Zastanawiacie się, czy warto czekać na premierę nowej książki Ricka Riordana?
No to patrzcie na to! A raczej bierzcie i czytajcie!
Specjalnie dla Was adminka załatwiła ten jakże wspaniały wstęp, który napisał sam wujek Rick!
Moja podmorska żegluga zaczęła się w położonej w głębi lądu włoskiej Bolonii w 2008 roku. Przyjechałem tam na targi książki dla dzieci i młodzieży, tuż przed wydaniem Bitwy w Labiryncie i Labiryntu kości, pierwszego tomu serii „39 wskazówek”. Byłem w restauracji z chyba czternastoma ważnymi osobami z wydawnictwa Disney Publishing. W pewnej chwili dyrektor działu spojrzał na mnie i zagadnął: „Rick, czy jest coś, co stanowi własność intelektualną Disneya, a ty bardzo chciałbyś o tym napisać?”. Nie wahałem się ani chwili: „20 000 mil podmorskiej żeglugi”.
Zanim stałem się gotowy, żeby o tym napisać, upłynęło jeszcze dwanaście lat, ale teraz moja opowieść wreszcie tra ła w wasze ręce.
Kim jest kapitan Nemo? (Nie, to nie rybka z filmu animowanego). Jeśli o nim nie słyszeliście, to jest to postać wymyślona przez francuskiego pisarza Juliusza Verne’a w XIX wieku. Verne pisał o nim w dwóch powieściach zatytułowanych 20 000 mil podmorskiej żeglugi (1870) i Tajemnicza wyspa (1875), w których Nemo dowodził najnowocześniejszym okrętem podwodnym na świecie – Nautilusem.
Kapitan Nemo był inteligentnym, wykształconym, dobrze wychowanym i niesłychanie bogatym człowiekiem. Ale przepełniały go gorycz i złość – i stał się przez to bardzo niebezpieczny. Wyobraźcie sobie kogoś, kto jest skrzyżowaniem Bruce’a Wayne’a, Tony’ego Starka i Lexa Luthora… Jeszcze jako książę Dakkar walczył w Indiach z brytyjskimi władzami kolonialnymi. W odwecie Brytyjczycy zabili mu żonę i dzieci. I tak Dakkar stał się superłotrem (czy też może superbohaterem). Przyjął pseudonim Nemo, co po łacinie oznacza „nikt”. (Jeśli są tu fani mitów greckich, to aluzja do historii o Odyseuszu, który nabrał cyklopa Polifema, mówiąc, że nazywa się Nikt). Przez resztę życia Nemo terroryzował na morzach europejskie mocarstwa kolonialne, zatapiając i plądrując ich statki i wzbudzając w nich strach przed niepowstrzymanym „po- tworem morskim”, czyli Nautilusem.
Kto by nie chciał dysponować taką potęgą? W dzieciństwie, kiedy skakałem do jeziora czy nawet do basenu, bawiłem się w kapitana Nemo. Umiałem zatapiać bezkarnie statki wroga, żeglować w tajemnicy po całym świecie, badać otchłanie morskie, których nikt nigdy nie odwiedzał, i odkrywać bajeczne ruiny oraz bez- cenne skarby. Potrafiłem zanurzyć się w mojej własnej tajemnej krainie i nigdy nie wracać do świata na powierzchni (skądinąd okropnego). Kiedy zacząłem pisać o Percym Jacksonie, synu Posejdona, ważną przyczyną, dla której uczyniłem Percy’ego pół- bogiem morza, były właśnie moje dawne marzenia o kapitanie Nemo i Nautilusie.
Będę szczery: kiedy byłem mały, powieści Verne’a strasznie mi się dłużyły. Ale podobały mi się stare ilustrowane wydania od wujka i uwielbiałem Disneyowską filmową wersję 20 000 mil podmorskiej żeglugi – nawet te obciachowe momenty, takie jak tańczący i śpiewający Kirk Douglas czy atak ogromnej gumowej ośmiornicy. Dopiero gdy trochę dorosłem, zrozumiałem, jak barwne i wielowarstwowe powieści pisał Verne. Nemo okazał się jeszcze bardziej interesujący, niż mi się wydawało. I zacząłem dostrzegać małe luki w fabule pozostawione przez autora – dające możliwość stworzenia dalszego ciągu opowieści…
Dlaczego kapitan Nemo wciąż jest ważny?
Verne był jednym z pierwszych pisarzy science fiction. Kiedy się na to spojrzy z perspektywy XXI wieku, pewnie trudno zrozumieć, jak rewolucyjne miał pomysły, ale ten francuski pisarz naprawdę wymyślał wynalazki, które nie zostaną stworzone jeszcze przez setki lat. Okręt podwodny z własnym źródłem zasilania, który mógłby pływać dookoła świata bez potrzeby zawijania po zaopatrzenie do portu? Niemożliwe! W 1870 roku okręty podwodne stanowiły zupełnie nowy wynalazek – były niebezpiecznymi puszkami, które prędzej by wybuchły i zabiły wszystkich na po- kładzie, niż opłynęły Ziemię. Verne napisał również W 80 dni dookoła świata w czasach, w których tak szybka podróż była nie do pomyślenia, oraz Podróż do wnętrza Ziemi – nawet dziś taki wyczyn leży poza możliwościami ludzkiej techniki. Chociaż kto wie, może kiedyś?
