Miałam to jeszcze rozwinąć, ale skoro takie pustki… No, cóż mam nadzieję, że nie wypali wam oczu…
—
– Amorki
Dziewczynka nie sprawiała wrażenia groźnej tylko na pierwszy rzut oka. Była ostra i surowa. Nienawidziłam jej. Jeden zły ruch i nie dostajesz kolacji. Najbardziej odczuł to oczywiście Eddie, który wtedy kradł jedzenie z talerza Noela.
Ćwiczyłam właśnie na jednej z lekcji. Masakra. Inaczej się tego nie da określić. Ćwiczyliśmy parami, bo było nas dwunastu. Ja z Samem (no niestety), Alison z Ethanem, Dimitri z Carmen, Stacie z Gabe’m, Nick z Piper (jak się okazało była półboskim dzieckiem Gai!) i Noel z Eddie’m.
Kazała nam trenować walki z mieczami i włóczniami. Tak więc ja wzięłam miecz, a mój partner włócznię.
Wykonał krótkie pchnięcie prosto w mój brzuch. Zablokowałam cios mieczem i odepchnęłam jego broń. Zamachnęłam się ostrzem nad jego szyją, a on odparł uderzenie drzewcem włóczni.
Miałam dość tej najprostrzej taktyki. Zadajesz ciosy, parujesz ciosy. Rutyna. O takich rzeczach nawet Gai przez myśl nie przeszło wspominać. To podstawa. Wpadłam na pomysł, żeby go zmęczyć. Unikałam więc jego uderzeń. Jednak w końcu popełniłam błąd. Nie doceniłam przeciwnika.
Zablokowałam grot włóczni mieczem. Mój rywal drugim końcem podciął mi nogi. Upadłam i poczułam coś ostrego na szyi.
Dyszałam cieżko, a w mojej głowie słyszałam kilka niepochlebnych słów od tego głosu. Tak, nadal nie mogę rozgryść kto to jest.
Bezużyteczna jest ta twoja umiejętność walki, darł się niemiłosiernie. Tfu, to nawet nie jest umiejętność, raczej jej brak.
Ten ktoś, który siedział w mojej głowie postanowił mnie ukarać. Poczułam ból rozlewający się po całym ciele, jakby żywcem zdzierali ze mnie skórę. Każdy nerw mojego ciała płonął. Zamknęłam oczy z nadzieją, że gdy znów je otworzę to zdam sobie sprawę, że to tylko sen. Otworzyłam je z powrotem, ale gehenna tylko się wzmocniła. Zacisnęłam zęby, by nie krzyczeć, pięści by nie tarzać się w agonii po podłodze.
Ból pochodził od serca. To tam był najsilniejszy. Niczym ogień zwiększał lub zmniejszał swoją moc. Tak samo jak on zaraźliwy. Płonęłam cała, choć nie było w pobliżu ognia. Moja świadomość i trzeźwość stanęła gdzieś na uboczu i zaczęłam wyć. Z cierpienia, z przegranej, nie tylko tej w walce, ale tej w życiu. Każdy oddech i najmniejszy ruch bolał bardziej niż gdyby przebili moje serce. Teraz to było marzenie. Niech skończą ze mną, niech pozwolą mi odejść z tego świata.
Wszystko ustało tak nagle jak się zaczęło.
Następnym razem zaboli dwa razy mocniej. Staraj się i wiedz, że jestem też w ich głowach, syknął i zamilkł.
Oddychałam ciężko. Patrzyłam w sufit próbując się uspokoić. Świat według mojego postrzegania jeszcze wirował. Nie mogłam poruszyć żadną kończyną. Nawet powieki nie chciały mnie słuchać. Dłońmi próbowałam złapać ziemię, żeby mieć pewność, że to nie sen.
Powoli otrząsałam się z szoku. Ten gość jest straszny. I jak to jest też w ich głowach? Czy to znaczy, że dręczy też moich nowych przyjaciół. Polubiłam ich. I to bardzo. Teraz to oni byli moją rodziną. Nie mam pojęcia co to mogło znaczyć, ale chyba najwyższy czas powiedzieć o tym Gai. Lecz nie tutaj i nie przy świadkach.
