Jak zapewne wiecie już 9 maja premierę będzie miała książka poświęcona Nico di Angelo – Słońce i Gwiazda.
Już teraz możecie przeczytać jej pierwszy rozdział. ⤵⤵⤵
Nico stał przed najtrudniejszą decyzją w życiu i nie miał wątpliwości – zaraz to zawali.
– Nie mogę – powiedział do Willa Solace’a, oszałamiająco pięknego syna Apollina. Choć Will znajdował się naprzeciw niego, Nico starał się patrzeć tylko na Austina Lake’a, przyrodniego brata Willa.
Austin chodził w tę i we w tę za plecami Solace’a, co sprawiało, że Nico denerwował się jeszcze bardziej.
– Przestań tak łazić – burknął. – Nie mogę się skupić.
– Przepraszam, chłopie – jęknął Austin. – Ale strasznie mnie to stresuje.
– Musisz wybrać – przypomniał Nicowi Will. – Takie są zasady.
Nico zmarszczył brwi.
– Jestem synem Hadesa – odparł. – Nie stosuję się do większości zasad.
– Ale na te się zgodziłeś – zwróciła mu uwagę Kayla Knowles, córka Apollina. Zakręciła wiśniowym lizakiem w ustach. – Nico di Angelo, czyżbyś był półbogiem bez honoru?
– Prawdę mówiąc, nie wydaje mi się, żeby wykonanie tego zadania wymagało jakiegokolwiek honoru – rzucił Austin, nadal chodząc po pokoju.
– Cicho! – mruknął Nico, przeczesując włosy palcami. A jeśli dokonał złego wyboru? Czy Will będzie nim rozczarowany?
Ale na twarzy Willa malowało się jedynie oczekiwanie – pogodne i pozytywne. Chłopak był otwarty na każdą decyzję Nica i nieważne, jak się to ostatecznie skończy – Will i tak będzie myślał o nim jak najlepiej.
Co takiego zrobiłem, żeby na niego zasłużyć – zastanawiał się Nico (często zadawał sobie to pytanie).
– Dobra, podjąłem decyzję – oznajmił głośno.
– Zaraz nie wytrzymam i wybuchnę – ostrzegł Austin.
– Ale wtedy świat się skończy. – W oczach Kayli malował się niepokój; opuściła dłoń z lizakiem. – To znaczy tym razem naprawdę.
– No więc – kontynuował Nico – gdybym miał wybierać…
– Tak? – podchwycił Will. – Tobyś wybrał…?
Nico wziął głęboki wdech.
– Dartha Vadera.
Will i Kayla jęknęli, ale Austin miał minę, jakby Nico właśnie podarował mu na urodziny ferrari.
– Facet! – wrzasnął. – Genialna odpowiedź!
– Beznadziejna odpowiedź! – sprzeciwiła się Kayla. – Jak ktoś mógłby wybrać Vadera, kiedy ma do dyspozycji Kylo Rena?
– Miałem nadzieję na kogoś mniej oklepanego – przyznał Will. – Na przykład generała Grievousa albo Drydena Vosa.
– Wstrzymaj konie! – obruszył się Nico. – Skończyłem oglądać te wszystkie filmy wczoraj! Ledwo pamiętam, co się działo w prequelach. – Umilkł na chwilę. – To prawdziwe postacie z Gwiezdnych wojen czy żartujesz?
– Nie próbuj odwracać naszej uwagi od mrocznej prawdy, Nico! – zawołała Kayla. – Darth Vader?! Poszedłbyś na randkę z Darthem Vaderem?! – Ugryzła lizaka. – Opuściła mnie cała radość życia, Nico. Calutka.
– Witaj w moim świecie. – Nico się uśmiechnął. Kątem oka zauważył grymas na twarzy Willa; ten skrzywił się tylko na ułamek sekundy, ale Nico i tak zdołał to dostrzec.
– To bezpieczna przestrzeń – napomniał ją Austin. – Zakaz oceniania odpowiedzi, pamiętasz?
– Wycofuję się z tego – burknęła Kayla. – To przestrzeń oceniania wszystkiego.
