Poprzedni tekst był trochę specyficzny, ale w miarę pisania dostałem dzikiego ataku weny i napisałem to jak napisałem, ale i tak kocham ten tworek. Tym razem coś trochę bardziej dopracowanego, ale nie jestem pewny, jak wyszło. Dedykuję to pierwszej osobie, która napisze komentarz!
Quickdroo
Oj dyna dyna,
Była sobie pewnego razu ta dziewczyna,
Słoneczny charakter( i to nie hiperbola),
Bo bohaterka nasza córką Apolla!
Oj danu danu,
Był sobie też taki chłopak pewnego razu,
Dziecko z piekła rodem, w sumie to niezła heca,
Bo facet był samotnym synem Hadesa!
Oj deno deno,
Był też tam inny chłopak razu pewnego,
Mocne ramię, mocna łapa, mocny, bo wiecie,
Chłopak mocny, no w końcu Hefajstosa dziecię!
Oj dony dony,
Miłosny trójkąt się nam taki utworzył,
Bo oni w niej, ona nie wiadomo, czy żywi
Jakąś miłość, ale i tak o nią walczyli.
Wiosna, Wiosna!
Dzieci Ateny wyciągają swe krosna;
Zieloność się przelewa przez ich giętkie palce;
Z nową porą żaden nie chwyci miecza w walce!
Wiosna, Wiosna!
Wśród Afrodyty dzieci pora miłosna!
Czas roztopić w Obozie serc zmarzniętych lody;
Romantyczność, czułość, miłość wraca do mody!
Wiosna, Wiosna!
I dla Hefajsta potomków bezlitosna!
Jakże tak siedzieć w kuźniach, gdy ten świat ożywa?
Budujcie parki, światła, niech ciemność rozrywa!
Wiosna, Wiosna!
Dla każdej osoby niemalże radosna!
Domek Apolla specjalnie na jej dzień pierwszy
Zagra koncert ze wszystkich koncertów najlepszy!
Wiosna, Wiosna!
Dla naszego syna Hadesa… żałosna.
Nie rozumie, dlaczego jest na nią szał taki;
Szybko minie, znowu zima, odlecą ptaki.
Apollo, Apollinie,
Córka Twa gra koncert, tyś wszystkiemu winien,
Bo i syn Hefajstosa, i syn zmarłych pana
Chce się przejść z nią po jej graniu do randkowania.
O Eris, o Eris,
Dlaczego musiałaś tę o kłótnię wzniecić?
Jedno dziewczę, dwa chłopięce serca, jak grecka
Tragedia, każdy wybór zły, otoczka kiepska.
Oj dini dini
I tak się ci dwaj herosi pokłócili,
Kto prześliczną Holly po koncercie zabierze
W randkę, tam wyznanie miłosne na spacerze.
„Słowa, Słowa,
Słowa”, krzyczał Szekspir, dlaczegoż ludzka głowa
Najdziwniejsze słowa, zdania z siebie wyrzuca
Nie myśląc nic wcześniej o ich brzemiennych skutkach?
„Słowa, Słowa,
Słowa”, krzyczał Szekspir, dlaczegoż ludzka mowa
Pozwala na te wybryki, chlapie ozorem
Nie bacząc ani trochę na to, co będzie potem?
Wiosna, Słowa,
Przed tym się syn Hadesa, Sid, nie uchował;
Wykrzyczał swemu rywalowi odwiecznemu
Pod jakim warunkiem pozwoli pójść z nią jemu:
„Wiosna, Wiosna,
Jeśli jakkolwiek powiem, że porę tę kocham,
Wielbię i czekam, wtedy, ale tylko wtedy
Będziesz ty mógł, Christopher, z Holly pójść, niestety.”
Fata, Fata,
Wy tu gracie rolę sędziego i kata!
Wiedzieliście, jak chłopak wiosny nienawidzi,
A i tak dałyście mu to rzec, czym się brzydzi.
„Spoko, Spoko,”
Powiedział Chris: „Będę miał na Ciebie oko
I do końca dnia jeszcze dopilnuję ciebie,
Żebyś to choćby siłą wnet wydusił z siebie.”
Miłości, Miłości,
Nie szukam, uwierz, w Tobie nieuczciwości,
Ale czy zakładanie się z kimś o dziewczynę
Nie wykracza trochę poza Twoja dziedzinę?
Miłości, Miłości,
Nie mam rymu, więc napiszę tutaj „ości”,
Ale czy to traktowanie nie jest przedmiotowe
I dla chłopaka w gruncie rzeczy obciachowe?
