Cześć kochani – dawno mnie tu nie było i za to winić można tylko mnie Powracam z nieco odnowionym konceptem, wszystkie rozdziały są już napisane, więc będą tylko wrzucane. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał, to zachęcam do rozpoczęcia przygody i/lub odświeżenia pamięci tutaj: http://rickriordan.pl/author/olusia12365/page/4/
_ Annabeth _
ANNABETH
Tym razem nie pojawiła się w towarzystwie rozbrykanych amorków, ani w kremowej sukni. Nie patrzyła na nich z figlarnym uśmiechem. Po raz pierwszy na twarzy Afrodyty można było dostrzec napięcie i smutek. Miała na sobie prostą, czarną suknię, do kolan, z paskiem otaczającym jej talię. Włosy, zwykle spięte, teraz falami opadały na jej plecy.
– Herosi – przywitała się. – Słyszałam, że potrzebujecie pomocy.
– Cóż, na to wygląda – odparła chłodno Annabeth. Otrzepała swoje ubranie z trawy. – Chyba znowu musimy naprawić to, co zepsułaś.
– Być może – przytaknęła bogini. – Nic na to nie poradzę.
– Ale mogłabyś pomóc – mruknął Percy.
Nadal wyglądał blado i niespokojnie, a jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle.
– A więc spotkaliście Lajkosa. Nieszczęśnik – Afrodyta zamyśliła się. – Chciałam mu pomóc w tym cierpieniu, ale nie spodziewałam się aż takiego efektu. Broń zdolna powstrzymać starożytne bóstwa. Ale czy jest coś potężniejszego niż miłość? – po chwili spojrzała na nich już przytomniejszym wzrokiem. – Wybaczcie. Musicie odnaleźć jego ukochaną. Z tego co pamiętam, Gromowładny również uczynił ją nieśmiertelną, aby na zawsze mogła patrzeć na cierpienie swojego adoratora. A on na jej, z tego faktu, że nie może umrzeć.
Herosi wpatrywali się w nią uważnie.
– Ona gdzieś tu jest? – zapytała Annabeth
– W pobliżu – przytaknęła Afrodyta. – Gdzie ty, Gajusz, tam ja Gaja.
– Jak mamy ją przekonać by chciała Lajkosa? – Percy z powątpiewaniem spojrzał na boginię. – Według legendy nigdy go nie kochała.
– Według prawdy, którą ja znam, pokochała go równie mocno jak on ją, ale na swój sposób – odparła. – Musicie ją zapewnić, że nie ma złamanego serca. Że kolejne spotkanie ją nie zrani. Łączycie dwóch skłóconych ze sobą kochanków. Że warto wycierpieć dla dobra wszystkich – zatrzymała spojrzenie na Annabeth. – Prawda, córko Ateny?
Poruszyła się. Wiedziała o co chodzi bogini. Ciągle w głowie wibrowały jej słowa Rachel, z którą rozmawiała tuż przed wyjazdem. „Cały czas myślałam, że chodziło o niego, ale nie. Tu chodzi tylko i wyłącznie o ciebie, Annabeth. Gdyby on miał zostać, cierpiałabyś tylko ty, ale potem nie zrobiłabyś tego co konieczne. Gdy zostaniesz tam Ty, spełni się to, co dała nam Wyrocznia, a Percy ma możliwości dokonać tego, co powinno być zrobione, gdy wszystko się zakończy.” Była przerażona tymi słowami, nie wiedziała o co do końca chodzi, ale Rachel spojrzała na nią ciepło. „Mówię ci tyle, ile mogę powiedzieć. Nie można wyprzedać wydarzeń.”
– Annabeth? – głos Percy’ego wyrwał ją z zamyśleń. – O co chodzi?
Spojrzała na niego, starając się zachować kamienny wygląd twarzy.
– Nic ważnego. Nie przejmuj się.
– Dowiesz się w swoim czasie – Afrodyta uśmiechnęła się smutno. – Na mnie czas, drodzy herosi. Wiecie co musicie zrobić. Powodzenia.
Rozpłynęła się, nie mówiąc nic więcej. Dwójka młodych herosów nadal stała na rozdrożach, patrząc się na siebie.
– Och Percy – mruknęła. – To naprawdę nic poważnego.
– Nic poważnego? – powtórzył. – Odniosłem inne wrażenie.
„Pomocy” – pomyślała. – „Jak mogę go tak ranić?”
