Rozdział 5: Misja
Chejron i Bezimienna wrócili do pokoju. Bezimienna wyglądała nadzwyczaj spokojnie. Czarne włosy spływały po ramionach, a równie ciemne oczy iskrzyły się od blasku ognia na kominku. Jej mina mówiła, że właśnie wygrała zgodę na misję. Wyglądała bardzo młodo.
– Gdzie mam iść? – spytała Elaine. Patrzyła spokojnie – to na centaura to na nauczycielkę.
– Eh, słyszałaś?
– Tak.
– Mam dla ciebie misję. Tylko najpierw musisz wytypować dwóch kandydatów na nią, a oni muszą się zgodzić.
Nagle do pokoju weszła Annie. Jej blond włosy nastroszyły się, a szare oczy połyskiwały z zaciekawieniem. Wyglądała jakby stoczyła bitwę z samą burzą. W tej chwili wyglądała prawie jak Annabeth.
– Ja się zgłaszam – powiedziała.
– Na pewno tego chcesz? – spytała ją Elaine.
– Tak, na pewno. Chce przeżyć przygodę.
– Pozostaje jeszcze kwestia trzeciej osoby – powiedział Chejron jakby sam do siebie.
– Daje ci czas do jutra. Jak… – nie zdążył jednak dokończyć, ponieważ nagle drzwi otworzyły się z hukiem i cały mokry wbiegł Jake, syn Apolla.
– Ja się zgłaszam – prawie krzyknął.
– Świetnie, tylko jego jeszcze brakuje – mruknęła sama do siebie Elaine.
Rozdział 6: Labirynt
– Na pewno chcecie iść na tą misję? – zwrócił się Chejron do Jake’a i Annie.
Oboje mieli podekscytowane miny.
– Tak – odpowiedzieli jednocześnie.
– Deszcz młócił w okna. Na zewnątrz szalała burza, chociaż nie powinna. Na dworze nikogo nie było. Taka pogoda idealnie nadawała się do opowiadania strasznych historii.
– Idziecie na niebezpieczną misję. Na najniebezpieczniejszą w historii obozu. Kto z was słyszał o Krainie Cieni? – spytał.
– Ja.
Wszyscy się na nią spojrzeli. W jej oczach czaiła się przeszłość.
– Ciocia opowiadała mi o niej – powiedziała jakby zamyślona i poważna Elaine.
– To dobrze, że ją znasz.
– Opowiem wam pewną historię. Nigdzie jej nie znajdziecie. Dawno temu przed tytanami był labirynt, w którym istoty z tych czasów ukryły kamień. Kamień przeznaczenia.
– To on istnieje? – spytała Annie.
– Tego nie wiadomo – wtrąciła się Bezimienna.
– Po ten kamień wysłano kiedyś heroikę. Nazywała się Kasandra, jednak ona nigdy nie wróciła. Weszła do labiryntu, a gdy jej towarzysze pomagali jej wyjść podała im najpierw swój dziennik. Kiedy sama miała wyjść ujrzeli cienie, szepczące o czymś. Nagle zniknęła w dziurze. Ktoś ją porwał. Jej towarzysze chcieli ją ratować, ale dziura do labiryntu nagle zniknęła. To ona miała kamień. Od tamtego czasu zakazano szukania wejścia do labiryntu. Kilkoro śmiałków złamało ten zakaz. Wrócił tylko jeden. Nic nie pamiętał oprócz mnóstwa cieni.
Chejron przerwał na chwilę. Wyglądał teraz na bardzo zmęczonego i starego.
– Od tego czasu zaczęto nazywać go Labiryntem Cieni. Bogowie po tym zdarzeniu nie pozwalali nikomu mówić niczego związanego z tym miejscem.
Wszystkich przeszedł dreszcz strachu, gdy o tym mówił. Czuło się jakąś niedobrą moc, aurę w powietrzu.
Chejron znowu przerwał swoją opowieść. Zapatrzył się gdzieś w dal. Wspominając za pewne coś miłego, ponieważ się uśmiechnął.
– Bogowie podejrzewali, że tam istniała pewna antyczna kraina Krain… Cieni.
– Dlaczego powiedziałeś, że istniała – spytały jednocześnie Elaine i Annie.
– Bo nie wiadomo czy w ogóle istniała i czy jak istniała nie została zniszczona.
– Co jest naszym celem misji? – spytał Jake.
Wszystkie oczy zwróciły się na niego.
– Musicie zdobyć kamień przeznaczenia on… – przerwał jakby się zawahał – Nie mogę wam powiedzieć po co macie go zdobyć – to mówiąc wskazał na Jake’a i Annie.
