____________ Percy _____________
Tumany kurzu i pyłu wzbiły się w powietrze, gdy wylądowali na ziemi. Percy’emu ledwo udało się złapać oddech. Zakrztusił się i zakaszlał. Ból przeszył jego klatkę piersiową.
-Ann… – wyrzęził i podczołgał się w stronę, gdzie jak mu się wydawało, wiercili się inni.
Dobył miecza, który rzucił słaby blask w którym i tak niewiele było widać.
-Tutaj. – usłyszał cichy, zdławiony głos.
Skierował się w stronę głosu. W świetle dostrzegł chropowatą i wypukłą ścianę przy której siedziała córka Ateny, trzymając ręce na brzuchu. Przeraził się.
-Annabeth…
Zerwał się na nogi i podbiegł do niej.
-Cii… – położyła mu palec na ustach. – Wszystko w porządku, Percy.
Mimo tego, nadal nie potrafił się uspokoić. Objął ją mocno. Poczuł jak jej dłoń spoczęła na jego lewej piersi. Drugą wplotła w włosy i przyciągnęła jego głowę ku swojej.
-Wszystko dobrze, słyszysz? – pocałowała go. – Spójrz na mnie.
Zadrżał i zrobił to, o co go poprosiła.
-Nic się nie dzieje. – pogładziła go po twarzy.
-Ja na prawdę myślałem, że…
-Wiem. – zacisnęła powieki. – Musimy sobie z tym poradzić. Nie utrudniaj tego, proszę.
-Ale ty…
-Wiem i przez to wszystko staje się trudniejsze. Nie uświadamiaj mi tego i nie dawaj nam nadziei, bo oboje doskonale wiemy, że to się może stać. – głos się jej załamał.
Usiedli koło siebie, wtuleni i przerażeni. Percy nie przypuszczał, że to może być tak trudne. Miał wrażenie, jakby szli na spotkanie ze swoją śmiercią. Usłyszał dobiegający z góry cichy zgrzyt. Spojrzał tam i dostrzegł Alagos. Zastanowił się gdzie Julee.
-Gdzie reszta? – zapytał.
Podniosła głowę i rozejrzała się.
-Nie mam pojęcia, ale musimy iść.
-Może są za zakrętem.
-Nie wiem.
Wstała ostrożnie i z trudem. Próbował jej pomóc, ale odkrył, że sam ledwo może się ruszać. Być może to samo królestwo podziemi wysysało już z nich siły życiowe, a przecież jeszcze nie znaleźli się nawet na krawędzi otchłani Tartaru. Annabeth wyciągnęła dłoń i Alagos powędrowało ku niej. Poczuł jak coś ociera się o jego łydkę.
-Julee… – westchnął z ulgą. – Co teraz?
Wilczyca spojrzała na niego wilkiem.
-Teoretycznie rzecz biorąc, synu Posejdona, powinieneś to wiedzieć.
-No cóż… yyy….
Ann westchnęła nagle. Spojrzał na nią z niepokojem.
-Czy coś…
-Alagos mówią, że musimy iść w kierunku pałacu Hadesa. Wygląda na to, że wejście było jedno, ale wyjść z świata śmiertelników jest parę i znajdują się w różnych miejscach.
Percy zmarszczył brwi. Gdzie oni wylądowali?
-Więc Nico, Mina,Thalia i Clarisse wylądowali gdzie indziej? Razem?
Wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Może osobno. Zależy ile było wyjść.
Zniecierpliwiona Julee warknęła.
-Ruszcie się. Nie mamy zbyt wiele czasu.
-A w ogóle go mamy? – burknął Percy.
Córka Ateny wyglądała tak, jakby zaraz miała się skończyć jej cierpliwość.
-Ma rację. Chodźmy.
