Mamy to! Mamy pierwszy rozdział ostatniego tomu przygód Aru, który ukaże się 5 sierpnia!
Miłej lektury!
Nie każdy błądzi, kto wędruje
Kiedy Kara weszła do labiryntu, w którym schowano nektar nieśmiertelności, poczuła… No cóż – rozczarowanie. Wyobrażała sobie, że będzie to wyglądało jak coś z baśni, które czytała w kółko, aż rozklejały się grzbiety książek: piękna, ogromna, zielona plątanina dróg wyciętych w dżungli, w której smukłe pantery o błyszczących oczach będą ich śledzić i powarkiwać gdzieś z boku.
Nic z tego. Znajdowała się w jaskini, w której panował mrok. Jedynym źródłem światła było to, na czym zaciskała prawą dłoń: Słonko, trójząb wykuty z kropli czystego światła słonecznego. Nic nie mogło przeniknąć tej ciemności poza Słonkiem i jako córka Surji, boga słońca, tylko Kara mogła znaleźć drogę w labiryncie. Żaden wróg nie będzie w stanie pójść za nią, a tym bardziej jej zaatakować. Zadbała o to parę dni wcześniej.
Zrobiło się jej gorąco. Nie wiedziała, jak nazwać to, co czuła… Nawet myśl o tym, że mogłaby mieć poczucie winy, sprawiała, że czuła się… winna.
„Zrobiłaś to, co trzeba” – powtarzał jej w kółko ojciec.
Ale w takim razie dlaczego wspomnienie tej chwili zdawało się gorzkie jak jad? Czemu nie mogła przestać myśleć o twarzy Aru? Albo o tym, jak Brynne krzyknęła czy raczej prawie zawyła z bólu? Albo o tym, jak Mini, najłagodniejsza z Pandawów, skuliła się, jakby ją z rozmachem kopnięto?
– Jesteś gotowa, córko?
Kara podniosła wzrok na ojca. Wysoki, o szlachetnej postawie, spoglądał na nią z uśmiechem w oczach, z których jedno było niebieskie, a drugie brązowe.
– Jestem z ciebie bardzo dumny – rzekł swoim głębokim, dźwięcznym głosem. – Zmierzyłaś się z trudny- mi decyzjami i za każdym razem dokonałaś właściwego wyboru.
Od tych słów Karze zrobiło się jakby cieplej. Przypomniała sobie po raz kolejny, że Sujodhana był jej tatą pod każdym ważnym względem. Zabrał ją z nieprzyjaznego miejsca. Zajmował się nią, kiedy jej własna matka, Krittika Shah, ją opuściła…
Czasem jednak we śnie Kara słyszała cichy głos…
On cię okłamuje.
Głos należał do młodej dziewczyny. Jeśli Kara mocno się skupiała, niemal widziała jej twarz. Ciemnobrązowa skóra, warkocze po bokach, jasnoniebieskie oczy. Wyglądała jak Sheela, jedna z bliźniaczek i sióstr Pandawów.
Nie jesteś prawdziwa – powiedziała raz do Sheeli ze snów.
Sheela spojrzała na nią wyrozumiale: A może tylko nie chcesz, żebym była prawdziwa?
Kara uznała, że to jej umysł próbował w skomplikowany sposób ochronić się przed prawdą – że wreszcie dowiedziała się, kim jest jej mama, i teraz już ma pewność, że Krittika ją opuściła. „I czy można ją za to winić?” – pomyślała dziewczyna z bolesnym ukłuciem w sercu.
Krittika po prostu żyła dalej. Miała inną córkę – Aru. Zabawną, mądrą Aru. Aru o duszy Ardźuny, wspaniałego bohatera ze wszystkich legend. Kara miała duszę błędu. Sama była błędem i żyła tylko dlatego, że ulitował się nad nią Śpiący.
– Pamiętaj, co na nas czeka – mówił teraz ojciec, kładąc ciepłą dłoń na jej ramieniu. – Odmienimy świat. I będziemy żyć wszyscy razem… jak prawdziwa rodzina. Tak jak obiecałem.
Rodzina.
Tego przecież właśnie pragnęła Kara. Kiedy zniszczyła naszyjnik z astrą, powiedziała Aru najprawdziwszą prawdę. Kochała mamę, siostrę też i postanowiła to zrobić, żeby wszyscy mogli być razem, żeby już ze sobą nie walczyli.
I tylko tak mogła to osiągnąć.
On cię okłamuje… – wyszeptał głos w jej głowie.
Kara uciszyła go i wyprostowała się jak struna.
– Jestem gotowa – oznajmiła.
Podniosła trójząb i promień światła słonecznego przebił mrok. Była to jedyna prawdziwa droga do środka. Żołnierze jej ojca, stojący za nimi, wstrzymali oddech. Stanowili dziwną zbieraninę. Niektórzy byli bladymi rakszasami o powykręcanych ciałach, poparzonych i pełnych blizn po dawnych walkach z dewami. Eleganccy jakszowie jak spod igły, których rodziny straciły domy przez ludzkie osadnictwo rozrastające się coraz bardziej. Z każdą godziną do sprawy jej ojca dołączało więcej istot – niebiańskie i leśne nimfy prześladowane przez ludzkich królów, którzy zdobyli przychylność bogów; duchy, które niegdyś nawiedzały okolice terenów kremacyjnych; członkowie ras niedźwiedziej i małpiej, którzy walczyli w wojnach dewów i nie zyskali w nich żadnej chwały…
Ojciec Kary obiecał im, że tym razem nie zostanie im skradziony nektar nieśmiertelności – tym razem zdobędą władzę. Ilekroć Sujodhana zabierał głos, jego zwolennicy wprost spijali mu słowa z ust. W ich oczach błyszczała nadzieja.
Czasem jednak Kara zastanawiała się, co naprawdę czuł… Kiedy sądził, że nikt na niego nie patrzy, dotykał wisiorka na szyi. Nigdy go nie zdejmował, a za każdym razem, kiedy jego palce muskały kamyk, przez jego twarz przebiegał skurcz bólu.
– No, córko? – przynaglił Sujodhana, wyrywając Karę z zamyślenia. – Prowadź. Bądź bohaterem, który zaprowadzi nas w nową erę.
Kara stłumiła odruch, żeby go poprawić. Bohaterką. Takiej formy zawsze używały Aru, Brynne i Mini.
Ale bohaterstwo nie przypominało niczego, co odkrywała w książkach. W jego skład nie wchodziła lśniąca zbroja chroniąca ją przed emocjami, których nie chciała czuć. Nie było zaczarowanego konia, na którym jechałaby do bitwy pomiędzy wyraziście odróżniającymi się od siebie dobrem i złem. Nawet potwory nie okazywały się aż tak bardzo potworne.
W takim razie kim ty jesteś? – wyszeptało w głębi jej duszy zwątpienie.
Kara odepchnęła od siebie ten głos i ruszyła w ciemność.
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.