– Nic ci nie jest? – usłyszałam głos Sama.
Nie sądzę, by się tym przejmował. Przecież on to ten zły. Poza tym jakoś wcześniej nie przeszkadzało mu co robię.
– A obchodzi cię to? – warknęłam wstając.
Ciężko mi było utrzymać równowagę, ale jakoś dałam radę. Zrobiłam kilka kroków w tył przez co musiałam wyglądać jak pijana. Rozłożyłam ręce i potrząsnęłam głową.
Podbiegła do mnie Ali i pomogła mi trzymać się na nogach. Byłam jej wdzięczna za tę pomoc.
– Sam, coś ty jej zrobił! – wydarła się.
Lubię w niej to, że dla przyjaciół pobiłaby samego Tartarusa, który zresztą czasem nas odwiedzał. Nie były to przyjemne rozmowy, typu:
„- Ostatnio giganci próbowali mnie przekupić”
Albo
„– A ten smok nie daje mi spać!”
Tortura. Ten gość nie ma życia!
– To nie jego wina, nie jest aż tak dobry – zaprzeczyłam. – To on.
Ostatnie słowo wypowiedziałam dobitnie wiedząc, że zajarzą o co chodzi. No, przynajmniej taką miałam nadzieję.
Wszyscy nagle przerwali trening. Spojrzeli na mnie ze strachem. Widziałam to w ich oczach, jednak próbowali to ukryć pod maskami zaskoczenia.
– Co?! – zapytał Sam mocno wnerwiony. – Ten staruch miał czelność opętać jeszcze ją?
Interesujące, pomyślałam. Aż tak bardzo mu zależy? Dobra, kto mu zapłacił? Kto go zaszantażował? No dalej, przyznać się!
– To ty wiesz kto to jest? – spytałam podekscytowana.
Spojrzeli na mnie z powątpiewaniem.
– Wiemy tyle, że każdy z nas ma w sobie jego cząstkę – zdradził Nick. – Chce dzięki nam powstać jak kiedyś Kronos.
Zaczęło mi się to wydawać jeszcze bardziej podejrzane. Podzielił swoją duszę na dwanaście części. Po co? I dlaczego naraził się na to, że wraz z nami umrze jego cząstka. Podobnie jak Voldemort, a my to kto Haryy Potter? Bardzo oryginalne zagranie.
Reasumując. Jeśli zginiemy, zachorujemy lub odniesiemy poważniejsze rany on też to odczuje. To może być przydatne. Problem jest jeden, jak zmusić jedenaście osób do współpracy. To jest dopiero wyzwanie. Prosić przyjaciół by się zranili lub co gorsza zginęli. Życie za życie. Nienawidzę tego, to nie po ludzku. Poza tym to okrutny i sadystyczne. Ktoś musi zginąć, ale jednocześnie musi zginąć ktoś inny. Dlaczego nie ma śmierć za śmierć… albo nie, to też jest okrutne?
– Tyle, że ten ktosiek jest ze sto razy potężniejszy i nie potrzebuje naszych ciał. Dzięki temu, że żyjemy i stajemy się coraz lepsi będzie mógł z nas wyjść z jeszcze większą siłą. Pobiera naszą siłę życiową – dodała Carmen. – Jeśli uzna, że czas by się ujawnić, a my nie będziemy silni bez niego… zginiemy.
Zabrakło mi słów. To było za wiele, a jednocześnie za mało.
– Chce powstać tak… – mruknęłam do siebie. – Pamiętacie może jaki bóg, tytan lub ktoś inny poległ? To może być wskazówka. Zapytajmy Gaję! Przecież na pewno go pamięta!
W oczach Stacie rozbłysła nadzieja.
– Możemy spróbować, ale pewności nie ma.
Nagle dziewczyny zaczęły piszczeć, łapiąc się za głowy. Ja nie krzyczałam, patrzyłam jakby z góry. Czułam ból przeszywający moja czaszkę, jakby ktoś wtykał w nią rozgrzany do czerwoności pręt. Wsadzał i wyciągał, wsadzał i wyciągał, i tak cały czas. Trzęsłam się, bo ktoś przejmował kontrolę nad moim ciałem. Chciał mną zawładnąć.
