No to się porobiło…
Dedyka dla… Chyba wszystkich, nie, na pewno wszystkich fanów strony RR.pl
Miłego czytania
Złoty ptak walczył z lecącymi strzałami. Chmury też były jego wrogami. Zraniony opadł na ziemię. Zmienił się w Łowcę. Jego ramię było przebite strzałą. Wolną ręką wyrwał ją i syknął z bólu. Z rany płynęła srebrna krew. Nie przejął się tym. Ważna była wiadomość. Z kieszeni wyjął małą kopertę. Uśmiechnął się do siebie.
– Wiem, że mnie słyszysz, Momosie. Mam dla ciebie wiadomość.
Przed nim pojawił się mężczyzna w zielonym garniturze. Dwudniowy zarost połyskiwał w blasku księżyca. Błękitnoszare oczy śmiały się z Łowcy, ale jego to nie obchodziło. Oddał list bogowi i czekał. Momos otworzył kopertę. Po chwili wściekły cisnął kartką w niebo. Łowca uśmiechnął się ponownie. Jego plan działał. Opuszczając wściekłego boga zniknął w gęstwinie lasu.
* * *
Otworzyłam oczy. Było już jasno. Zacisnęłam dłonie w pięści. Powoli opuściłam namiot. Zajrzałam do plecaka. Jedzenie, broń, ubrania. Do jasnej cholery. Gdzie mają jakieś kartki.
– Proszę.
Aura podała mi mały notesik i różowy długopis z Hello Kitty. Trochę dziecinne jak na nastolatkę, ale się nie wtrącam. Wyrwałam z notesu pachnący arkusz. Różowe litery jakoś nie pasowały do sytuacji. Musiałam jednak cokolwiek napisać bo zwariuję.
* * *
Trzecia wizja
Niedobrze.
Musimy coś zrobić.
Zginie wiele osób.
Może jednak nie będą musieli umrzeć?
Koniec.
Nad nie bazgraj się. Uda c
* * *
Szelest i dziwny zapach odwrócił moją uwagę od kartki. Syknęłam odruchowo. Szelest się powtórzył. W moją stronę leciał Łowca. Szczerzył zęby w uśmiechu. Odskoczyłam w bok. Wampir zarył w ziemi. Był otumaniony.
– Wiejcie!
Rori zmieniła się w wilka. Anabeth dobyła swojego sztyletu. Percy stał w wirze wody, a Ad gdzieś zniknął. Wszystko spowiła mgła. Tylko zapach zdradzał jego kryjówkę. Łowca otrząsał się z piachu. Wiedziałam, że nikt mnie nie posłucha. Musiałam zaatakować pierwsza inaczej żadne z nich nie zrobi kroku w tył, czy w przód. Zanim on wstał, ja rzuciłam w niego jednym z moich noży. Nie trafiłam. Rzucił się na mnie, znowu. Zrobiłam przewrotkę i kopnęłam go na kilka metrów od siebie. Nie czekał. Skoczył ponownie. Sięgnęłam po drugi nóż. Macałam pochwę, ale broni nie było. Jak to się mogło stać?! Zaparłam stopami ziemię. Nie pozostało mi tylko nic, jak przygotować się na ból. Mijały setne, sekundy. Mgła gęstniała. Jakaś niewyobrażalna siła wepchnęła mnie w grunt. Brzuch napotkał przeszkodę. Coś przerwało moją skórę na ramionach. Uniosło mnie w górę. Przerzuciło nad sobą i odbiło mną o drzewo. Zaparło mi dech w piersi. Przewróciłam się na brzuch. Wyjąc z bólu przeczołgałam się do torby córki Ateny. Znalazłam pełen nektaru termos. Oparłam się na łokciach. Naczynie stawało się coraz lżejsze, a ja mogłam stać o własnych siłach. Czułam się jak pierwszej nocy. Słaba. Ociężała. Nie mam szans sama go pokonać. Ale czułam jego zapach. Był silny. Kulejąc podchodziłam go, jak niczego nie świadome zwierzę. Byłam od niego w odległości dwóch kroków. Nie widział mnie na pewno. Wykorzystałam siły dane mi przez nektar i skoczyłam w mgłę. Był bliżej niż przypuszczałam. Użyłam jedynego co miałam. Kły. Wbiłam się w gorące ciało. To nie on! W moje ciało wpłynęło ciepło. Najpierw było w żołądku. Potem rozgrzało całe moje ciało. Wpuściłam jad. Nie mogłam nic więcej zrobić. Opadłam wpół przytomna na ziemię.
Byłam niesiona. Nie wiem gdzie. Nie wiem jak. Nie wiem przez kogo. Czułam obecność trzeciego wampira. To na pewno nie był Łowca. Nie wiem kim był. Nie wiem kogo zmieniłam. Czułam zapach morskiej wody. Smak ambrozji rozpływał się w ustach. Tłumione głosy mnie uspokajały. Cholera, co się ze mną dzieje?!
– Nad? Obudź się.
– Dajcie mi spać…
– NAD!