Podeszła do niego i ujęła jego twarz w swoje dłonie, zbliżając usta.
– Posłuchaj, Glonomóżdżku. Każdy z nas ma coś do zrobienia. Nie możemy się wiecznie wzajemnie ochraniać. To niemożliwe.
– Jesteś w ciąży – powiedział zaskakująco spokojnym tonem. – Jesteś ostatnią osobą, która powinna cokolwiek robić i ryzykować.
Nie miała na to odpowiedzi. Odsunęła się i opuściła ręce wzdłuż ciała. Co miała mu powiedzieć? Że odzyska ich syna? Bez matki? Że wszystko będzie dobrze, chociaż oboje doskonale wiedzieli, że nie? Czuła głęboką, wewnętrzną rozterkę. „Nie możesz mu o tym wspomnieć ani słowem, Annabeth” – usłyszała szept Rachel w swojej głowie. – „Im więcej powiesz, tym trudniej mu będzie zrobić to, co do niego należy.” Dostrzegła ból w jego oczach, jakby wiedział, że coś ukrywa.
– Powinniśmy iść – wyciągnął do niej dłoń. – Nie mamy zbyt wiele czasu.
Przytaknęła i chwyciła go za rękę, ale jego ucisk był lżejszy niż zwykle. Jakby się wahał. Z trudem przełknęła ślinę.
– Chodźmy.
Zeszli z powrotem na dół, rozglądając się uważnie. Każde z nich po cichu założyło, że kobieta, której mieli szukać jest gdzieś w budynku. Bez problemu weszli do środka. Przemknęli przez zatłoczoną, główną salę i udali się do pomniejszej, umieszczonej zaraz po prawej. Obie wyglądały jak bliźniacze, z białymi ścianami i kamienną podłogą. W kącie mniejszego pomieszczenia, stała samotna kobieta, wpatrzona w okno. Czyżby to było takie proste? Annabeth nie mogła w to uwierzyć, ale postanowiła spróbować. Zerknęła na Percy’ego, któremu po głowie zapewne chodziły te same myśli. Ścisnęła jego dłoń i zostawiając go, ruszyła ku kobiecie. Stanęła parę kroków przed nią. Dopiero teraz dostrzegła zmarszczki dookoła jej oczu i zmęczone, ciemne oczy. Przez dłuższy moment nadal wpatrywała się w okno, aż w końcu uświadomiła sobie, że ktoś koło niej stoi i wbiła wzrok w Annabeth.
– Dziecię Ateny – powiedziała miękkim tonem. – Co cię tu sprowadza?
– Twój ukochany, Lajkos – odparła, bez mrugnięcia okiem.
Drgnęła, a jej spojrzenie stało się znacznie chłodniejsze.
– Co z nim?
– Chciałby cię zobaczyć.
Kobieta odwróciła głowę.
– To niemożliwe. Złamał moje serce. Nie chcę być zraniona.
– Nie dowiesz się tego, jeśli z nim nie porozmawiasz – podsunęła jej Annabeth.
– Nic nie rozumiesz, młoda damo. Ile razy miałaś złamane serce?
Ile razy? Niech no tylko policzy. Luke, a potem Percy. Wystarczająco dużo, jak na jedno, krótkie życie herosa.
– Przeszłam to i owo – powiedziała łagodnie. – Ale mimo tego nie wycofuję się, bo jeśli to zrobię, to stracę znacznie więcej.
– Jestem zraniona i stara. Patrzę jak Lajkos nie może mnie odnaleźć, błąka się w swoim szaleństwie…
– Odnajdzie cię, jeśli przyprowadzimy ciebie do niego – oznajmiła cicho.
– Nie pokonacie zaklęcia bogów – burknęła. – Jesteście tylko półbogami.
– Och – odparła Annabeth – Ale to jest tylko zaklęcie miłości. Afrodyta zapewniła nas, że istnieje możliwość abyś znów była szczęśliwa.
Staruszka wyprostowała się gwałtownie.
– Kto? Afrodyta? Sama Afrodyta?
– Tak – nie była do końca pewna, czy dobrze zrobiła wspominając o bogini miłości.
– A więc potrzebujecie Manuskryptu – domyśliła się, mrużąc oczy. – Opowiedz mi, dziewczyno, całą historię Teraz.