Miłości, Miłości,
Nie zasłużył na nią żaden z tych dwóch gości,
Ale czy wciąż ludzi obchodzą takie rzeczy
Żeby nie traktować innego jako rzeczy?
Zakłady, Zakłady,
Wiosna nadchodzi, a takie wciąż niełady;
Syn Hefajstosa odszedł w nieznanym kierunku
Zostawiając dziecko Hadesa we frasunku:
„Co robić, Co robić,
Przecież mogę niechcący sobie zaszkodzić
Jakimś słowem wymskniętym, lepiej gdzieś daleko
pójdę, żeby na mnie nie miał haka żadnego.
Lasy, Lasy!
Ucieczka może nie ma za wiele klasy,
Ale »Cel uświęca środki«, rzekł Machiavelli
Wrócę wtem, gdy usłyszę, że koncert zaczęli.”
Lasy, Lasy!
Poszedł Sid w te zieleniejące się masy,
By nikt go podstępnie jakoś nie wrobił w zdanie:
„Uwielbiam Wiosnę! Niech już ta Wiosna się stanie!”
Gęstwiny, Gęstwiny
Leśne mają to imię nie bez przyczyny;
Gdy już wyjdzie się za daleko w gęste krzaki
Mieszają się tam zmysłom wszelkie znane szlaki.
Gęstwiny, Gęstwiny,
Stracić się tam można łatwo z własnej winy.
Jeśli myślisz tylko o tym, by być daleko
Możesz się uznać śmiało za za
gu
bio
ne
go.
Fata, Fata!
Wy rządzicie początkiem i końcem świata!
I wy pozwoliłyście dziecku piekielności
Zgubić mu się w leśnej otchłani bezdenności!
Sidzie, Sidzie!
Gdybyś tylko drogę powrotną chciał widzieć
Nic by się nie stało, ale Ty w Twojej pysze
Nie potrafiłeś uznać, że nie wiesz, gdzie idziesz…
Dalej, Dalej,
Dalej więc brnąłeś w tę puszczę, czy szalej
Uderzył Ci do głowy? Naprawdę myślałeś,
Żeś jest niezniszczalny, że nic Ci się nie stanie?
Zgubiony, Zgubiony!
W końcu uznał heros los nieunikniony,
Że choć udało mu się odejść dość daleko
Nic nie wie o tym, z kierunku przybył jakiego…
Zgubiony, Zgubiony!
W dodatku nikt inny nie jest ostrzeżony
O tym, że do lasu poszedł na „krótki spacer”,
Chyba, że Chris, lecz on nie powie, głupi frajer.
Panika, Panika!
Co robić, gdzie iść, nic nie wie, słońce znika
Za horyzont, ciemno się robi, ciemno w lesie
Znaczy niebezpiecznie…
co to się tam tak niesie?
Dźwięk! Dźwięk!
Ależ w tym dźwięku zbawczym roznosi się wdzięk!
Wznosi się, , czasem milknie zupełnie;
opada
To szelest liści, takie miałbyś przeświadczenie!
Dźwięk! Dźwięk!
Na dźwięk tego dźwięku syn boga kompletnie zmiękł!
To koncha pewnie Chejronowska! Róg! Szukają
Go! A jak szukają, to cały las sprawdzają!
Christopher, Christopher!
On pewnie im powiedział, niby pantofel,
Ale nawet wroga w potrzebie nie zostawi,
Tylko powie, że: „Ej słuchajcie, Sid coś zanikł.”
Rany! Rany!
Taki z niego syn Hefajstosa kochany!
„Natomiast ja go obrażałem” – myśli chłopak.
(Nie wie wciąż, że nie tak ładna przyszłość go woła…)
Bliżej, Bliżej,
Bliżej tego dźwięku pójdę, tym mi milej!
Ale co to? Głos i znów się podnosi,
opada
To nie róg! To muzyka o swe miejsce prosi!
Muzyka! Muzyka?
Dlaczego mieliby wołać grą na skrzypkach?
Sid się zbliżał; już wyraźnie słyszał te struny
Szarpane, ton podniosły niczym dźwięków łuny.
Muzyka, Muzyka,
Skąd ją zna? Coś przypomina, to znów znika,
Lecz nie to ważne, ważniejsze właśnie nadeszło,
Że nikogo jego zniknięcie nie obeszło!
Nikogo, Nikogo!
To koncert, przyszli nań wszyscy, którzy mogą;
Nikt nie poszedł go szukać, nikt nie zadął w rogi!
Rzeczą, co go sprowadziła, był ten dźwięk srogi
Muzyki, Muzyki!
Los okrutny zasadził na niego wnyki!