Gdy się podnieśli, Percy dopiero teraz miał okazję zobaczyć całość tunelu w którym wylądowali. Zdawało się, że sufitu nie było, tak jakby ciągnął się w bezkresną przestrzeń. Podłoże było nierówne, podobnie jak ściany i usłane gdzieniegdzie szkieletami, głównie piszczelami i czaszkami. Wszędzie unosił się pył a całe miejsce emanowało grozą. Percy nigdy nie lubił podziemi. Szczególnie po ostatnim razie, gdy oboje wraz z Annabeth, za sprawą Arachne wylądowali w Tartarze. Przeżyli tam koszmar, gdy spotykali swoich największych wrogów, aż w końcu pozwolili by zginęła za nich ich dwójka przyjaciół. Ann nadal nie mogła się po tym otrząsnąć, aż w końcu wylądowali tutaj po raz kolejny.
Ruszyli w stronę zakrętu i gdy go minęli, dotarli do rozdroży. Do ich uszu dochodził dziwny szum. Trzy drogi prowadziły w różnych kierunkach, każda nie mniej mroczna od następnej.
Przełknął nerwowo ślinę.
-Którędy?
Córka Ateny zmarszczyła brwi.
-Słyszysz ten szum, Percy?
Potaknął.
-Jakaś rzeka?
-Owszem. – zdawała się nasłuchiwać. – Tylko jedna rzeka opływa całe podziemie i jest to Kokytos – rzeka lamentu.
Wzdrygnął się.
-Chyba n..nie pójdziemy w jej kierunku? – jego dłoń automatycznie powędrowała do kieszeni. Nie miał zbyt miłych wspomnień z rzekami podziemia.
-Kokytos tworzy jezioro Stygijskie. Jeśli dotrzemy do tego jeziora, będziemy blisko przejścia do samego pałacu Hadesa. Przypuszczam, że tam właśnie będą czekać Nico wraz z resztą gromadki.
-Aha.. Mhm… – nie był zadowolony z faktu, że znów będą musieli tam się udać. – No cóż… Persefony chyba też tam nie będzie?
Spojrzała na niego z powagą i splotła swoje palce z jego.
-Posłuchaj mnie, Percy. Ktokolwiek by tam nie był, musimy iść. Brak boga podziemi, oznacza brak równowagi. Słyszałeś, co może się dziać. Błona się urywa. Jest bardzo prawdopodobne, że spętanie Wrót śmierci, a później zamknięcie ich, spowodowało rysę. Porwanie Hadesa… – zamilkła na chwilę. – Tak więc… jego porwanie tylko pogorszyło całą sytuację.
-Teraz panuje bezkrólewie – domyślił się Percy.
-Właśnie. – przytaknęła z ulgą Annabeth, zapewne ciesząc się z tego, że wreszcie zrozumiał. – To wymarzona sytuacja dla wszystkich, którzy przez setki lat, a nawet tysiące chowali urazę. Nie wspominając o.. – skrzywiła się boleśnie.
-Tartarze. – dokończył cicho.
Pokiwała głową.
-Tartar zdobędzie ogromną moc… siłę, wojsko, które puści na świat śmiertelników. Później zabierze się za bogów.
Usiedli na chwilę, aby odpocząć. Julee najwyraźniej postanowiła już nie komentować i ułożyła głowę na łapach, leżąc niedaleko nich.
Percy zmarszczył czoło.
-Nadal jednego nie rozumiem. Tartar był zamknięty w niekończącej się otchłani, z której nie mógł się wydostać. Jakim cudem pojmał Hadesa?
Annabeth bawiła się swoim sztyletem, ostrożnie obracając go w palcach.
-No cóż… dobrze powiedziane… był zamknięty. Gdy przeszliśmy przez wrota, ogólnie gdy najpierw do nich dotarliśmy… on już się budził. To całe zamieszanie z potworami wysyłanymi do naszego świata, spowodowało, że jego świadomość powoli wstawała.
-Tak jak Kronosa. – podsunął.
-Dobre porównanie.
-Ale on… on jest tak potężny. Nawet Damsen miał problem… więc jak my…?
Córka Ateny pokręciła głową i wtuliła twarz w jego ramię.