– Mogę powiedzieć tylko Elaine, ponieważ to jej dotyczy.
Zamurowało ją. Centaur oddalił się z nią do sąsiedniego pokoju. W jej głowie kołatało się tylko jedno pytanie: Dlaczego nie mogła być jak inni półbogowie?
Rozdział 7: Dziennik Kasandry
Pokój, w którym była, trochę przypominał graciarnie. Ściany koloru brudnobrązowego pokrywały pajęczyny. Pod ścianami kurzyły się stoliki z różnymi rzeczami. Na jednym był zakrwawiony miecz, a na jeszcze innym trzymetrowy kieł z zeschniętym śluzem. W całym pokoju unosił się nieprzyjemny zapach – jakby coś tutaj gniło od wieków. Zerknęła w kąt i dostrzegła olbrzymi kawał śmierdzącego mięsa z pleśnią na wierzchu. Musiała zatkać nos, żeby nie wdychać tego zapachu.
Chejron wyjął z wielkiej dębowej szafy małą starą książeczkę.
– Oto dziennik z wyprawy Kasandry. On pomoże wam w misji.
Elaine przyjęła go bez słowa.
– Chejronie po co mamy zdobyć ten kamień? – spytała z anielskim spokojem.
Centaur westchnął wyglądał teraz na zasmuconego.
– Wielu bogów wolałoby, żebyś nie miała takiej mocy. W każdej chwili ktoś może ci ją odebrać. Dzięki temu kamieniowi posiądziesz niezwykłą moc lub ją stracisz. Ten kamień decyduje o losie herosa. Bogowie chcą się dowiedzieć czy moc ci jest przeznaczona czy nie. Jakbyś przeszła na linię wroga… uważają … niektórzy mogą cię próbować powstrzymać.
– Czyli mam zdobyć kamien, po to, żeby bogowie się przekonali, że moc jest mi przezaczona? – spytała nie oczekując odpowiedzi.
Chejron skinął głową.
– Świetnie – mruknęła ze złością.
– Uważaj na siebie moje dziecko. Ledwie tutaj trafiłaś, a już idziesz na misję. Chodźmy już lepiej.
Weszli z powrotem do słabo oświetlonego salonu. Ściany zdobiły winorośla, ale nawet one nie potrafiły poprawić humoru Elaine. Nie czuła strachu, lecz ciekawość i złość. Dlaczego ona musi być inna?
– Szybko, szybko – ponaglał Chejron – nikt nie wie o tej misji oprócz Zeusa i Ateny. Gdyby np. Ares się o tym dowiedział mielibyśmy poważne kłopoty.
Szli przez obóz w kierunku wielkiego drzewa, które pilnował mały smok Bezimienna zatrzymała się i przyciągnęła Elaine do siebie.
– Weź to – szepnęła podając jej miecz – dobrze mi służył w walce.
Przeszli przez granice obozu i już się za siebie nie oglądali. Chejron spakował ich rzeczy w małe plecaki.
Elaine otworzyła dziennik Kasandry. Wiedziała co ma robić. Ze środka wypadła mała pożółkła karteczka z tekstem w dziwnym języku. Otaczały go dziwne symbole, literki alfabetu greckiego i wzorki czarnego koloru.
– Ale co to znaczy? – spytał Jake. Jego twarz wyrażała pewne zakłopotanie z powodu niewiedzy.
– To lustrzane pismo. Kto z was ma lusterko? – zagadnęła Elaine.
Annie wyciągnęła z torby lusterko i podała je Elaine.
Przyłożyła je do kartki pod odpowiednim kątem i zaczęła czytać:
Słońce cię poprowadzi do miejsca, którego szukasz. Wyrusz z nim kiedy wstanie, a zatrzymaj się kiedy pójdzie spać. Wejście znajdziesz do upragnionej krainy, kiedy padnie zaćmienia cień na ten dzień.
Krew się przeleje i krew zaleje jedno jest pewne, że wyjdzie tylko ten, co czyste serce ma.
Nie był to wiersz, ale treść testu budziła grozę.
Jake spojrzał w stronę ciemności.
– To z tego wynika, że mamy czekać na wschód słońca.
CDN
fajowe super bomba czadowe
Świetne opowiadanko. 😉
Fajne opowiadanie.
fajne
Super ;-D
super
Dzięki:)
boskie 😉 czekam na ciąg dalszy 😉
super 😉
super opisujesz to wszystko. i z tym kamieniem to zupełnie coś innego niż dotychczas się pojawiało na blogu jednym słowem (no, trzema słowami): bezbłędne i ciekawe
Wielki plus za opis miejsc. To opko jest mega inne. Naprawdę mi się podoba pomysł z kamieniem.
super