Rozdział 8: Czarna róża
Szli lasem. Otaczała ich ciemność. Zewsząd było słychać pohukiwania sów. Mroczna pustka przybierała różnorodne kształty. Co jakiś czas ptaki podrywały się pojedynczo do lotu. Świecące żółte oczy przyglądały im się z apetytem. Wiedziały jednak, że jeśli podejdą bliżej gorzko tego pożałują.
– Tutaj – zaproponowała Annie. – Tutaj możemy rozbić obóz.
Jake wyciągnął latarkę. Elaine zbierała gałęzie na ognisko.
Była bezgwieździsta noc. Leżeli na posłaniach z koców i liści. Płomienie ogniska rzucały straszliwe cienie na pnie drzew. Po chwili zaczęli zasypiać, wszyscy oprócz Elaine. Wpatrzona w ciemność obserwowała przyrodę. Znikąd zawiał wiatr. Było coś w nim magicznego. Wstała. Bezszelestnie stąpała po ziemi lasu. W ciemności jej twarz wyglądała upiornie. Blada pokryta blond włosami. Kierowała się w kierunku skąd wiał wiatr. Przeszła przez mrok, aż na lekko oświetloną poświatą polanę. Na brzegu tej poświaty stała kobieta. Jej piękne czarne loki spływały fasadą na ramiona, oczy koloru czarnoniebieskiego błyskały tajemniczo, a źrenice w kształcie kwiatów zmniejszały się i powiększały. Elaine podeszła do tej kobiety. Kobieta wyciągnęła ku niej rękę. Bez wahania złapała ją, ciemnowłosa poprowadziła ją w głąb polany. Dłonie delikatne jak płatki róży prowadziły ją przed siebie. Stanęły w środku poświaty, a piękność wyciągnęła z włosów czarną różę. Była przepiękna. Płatki wyglądały jakby nigdy nie miały zwiędnąć. Czarne kolce lśniły w ciemnościach. Nieznajoma trzymała ostrożnie róże. Podała ją Elaine. Kiedy tylko jej dotknęła ogarnął ją dziwny spokój. Jakby nie miała się czego bać.
Nieznajoma piękność zaczęła powoli odchodzić. Odwróciła się i powiedziała głosem pięknym, przynoszącym na myśl kwiaty:
– Pilnuj tego sztyletu. Blackrose jeszcze ci się wiele razy przyda.
Czarnowłosą otoczyła poświata.
Elaine zamknęła oczy. Nie wolno było patrzeć jak bogowie i boginie znikają. Gdy otworzyła je ponownie poświata nad polaną zniknęła. W koło panowała cisza jakby nic się tu niezwykłego nie wydarzyło. Ciemność ją otaczała. W ręku lśniła czernią róża, czarna róża.
############
Patrzył jak zahipnotyzowany. Była taka piękna. Blond włosy delikatnie okalały jej twarz kiedy odbierała różę od nieznajomej. Widać było, że są do siebie podobne. Obie ciche, samotne i piękne.
Stał w krzakach. Liście cicho szeleściły. Ona wpatrzona w miejsce gdzie zniknęła piękność wrosła jak drzewo. Nie mogła się ruszyć. Stąpał bezszelestnie pomiędzy drzewami. Gdy nagle jak z podziemi wyrósł potwór. A raczej potwory. Przechodziły pomiędzy drzewami szepcząc między sobą, jednak zamiast słów wychodziły z ich ust syki. W blasku księżyca ujrzał trzy kobiety z wężami zamiast włosów.
– Gorgony – szepnął przerażony.
Zbliżały się ku polanie. Musiał ją ostrzec.
I zanim zorientował się co robi wbiegł na polanę i zaczął krzyczeć:
– Elaine uciekaj.
Trwało to mniej niż sekundę. Odwróciła głowę i ku swemu przerażeniu zobaczyła trzy kobiety z wężowymi włosami w ciemnych okularach. Księżyc oświetlał je niewyraźnie.
Zaatakowały ją. Otoczyły ze wszystkich stron. Syczały jak węże. Nie wiedziała co robić. Nie miała przy sobie żadnej broni oprócz… sztyletu, ale jak róża miała się przemienić w sztylet? Nie mogła pobiec do obozowiska po miecz Bezimiennej. Zacisnęła mocno rękę na róży i pomyślała: Zmień się w sztylet, zmień się w sztylet.
– Proszę – błagała, a po jej twarzy skapnęła maleńka łza wprost na róże.
