Po prawdzie… nie musi tu być wiele komentarzy. Może być nawet zero Jakby ktoś się zastanawiał po co piszę, skoro i tak nikt tego nie czyta – to piszę dla siebie. Jeśli ktoś jednak przeczyta i doceni, zostawiając komentarz – będę wdzięczna
Do końca opowieści zostały 3 rozdziały.
PIPER
Dzień, w którym wszystko zmierzało do całkowitego rozwiązania wszystkich problemów był właśnie dziś. Nie spodziewała się tego, bo zaczął się zupełnie zwyczajnie, tak jak każdy inny. Pobudka, rozmowa z Jasonem, śniadanie, treningi. Gdy akurat ćwiczyła z Clarisse na arenie, przyleciała do nich, blada jak ściana, Silena. Zginając się w pół, stanęła przy nich.
– Co się stało? – zaniepokojona Piper opuściła miecz.
– Żyjesz? – córka Aresa spojrzała na Silenę, mrużąc oczy.
– Bogowie… – wydyszała – Sami powinniście to zobaczyć.
– Ale co? – zapytała podejrzliwie Clarisse.
Córka Afrodyty wykonała nieokreślony gest w kierunku Wielkiego Domu i wzięła długi oddech.
– Percy, Annabeth, Nico i.. – zająknęła się – Nie wiem kto jeszcze.
– Chodźmy – rzuciła Piper, chwytając Silenę za rękę i pociągnęła za sobą.
Clarisse podążyła za nimi. Gdy dotarły na miejsce, zebrał się już dość spory tłum i Piper musiała użyć swojego magicznego głosu, by się przedostać. Gdy wreszcie im się udało, córka Afrodyty aż westchnęła z przerażenia. Pozostali obozowicze stworzyli bezpieczny okrąg, w odległości dwóch metrów od przybyłych. Za nimi stała trójka bogów, których Pipes pierwszy raz widziała na oczy. Nico wyglądał tragicznie – jakby przebiegł siedemdziesięciokilometrowy maraton. Leżał na plecach, praktycznie nieruchomo. Tylko lekko unosząca się klatka piersiowa, dawała znać o tym, że żyje. Koło niego siedział Percy, z miną pełną zaskoczenia, a w rękach trzymał lśniący zwój, który emanował czerwonym blaskiem. Annabeth rozglądała się uważnie dookoła i utkwiła wzrok w Silenie.
– Witajcie herosi – przywitała ich kolorowa kobieta, a zza jej nóg wyjrzał potężny wilk. – Przyprowadziliśmy Waszych bohaterów.
– Ot to, an marino – mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze, uśmiechnął się. – Czas na zebranie.
– Niech ktoś zajmie się synem Hadesa – oznajmił bezbarwnym głosem drugi mężczyzna, z czarną brodą i schował pod płaszcz zegarek, który ni stąd ni zowąd zmaterializował się w jego dłoni. – Przysłużył się dla misji.
Herosi stali jak słupy soli, a Piper sama czuła jakby paliły się jej przewody w mózgu. Co było nie tak? Czy było coś, o czym nie wiedzieli?
– No na co czekacie – zniecierpliwiła się bogini.
Wszyscy jakby otrząsnęli się z transu. Will i kilka innych osób rzuciło się ku Nico, a reszta zasypała pytaniami Percy’ego i Annabeth.
– Spokojnie – córka Ateny uniosła dłonie – odpowiemy na wszystkie wasze pytania, tylko dajcie nam chociaż usiąść gdzieś, gdzie są krzesła, a nie kawałek trawy.
Spojrzała w kierunku Pipes i uśmiechnęła się blado. Córkę Afrodyty uderzył umęczony wzrok przyjaciółki i dziwna pewność w jej oczach, jakby wiedziała co się wydarzy. Musiała po naradzie koniecznie z nią porozmawiać. Wszyscy grupowi zbierali się tuż przy Wielkim Domu, czekając najwyraźniej na Chejrona. Trzech bogów, podążyło w tamtym kierunku, a pozostała reszta uważnie obserwowała wydarzenia.
– Chodźmy – mruknęła Clarisse. – Chyba obowiązkowa narada.
– Nie muszę na niej być – zaprotestowała nagle Silena.
Obie spojrzały na nią ze zdumieniem.
– Nie musisz – odparła Piper – Ale twoja obecność na pewno będzie pożądana.
– Idźcie – machnęła ręką – Poczekam na was przed Wielkim Domem
Popatrzyły po sobie i wzruszyły ramionami. Grupowi zaczęli już wchodzić, więc szybko przyśpieszyły kroku.