PIPER
Córka Afrodyty nie mogła spokojnie spać. Miała wrażenie, że ją męczą wszystkie te prorocze wizje, a nie Rachel, która była przecież wyrocznią. Coraz częściej widziała greckich wojowników, którzy podbijali Obóz Herosów i mordowali Rzymian. Dlaczego? Usilnie próbowała znaleźć na to odpowiedź. Często rozmawiała o tym z Sileną, ale ona też nie miała wiele do powiedzenia w tej materii. W końcu udała się do Rachel, która spojrzała na nią uważnie i kazała usiąść.
– Mów, Piper, co cię męczy.
Opowiedziała jej o wszystkich snach, greckich wojownikach i dowódcach. Opisała pancerze, wszystkie słowa, które padły. Gdy skończyła, dziewczyna wpatrywała się w nią z nieukrywanym przerażeniem w oczach.
– Bogowie – westchnęła. – Sądziłam, że te wizje są tylko dla mnie, ale jak widać, ty też je masz.
– Owszem – przytaknęła i otarła łzy. – Nie wiem co z tym wszystkim zrobić. Co to oznacza, Rachel? Czy jest coś, czego nam nie mówisz?
– Jest wiele rzeczy, których wam nie mówię, bo nie mogę – odparła z powagą. – Gdy tylko będę mogła, to na bogów, przysięgam, że wam powiem. Póki co zostaw te informacje dla siebie. Tylko i wyłącznie dla siebie.
Skinęła głową. Czuła tak ogromne przerażenie, że nie mogła oddychać. Bała się tego, że to co widziała, mogło okazać się prawdą. Tuż przy wyjściu odwróciła się jeszcze.
-Rachel?
-Tak? – dziewczyna podniosła głowę znad swojego rysunku.
– Kto za to zapłaci?
Na twarzy wieszczki odbił się ból.
– Ktoś na pewno, Pipes. Ktoś na pewno.
PERCY
Annabeth spędziła tam zaskakująco dużo czasu. Opowiadała o czymś, odwrócona do niego plecami. Twarz kobiety nie zmieniła wyrazu, tylko raz do czasu podnosiła rękę, jakby chciała zadać jakieś pytanie. Percy zaczął powoli się niecierpliwić. Nie rozumiał o czym można tak długo rozmawiać. Czuł się również dotknięty, po tym, jak Annabeth nie chciała mu powiedzieć o co chodzi. Jak miał ją chronić, skoro ona na to nie pozwalała? „Może ona tego nie chce” – przebiegło mu przez głowę, ale zaraz strącił tę myśl na tyły. Czegoś mu nie mówiła, doskonale o tym wiedział, ale postanowił poczekać. Niepokoiło go to, co na nich czekało.
W końcu po jakimś czasie, Annabeth odwróciła się z ulgą na twarzy. „Idzie” – szepnęła bezgłośnie. Całą trójką wyszli z budynku.
– Pójdźcie tam, gdzie was zaprowadził poprzednio – poinstruowała ich kobieta.
Percy pytająco spojrzał na Annabeth.
– Potem – szepnęła, chwytając jego rękę.
Bez słowa ruszyli tą samą ścieżką, a gdy dotarli, zatrzymali się na środku. Staruszka wciągnęła głęboko powietrze, jakby próbując wyczuć swojego ukochanego. W międzyczasie Percy nachylił się ku Ann.
– To możliwe by być nieśmiertelnym i jednocześnie się starzeć?
– Nieśmiertelność oznacza tylko, że nie możesz umrzeć – odparła. – Nie oznacza, że nie możesz się zestarzeć.
– W takim razie jakim cudem bogowie zachowali tą młodość?
– Percy – uśmiechnęła się. – Nie urodziłeś się wczoraj. Myślisz, że po co im ambrozja i nektar?
Syn Posejdona mruknął coś pod nosem, a Ann uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Nie martw się – szepnęła, nachylając się do jego ucha. – Na polach Elizjum będziemy piękni i młodzi. Już na zawsze.
Drgnął, jakby ktoś przyłożył mu z bicza i spojrzał na nią podejrzliwie. Nie zdążył nic odpowiedzieć bo z miedzy drzew wyszedł Lajkos. Wpatrywał się szeroko otwartymi oczami z swoją ukochaną. Kobieta przechyliła głowę, marszcząc brwi.
– Lajkos?
– Filona? – szepnął starzec. – Jak to możliwe?
– Czy to ważne? – odparła załamującym się głosem. – Wreszcie się widzimy.
