Biegłyśmy i biegłyśmy i biegłyśmy i biegłyśmy, aż nigdzie nie dobiegłyśmy. Ciągle zasuwałyśmy sprintem. Alice ciężko dyszała, ale wycia za nami skutecznie nas poganiały. Nie wiedziałam w ogóle o co tu chodzi. Może Alice miała porachunki z gośćmi od mutacji genetycznej i teraz wysłali to coś, żeby ją dopadło ? Albo jakieś psy uległy promieniowaniu i napadła je chęć na obiad? A może to był kolejny sen z serii „moje porąbane sny”? Kiedyś śniło mi się, że obrabowałam bank, a niedawno, że wyrzucili mnie z autobusu wycieczkowego za głośne chrapanie.
Drzewa wokół nas stawały się co raz grubsze i wyższe. Nagle Alice wywróciła się o wystający z ziemi korzeń, a ja potknęłam się o nią. W innej sytuacji śmiałabym się z tego, bo to musiało wyglądać przekomicznie, ale to raczej nie była odpowiednia chwila. Dla tych bestii z wytrzeszczem oczu byłyśmy sklepem spożywczym z napisem „świeże mięso”.
Powoli się podniosłam. Z kolana leciała mi krew. Wycia niebezpiecznie się przybliżyły. Odwróciłam się do Alice. Ciągle leżała na ziemi. Kucnęłam przy niej i odwróciłam ją na plecy. Nie za dobrze to wyglądało. Miała rozcięte czoło. Pewnie jak się przewróciła upadła na kamień.
Słyszałam już uderzenia łap na ściółce. Musiałam coś wymyślić. Alice nie była za ciężka, ale nie dałabym rady długo jej nieść. I kiedy tak się zastanawiałam co zrobić, usłyszałam głośny ryk i… wszystko ucichło. Rozejrzałam się dookoła. Czyżby to coś, co nas goniło posiadało program samozniszczenia?
Niedaleko usłyszałam stłumione głosy. Matko kiedy walnęłam się tak mocno w głowę??? Może Wiktoria miała rację? Może jestem świrnięta? Ale głosy się przybliżały. Rozróżniałam już poszczególne słowa.
– Dobrze, że wysłała nam wiadomość.
– Dobrze, że cię pogoniłam.
– Przerwałaś mi w najlepszym momencie!!!
– Nie zgrywaj takiego mola książkowego.
Zza wielkiego dębu przed nami wyszły dwie dziewczyny. Miały jednakowe dżinsy, jednakowy wzrost, nosy, uszy, oczy. Tylko, że jedna miała kasztanowo-rude włosy, a druga jasnofioletowe. Na pewno były bliźniaczkami. No cóż to było oczywiste po pierwszym spojrzeniu na nie, ale nie najlepiej kontaktowałam z otaczającym mnie światem.
Obrzuciły wzrokiem mnie i wciąż krwawiącą Alice.
– Nie za dobrze – powiedziała fioletowa.
– Jesteś strasznie spostrzegawcza.
Fioletowa nie zwróciła na nią uwagi.
– Jesteś Kate ? – zwróciła się do mnie.
Kiwnęłam głową.
– Co ty niemowa??? Odezwij się!!!
– Tak – prawie krzyknęłam.
– No – uśmiechnęła się.
– Hallo, mamy ranną – powiedziała ta druga.
– No też prawda.
Obydwie podniosły Alice.
– Szybko muszę skończyć książkę – ponagliła nas fioletowa. Widząc, że się nie ruszam powiedziała:
– Nogi ci wrosły w ziemię??? Chodź.
Raczej nie mając wyboru poszłam za nimi.
Po jakichś 10minutach marszu doszłyśmy na wzgórze. Za nim było coś, co wyglądało jak muzeum starożytno – grecko – znawcze. Były tam rozległe pola truskawek, wielki niebieski dom, coś co wyglądało jak pomniejszenie
amfiteatru, arena, kilkanaście domków. Wszystko było tak podobne i tak różne.
Zaczęłyśmy schodzić ze wzgórza, kierując się do niebieskiego domu.
– Alice musi albo trochę schudnąć, albo patrzeć więcej pod nogi – wysapała fioletowa.
– I tak waży 8 kilogramów mniej niż ty – rzuciła ta druga i uśmiechnęła się słodko do siostry.
– Bardzo śmieszne.
Doszłyśmy na miejsce. Muszę przyznać (mimo bajzlu, który tam panował), że takiego domu jeszcze nie widziałam. Przy małym stoliku siedział kolo na wózku i gościu w hawajskiej koszuli.
– Proszę, proszę. Droga Alicja walnęła się w głowę, kiedy spadała do króliczej nory. Ha ha -zaśmiał się ze swojego żartu gościu z Hawajów – jestem przezabawny.
Kolo na wózku podjechał do bliźniaczek, które wciąż trzymały Alice.
– Nie jest tak źle, zanieście ją na górę, trochę ambrozji załatwi sprawę.
Dziewczyny zaczęły wchodzić po schodach. Chciałam iść za nimi, ale ten niepełnosprawny gość mnie zatrzymał.
– A więc, droga Kate, powiedz co tam u twojej mamy???
Spojrzałam na niego.
– Pan znał moich rodziców???
– No, znam twoją matkę. Mów co u niej, dawno się nie odzywała, ilu bogów zdążyła jeszcze obrazić ???
Nie wiedziałam o czym mówi.
– To ma być żart??? – Moja mama nie żyje.
Spojrzał na mnie uważnie. Może szukał kłamstwa??? Jednak nawet gdyby chciał je dostrzec, nie zobaczyłby go. W oku zakręciła mu się łza.
– Wiedziałem, że tak się to skończy.
Otarł „spocone” oczy.
CDN
WOW, fajne
nawet, bardzo fajne. 😉
a dlaczego zawsze musi być koniec w najlepszym momencie
boskie 😀 czekam na następną część
P.S.wampirek997- zawsze tak jest. Dzięki temu opowiadania staje się jeszcze bardziej ciekawsze. 😉
fajowskie
Podoba mi się humor z jakim piszesz Fajnie 😉
Ekstra, super, zajefajne. Masz poczucie humoru
Kiedy następna?
Fajne.Czekam na dalszą część.
Bardzo ciekawa kolejna część. Im dalej tym ciekawiej.
ale i tak nie powinno się kończyć w najlepszym momencie
to tak jakby skończyć oglondanie filmu przed finałową sceną
jeszcze raz napiszą
OPOWIADANIE JEST SUPER!!!!
Fajne
Wow! Super
Tak, to trochę niesprawiedliwe kończyć w najlepszym momencie, ale dzięki temu czekamy na ciąg dalszy bardziej
Super piszesz!
Czekam na kolejne 😉
superowe przyjaciółeczko pozdrowionka……. i fajną mam rolę jako Alice
kurcze super napisane. zazdroszcze ci talentu!
super 😀 Podoba mi się Kate i Alice a nie niewidze tej Moniki xD. Zazdroszczę talentu
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! xd he he
Chaotyczne. Nawet bardzo. N ie wiem po co były te wszystkie pogonie i ucieczki – sprowadziło się do tego, że dotarła na obóz. Rozczarowałaś mnie.