„- A może byśmy tak zaczęli reklamować na przykład adidasy?-zamyślił się Percy.-Może to wkurzyłoby Nike na tyle, żeby się pojawiła?
Leo zaśmiał się nerwowo. Może jednak on i Percy mieli jeszcze coś wspólnego – głupie poczucie humoru.
– Taa, założę się, że to byłoby całkowicie wbrew jej umowie sponsorskiej. TO NIE SĄ OFICJALNE BUTY IGRZYSK OLIMPIJSKICH! ZGINIECIE!
Hazel przewróciła oczami.
– Jesteście obaj niemożliwi.
Za plecami Leona grzmiący głos wstrząsnął ruinami:
ZGINIECIE!
Leo omal nie wyskoczył ze swojego pasa z narzędziami. Obrócił się… i dał sobie mentalnego kopniaka. Musiał przywołać Adidas, boginię niewłaściwej marki butów.”
” – Miałem mały krwotok z nosa i cała ziemia się obudziła? To nieuczciwe!”
„Ares poza tym nabawił się poważnej fobii w kwestii dzbanów.
Chyba wyślę mu jakiś ładny dzbanek na święta.”
„-Ej, wężu!
Pyton otworzył oczy.
– Czego chcesz?
– Zaśpiewać ci pieśń o tym, jaki jestem wspaniały!
– Och, proszę nie. Lepiej od razu mnie zabij.
– Okej! – Apollo wyciągnął łuk i wbił mu strzałę między oczy. Następnie odśpiewał pieśń o tym, jaki jest wspaniały.”
„Latona miała dwójkę ślicznych dzieci – chłopca nazwanego Apollinem i dziewczynkę imieniem Artemida. Urodzili się siódmego dnia siódmego miesiąca w siódmym miesiącu ciąży Latony, toteż ich świętą liczbą było trzynaście. (Żartowałem. To była siódemka).” (mój faworyt tak by the way)
„Tak się cieszę, ze tu jesteście – powiedziała Afrodyta. – nadchodzi wojna. Rozlew krwi jest nieunikniony. Można zrobić tylko jedno.
– Och… ale co? – zapytała Annabeth.
– Co? Oczywiście napić się herbaty i pogawędzić. Chodźcie!”
„- Ale kim ty jesteś?
– Percy… – zacząłem. W tym samym momencie szkielety się obróciły. – Muszę biec!
– Co za dziwaczne nazwisko. Percy Muszebiec.”
„Percy: – Cześć, jak leci?
Annabeth: – Och, nie dzięki.
Percy: – No dobra… ale jadłaś coś dzisiaj?
Annabeth: – Chyba Leo ma teraz wachtę. Zapytaj jego.
Percy: – No tak, mówił dziad do obrazu.
Annabeth: – Dobra. Za chwilę.”
„- Jaki problem? – zapytała Piper.
– Szuka jednego kolesia z naszego obozu, który wsiąkł gdzieś trzy dni temu. Świruje z niepokoju. Miała nadzieje, że tu go odnajdzie.
– Kogo szuka? – spytał Jason.
– Swojego chłopaka. Nazywa się Percy Jackson.”
„Niestety Grover znał tylko dwie melodie: XII koncert fortepianowy Mozarta i Oops… I did it again Britney Spears. Obie na piszczałkach brzmialy okropnie.”
„Percy zajadał się wielką stertą niebieskich naleśników (o co mu chodzi z tym niebieskim jedzeniem?), podczas gdy Annabeth robiła mu wyrzuty za oblanie ich zbyt wielką ilością syropu.
– Utopiłeś je! – narzekała.
– Ej, jestem synem Posejdona – odparł. Nie mogę utonąć. Moje naleśniki też nie.”
„- Mgła Śmierci nie jest po to by komuś pomagać!- krzyknęła Achlys.- Pogrąża śmiertelników w udręce, kiedy ich dusze wędrują do Podziemia. To oddech samego Tartara, tchnienie śmierci, rozpaczy!
– To fantastyczne- powiedział Percy- Możemy to zamówić?”
„Kto może cię przekląć w chwili śmierci, mówiąc :Oby ci drgało prawe oko!.”
„Bardzo chciałbym móc powiedzieć, że w drodze na dół nachodziły mnie głębokie przemyślenia i doznawałem nagłych objawień, że pogodziłem się z własną śmiertelnością, śmiałem się śmierci w twarz itd.
A tak naprawdę to jak było? Naprawdę myślałem po prostu Aaaaaaaauuuuuuuaaaaaaa!”
„(…) prawdziwy świat jest tam, gdzie są potwory. Dopiero tam przekonujesz się, ile jesteś wart.”
„- Dobry pełzający gad – rzekł Frank, świadom, że ma w kieszeni na piersiach drewienko. – Dobry, trujący, rzygający ogniem gad.”
„Po pierwsze trzeba znaleźć faceta o imieniu Boreasz i zmusić go do udzielenia informacji…
– Boreasz? – zapytał Leo. – To bóg borowania?
Po drugie, ciągnął Jason, trzeba znaleźć te ventusy, które zaatakowały ich nad Wielkim Kanionem…
– Nie lepiej nazywać ich duchami burzy? – wtrącił Leo. – ‚Ventusy’ brzmi jak robaki jelitowe.”
„Powiedzieć, że Apopis był ogromny, to tak jakby rzec, że Tytanic nieco nabrał wody.”
„Potaknąłem, spoglądają na Rachel z podziwem.
– Uderzyłaś Króla Tytanów w oko niebieskim grzebieniem.
Dziewczyna miała głupią minę.
– Nie miałam nic innego.”
„- Mroczny – powiedziałem z ulgą, ale też lekkim poirytowaniem. – Jest środek nocy!
Pegaz prychnął: – Niezupełnie, szefie. Jest piąta rano. Czemu jeszcze nie śpisz?
– Ile razy mam ci powtarzać? Nie nazywaj mnie szefem.
Jak sobie życzysz szefie. Ty tu rządzisz. Jesteś moim ulubieńcem.”
„- […] Czuję się, jakbym mogła przebiec dziesięć mil.
Talia mrugnęła do Jasona.
– jest twarda jak na dziecię Afrodyty. Podoba mi się.
-Hej, ja też mogę przebiec dziesięć mil! – zgłosił się Leo. – Ja, twarde dziecię Hefajstosa.”
„Niestety Grover znał tylko dwie melodie: XII koncert fortepianowy Mozarta i Oops… I did it again Britney Spears. Obie na piszczałkach brzmiały okropnie.”
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.