– Nic nie mówisz, Will – zauważył Nico. – Podejrzane jak na tutejszego fana Gwiezdnych wojen numer jeden.
– Zastanawiam się nad wszystkimi przyczynami, dla których mogłeś udzielić takiej odpowiedzi. Może i masz trochę racji…
– Ma tę moc. – Nico poważnie pokiwał głową.
– …i jest bardzo zdeterminowany – kontynuował Will. – Zawsze by dokładnie wiedział, gdzie pójść z tobą na randkę. Co do tego nie ma wątpliwości.
– A zdejmuje hełm do jedzenia? – zapytała Kayla.
– Wyobraź sobie… – Nico położył dłoń na sercu – …jak Darth Vader przy kolacji zdejmuje hełm, a potem spogląda ci nad stołem z uczuciem w oczy… Czysty romantyzm!
Will parsknął śmiechem, a potem uśmiechnął się w ten swój promienny sposób.
Dlaczego, och, dlaczego rozśmieszenie Willa wydawało się Nicowi tak wielkim sukcesem? Sam bardzo długo uważał się za osobę bez serca. W końcu był synem Hadesa. Miłość nie spotykała ludzi takich jak on. Potem jednak pojawił się… Will. Will, który potrafił stopić jego chłód jednym uśmiechem. Każdy by się domyślił, który bóg jest jego ojcem – promieniał taką energią i blaskiem… Czasem nawet dosłownie, jak się nieco wcześniej dowiedzieli w jaskiniach troglodytów. Will w każdym calu był synem Apollina.
Może ta gadka, jak to przeciwieństwa się przyciągają, miała w sobie odrobinę prawdy, bo Nico nie znał ani jednej osoby, która stanowiłaby jego większe przeciwieństwo. Mimo to niebawem upłynie rok, odkąd ze sobą chodzą. Nico miał prawdziwego chłopaka.
Nadal nie do końca wierzył, że to się dzieje naprawdę.
Cała grupa ruszyła dalej przez Obóz Herosów. W amfiteatrze nie palił się ogień. Może, skoro na Long Island zaczynało robić się zimno, Nico i Will zapalą wieczorem ognisko? Nikt nie biegł do zbrojowni ani do kuźni; nikt nie szedł do Jaskini Wyroczni. Domki były puste (poza domkami Hadesa i Apollina) – wyraźny znak, że lato się skończyło.
Nico nie chciał tego przyznawać na głos, ale będzie tęsknił… no, praktycznie za wszystkimi obozowiczami, choć czasem pełnienie funkcji grupowego bywało nużące. A przede wszystkim nie miał ochoty żegnać się z Kaylą i Austinem.
Kiedy przechodzili przez pole truskawek, Nico wyczuł u tych dwojga narastające napięcie. Podjęli wcześniej trudną decyzję w sprawie podróży i kiedy wszyscy czworo weszli na Wzgórze Herosów, Kayla i Austin zwolnili kroku.
– Może powinniśmy wybrać inaczej…? – mruknęła dziewczyna.
– Nico, jesteś pewien, że nic nam nie będzie? – zapytał Austin.
– No jasne – odparł Nico. – To znaczy… Nikt do tej pory nie umarł ani nic takiego.
– To wcale nie brzmi tak pocieszająco, jak ci się zdaje! – żachnęła się Kayla.
– Nic wam nie będzie. – Will położył dłoń na ramieniu Austina. – Słyszałem, że to burzliwe przeżycie i może trochę mdlić, ale dostaniecie się bezpiecznie do domu.
Dotarli na szczyt wzgórza, tam gdzie błyszczało Złote Runo zawieszone na dolnej gałęzi sosny. Na dole widać było drogę numer 3.141, obchodzącą łukiem wzgórze, wyznaczającą zewnętrzną granicę obozu; na jej żwirowej odnodze obok stosu skrzyń i toreb podróżnych stał Chejron, koordynator zajęć w Obozie Herosów. Końska połowa jego ciała lśniła jasno w popołudniowym słońcu.
– Tu jesteście! – zawołał centaur. – No, chodźcie!
Nikt nie pobiegł. Nico widział wyraźnie, że Kayli i Austinowi nie śpieszyło się do opuszczenia obozu. Większość pozostałych półbogów już wróciła do „normalnego” życia, poza… No, ale co było normalne dla kogoś takiego jak Nico?
