Zdradzę, że opowieść będzie liczyła 28 rozdziałów Odliczanie czas zacząć
NICO
Syn Hadesa pędził w dół, doświadczając swojego krótkiego życia bardziej niż kiedykolwiek. Nie wiedział jak długo spadał, po tym jak Anion wręczył mu zegar. Ale jedno wiedział na pewno. Musiał wczuć się w moment. Przed oczami przelatywały mu wydarzenia z całego okresu istnienia ziemi. Narodzenie Kronosa, Wielki Wybuch, meteoryt, tworzenie świata, podział władzy między bogów… „Pamiętaj, musisz zatrzymać się w odpowiednim czasie i przesunąć wskazówki trzy razy do tyłu, wypowiadając swoje życzenie.” – mówił mu Aion. – „Olimp, brama, manuskrypt. Najpierw przesunie się cała góra w czasie, potem znikną wszystkie przeszkody, a potem… manuskrypt zostanie przeniesiony do momentu, do którego zmierzasz.” Nico zapamiętał wskazówki. Wiedział o co chodzi, tuż po rozmowie z Chejronem. Stary centaur tylko utwierdził go w jego przekonaniu. Potem długo się wahał. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie tak… Teraz już nie było odwrotu.
Nagle dostrzegł to, co chciał osiągnąć. Gwałtownie zaczął przesuwać wskazówki zegara.
– Olimp! – jedno przesunięcie.
Nico zawisł w pustce, mając dziwne wrażenie nieważkości. Przed nim wisiała wielka góra, której zbocza lśniły w porannym słońcu.
– Brama – kolejny obrót wskazówek.
Na Olimpie zmaterializował się pałac bogów, z potężną, złotą bramą, która strzegła wejścia.
– Manuskrypt – szepnął i po raz ostatni poruszył mechanizmem zegarka.
Brama otworzyła się, a na dziedzińcu pojawił się pergamin, otoczony czerwona poświatą. Umieszczony był na ogromnym pulpicie i splątany łańcuchami. Nico poczuł ulgę. Udało mu się. „To nie wszystko” – ostrzegł go Anion. – „Gdy już wszystko przerzucisz, musisz użyć własnej siły wyobraźni by to utrzymać tak długo, dopóki twoi przyjaciele nie wezmą tego, po co przyszli.” Syn Hadesa poczuł jak sztywnieje. Wpatrywał się uważnie w widok przed sobą i gdy zaczął rozmazywać się na brzegach, od razu w pamięci odbudowywał obraz. Poczuł jak pot spływa mu po plecach. „Pośpieszcie się” – pomyślał.
ANNABETH
Obudziła się, czując ramię Percy’ego pod swoją głową. Odwróciła się ku niemu i patrzyła jak śpi. Uniosła dłoń i czule odgarnęła jego włosy z czoła. Nie zarejestrowała zmian, dopóki nie uniosła wzroku wyżej. Gdy je dostrzegła, przez moment czuła jak strach paraliżuje ją od środka. Nie byli w tym samym pomieszczeniu, w którym wczoraj kładli się spać. Nad ich głowami najwyraźniej był dach zbudowany z strzechy, bo dostrzegła trzcinę. Gdy wsparła się na łokciu by spojrzeć na podłogę, zobaczyła litą ziemię.
– Percy – szturchnęła go. – Obudź się.
Syn Posejdona mruknął coś niewyraźnie i obrócił się na drugi bok. Annabeth przewróciła oczami i przechodząc przez niego, wyszła z łóżka. Albo raczej z szerokiej ławy, wykładanej miękką słomą. Odrzuciła skóry, którymi byli przykryci. Percy niezadowolony, wyłożył się na brzuchu. Annabeth zaklęła na niego w myślach i rozejrzała się. W kącie dostrzegła balię z wodą, a obok mały, gliniany dzbanuszek. Domyśliła się, że to ich porcja wody do umycia, ale nie miała wielkiego wyboru. Chwyciła dzbanek i napełniła go wodą, po czym jednym ruchem wylała go na syna Posejdona. Percy zerwał się jak oparzony.
– Co….? – rozejrzał się, otwierając szeroko oczy. – Annabeth?
– Tak, Percy. Nie wiem gdzie jesteśmy, ale chyba… cofnęliśmy się w czasie.