Wszyscy usadowili się przy ogromnym stole. Dzieci Iris połączyły się z Obozem Jupiter. Piper odetchnęła z ulgą, widząc po drugiej stronie Jasona. Wyglądał na zmęczonego, ale uśmiechnął się na widok swojej dziewczyny i pomachał do niej. Skinął głową Percy’emu, który również odwzajemnił pozdrowienie. Nie puszczał pergaminu ani na chwilę. Wszyscy byli zaaferowani i podnieceni. Wreszcie do czegoś doszli. Chejron powoli wjechał na wózku i rozejrzał się po herosach. Zapanowała cisza pełna napięcia i wyczekiwania.
– Po tylu dniach – zaczął donośnym głosem – naszym dzielnym półbogom udało się zdobyć to, po co zostali wysłani!
Wszyscy gromko podnieśli wiwaty, tupocząc przy tym głośno. Centaur uniósł dłoń, uciszając towarzystwo.
– Zostały nam trzy dni na dokończenie przepowiedni. Dotychczas udało nam się uwolnić Hadesa, uzyskać potrzebne informacje i zdobyć Manuskrypt – wszyscy wstrzymali oddech. – Teraz czas na ostatni krok. Na odczytanie Baśni i pokonanie Tartara.
Po sali rozniosły się szepty. Piper poczuła ucisk w klatce piersiowej i przypomniała sobie sen z Luckiem Castellanem. „Oni już są martwi. Czas na nową erę.”
Przypomniała sobie też ostatnią rozmowę z Rachel. „Co się stanie jeśli im się nie uda?” – zapytała wtedy z lękiem. Wyrocznia spojrzała na nią ze smutkiem w oczach. „Wtedy Luke będzie naszym najmniejszym zmartwieniem.” Co jeśli Annabeth i Percy nie pokonają Tartara? Jak uciekną z otchłani? Kogoś najwyraźniej męczyło to samo pytanie, ale odważył się je zadać. Był to Tytus, który poprzez tęczę przysłuchiwał się Chejronowi.
– Nawet jeśli pokonają Tartara… w jaki sposób wydostaną się na powierzchnię?
Wszyscy wydali z siebie syki niezadowolenia. Piper dostrzegła jak twarz Annabeth blednie, a Rachel mocniej splata palce. Co one wiedziały? Chejron westchnął.
– Szansa jest tylko jedna – oznajmił i spojrzał na Percy’ego. – Musicie ją wykorzystać najlepiej jak się da.
– Co to znaczy? – Mina wychyliła się zza pleców dzieci Hypnosa. – Co oznacza, że mają jedną szansę? To nie jest odpowiedź na pytanie.
Oczy Percy’ego zwęziły się.
– Jeszcze tu jesteś? Myślałem, że wrzucili się do otchłani, do twoich pobratymców.
– Percy! – Annabeth wyglądała na przerażoną.
– To pozostaje w kwestii tych, co będą wypełniać misję – oznajmiła ze spokojem Reyna, bawiąc się sztyletem. – Skoro pozostały nam trzy dni powinniśmy się pośpieszyć.
– Owszem – zgodził się Chejron.
– Na powierzchnię wychodzą ci, którzy powinni być martwi – córka Plutona po raz pierwszy zabrała głos. Wzrok wszystkich skierował się na nią. – Dziwię się tylko dlaczego tak mało ich widać.
– Gromadzą się – mruknął Malcolm – Poza obozem. Przyjaciele i wrogowie. Nie odważą się teraz wkroczyć – podniósł wzrok i rozejrzał się. – Być może już wszyscy ulegli Lukowi.
– Luke nie chce wskrzesić Tartara – oznajmiła nagle Mina – On chce go wykorzystać aby wskrzesić Kronosa.
– Co?! – starsi obozowicze wlepili w nią pełen niedowierzania wzrok.
– Skąd to podejrzenie? – zapytała ostro Clarisse.
– To niemożliwe – dodał Percy wrogo. – Kronos został unicestwiony na drobny pył.
Piper nie wtrącała się. Wiedziała, że to tematy tych, którzy po stronie greckiej walczyli pod Manhattanem. Chejron tarł brodę, najwyraźniej myśląc.
– Skąd o tym wiesz? – zapytał ze spokojem, a wszyscy umilkli.
Córka Posejdona nabrała powietrza i przez moment najwyraźniej zbierała się na odwagę. Potem w końcu wydusiła:
– Ponieważ przez dłuższy czas służyłam mu. To ja napadłam na Annabeth Chase jeszcze przed wyruszeniem na misję i wtedy w Tartarze moim celem nie był Percy – na jej twarzy odbił się ból. – To miała być Annabeth.