-Nie mam pojęcia. – wymamrotała. – Alagos cały czas mówią o jakimś manuskrypcie…. nie wiem o co im chodzi, ale powtarzają to słowo za każdym razem, gdy się do mnie odezwą.
Percy wskazał je dłonią.
-One mówią do ciebie? – zdziwił się. – Nie słyszałem by odezwały się słowem.
-Być może tylko ja je słyszę. – przyznała. – To chyba jakaś mała część wielkiego planu Phonoi i Ponosa.
Syn Posejdona mruknął gniewnie. W tym samym momencie również warknęła Julee.
-Na wszystkich bogów… – Percy uderzył pięścią w podłoże. – Już nawet gniewać się nie można!
Annebeth spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem.
-Pilnuje cię.
-Nie potrzebuję niańki!
Parsknęła.
-Nie byłabym tego taka pewna.
Pozbierali się i ruszyli w lewo, gdzie dochodził do nich najgłośniejszy szum. Droga była żmudna. Szli już w milczeniu, a nad ich głowami wirowały Alagos. Julee Cruise szła obok, z nosem przy ziemi, zawzięcie węsząc. Percy miał dość przytłaczającej ich ponurej atmosfery.
-Julee… – zagadnął. – Zaśpiewaj coś. W końcu jesteś Cruise.
Głębokie warknięcie dało mu wyraźnie do zrozumienia, że za chwilę coś straci.
-I want to break free…
Annabeth parsknęła śmiechem.
-To był tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty pierwszy – zespół Quenn, Glonomóżdżku.
Spojrzał na nią, udając szok.
-To ty wiesz?
Szturchnęła go łokciem.
-To nie jest trudne.
Percy zrobił minę, która mówiła: „Nie byłbym tego taki pewien”.
-No dobra… – postanowił, że może zaryzykować po raz drugi. – To może Cheri Cheri Lady?
-Modern Talking! – warknęła Julee Cruise. – I to też nie jestem ja!
-Cheri cheri Lady… – zanucił Percy.
-Zaraz ci coś urwę!
Uskoczył z śmiechem przed pazurami i zębami. Annabeth pokręciła głową.
-Dograny z was duet. Spróbujcie coś nowocześniejszego.
-Przecież to nie jest stare. – wilczyca kichnęła. Albo był to przynajmniej odgłos oburzenia.
-Co nie jest stare? – zapytał niewinnie Percy.
Julee, rozdrażniona pobiegła naprzód, zapewne po to, aby już jej nie męczył. Córka Ateny szturchnęła go ponownie.
-Jesteś okropny, Glonojadze.
-A co ja takiego zrobiłem? – zdziwił się. – Próbuję rozdmuchać tę atmosferę. Być może to nasze ostatnie wesołe chwile.
Annabeth nachmurzyła się.
-Cóż. Może i tak, ale nie musiałeś o tym wspominać.
Wzruszył ramionami i nic nie odpowiedział. Chwycił tylko jej dłoń i ścisnął. W miarę gdy się zbliżali, szum się nasilał. Byli coraz bliżej rzeki. Nie miał miłych wspomnień z wodami podziemia. Na prawdę wolał się do nich nie zbliżać. W świetle jego miecza, widzieli dużo różnych kości. Czasem wdepnęli w jakąś czaszkę, albo kopnęli jakiś piszczel. Za każdym razem Percy’ego przechodziły dreszcze. Wolał nie wiedzieć co lub kto ich zabiło. Nie chciał myśleć, że to samo mogło by zabić Annabeth i ich… bił się z tą myślą. Miał ochotę wysłać Ann ekspresową drogą z Hadesa do Obozu i zmusić, aby tam została. Mimo tego wiedział, że na to, nawet gdyby miał taką możliwość, były by marne szanse. Córka Ateny była piekielnie uparta, za co ją też kochał. Być może, gdyby jej tak nie zależało, to dziś nie byliby razem.