Potarł oczy, zdziwiony i usiadł na skraju łóżka.
– Jakim cudem?
– Nie wiem – odparła. – Ale podejrzewam, że dostaliśmy niepowtarzalną szansę by dostać się na Olimp bez najmniejszego problemu. Dlatego… – chwyciła jego spodnie i rzuciła mu – Ubieraj się.
Uśmiechnął się łobuzersko i wskazał na nią.
– Cóż, wygląda na to, że będziemy musieli ubrać się razem.
– Poczekam aż ty się ubierzesz, a potem się odwrócisz.
Annabeth zobaczyła jego rozczarowanie w oczach, po czym roześmiała się. Sama się odwróciła by dać mu trochę prywatności.
– Tylko szybko – zarekomendowała.
– Szybko?
Domyśliła się, że właśnie uśmiechnął się tak, jak najbardziej lubiła i westchnęła. Nie potrafiła się mu oprzeć.
– Bardzo szybko
Przez dłuższy czas nie otrzymała odpowiedzi, aż nagle poczuła ramiona oplatające ją w talii. Jego usta zawędrowały aż za ucho, schodząc stopniowo niżej. Poczuła dreszcze, ale nie wyplątała się z jego objęć.
– Było szybko? – wymruczał.
Nie odpowiedziała, tylko westchnęła z rozkoszy.
– Percy – poczuła jak nogi uginają się pod nią. – Nie mamy czasu… och…
Jego dłonie wślizgnęły się pod koszulkę i zaczęły ostrożny maraton. Odchyliła głowę i oparła na jego ramieniu, zamykając oczy. Było jej przyjemnie.
NICO
Syn Hadesa czuł się tak, jakby na ramionach nosił kilkutonowy ciężar. Był cały zlany potem i drżał z wysiłku jaki wkładał w utrzymanie obrazu. Nie wiedział ile czasu minęło, ale miał wrażenie, że całe mnóstwo. Zaczynała go boleć głowa i nie miał pojęcia jak długo zdoła jeszcze to utrzymać. „Szybciej, szybciej, szybciej!” – zawył rozpaczliwie.
PERCY
Wszystko co dobre, szybko się kończy, więc pół godziny później zjedli śniadanie w sąsiedniej izbie, razem w właścicielami, złożone z korzonków, owoców i sera. Popijali to jakimś bliżej nieokreślonym, mocnym trunkiem. Nie rozmawiali zbyt wiele, bo jak się okazało właściciele mówili w starogreckim, a oni nowogreckim i nie potrafili się dogadać. Mimo tego gestami wyrazili swoją wdzięczność za gościnę i piętnaście minut później byli już w drodze na szczyt. Percy podziwiał tą dziką i niezmienioną jeszcze przyrodę. Gęsty las, z wysokimi, potężnymi drzewami musiał być bardzo stary. Szli drobną, wydeptaną ścieżką, która była niezwykle stroma. Cały czas zastanawiał się kto ich przeniósł w czasie i jakim cudem. Męczyło go też pytanie, co dalej gdy znajdą Manuskrypt? Będą w nim musieli odnaleźć Starą Baśń, za pomocą której, znowu na jakiś czas mają uśpić Tartara bo pokonanie takiego starożytnego bóstwa było niemożliwe. Mimo tego Percy nadal wątpił, czy to rozwiąże problem rozerwanej błony. Według teorii Chejrona musieli ruszyć tam tylko we dwójkę – on i Annabeth. Dostaną się tą samą drogą, którą szli aby uratować Hadesa, ale kto ich wyprowadzi. „Hm” – chrząknął Chejron tak, jakby to co chciał powiedzieć z trudem przechodziło mu przez gardło. – „Szansa będzie tylko jedna.” Nie wiedział co ma przez to rozumieć, ale to wiedział na pewno, to że nie zostawi Annabeth samej.
Sądząc po minie jego dziewczyny, musiała mieć podobne myśli. Od czasu do czasu, zatrzymywali się na odpoczynek i opróżniali skórzany bukłak, który dostali od swoich gospodarzy. Im wyżej się wspinali, tym mniej rozmawiali. Powietrze stawało się zimniejsze i bardziej rozrzedzone. Raz na czas, Annabeth delikatnie zahaczała o jego dłoń, jakby chcąc w ten sposób się upewnić, czy nadal jest koło niej. W końcu po dłuższym marszu, zaczynali dostrzegać pałac bogów. Promienie słońca odbijały się od niego, rażąc oczy półbogów.