Dramatyczne bitwy.
Nieustanne mierzenie się z ryzykiem klęski i śmierci.
Rozmowy ze zmarłymi.
Przepowiednie.
Głos z jego snów, który znów się nasilił, błagając o pomoc.
Dręczyły go też słowa Rachel Dare. Tylko on i Will słyszeli, co Wyrocznia przepowiedziała kilka tygodni wcześniej, i Nico nie wyjawił tego nikomu, nawet pozostałym grupowym. Dlaczego miałby to zrobić? Przepowiednia nie zawierała żadnych ostrzeżeń przed strasznymi niebezpieczeństwami dla Obozu Herosów. Światu nie grozili teraz – o ile wiedział – gniewni bogowie czy buntowniczy tytani. Nie trzeba było też martwić się wskrzeszonymi psychopatycznymi cesarzami rzymskimi.
Przepowiednia dotyczyła tylko tego samotnego głosu w jego snach, błagającego o pomoc.
Konkretnie o pomoc Nica.
– Satyrowie przynieśli wasze rzeczy – oznajmił Chejron, kiedy wszyscy czworo podeszli do niego. – Życzą wam szczęśliwej podróży.
– Te życzenia mogą nam się przydać – burknęła Kayla. – Chejronie, po prostu powiedz nam prawdę. Graje nas nie zabiją?
– Co?! Nie! – Spojrzał na nią osłupiały. – Przynajmniej dotąd nikogo jeszcze nie zabiły.
– I ty, i Nico, obaj to samo! – krzyknął Austin, podnosząc ręce. – Naprawdę uważacie, że można nam coś takiego powiedzieć?
Zmarszczki śmiechowe w kącikach oczu Chejrona zrobiły się jeszcze wyraźniejsze.
– Doprawdy, jesteście przecież półbogami. Nic wam nie będzie. Ale dajcie im na samym początku jazdy parę dodatkowych drachm. Słyszałem, że dzięki temu całe to doświadczenie może być mniej… intensywne.
Sięgnął do kieszeni łuczniczego kaftana, wyjął złotą monetę i rzucił ją na drogę.
– Zatrzymaj się, Rydwanie Potępienia!
Ledwo ucichł głos Chejrona, a taksówka stała przed nimi.
Nie podjechała powolutku ani z piskiem opon – po prostu nagle się pojawiła. Moneta zapadła się w jezdnię, wijące się smużki dymu uniosły się w powietrze, asfalt zafalował i jakby znikąd wyłonił się pojazd Graj. Wyglądał rzeczywiście jak taksówka, ale jego krawędzie drżały i rozmazywały się, jeśli się na niego patrzyło zbyt długo. Nico słyszał wiele opowieści o przygodach Percy’ego, Meg i Apollina z tym szczególnym środkiem transportu. Powtarzali mu wielokrotnie, że woleli nawet uprawiane przez niego podróżowanie cieniem od wyboistego, wzbudzającego wymioty koszmaru jazdy tym samochodem. Graje od dawien dawna nie znosiły półbogów, a obecnie patrzyły na każdego mieszkańca Obozu Herosów jak na potencjalnego bohatera do znienawidzenia.
Nico nie chciał tego przyznawać przed innymi, ale kilka razy miał do czynienia z siostrami i właściwie je lubił. Były drażliwe, trudne w obyciu, bardzo uparte, chaotyczne, ale w dziwny sposób można było na nich polegać. Otwarcie obnosiły się ze swoim mrokiem. Na litość Styksu, miały wspólnie tylko jedno oko! Jak Nico mógł ich nie lubić?
Kiedy uchyliły się tylne drzwi samochodu, siostry właśnie się kłóciły.
– Dokładnie wiem, co robię, Sekutnico – powiedziała starka siedząca na fotelu pasażera z przodu. Strąki szarych włosów opadały jej na twarz. – Czy kiedyś nie wiedziałam, co robię?
– Och, och! – zaskrzeczała Sekutnica siedząca pośrodku. – To ekskluzywne! Naprawdę ekskluzywna opinia, Nawałnico!