Chłopaki sięgnęli po broń i wycelowali w siebie nawzajem.
– Moja obecność jest tajemnicą – wycharczal głos z nieba. – Nie pójdziecie z tym do Gai, jeśli wam miłe życie waszych śmiertelnych rodziców. Jestem wami, a wy jesteście mną. Co wybieracie, życie? Czy śmierć?
I odezwał się tylko w mojej głowie :
Twój ojciec służy mi pod groźbą twojej śmierci. Więc tobie nie mogę zagrozić jego śmiercią… Hmm… Jak chcesz, żeby ten chłopak żył będziesz mnie słuchać.
Nie mam pojęcia co mu przyszło do głowy, żeby szantażować mnie Samem.
A zabij go sobie, mruknęłam w myślach. Nie zależy mi na jego życiu.
Zaśmiał się kpiąco i chyba wbił mi w mózg kilka tysięcy szpilek.
Więc on zginie. Może nie dziś i nie jutro, ale właśnie dopełniłaś jego los.
W tym momencie upadłabym na podłogę, gdyby Sam mnie nie złapał. Słowa tego kolesia były za ciężkie dla mojego umysłu. Mój mały móżdżek tego nie ogarniał.
– Sorka – mruknęłam do niego i straciłam świadomość.
***
Mój ojciec służył u niego. I to dlatego, że jak tego nie zrobi on go zabije. Muszę go stamtąd wydostać. Nie wiem jak, ale to zrobię. Nie pozwolę, by on go szantażawał.
– Co jej się stało – poznałam zaniepokojony głos Nyks.
– Ona… – zaczęła Carmen, ale Sam jej przerwał.
– Przewróciła się i uderzyła w głowę – rzucił beznamiętnym tonem.
Byłam mu wdzięczna za to, że chociaż jemu zależało na naszych śmiertelnych rodzicach.
Może owszem nie znam ojca, ale wiem, że gdzieś tam jest, i że żyje. Być może kiedyś go spotkam. Nadzieja matką głupich, ale ja jestem głupia. Nadzieja to ostatnie co pozostaje bezsilnemu człowiekowi. Zawsze jest szansa, nawet jedna na milion, że się uda. Nie wiesz czy dziś, czy jutro, czy nigdy spełni się oczekiwanie. Możliwe, że ktoś jest tak okrutny, że nie ma nadziei. Czeka tylko na śmierć. Na słodką śmierć, która uwolni go od cierpienia, od tego dwulicowego świata, który nie zna sprawiedliwości.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam wszystkich nade mną.
– Dajmy jej trochę powietrza – powiedziała Piper i wyszli.
Tylko Sam został i patrzył na mnie wyczekująco. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co mu chodzi.
– Za co mnie przepraszałaś? – zapytał patrząc na mnie podejrzliwie.
Powiedzieć mu o tym, że zginie? Nie, pobawię się jeszcze trochę. Chcę zobaczyć jego reakcję na wiadomość o tym, że zginie. Czy naprawdę jestem aż taka bezduszna? Tak, zdecydowanie. Z chęcią popatrzę jak ginie.
– Nie wiem o co ci chodzi – powiedziałam wymijająco.
Rzucił mi spojrzenie mówiące: „Serio?!”
O, oł. Przejrzał mnie! Myśl, co robić, co robić! No dalej wysil te dwie szare komórki.
– Przestań kłamać, co?
Mówić, czy nie mówić oto jest pytanie. I to Hamlet myśli, że wie co to życie. Phi, też mi coś.
Patrzył mi w oczy przez co nie mogłam się skupić. Potrząsnełam głową i wstałam. Stanęłam do niego tyłem i wpatrywałam się w ścianę.
– Nie kłamię! – wydarłam się.
Poczułam jego dłonie na swoich ramionach. Odwrócił mnie do siebie przodem.
– Nie ściemniaj – warknął. – On sam mi powiedział, że o czymś rozmawialiście.
Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na niego wyniośle. Niech się domyśla…
– Błagam, dziewczyno! On mnie zaraził jakąś śmiertelną chorobą – powiedział niemal błagalnie.