– Och – mruknęła Annabeth – Musi być jeszcze piękniejszy niż ten na Manhattanie.
Percy zgodził się z nią.
– Myślisz, że tak po prostu wejdziemy i będziemy mogli wziąć ten Manuskrypt? – zapytał, mając poważne wątpliwości.
Annabeth zrobiła długi wydech.
– Cóż, jak na razie nic nas nie zaatakowało, co oznacza, że chyba to jest Olimp sprzed czasu gdy miał zabezpieczenia. Nie wiemy jeszcze, co będzie się czaić na samej górze – przysłoniła dłonią oczy, wpatrując się w szczyt.
– Mam nadzieję, że nic – mruknął.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
– To już tylko kawałek. Zaraz powinniśmy być na miejscu.
Przyspieszyli kroku i po chwili rzeczywiście znaleźli się na szczycie. Zwolnili tuż przed ogromną, złotą bramą, najwyraźniej kutą. Była strzelista i sprawiała wrażenie, że sięga samego nieba. Nie była też zamknięta, na co Percy odetchnął z ulgą.
– Spójrz – mruknęła Ann, wskazując na coś głową. – Manuskrypt.
Zerknął w tamtą stronę i dostrzegł ogromny, drewniany pulpit na którym leżał pergamin, emanujący czerwonym światłem.
– Świetnie – zatarł dłonie. – Pójdźmy po to, zabierzmy i zbierajmy się stąd.
– Tak – westchnęła – Chodźmy.
Ostrożnie przeszli przez bramę, gdy nagle Annabeth zatrzymała się. Syn Posejdona obejrzał się na nią. Popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
– To zbyt proste – stwierdziła. – Możemy tak po prostu wejść i to…
– Tak – Percy w kilku krokach stanął przy pulpicie. – Właśnie tak.
Sięgnął dłonią po Manuskrypt i gdy tylko go dotknął, otaczające go łańcuchy opadły na bok. Uniósł brwi i zabrał pergamin z pulpitu.
– I po krzyku – stwierdził – A teraz…
NICO
„Skąd mam wiedzieć kiedy to nastąpi? Kiedy zabiorą Manuskrypt?” – zapytał Aiona, tuż przed wpadnięciem w pustkę. „Będziesz wiedział” – odparł bóg czasu i uśmiechnął się – „Poczujesz”
Nico był na skraju wycieńczenia. Z trudem utrzymywał głowę prosto. Był cały spocony i obolały. Głowa pękała mu z bólu, jakby jego mózg chciał wydostać się na powierzchnię. Myślał, że to nigdy się nie skończy… Obraz zafalował, ale nie za sprawą jego ingerencji. Uniósł głowę, czując ulgę. Podświadomie czuł, że zdobyli pergamin. „Gdy to wyczujesz, będziesz musiał ich ściągnąć do rzeczywistości, zanim wskazówki zegara obrócą się trzy razy z powrotem.” Chciał wtedy zapytać gdzie wylądują, ale Aion nie dał mu nic powiedzieć. „O to się już nie martw. Ustaliłem z Phonoi i Ponosem miejsce w którym wylądujecie. Użyj wyobraźni.”
Gdy obraz jeszcze falował, Nico zgodnie z poleceniem użył wyobraźni. Powoli zaczęły się pojawiać dwie znajome postacie…
ANNABETH
Percy nie zdążył dokończyć, bo nagle otworzył szeroko usta ze zdumienia. Wzrok miał utkwiony w coś za jej plecami. Obejrzała się i o mało nie dostała zawału. Przed nimi, w czarnej dziurze, która zdawała się rozrywać powietrze, był Nico. Wyglądał okropnie – ciemne wory pod oczami, blady i spocony. Wyciągnął do nich rękę.
– Chodźcie – wymamrotał.
– Ale.. – Percy próbował coś powiedzieć, ale Nico zadrżał.
– Teraz! – krzyknął. – Nie dam rady ani chwili dłużej.
Rzucili się ku niemu, razem z Manuskryptem i z chwilą gdy ich dłonie się spotkały, wszystko dookoła znikło. Nastał głęboki mrok.
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.