– Czy ty w ogóle wiesz, co znaczy słowo „ekskluzywne?” – zgrzytnęła Nawałnica.
Kobieta za kierownicą jęknęła teatralnie.
– Jesteście przedszkolakami czy co? Możecie przestać?
Nawałnica uniosła ręce i odezwała się, przedrzeźniając głos siostry za kierownicą (czego Nico w ogóle nie rozumiał, bo przecież wszystkie trzy miały taki sam głos):
– Och, mam na imię Wścieklica i jestem taaaaaka dorosła!
– Zeżrę oko – ostrzegła Wścieklica. – Naprawdę!
– Nie zrobisz tego – obruszyła się Sekutnica.
– Z solą, pieprzem i odrobiną papryki! – zagroziła Wścieklica. – Ależ tak!
– Cześć – odezwał się Austin, podnosząc futerał z saksofonem. – Mogłybyście może otworzyć bagażnik? Mamy trochę rzeczy.
Wszystkie trzy Graje odwróciły gwałtownie głowy w stronę chłopaka i odparły chórem:
– NIE!
Znowu zaczęły się kłócić, a wtedy Nico uznał, że to jego najulubieńsze istoty na świecie.
Rozumiał jednak Kaylę i Austina, którzy kiedy Chejron otwierał bagażnik, mieli miny tak przerażone, jak nigdy w ciągu ostatniego roku.
– Na pewno nie chcecie, żebym was przeniósł cieniem na Manhattan? – zapytał Nico.
– Nico… – westchnął Will – nie możesz traktować podróży cieniem jak zbiorkomu. Wyssie to z ciebie wszystkie siły.
– Nic się nie dzieje, Nico. – Głos Kayli brzmiał tak, jakby usiłowała za wszelką cenę przekonać sama siebie. – Nic nam nie będzie.
– Poza tym jedziemy w różne miejsca – dodał Austin. – Mama będzie czekać na mnie na Górnym Manhattanie. Dostałem się do szkoły w Harlemie i znalazła nam niedaleko mieszkanie!
– Czyli w dobrym miejscu – stwierdził Will. – I niedaleko stąd.
– W Harlemie jest tyle historycznych miejsc do odkrywania! – entuzjazmował się Austin. – Podobno znowu się otworzył jeden z klubów, w których grał Miles Davis!
Nico pokiwał głową bez przekonania. Nie miał pojęcia, kim był ten Davis. Stanowiło to jeden z minusów jego długiej nieobecności w świecie zwykłych ludzi.
– A ty, Kayla? – spytał Chejron, pakując jej łuk i resztę sprzętu do bagażnika.
– Wracam do Toronto – odparła. – Tata chciał, żebym przyjechała do domu, i rzeczywiście dawno go nie odwiedzałam. Szczerze, to nie mogę się doczekać. – Jej oczy zabłysły. – Zwłaszcza tego, jak mu pokażę, że jestem od niego lepsza w strzelaniu z łuku!
Austin spojrzał na Nica i Willa.
– Czyli… naprawdę tu zostajecie?
Nico miał nadzieję, że jego chłopak odpowie pierwszy. Słońce zachodzące za wzgórza podświetliło faliste jasne włosy Willa tak, jakby stanęły w płomieniach. Czy Will aby nie używał swojej mocy świecenia w ciemności…
Tak czy owak Nico czuł się trochę sfrustrowany. Dlaczego Will musiał być bez przerwy taki piękny?
– Chyba tak. – Will ujął jego dłoń. – Jesienią mama ruszy w trasę koncertową z okazji nowego albumu, a nie wiem, czy mam ochotę tłuc się po kraju z tyłu furgonetki.
– Brzmi fajnie – stwierdził Austin. – Ja mam nadzieję, że kiedyś dzięki mojej muzyce będę właśnie tak po-
dróżował.
Kayla skinęła głową.
– Ciekawe, jak by to było zwiedzać różne miejsca i nie martwić się jednocześnie, czy jakiś morderczo usposobiony posąg nie ma ochoty cię zabić.
– E, daj spokój – prychnął Nico. – Co by w tym było fajnego?
