Dzieciaki od Hermesa nie wyglądały na zachwycone obecnością Arii. Siedząc razem z nią przy stole rzucały jej ukradkowe spojrzenia i szeptały między sobą. Większość słów jakie wychwyciła Aria dotyczyły jej ziejącego ogniem smoka.
W pawilonie jadalnym dało się wyczuć falę napięcia, krążącą między obozowiczami. Aria czuła jak spojrzenia skierowane w jej stronę przewiercają ją na wylot.
Rozmowa w Wielkim Domu nie przyniosła zapowiadanych rezultatów. Chejron nie potrafił odpowiedzieć na większość zadawanych mu pytań. Aria nie miała mu tego za złe, rzadko zdarza się zobaczyć dziewczynę na smoku nie pamiętającą ostatnich sześciu miesięcy życia.
Po ciągnącej się w nieskończoność kolacji, miały odbyć się śpiewy przy ognisku. Aria niespecjalnie lubiła śpiewać, a kolejna godzina szeptów i spojrzeń nie zachęcała by w nich uczestniczyć.
Siedziała teraz sama w pawilonie jadalnym i spoglądała w rozgwieżdżone niebo. Po jej głowie krążyła wciąż jedna myśl: „Gdzieś tam jest mój rodzic”.
Przez długi czas siedziała bezruchu. Wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące w oddali. Wiatr niósł śpiew i grę obozowiczów, z lasu dochodziły odgłosy żyjących tam stworzeń.
Obóz Herosów – bezpieczna przystań półbogów, dom wielu mitycznych stworzeń, miejsce w którym każdy może odnaleźć swoje korzenie. Pomimo tego wszystkiego Aria czuła pod skórą, że to nie przypadek, że trafiła tu akurat dzisiaj z luką w pamięci…
Arię przeszedł dreszcz gdy zawiał wiatr. Spojrzała w stronę teatru i ciepłego ogniska. Noc robiła się coraz chłodniejsza. Po chwili namysłu doszła do wniosku, że wysłuchanie paru obozowych piosenek w otoczeniu ciepła ogniska będzie o wiele lepsze od siedzenia w pawilonie jadalnym w otoczeniu zimnych podmuchów wiatru.
Wstała i udała się w stronę dochodzących z oddali śpiewów.
Poranek w obozie wiązał się w gwarem krzątających się obozowiczów. Zamiatano podłogi, ścielono łóżka, wyrzucano śmieci. Po śniadaniu odbywała się inspekcja czystości domków, a każdy obozowicz marzył o zwolnieniu z obowiązków. Aria pościeliła przydzielony jej wczoraj materac i udała się wraz z pozostałymi mieszkańcami Domku nr. 11.
Tego dnia Aria nie była już w centrum zainteresowania. Obozowicze nie zwracali na nią szczególnej uwagi.
Pod koniec śniadania na środek pawilonu wystąpił Chejron wraz z grupową Domku Hefajstosa i córką Demeter.
– Herosi! Domek Hefajstosa współpracując z Domkiem Demeter stworzył tor przeszkód w obozowym lesie. Zamiast popołudniowych zajęć odbędzie się gra terenowa.- po tych słowach rozległy się wiwaty.
Na środek wyszła córka Hefajstosa.
-Zadaniem każdej z grup będzie zdobycie dwóch złotych jabłek i jednego wieńca laurowego.
– Zwycięzca- do rozmowy włączyła się córka Demeter- zostanie zwolniony z obowiązków wraz z domkiem do którego należy na cały następny tydzień.- Na te słowa w pawilonie zapanował taki gwar, że Chejron nie mógł dojść do głosu.
– Podczas gry nie zabijamy i nie okaleczamy trwale innych obozowiczów. Dozwolona jest wszelka broń magiczna. Po lesie będą krążyć driady i wychwytywać ciężko rannych. Na obrzeżach lasu zostaną ustawione punkty medyczne. To tyle jeśli chodzi o ogłoszenia. Kończcie śniadanie, polerujcie broń i przygotowujcie się do gry. Spotykamy się u wejścia do lasu o godzinie piętnastej.- zakończył Chejron.
Wychodząc z pawilonu Aria spotkała czekającego na nią Chejrona.
– Potrzebujesz broni moja droga- stwierdził gdy zrównali krok.- Czas odwiedzić zbrojownię- powiedział centaur i ruszył przed siebie.
Zbrojownia mieściła się w średniego rozmiaru budynku, wykonanego z jasnej cegły. W środku oparte o ścianę, zawieszone z stojakach czy zwieszające się z sufitu znajdowały się wszelkiego rodzaju bronie.