To był ten koncert wiosenny Apolla domu,
Po którym miał zaprosić Holly po kryjomu.
Muzyka, Muzyka,
Muzyka go tu sprowadziła, nie wnikał,
Co tam grali, lecz dostrzegł od razu na scenie
Klejnot wszelkich dźwięków, tę Trojańską Helenę!
Holly, Holly!
Dzięki Tobie Sid się z lasu wygramolił!
Dzięki Twemu graniu, twej poezji muzycznej
Tak godnej najwyższych twórców sztuki klasycznej!
Dziecię, Dziecię!
Gdyby nie Ty, on wciąż błądziłby po lesie,
Ale Twa muzyka, Twe skrzypków słodkie granie
Sprowadziło go, ależ silne jest kochanie!
„Jestem, Jestem!”
Wyszedł chyżo heros teatralnym gestem,
Przerywając nagle te Olimpu godne dźwięki,
Skupiając na sobie spojrzeń zebranych pęki.
„Zagubiony, Zagubiony
W lesie byłem, ale oto powrócony
Jestem dzięki temu koncertowi pięknemu,
Nie przez was i to będę pamiętał każdemu!
Nikt, Nikt
Nie pomyślał: »Ej, czy gdzieś nam ten Sid nie znikł?«
Wszyscy tylko zwracacie uwagę na siebie
Nie martwiąc się, czy jakiś heros jest w potrzebie!
Holly, Holly!
Ona śliczna, jej śpiew śliczny mnie z niewoli
Lasu uwolnił, toteż tak się sprawa ima:
Kocham Holly! Kocham tę pieśń, jak się nazywa?”
Szok, Szok!
Na twarzy tam zebranych wcześniejszy brak trosk
Zmienił się w zdziwienie, ale po krótkiej chwili
Przeszedł w rozbawienie i „WIOSNA” oznajmili!
Wiosna, Wiosna!
Ach, Vivaldi, czegoś ty z porami dokonał
Roku, że wszystkich brzmienie złapałeś w fizyce
Dźwięku, żeś je jak w słoju zamknął w swej muzyce!
„Wiosna? WIOSNA!!!”
Nagle ktoś z tłumu wstał i głośno zawołał.
To był Chris! Ten Śmiertelny wróg Hadesa syna
Na jego twarzy triumfu zakwitła coś mina:
„Chwileczkę, Chwileczkę!
Krzyknął. Miałem dziś z tym oto małą sprzeczkę,
W której przyrzekł, że Holly na randkę mi odda,
Jeśli dzisiaj choć raz powie, że wiosnę kocha!
I powiedział, I powiedział!
Przed wszystkimi tutaj to ochoczo zeznał,
Bo przyznał, że pieśń kocha, skoro pieśni tytuł
»Wiosna«, kocha wiosnę, więc Holly moja mi tu!
Co się dzieje, Co się dzieje?
Wszyscy patrzą to na Chrisa, to na siebie
To na Sida, to na Holly i znów na Chrisa,
Któremu uśmiech ani na chwilę nie zwisa.
(„Choć sam jest zwisem” – myśli Sid)
Szok, Szok!
Skończył się szybko Sida wcześniejszy brak trosk!
„Nie, Nie!” – zawołał Sid, heros. „Nie, nie” – zawołał!
„Tak, tak!” – zawołał Chris, heros. „Tak, tak” – zawołał.
O Fata, O Fata!
To przez słowa taka nastąpiła strata
I przez głupie zakłady miłość ta oddana.
Czynami czucie dowiedź, mniej czczego gadania!
Bo gdy miłość pustymi słowami usłana
To oj dana dana…
Holly jednak nie była w ciemię bita. Zdała sobie sprawę, że raczej nie chce chłopaka, który tak śmiało zakłada się o nią z innymi, jakby była jego własnością, więc zwyczajnie odmówiła tej randki Chrisowi. I Sidowi też, bo spróbował później jeszcze raz. Cóż.
Znalazła sobie natomiast całkiem-całkiem chłopaka w postaci Eliota, nieuznanego dotąd herosa. Pisał nawet jakieś teksty (kilka pokazał jej siostrze, Laurze, ale ta jakoś nie chciała wspominać, o czym były), więc to dodatkowe punkty. Codziennie powtarzał jej, że załatwi dla niej tyle piesków i kotków, ile zapragnie, po czym autentycznie kupił Holly małe kociątko, co dziewczynie zupełnie wystarczyło.
Byli szczęśliwi razem, a to najważniejsze <3
Wygląda na to, że dedykacja jest dla mnie. Boże, to było urocze :’)