Premiera Ostatniej opadłej gwiazdy zbliża się wielkimi krokami! By podgrzać atmosferę mamy dla Was tekst, który napisał w ramach wprowadzenia sam wujek Rick!
Przeczytajcie koniecznie!
Wprowadzenie
Dlaczego nikt nie opowiedział mi tego wcześniej?
Taka była moja pierwsza myśl, kiedy czytałem Ostatnią opadłą gwiazdę. Graci Kim w tak niesamowity sposób wplata koreańską mitologię we współczesny świat, że zastanawiam się teraz, jak do tej pory żyłem, nie mając pojęcia o tych wszystkich wspaniałych rzeczach. Okazuje się, że tuż pod naszymi nosami w Los Angeles istnieje cała społeczność koreańskich szamanów mających głębokie powiązania z Krainą Bogów. Tak się cieszę, że LA może się wreszcie poszczycić czymś więcej niż wejściem do podziemnego świata Hadesu.
Do którego z sześciu klanów obdarzonych chcielibyście należeć? Każdy jest niesamowity, każdy ma własnego boskiego patrona i szczególne moce. Ja chciałbym należeć do Miru – obrońców – ponieważ ich patronką jest Bogini Wodna Smoczyca, nie ma jednak mowy, żebym był taki szybki i silny. Dobry jestem w czytaniu i w historii, pasowałbym więc do klanu Horangi, ale jak się wkrótce przekonacie, nie cieszy się on obecnie najlepszą reputacją. Tak się składa, że uczeni Horangi zostali wygnani przez pozostałe pięć klanów. Co za pech.
Moim następnym wyborem byłby chyba klan Gumiho. Zawsze lubiłem Boginię Lisicę o Dziewięciu Ogonach. Zdolność do tworzenia iluzji mogłaby być naprawdę pomocna. Kiedy rano człowiek się śpieszy i nie ma czasu doprowadzić się do porządku, otoczyłby się urokiem i wyglądał jak trzeba! Motto ludzi z tego klanu brzmi: „Piękno i wpływy”. Myślę, że doskonale by się dogadali z dziećmi Afrodyty!
Bohaterka naszej opowieści, Riley Oh, nie jest pewna swojej przynależności. Jej rodzina należy do klanu Gom – szamańskich uzdrowicieli – i Riley bardzo by chciała w dniu swoich trzynastych urodzin dostać potwierdzenie, że jest szamanką uzdrowicielką, tak jak jej siostra, Hattie, wkrótce kończąca trzynaście lat. Niestety, Riley jest saram – urodziła się zupełnie bez magii. Została adoptowana, a jej biologiczni rodzice nie byli szamanami. Jej adopcyjni rodzice są na szczęście cudowni, ponadto Riley świetnie dogaduje się z siostrą. Mimo to strasznie trudno jest być w rodzinie jedyną osobą pozbawioną magii.
I oto Hattie wpada na doskonały pomysł. Podczas uroczystości inicjacyjnej rzuci zaklęcie, za którego pomocą użyczy połowy własnej mocy siostrze! Rzecz jasna takie zaklęcie jest zakazane. Będą musiały je wykraść z sejfu rodziców, a potem wypowiedzieć w świątyni przed obliczem rady starszych i całego zgromadzenia pięciu klanów. Co właściwie może pójść nie tak?
Hm… Chyba się domyślacie, jak to się potoczy.
Riley odkrywa, że jej przeszłość jest znacznie bardziej zagmatwana, niż sądziła. Próbując korzystać z mocy Hattie, wyzwala lawinę niezamierzonych konsekwencji i na światło dzienne wychodzi sekret, który miał być pogrzebany na wieki. Jeśli dziewczyna ma uratować rodzinę, szamańską społeczność i cały świat śmiertelników, musi szybko odkryć swoje prawdziwe moce oraz ustalić, komu może zaufać spośród śmiertelników, szamanów i bogów.
Muszę przyznać, że nie wywiązałem się z zadania, kiedy dostałem do recenzji niewydany tekst Graci. Zacząłem czytać i z miejsca dałem się wciągnąć. Byłem już w połowie powieści, gdy przypomniałem sobie: „O, jasne, miałem przecież robić poprawki recenzenckie”. Cofnąłem się więc, żeby zacząć od nowa z podejściem edytorskim, i znów dałem się wciągnąć historii. Jest aż tak dobra.
Zakochacie się w tym świecie od samego początku. Najlepszy przyjaciel Riley, Emmett, to taki gość, jakiego chce się mieć w drużynie. Uwielbia piec i przynosi ci pyszne smakołyki. Lubi ubierać zwierzęta w dziwne kostiumy. Twierdzi, że ma alergię na emocje, co tylko sprawia, że mam ochotę go mocno uściskać! Koniecznie musi się spotkać z Nikiem di Angelo i zjeść z nim furę ciasteczek. Hattie to wspaniała starsza siostra, łączy ją z Riley cudowna relacja, mimo że tak bardzo się różnią. Rodziny w szamańskich klanach wszystkie są pokręcone, pełne miłości i skomplikowane – jak prawdziwe rodziny! A wspomniałem już o jedzeniu? O. Moi. Bogowie. Frytki tornado. Tacos bulgogi. Sos kimchi. Maleńkie donuty. Wchodzę w to.
Skoro mowa o jedzeniu, pochłonąłem tę książkę o wiele za szybko. To jeden z minusów otrzymywania niewydanego
tekstu do recenzji, bo pożeram opowieść i czekam na ciąg dalszy, zanim jeszcze ukaże się książka. Mniam!
No i nareszcie mogę podzielić się nią z Wami! Wiem, że ją pokochacie. Kiedy skończycie czytać, skontaktujmy się i porównajmy, do którego klanu chcielibyśmy należeć i gdzie pragnęlibyśmy zjeść magiczny obiad przy następnej wizycie w LA!
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.