Aria obeszła cały budynek przyglądając się coraz to innej broni.
– Spróbuj ten.- Chejron podał jej jeden z mieczy. Aria już na pierwszy rzut oka wiedziała, że ta klinga nie będzie pasować, ale posłusznie wzięła miecz do ręki. Miała rację ostrze było za długie, rękojeść niedopasowana, a miecz ciążył jej w ręce.
– Nie- mruknął pod nosem Chejron i podał jej następny. Kolejna klinga była przeciwieństwem pierwszej. Miecz był za mały i za lekki.
Po kilkunastu następnych niedopasowanych mieczach, Chejrona westchnął ciężko.
– To potrwa dłużej niż sądziłem.
– A tamten?- Aria wskazała na miecz stojący w rogu. Schowany w pochwie wykonanej ze skóry w odcieniu karmelu. Wzięła go do ręki. Po plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Ostrze było odpowiedniej długości, rękojeść wykonana z takiej samej skóry jak pochwa, pasowało idealnie do jej ręki, a klinga była dobrze wywarzona. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
– Chejronie właśnie zakończyliśmy nasze poszukiwania- zwróciła się do centaura, a na jego twarzy odmalowała się ulga. Aria przypięła nową broń do pasa.
– Coś mi się zdaje, że nie pierwszy raz będziesz używać miecza.- stwierdził po czym uśmiechną się szeroko. – Idź wypróbuj nową broń na arenie.
Aria zastanawiała się nad słowami centaura. Czy rzeczywiście kiedyś używała miecza? Próbowała znaleźć na to pytanie, ale luka w pamięć nie pozwalała na dalsze poszukiwania. Męczyło ją to. Nie znała odpowiedzi na większość pytań krążących jej po głowie.
Tak się zamyśliła, że mało brakowało, a uderzyła by w ścianę gdyby w porę nie spojrzała przed siebie.
Arena była pełna trenujących obozowiczów. Szczęk zderzających się ostrzy, uderzających o podłoże wytrąconych mieczy i wiele innych dźwięków, które towarzyszyły ćwiczeniom, odbijały się od kamiennych ścian budowli. Aria stanęła przed jedną z kukieł treningowych i wtopiła się w tłum półbogów.
Po obiedzie przy wejściu do lasu zebrali się wszyscy herosi i czekali na znak startu.
– Znacie zasady. Na dźwięk rogu zaczynacie- powiedział Chejron po czym zadął w róg. Wszyscy obozowicze pobiegli między drzew zostawiając za sobą Chejrona wraz z twórcami gry.
Każdy ruszył w swoją stronę. Aria pobiegła na północ. Niecałe pięć minut później napotkała pierwszą przeszkodę. Był nią mur z poruszających się pnączy winorośli. Gdy tylko się zbliżyła pnącza wystrzeliły w jej kierunku oplatając nogi. Szybki ruchem odcięła łodygi, ale kolejne już pędziły w jej stronę. Oplatały ręce, nogi, byle tylko by przeciwnik stracił równowagę. Aria zaryzykowała i ruszyła w głąb kotłujących się łodyg. Nie był to może najmądrzejszy pomysł, ale jedyny jaki umożliwiał przedostanie się na drugą stronę. W końcu, jeśli przed wami jest potężna przeszkoda to znaczy, że za nią musi znajdować się coś cennego.
Walka z wijącymi się jak węże pnączami nie była łatwa. Dookoła niej było ciemno, a mur atakował z każdej strony. Machała mieczem na oślep starając się utrzymać się w pozycji stojącej. Zajęło jej to dużo czasu, ale w końcu przedarła się przez mur.
Znalazła się na małej polance. Po drugiej stronie na najniższym konarze drzewa znajdował się złoty wieniec laurowy. Aria była przekonana, że polana jest naszpikowana wszelkiego rodzaju pułapkami. Postawiła pierwszy krok. Nic. Potem kolejny. Nic. Gdy postawiła trzeci krok. Nic. Z czwartym krokiem usłyszała ciche kliknięcie i z ziemi wyskoczyło coś co przypominało frisbee tylko było bardziej śmiercionośne. Dookoła krążka wirowały ostrza. Frisbee nadleciało w jej stronę. Aria uskoczyła, ale krążek zawrócił i rozciął jej lewe ramię. Aria syknęła z bólu. Zamachnęła się spiżowym ostrzem, ale frisbee wzleciało w górę. Zaatakowała ponownie widząc, że obniża lot. Znów odniosła porażkę, a latający krążek zranił ją w nogę. Za trzecim razem nie dała mu uciec. Cięła mieczem i zabójcze frisbee rozleciało się na dwie części. Oderwała kawałek koszulki i opatrzyła zranione miejsca.