Jej brat zerwał się na równe nogi, a woda nagle eksplodowała. Ryknął z potężną furią. Thalia Grace nagle wynurzyła się z cienia i jednym ruchem podcięła Percy’ego który wylądował na ziemi. Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać i powstał harmider. Córka Afrodyty nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Mina stała, krzywiąc się, ale nie wykonała żadnego ruchu. W końcu zamieszanie ustało.
– A więc to byłaś ty – Mark wlepił w nią zdumione spojrzenie. Rzymianin potarł szyję. – Te dwa nakłucia długo nie chciały zejść. Teraz już rozumiem.
– Dlaczego? – córka Zeusa wycelowała włócznię z Wood, która nawet nie cofnęła się. – Dlaczego.
– Kazał mi ją zabić. Uważał, że w tylko ten sposób można osłabić Percy’ego, a przez to obóz.
Syn Posejdona, trzymany mocno przez łowczynie, szarpnął się z furią w oczach.
– Potwór! – wycedził. – Zabiję cię własnoręcznie!
– Dlaczego zmieniłaś zdanie? – Reyna przechyliła głowę lekko w bok. – I skąd mamy wiedzieć, że teraz możemy ci zaufać?
– Nie możecie – uśmiechnęła się ponuro – Ale jestem waszą ostatnią deską ratunku. Tylko ja wiem co knuje Luke. Gdyby tylko się nie udało Percy’emu i Annabeth, wkroczyłby do obozu na czele swojej prywatnej armii. Kluczem do naszego zwycięstwa jest Annabeth.
– Wiesz więcej niż mówisz – Rachel poruszyła się i spojrzała niepewnie na córkę Ateny, która beznamiętnie wpatrywała się w swoją niedoszłą oprawczynię – Ale w jednym masz rację, tutaj wybór należy do Annabeth.
– Co to znaczy? – syn Posejdona szarpnął się. – Co to oznacza?!
Chejron spojrzał na niego ze współczuciem.
– Na wszystko przyjdzie czas.
– Teraz niech herosi odczytają Baśń – oznajmiła kolorowa bogini, która stała w milczeniu ze swoimi kompanami niedaleko wyjścia. – Jutro muszą ruszać.
– Phonoi – centaur spojrzał na boginię. – Dawno nie widziałem, abyś się angażowała, ale skoro już tu jesteście, to wierzę, że ścieżka, którą poprowadziliście Percy’ego i Annabeth skończy się zwycięstwem.
– Olimpijczycy są zbyt przerażeni by działać – Czarnobrody uśmiechnął się ze satysfakcją. – To też punkt dla nas. Wykorzystamy szansę najlepiej jak potrafimy.
– Jesteście bogami? – Dakota, który siedział koło Reyny na krześle, otarł usta rękawem. – Dlaczego nic o was nie wiemy?
– An marino! – oburzył się drugi bóg. – Nie każdy ma manię megalomanii, chłopcze.
Dakota mruknął coś pod nosem, po czym dodał głośniej:
– Oczywiście, przepraszam.
– Ktoś zgłasza jakieś wolne wnioski? – Chejron rozejrzał się po zgromadzeniu. – Nie? W takim razie zamykam naradę.
Wszyscy wstali, z mieszanymi uczuciami – gniewem, niepokojem, strachem. Piper nie ruszyła się z miejsca, widząc, że jej przyjaciółka też nie ma takiego zamiaru. Łowczynie wyprowadziły Percy’ego, ciągnąc go za Thalią. Rachel pozbierała swoje rysunki i skinęła głową na pożegnanie. W końcu, gdy zostały same, Piper usiadła koło Ann. Córka Ateny była blada i wyraźnie zmęczona. Nawet nie podniosła wzroku, aby na nią spojrzeć.
– Hej – uśmiechnęła się blado.
– Hej – chwyciła jej dłoń i ścisnęła. – Jak się masz?
– Nie najgorzej – odparła, z trudem patrzyła jej w oczy.
– O co chodzi? Widziałam jak patrzycie na siebie z Rachel i Chejronem. Tak jakbyście wiedziały więcej, ale nic nie mówicie.
Dopiero wtedy, Ann, podniosła głowę i Piper zobaczyła na twarzy przyjaciółki cieknące łzy.
– Och, Pipes – załkała.
Objęła ją i długo pocieszała. Gdy Annabeth wreszcie zaczęła mówić, córka Afrodyty czuła jak wzrasta jej przerażenie i smutek. Po jej głowie odbijało się jedno pytanie. „Kto za to wszystko zapłaci?” I pełen smutku głos Rachel. „Ktoś na pewno, Pipes. Ktoś na pewno.” Teraz już doskonale wiedziała kto.
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.