawszę ćwiczę na w-f. Ledwo co zdałem z tego przedmiotu. To ten przedmiot oddziela mnie od średniej 6.0. Pan od historii prosto ze szkoły zabrał mnie do obozu. To było dziwne gdyż obóz nie był naukowy. Moim oczom ukazał się napis „Obóz Herosów”.
Mój nauczyciel zabrał również mojego przyjaciela. Gdy tylko wszedłem na teren obozu pan od historii stracił spodnie oraz laskę na której opierał swój ciężar. Moim oczom ukazał się centaur, natomiast Marcin był satyrem.
– Jak to możliwe? – spytałem Marcina.
– To jest normalne dla nas – odparł nauczyciel.
– To znaczy, że ja też jestem stworem mitologicznym? Mam zdjąć spodnie?
Już miałem zdejmować spodnie, gdy mój przyjaciel mnie zatrzymał.
– Ty jesteś herosem – powiedzieli zgodnie Marcin i historyk.
– Ale czad! – wydałem okrzyk zadowolenia. – Co potrafię? Strzelać z łuku? Przepowiadać przyszłość? Strzelać promieniami z mózgu?
– Nie, nie, takich umiejętności nie odziedziczyłeś po swojej mamie.
– A więc to moja mama była bogiem? – spytałem, gdyż nigdy nie widziałem swoich rodziców. Wychowuje mnie moja siostra cioteczna.
– Jesteś nieokreślony, więc idziesz do domku Hermesa – powiedział centaur. – Aha, tutaj nazywam się Chejron.
Bez wahania przypomniałem sobie, że był to nauczyciel Achillesa. Zaprowadził mnie jeszcze do mojego domku i już mnie opuścił. Domek Hermesa nie bardzo mi odpowiadał. Wszyscy mieli takie oczy, jakby chcieli mnie zabić. Niektórzy tego nie miel i(mówię o innych osobach nieokreślonych). Ciekawy jestem, ile jeszcze niespodzianek mnie czeka.
CDN
Fajne, ale bardzo podobne do wersji Riordana. 😉
Całkiem niezłe. 😀
On ma pióro a Percy długopis . Trochę podobne ale fajne 😀
fajne i ma cudne imie
Fajne.
super 😉 ale zgadzam się z Atheną
W nastepnych rozdzialach poprawie te rzeczy
Oj, popraw, popraw.Zgadzam się z Atheną. Ma herosowe imię. Fajne opowiadanie, ale postaraj się mniej wzorować na „Złodzieju Pioruna”. Ale oprócz tego to genialne=p.
Chyba nie tylko matematyke lubiisz jezyk polski to chyba tez jakis Twoj atut.
Najlepsze było jak chciał sciągnąć spodnie!! A co do wzorowania to durzo osub się wzoruję!