Para podeszła do siebie i przytuliła się, płacząc. Annabeth z Percy’m wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Dali im trochę prywatności, cofając się kilka kroków i cierpliwie czekali aż kochankowie się sobą nacieszą. Percy miał nadzieję, że nie będą musieli tego przechodzić z Annabeth. Nie chciał jej stracić, bał się tego bardziej niż śmierci. Córka Ateny najwyraźniej wiedziała o czym myśli, bo chwyciła jego dłoń i ścisnęła. Po chwili Filona i Lajkos odsunęli się od siebie. Starzec mruknął coś do niej i odwrócił się co herosów.
– Ha! – zawołał – Jestem szczerze zaskoczony. Klątwa wreszcie została zdjęta. Co chcecie w zamian?
Annabeth spojrzała na niego uważnie. Nie zastanawiała się ani chwili.
– Podobno wiesz jak dostać się na stary Olimp.
– Owszem – przytaknął Lajkos. – Ale musielibyście być albo niezmiernie głupi, albo odważni by tam iść. To nie jest takie proste. Stary Olimp ma mnóstwo zabezpieczeń, które nie zostały ściągnięte po odejściu bogów – ostatnie słowo powiedział z pogardą w głosie.
– Jakiego typu zabezpieczenia? – Percy poczuł jak serce staje mu w piersi.
– Och, to nic takiego – powiedział lekceważąco. – Parę uśpionych olbrzymów, harpie, Mormo – twarz Annabeth pobladła. – I oczywiście Tragonsy, czyli stwory utworzone z lawy.
– Mormo? – zapytał Percy, zbity z tropu.
– Cóż, z reguły wysysa krew z młodych mężczyzn – podpowiedziała Filona. – Ale nie przejmuj się. Twoja dziewczyna powinna cię uchronić. To potworne, jak straszną cenę przyjdzie wam zapłacić za zwycięstwo nad Tartarem – spojrzała na Annabeth ze współczuciem.
– Manuskryptu strzegą Boteriusy – ciągnął Lajkos. – Trudno opisać te stworzenia, ale ludzie kiedyś nazywali je wielkimi, kamiennymi olbrzymami. Będą chcieli byście rozwiązali kilka zagadek.
– To tyle? – Ann nie wyglądała na pocieszoną, ale zachowała spokój.
– Tyle? – Lajkos uśmiechnął się krzywo. – Jeszcze, oczywiście, czeka was droga powrotna. Jak bogowie pobłogosławią, to może wrócicie żywi.
Herosi wymienili spojrzenia. Do obojga dotarło, że sami nie dadzą rady. Potrzebują pomocy. Percy zastanawiał się do kogo mogli się zwrócić. Każdy Olimpijczyk był zajęty swoimi sprawami, więc jak…? Równie dobrze mogli tam iść po swoją śmierć.
– Był kiedyś czas, że na Olimpie nie było żadnych zabezpieczeń – mruknęła Filona. – Jeszcze przed tytanomachią. Wszyscy czuli się bezpiecznie. Olimp to oaza niezmienności, wśród całego świata. Bogowie dobrze pomyśleli, umieszczając nas tu, a nie gdzie indziej.
– Prawda – staruszek prawie wypluł to słowo, szurając butem po ściółce. – Tutaj możesz żyć wiecznie. To wpływ góry. Olimpijczycy byli tu tak długo, że część ich nieśmiertelności przeniosła się na okoliczne tereny. Tylko czas poza leci już do przodu.
– Moment – Percy prawie dostrzegł obracające się trybiki w głowie Annabeth. – Skoro Olimp praktycznie się nie zmienia, to…
– To niewiele będzie Was kosztowało przesunięcie się w czasie, gdy tych zabezpieczeń nie było.
– Jak to zrobić? – zapytał zaskoczony Percy. – My nie damy rady.
– To już wasza sprawa – Lajkos mrugnął do nich. – To wy jesteście herosami, a nie my. Zresztą… – spojrzał na Filonę. – Na nas już pora. Wreszcie udamy się na zasłużony odpoczynek.
Staruszka wsunęła dłoń pod ramię swojego partnera i uśmiechnęła się.
– Powodzenia, herosi. Nie zbaczajcie z obranych dróg.
Oboje zaczęli się rozmywać, aż całkowicie znikli. Percy i Annabeth znowu zostali sami na rozdrożach.
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.