– Wsiadacie do auta? – warknęła Nawałnica. – Czy płacicie nam za słuchanie tych nudów?
Wychylona przez okno taksówki wyciągała ku nim otwartą dłoń. Austin dał jej trzy drachmy, przepłacając mocno, jak zasugerował Chejron. Nawałnica przyglądała się przez chwilę monetom – choć Nico nie miał pojęcia, jak to robiła, skoro za szarą grzywą włosów nie miała oczu – a potem odchrząknęła i wsunęła głowę z powrotem do wnętrza samochodu.
– Wsiadajcie – poleciła.
Po serii szybkich uścisków i cmoków w policzek Austin i Kayla zajęli tylne siedzenie taksówki, a Graje nadal kłóciły się w tle.
Kayla rozejrzała się po wnętrzu pojazdu.
– Wyruszaliśmy na gorsze przygody – powiedziała do Willa i Nica.
– Doprawdy? – burknął Austin.
– W każdym razie mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy – ciągnęła Kayla. – A wy dwaj nie wpakujcie się w żadne kłopoty!
Austin wychylił się obok Kayli przez okno z szelmowskim uśmiechem na twarzy i dodał:
– Ale gdyby jakieś kłopoty się pojawiły…
– To się dowiecie, obiecuję. – Will pomachał do nich.
– Wy też uważajcie na siebie! – rzucił Chejron.
– Ruszaj, Wścieklico! Jedź! – wrzasnęła Sekutnica. – Czy nie tym się zajmujesz? Doprawdy, po co w ogóle tam siedzisz, skoro nie potrafisz…
Reszta zdania rozpłynęła się w powietrzu, bo taksówka ruszyła gwałtownie naprzód i znikła w kłębie szarości.
O tak. Nico uwielbiał Graje.
– Czyli to wszyscy – odezwał się Will. – Bo zostali tylko oni, prawda?
– Owszem – przytaknął Chejron. – Poza częścią personelu, satyrami i driadami Obóz Herosów jest teraz w zasadzie… pusty.
W głosie starego centaura zabrzmiała nuta niepewności. O ile Nico pamiętał, odkąd zaczął przyjeżdżać do obozu, po raz pierwszy nie przebywali w nim żadni półbogowie. Oczywiście nie licząc jego i Willa.
– Dziwne to – stwierdził na głos. – Naprawdę dziwne.
– W ostatnich paru latach wiele się wydarzyło – powiedział w zadumie Chejron. – Rozumiem teraz lepiej niż kiedykolwiek, dlaczego obozowicze chcieliby wrócić do domu i spędzić czas z rodziną albo zobaczyć trochę świata.
– Pewnie tak… – mruknął Nico.
– A teraz, panowie… – Chejron strzepnął kurz z przodu kaftana. – …mam spotkanie z Kaliną i driadami na temat zgnilizny korzeni. Fascynująca sprawa, zapewniam. Widzimy się na kolacji?
Skinęli głowami i pomachali, kiedy Chejron puścił się galopem.
– No to… – zaczął Nico – co teraz robimy?
Will, nie puszczając jego dłoni, skierował się z powrotem na wzgórze.
– Cóż, nie mamy żadnych potworów do zabicia.
– E tam. Mógłbym wskrzesić armię szkieletów, żeby zatańczyła nam jakiś choreograficzny układ. Założę się, że dałbym radę nauczyć je Single Ladies, gdybyś chciał.
Will parsknął śmiechem.
– Nie mamy też żadnych rzymskich cesarzy do znalezienia i zdetronizowania.
– Brr! – Nico się wzdrygnął. – Nie przypominaj mi. Gdybym mógł przeżyć resztę życia, nie myśląc ani raz o Neronie, byłbym naprawdę szczęśliwy.
– Super żart – oznajmił Will, kiedy dotarli na szczyt.
– Co?
– Ty – wyjaśnił Will. – I szczęście.
Nico przewrócił oczami.
– Moja mała, zrzędliwa kulka mroku. – Will ukłuł go palcem w żebra.
– Ej, grubo! – Nico odskoczył. – Niech to nie wejdzie nam w zwyczaj.
– Czy już zapomniałeś, że byłem kiedyś, że cię zacytuję, twoją „serdeczną irytacją”?