Wybałuszyłam oczy. Aż tak szybko? Ma gościu talent, nie ma co. W dwie godziny, czy mniej… Wow, tylko podziwiać.
– On… on… Co zrobił?!
Pokręcił głową i skierował się w stronę wyjścia. Dlaczego tak bardzo nie chciałam, żeby wyszedł? Może dlatego, że chciałam widzieć jego minę jak mu powiem co zrobiłam? Tiaaa, pewnie dlatego.
– Czekaj, on mnie… szantażował – wyznałam.
Odwrócił się i spojrzał na mnie gniewnie. Chyba zauważyłam łzę na jego policzku. Nie, to nie może być łza. On by płakał? A jednak…
– Więc co zrobiłaś? Ha? – krzyknął.
Uśmiechnęłam się złowieszczo i wzruszyłam ramionami. Ta lekkość następnych czynności była absurdalna. Nigdy nie byłam taka okrutna. Nawet jak miałam ciężki okres (długa historia)
– Wydałam na ciebie wyrok śmierci.
Byłam zszokowana radosnym tonem, jakim przemówiłam.
Zazgrzytał zębami i urosły mu skrzydła. Poruszył nimi, powstał przez to tak duży podmuch, że odleciałam na ścianę. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz na spotkanie z twardą powierzchnią. Przestałam czuć na chwilę własne ciało. Jakby należało do kogoś obcego.
Spadłam i splunęłam krwią. Oparłam się na rękach, które cały czas się trzęsły. Czekałam, aż zacznę widzieć narmalnie.Wstałam chwiejnie, podeszłam do niego i przywaliłam mu pięścią w twarz. Przewrócił się, a skrzydła zniknęły. Zakaszlał i otarł pięścią strużkę krwi.
– Nie uderzę dziewczyny – mruknął.
Nie wiedział z kim igra. Bomba tyka.
Trzy.
Czy on uważa, że ponieważ jestem dziewczyną jestem za delikatna?
Dwa.
Jak ja mu pokażę słabą dziewczynę to się nie pozbiera. Szowinistyczna świnia. Jak śmie w ogóle tak mówić.
Jeden.
Stanęłam nad nim i już chciałam mu dowalić bardziej, kiedy drzwi do mojego pokoju się otworzyły.
Nie spojrzałam nawet kto tam wszedł. Patrzyłam z nienawiścią w oczy Sama. Krew leciała mu z nosa, ale jego spojrzenie ciskało pioruny.
– Co wy wyprawiacie – wykrzyknęła Piper.
– Pipes, wyluzuj! Niech mu przywali – dopingował Noel.
Sam kopnął mnie w brzuch, a ja upadłam na plecy. Podniosłam się i rzuciłam na niego. Tarzaliśmy się po podłodzę okładając się pięściami. Trwało to chwilę dopóki nie odciągnął mnie Ethan.
Wyrywałam mu się, ale trzymał mnie mocno.
– Puszczaj mnie! Zabiję debila! – darłam się.
– Co?! Już mnie zabiłaś! – warknął.
Zaśmiałam się i odrzuciłam głowę do tyłu. Czułam jak robi się cieplej. Pięć stopni więcej, dziesięć…
Ethan mnie puścił. Huhając sobie na dłonie.
– Au! Parzysz!
Uśmiechnęłam się. Wytworzyłam kulę światła i cisnęłam w Sama.
Wyciągnął rękę i kula się rozpadła. Wokół niego pojawiła się mgła i pełzła ku mnie. Kiedy dotarła na wysokość mojej twarzy zaczęłam się dusić. Jakby ona była tlenem, tylko zatrutym. Moje płuca w dwie sekundy zapełniły się trucizną. Złapałam się za gardło. W głowie zaczęło mi się kręcić.
Właśnie w tym momencie wpadła zagniewana Nyks. Jej oczy były pełne nienawiści. Niemal widziałam jak na czole pulsuje jej żyłka.
– Wy dwoje! – wskazała na mnie i Sama. – Za mną!
Wystawiłam do niego środkowy palec i ruszyłam za mamą.
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.