Ruszyła przed siebie. Z oddali dobiegły ją głosy. Po jej lewej stronie z lasu wyłoniła się dwójka herosów. Nie wyglądali na szczególnie pokiereszowanych. Aria rzuciła się biegiem. Był jednak za daleko. Półbogowie dostrzegli ją i pierwsi dotarli do drzewa na którym wisiał wieniec laurowy.
Aria była tak blisko, tak niewiele brakowało. „Nie- pomyślała- nie przegram”. Wokół jej tęczówek zapłonął ogień, wszystko w niej buzowało, a powietrze zrobiło się gorące. Skierowała płonące spojrzenie w stronę oddalający się półbogów. Nagle jeden z nich postawił nogę drugiemu. Heros potknął się i zarył twarzą w ziemię. Rzucił mordercze spojrzenie swojemu przyjacielowi próbując pozbyć się piasku z ust. Chwilę później dwoje półbogów okładało się pięściami całkowicie zapominając o grze i właśnie zdobytym wieńcu laurowym. Aria obeszła bijących się herosów, podniosła wieniec z ziemi i oddaliła się od polany, próbując zrozumieć co się tam wydarzyło.
Kolejną przeszkodą jaką napotkała był mechaniczny wojownik strzegący złotego jabłka. Robot dobrze zadawał ciosy, ale obrona własnego ciała nie szła mu za dobrze. Po kilku dobrych unikach, odparowanych cięć i oddanych ciosów udało się jej pokonać metalowego wojownika. Zdobyła złote jabłko i ruszyła na poszukiwanie następnego.
Z drugim jabłkiem było najtrudniej. Kwiaty z usypiającym zapachem, konary drzew zagradzające drogę i plujące lawą działa znajdowały się na każdym kroku. Przechodząc polaną usypiający kwiatów wstrzymała oddech przez co uniknęła zaśnięcia jak niektórzy jej poprzednicy. Zagradzające konary pokonała tnąc mieczem i szybko przedostając się między nimi zanim zdążyły odrosnąć. Najtrudniej było pokonać działa z lawą. Gorące pociski latały wszędzie. Aria starała się odbijać pociski, jednak było ich za dużo. Chowała się z drzewami na które lawa nie działała.
W ten sposób dotarła do drugiego jabłka. Miała je na wyciągnięcie ręki, ale właśnie tą chwilę wybrał sobie jeden z obozowiczów by starać się zdobyć to samo jabłko. Przed nią stanął wysoki chłopak. Miał może szesnaście lat,. Miał jasne włosy, błękitne oczy, a w dłoni dzierżył złoty miecz. Chłopak zaatakował. Aria odparła atak i cięła mieczem w ramię pozostawiając czerwone rozcięcie. Półbóg skrzywił się z bólu, ale zaatakował ponownie. Trafił w prawe udo, ale Aria nie dała za wygraną. Parowała ciosy, cięła mieczem i unikała pchnięć. Była wykończona, ale postanowiła, że nie przegra i tak się stanie. Nie dała po sobie poznać zmęczenia i walczyła dalej. Wykorzystała okazje i wprawnym ruchem wytrąciła miecz na ręki przeciwnika i przyłożyła ostrze do jego szyi. Heros podniósł ręce na znak kapitulacji, a Aria zgarnęła złote jabłko i ruszyła do wyjścia z lasu.
W oddali było już widać obóz, gdy poczuła przeszywający ból w plecach. Wielki skorpion użądlił ją swoim kolcem wprowadzając do jej ciała śmiertelną truciznę. Aria krzyknęła z bólu i upadła na ziemię. Dookoła niej zaczęły gromadzić się driady podniosły ją i wyszły z lasu. Do uszu dziewczyny dobiegł ryk potężnego zwierzęcia. Uzdrowiciele próbowali jej pomóc, ale nad Arią zawisł cień. Smok, który ją tu przywiózł pojawił się znowu. Nie pozwolił nikomu zbliżyć się do niej. Chwycił Arię w swoje potężne łapy, ryknął i wzniósł się w powietrze.
Aria czuła, że długo już nie wytrzyma. Oddychała płytko i coraz trudniej brała wdechy. Całe ciało powoli drętwiało. Ręce miała lodowato zimne, a czoło rozpalone. Wznosiła się w powietrze usiłując zachować przytomność, ale trucizna była już w całym ciele. Wzięła wdech i zamknęła oczy opadając bezwładnie w łapach smoka.
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.