– I nadal nią jesteś – odparował Nico, a Will rzucił się w pościg za nim na dół, z powrotem do obozu.
Nico pozwolił sobie na cieszenie się tą chwilą. Will miał rację – na horyzoncie nie rysowały się żadne niebezpieczeństwa. Żadnych wielkich złoli. Żadnych czyhających na nich zdradzieckich półbogów, żadnych przyczajonych potworów zamierzających zniszczyć Obóz Herosów.
Zaraz jednak złe przeczucie przeszyło Nica zimnym dreszczem. Ostrzegał go jego własny organizm. „Nie rozluźniaj się za bardzo – mówił. – On wciąż czeka na ciebie w Tartarze. A może zapomniałeś o nim jak wszyscy inni?”
Może te wakacje nie były jednak dobrym pomysłem. Jeśli Nico nie miał walczyć z jakimś okropnym potworem albo złoczyńcą, czym mógł usprawiedliwić to, że lekceważył ten ostrzegawczy głos?
Prawda zaś była taka: nie mógłby udawać, że nie słyszy tych ostrzeżeń, nawet gdyby chciał. Przez lata odwiedzało go tyle duchów… Bo umarli chcieli, by ich słyszano, a kto mógłby ich wysłuchać lepiej niż syn Hadesa?
Ale ten głos… nie należał do kogoś, kto odszedł. I Nico nigdy nie słyszał nikogo, kto by tak desperacko wzywał pomocy.
Kiedy więc, po odświeżeniu się u siebie, weszli z Willem do pawilonu jadalnego, Nico był przygaszony. Dziwnie się czuł w tym zwykle tak gwarnym miejscu. Teraz przy stołach siedziało tylko tu i tam kilka driad i harpii należących do obozowego personelu. Dyrektor obozu, Dionizos – Pan D., jak go wszyscy nazywali – rozpierał się przy głównym stole obok Chejrona, który jakimś cudem stawił się na kolację przed nimi. Byli tak pogrążeni w rozmowie, że prawie nie zwrócili uwagi na Willa, kiedy do nich zamachał.
Nawet satyrowie, którzy obsługiwali Nica i Willa, nie przejawiali specjalnego zadowolenia z ich obecności.
– Całe to miejsce wygląda jak moja dusza – zażartował Nico. – Wiesz, puste i mroczne.
Will przełknął kawałek kurczaka z kebabu.
– Nie jesteś pusty! – Wycelował szpikulec w Nica. – Ale zdecydowanie jesteś mroczny.
– Mroczny jak otchłanie Podziemia.
Will spuścił wzrok i skupił się na jedzeniu, jakby nigdy nie widział niczego ciekawszego.
– Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz – powiedział cicho Nico.
Will zdołał się uśmiechnąć – ze szczerym ciepłem, jak zwykle, bo w końcu był dosłownie promieniem słońca – i Nicowi od razu zmiękło serce.
– Ale możemy – odparł Will. – Tylko wolałbym nie teraz, Nico. Austin i Kayla dopiero wyjechali. W obozie jest spokojnie. Pogodnie. Cicho. Nacieszmy się tym, że mamy wolne, dobrze?
Nico skinął głową, ale nie wiedział, jak ma spełnić prośbę Willa. Kiedy w ogóle miał wcześniej wolne? Jeśli nie musiał stawiać czoła martwym cesarzom rzymskim, to do gry wkraczał jego ojciec. Albo Minos. Albo jego macocha Persefona. Tamten incydent rozegrał się lata temu, ale nadal miał jej za złe, że został zamieniony w dmuchawiec. Dmuchawiec! Co za obraza dla jego stylu!
Nie miał ochoty pamiętać też o innych rzeczach. Mroczniejszych. O duchach, które prawdopodobnie go będą odwiedzać. Nico zdusił to wszystko w sobie, zwinął w ponurą kulkę mroku głęboko w piersi. A potem rozciągnął usta w uśmiechu, słuchając, jak Will opowiada o wszystkim, co będą mogli robić jesienią, skoro zostają w obozie.
Nic się nie stanie. Wszystko będzie w porządku.
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.