Zastanawiał się jak będzie wyglądać ich przyszłość, gdy to wszystko się skończy. Może będą mieli domek na plaży, a ich syn będzie mógł razem z ojcem uczyć się surfingu. Być może będą mieli też córkę, która pójdzie w ślady swojej matki i zostanie wielkim architektem. Na samą myśl, uśmiechnął się szeroko. Projektantka wnętrz. Z niedowierzaniem będzie przewracać oczami i mówić: „Tato, czy ty na prawdę tego nie pojmujesz?” Tak jak zazwyczaj zwykła mówić Annabeth, gdy czegoś nie wiedział, albo nie rozumiał. „Glonomóżdżku, to jest na prawdę proste.” Może będą mieli psa? Wielkiego, śliniącego się dobermana? Takiego jakiego zawsze chciała mieć Ann. To z kolei przypomniało mu ich pierwszą wizytę u Hadesa, gdy przechodzili „na drugą stronę” i córka Ateny zabawiała piłką Cerbera. Wtedy powiedziała mu, że kiedyś tata kupił jej zwierzaka…
-Percy. – cichy szept wyrwał go z zamyślenia. – Spójrz.
Annabeth wskazywała na coś po drugiej stronie rzeki. Otrząsnął się i spojrzał uważniej. Tunel się skończył, Ściany ustąpiły, a w zamian pojawiła się ogromna przestrzeń, pełna kości, co go nie zdziwiło. Przez tą połać ziemi płynęła spokojnie rzeka Kokytos, a po jej obu stronach były wyżłobione ścieżki, jakby całe tumany zagubionych nastolatków chciało dotrzeć do jeziora Stygijskiego. Właśnie tam, po lewej stronie stała piękna kobieta. Annabeth chwyciła go szybko za łokieć i wycofali się w cień tunelu. Na razie ich nie zauważyła, stojąc do nich tyłem. Piękne, ogniste, rude włosy spływały na jej nagie plecy i dotykały pośladków.
-Na wszystkich bogów… – wymamrotał Percy i poczuł nieodpartą chęć podejścia do kobiety i dotknięcia jej. – Annabeth…
Córka Ateny wciągnęła powietrze z napięciem.
-Percy, nie patrz. – z trudem przełknęła ślinę. – To jest.. to…
-Dlaczego? – zapytał nieco za głośno. – Czy to źle?
W tym samym momencie kobieta odwróciła się i spojrzała prosto na niego.
-Witaj Percy Jacksonie. – zamruczała. – Właśnie na ciebie czekałam… Chodź. Chodź i weź udział w bachanaliach.
-To jest Lamia! – warknęła Annabeth. -Percy!
Ale syn Posejdona jakby przyciągany magnesem, ruszył ku nieznajomej. Coś w jego wnętrzu nakazało mu iść. Nie chciał protestować. To było takie piękno… słyszał jakby przez mgłę krzyki Ann. Gdy dotarł do Lamii, wtulił twarz w jej szyję i wciągnął powietrze. Pachniała tak pięknie… Jej dłonie zanurzyły się w jego włosach. Nie miał pojęcia, że nad jego głową, kobieta uśmiecha się złośliwie, ukazując szpiczaste jak igły zęby.
-Teraz, Annabeth Chase, zjem twojego ukochanego.
W takim momocie!!!😭 Jeśli w najbliższym czasie nie pojawi się CD to możesz pisać już swój testament!😉 I niech Apollo wraz z muzami cię nie opuszcza😊
Zgadzam się z Arionem! Testament może Ci być potrzebny 😉 Na początku (jak prawie za każdym razem) miałam „O CO CHODZI!!!!???” na twarzy. Nie mniej połapałam się i stwierdzam, że jest naprawdę dobrze. Kilka błędów typu
-na prawdę, a powinno być naprawdę
I chyba było coś jeszcze, ale skoro nie pamiętam, znaczy, że treść mnie pochłonęła.
WEEEEEENY! I czekam na więcej!
Dziewczyno to było tak świetne opowiadanie że az zalogowalem się żeby dac komentarzi w jakiś sposób Cię docenić. Pisz dalej, czekam z niecierpliwością- a jestem z partii weteranów tego bloga, pozdrawiam cieplutko 😉