Róża zalśniła i pojawił się długi sztylet z napisem Chloris.
– Bogini kwiatów, wiedziałam – mruknęła do siebie.
– Dalej, zamieniaj ją w kamień – syczała jedna z nich.
– Nie teraz. Chce najpierw ją pokonać. Nareszcie się zemścimy.
Ruszyła do boju. Jej wężowe włosy wiły się niebezpiecznie wokół głowy. Meduza rzuciła się na nią z kłami na pół metra. Odskoczyła i wbiła w nią sztylet. Meduza zawyła.
– Zapłacisz mi za to córko Ateny – wysyczała z grozą w oczach.
Teraz wszystkie trzy przybliżały się do niej. Nie miała żadnych szans na przeżycie, ale musiała walczyć do końca. Atakowała je sztyletem. Wędzie lała się krew. Nagle przypomniała sobie o swoich mocach. Jak mogła o nich zapomnieć, zastanawiała się. Wokół jej nóg zaczęły wić się winorośl oplatać kostki nóg Gorgon. Wrzeszczały z wściekłości.
– Teraz – krzyknęła Steno i wszystkie zdjęły okulary.
Ich były oczy ciemne i pozbawione źrenic patrzyły zadziwiająco spokojnie na Elaine. Walka ustała.
Gorgony zdziwione otworzyły usta.
– Ale jak? Powinna zamienić się w posąg.
– To niemożliwe, ona musi zamienić się w kamień. Jak zaraz któraś jej nie zamieni, to zabiję starym sposobem.
Powietrze przeszył świst powietrza i przez przestrzeń przedarł się spiżowy miecz. Schwyciła go jednym ruchem odcięła głowę Meduzy. Ta potoczyła się na ziemię. Pozostałe znowu ją zaatakowały. W ich oczach była jeszcze większa złość niż wcześniej. Obróciła się unikając kłów i zręcznie ucięła głowy dwóm pozostałym Gorgonom.
Teraz dopiero uświadomiła sobie co zaszło. Nie zamieniła się w kamień, ale jakim cudem.
Noc powoli zmieniała się w dzień.
– Już czas – pomyślała i poszła w kierunku obozowiska.
Biegła, gdy nagle na kogoś wpadła. Upadła na ziemię. Obok leżała Annie.
– Elaine, to ty?
-Tak, to ja.
– Co się stało? Gdzie te gorgony? – spytała wyciągając swój miecz Alathianton.
– Już ich nie ma. Zniszczyłam je. A skąd ty o tym wiesz? – zdziwiona wstała i otrzepała się z ziemi.
– Jake mi powiedział.
Zza drzew wyszedł Jake.
– Śledziłeś mnie – napadła na niego Elaine.
Oczy błyskały piorunami, a w ręku nie bezpiecznie błyskał sztylet.
– Nie ja tylko… byłem ciekaw, po co idziesz w środku nocy na jakąś polanę? – zdenerwowany zaczął się gubić w zeznaniach.
– Nie twoja sprawa – odrzekła do niego.
– Chodźcie, musimy się zbierać. Nasza misja, pamiętacie? – rzuciła do nich Annie.
Ich obozowisko było całkowicie pogrążone w chaosie. Na ziemi walały się porozrzucane ubrania pieniądze.
– Ktoś tu czegoś szukał – powiedziała Annie i natychmiast zaczęła analizować zniszczenia.
Udało im się ocalić tylko parę ubrań, nektar, ambrozję i pięćdziesiąt dolarów.
– Szybko chodźcie, skoro mamy podróżować za słońcem, to musimy już wyruszać – powiedziała Elaine, patrząc na coś co powinno wyglądać jak żółta kula, a było zwykłym jak się dobrze przyjrzeć przez lornetkę samochodem sportowym boga słońca. Annie jej opowiedziała o tym, że Apollo codziennie leci swym najczęściej sportowym samochodem i czasami podwozi herosów.
CDN
Fajna komntynuacja =)
Super 😀
Świetnie napisane.
o nie no, super te opisy no normalnie jak by się tam było,WOW, super genialne i superrrrrrrrr
czadowe
super 😉
cudowne : ] nie moge się doczekać kontynuacji i wyjaśnienia dlaczego Elaine nie zmieniła się w kamien
ja tez nie moge sie doczekac… czemu nie piszesz dalej??
Zazdrościć opisów! Dlaczego ona nie jest kamieniem????????? Jeśli nie będziesz kontynuować to chociaż napoisz dlaczego w komciu.
fajny kawałek