Dobre science fiction może wpływać na to, jak ludzie postrzegają swoją przyszłość. Nikt nie robił tego tak znakomicie jak Juliusz Verne. W XIX wieku sugerował, co może być możliwe – i ludzie rzeczywiście podjęli to wyzwanie. Kiedy ktoś mówi, jak szybko jakiś samolot czy statek może odbyć podróż wokół Ziemi, wciąż odnosi się do powieści W 80 dni dookoła świata. W przeszłości osiemdziesiąt dni było absurdalnie krótkim czasem na okrążenie ziemskiego globu. Teraz możemy to zrobić w mniej niż osiemdziesiąt godzin samolotem i w niecałe czterdzieści dni drogą morską.
Podróż do wnętrza Ziemi Verne’a rozbudziła marzenia w wielu pokoleniach grotołazów badających jaskinie i zainspirowała geoinżynierów do opracowania zasad funkcjonowania warstw skorupy ziemskiej.
Postać kapitana Nemo przyczyniła się z kolei do uświadomienia ludziom, jak wielką rolę w przyszłości naszej planety będą od- grywały oceany. Wiadomo, że większość Ziemi pokryta jest wodą, a osiemdziesiąt procent oceanów wciąż pozostaje niezbadane. Jeśli odkryjemy, jak korzystać z energii morza i egzystować obok jego potęgi w epoce zmian klimatu, może to rozwiązać kwestię prze- trwania ludzkości. Właśnie o tym wszystkim pisał w swoich książkach Verne.
Nemo i jego załoga są na okręcie samowystarczalni, mogą na nim żyć, nie zatrzymując się nigdy na stałym lądzie. Morze zaspokaja wszystkie ich potrzeby. W 20 000 mil podmorskiej żeglugi Nemo wyjaśnia Aronnaksowi, że Nautilus działa w pełni na prąd i czerpie całą energię z oceanu. W Tajemniczej wyspie jeden z głównych bohaterów, inżynier, spekuluje, że kiedy złoża węgla się wy- czerpią, ludzie nauczą się produkować energię z wodoru, w który ob tują oceany. To wciąż jeden z celów, do którego dąży dziś ludzkość, i jedna z przyczyn, dla których uznałem, że Nemo musiał odkryć tajemnicę zimnej fuzji.
W 20 000 mil podmorskiej żeglugi załoga Nautilusa używa elektrycznej broni lejdejskiej, która jest skuteczniejsza i bardziej elegancka niż zwykła broń. Posiadają niemal nieskończone bogactwa dzięki rabowaniu wraków. Odkryli tajemnicę podwodnych upraw, więc żywność też nie jest dla nich problemem. A przede wszystkim cieszą się wolnością. Żyją poza prawami różnych państw i mogą robić, co im się podoba. Nie odpowiadają przed nikim… oprócz swojego dowódcy. Czy to dobrze, czy źle – to zapewne zależy od tego, co sądzimy o samym kapitanie Nemo.
Wielka rola mórz i to, jak bardzo ważne jest snucie wizji o rozwoju nowych technologii – to doskonałe powody, żeby nadal czytać Juliusza Verne’a. Ale jest jeszcze jedna istotna rzecz, nad którą warto się pochylić. Verne uczynił z kapitana Nemo indyjskiego księcia, którego poddani cierpią pod jarzmem europejskiego kolonializmu. Poprzez jego postać ukazuje problemy ważne dziś tak samo, jak w epoce wiktoriańskiej. Jak odzyskać głos i dostęp do władzy, kiedy społeczeństwo odmawia komuś tych przywilejów? Jak walczyć z niesprawiedliwością? Kto pisze książki historyczne i ma możliwość decydowania, kto był „dobry”, a kto „zły”? Nemo to wygnaniec wyjęty spod prawa, buntownik, geniusz, naukowiec, badacz, pirat, dżentelmen, „archanioł” zemsty – bardzo skomplikowany facet, dzięki czemu świetnie się o nim czyta. Dlatego zafascynował mnie pomysł przeniesienia jego dziedzictwa do XXI wieku i przyjrzenia się temu, z czym będą się zmagać jego potomkowie.
Co byście zrobili, gdybyście mieli na swoje rozkazy coś tak potężnego jak Nautilus? Mam nadzieję, że ta książka zachęci was do wymyślania własnych przygód, tak jak kiedyś mnie zainspirował Juliusz Verne. Przygotujcie się – nurkujemy dziś głęboko!
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.