Syknęłam złowieszczo na osobę, która próbowała mnie ocucić. Postać, wciąż niewyraźna odskoczyła i tym ruchem zawaliła namiot. Tego było za wiele. Wyszłam z pod płachty wściekła na cały świat. Opierając się o pień dźwignęłam się na nogi. Złapałam równowagę i zrobiłam kilka kroków. To jak nauka chodzenia. Mordęga. Upadłam przed ogniskiem. Pragnęłam krwi. Jedynym wyjściem był wąż. Nienawidziłam tak polować.
Złapanie jakiegoś zwierzęcia trwało dwie godziny. Gorzej się nie zmęczyłam od kilku miesięcy. Pełna wigoru ruszyłam do ogniska. Zapach trzeciego wciąż unosił się w powietrzu. Kim on był? Mój wzrok zatrzymał się na jeziorze. Słońce odbijało się w jego tafli. Słone jezioro. Ten zapach mnie przyciągał. Percy stał po pas w wodzie. Jezioro szumiało. Coś było nie tak. Jak miałam w zwyczaju kroczyłam najciszej jak mogłam. Zostało kilka centymetrów. Nie. Cholera, to nie miało być tak.
– P-p-percy.
Odwrócił się. Straciłam równowagę i poleciałam na bolący kręgosłup. Jęknęłam z bólu. Nie mogłam ruszyć głową. Widziałam liście i niebo. Białe obłoki sunęły nad nami. Czego jestem rozkojarzona? Próbowałam podnieść się na rękach. Nic. Nogi nawet nie chciały się poruszyć. Leżałam bezczynnie i czekałam na pomoc.
Po jakiś dziesięciu sekundach unieruchomili mnie i przenieśli na jakiś materac. Trafiłam do karetki. Ktoś nałożył mi maskę z tlenem. Co ja miałam zrobić… Po kilku sekundach zasnęłam.
Kaszel. Tak to pierwsze co mi przychodzi na myśl. Krztusiłam się do łez. Spadłam z wysokiego łóżka szpitalnego. Dyszałam jak umierający pies. Nabierałam powietrza, ale ono uciekało z mojego gardła jak spłoszona sarna. Włączyły się jakieś urządzenia. Wbiegli lekarze. Położyli mnie na łóżku. Wyrywałam się. Próbowałam ich zaatakować. Nic. Krtań paliła żywym ogniem. Zmysły wyostrzyły się. Zapach ich krwi nie dawał mi spokoju. Wydawałam z siebie dzikie syknięcia. Oni odskakiwali. Potem wszystko zaczynało się od nowa. Założyli mi jakiś kaganiec. Przywiązali. Próbowali dawać zastrzyki. Jednak igły nie mogły przebić się przez moją skórę. Skalpele łamały się. Leżałam tam i marniałam. Straciłam ludzkie myślenie. Instynkt był teraz silniejszy. Słyszałam ich rozmowy. Czułam ich obecność. Pulsowanie krwi w żyłach. Ich kroki były jak uderzenie gongu. Oddech jak głośna rozmowa, a bicie serca – dzwon. Umierałam.
Pewnego dnia pielęgniarka tworzyła okno. Do mojego nosa przyleciał zapach ojca. Słyszałam kłócące się kobiety na targu. Zapach owoców przyćmił chemiczne wonie. Odżyłam na nowo. Pasy nie były już takie mocne. Pękły pod moim szarpnięciem. Dziewczyna nie miała szans. Krzyk nawet nie wystraszył gołębi siedzących na parapecie. Wyskoczyłam przez okno. Pobiegłam w las, strasząc ludzi wokoło.
Moje zmysł nadal były silne. Czułam się jak polujący drapieżnik. Byłam słaba fizycznie, ale głód dodawał mi sił. Polowałam na wszystko. Każde zwierzę odległe na kilometr nie miało prawa przeżyć nocy. Po tygodniach odzyskałam siły. Wtedy też zdarzyło się coś niezwykłego. Poczułam człowieka. Nie! Poczułam dwóch ludzi. Były też jeszcze dwie postaci. Nie ludzie i nie zwierzęta. Skradałam się w ich stronę. Instynkt kazał się schronić lecz ciekawość brała górę. Słyszałam ich rozmowę. Dwie kobiety kłóciły się między sobą:
– Musi tu być! Ludzie mówią, że uciekła tutaj!
– Nie zapomnij też o Mgle. Mogła im namieszać w głowie.
– Cicho! Słyszę ją. – znałam ten głos, ale nie potrafiłam rozpoznać. Siedziałam na rozgałęzieniu w bezruchu. Nie mogą mnie zobaczyć. Obserwowałam każdego z nich. Dziewczyna z zielonymi oczami kłóciła się z szarooką blondynką. Białowłosy chłopak o ciekawych oczach rozglądał się po lesie. Czarnogłowy nastolatek stał jak grecka rzeźba. Tylko po trzęsących się rękach można było go od ów rzeźby odróżnić. Rozsiadłam się wygodnie. Czwórka ludzi rozbijała namioty. Zielonooka była ranna. Co chwilę jękała rozpalając ognisko. Blondynka podała jej srebrne naczynie. Ona wypiła parę łyków i oddała. Po kilku sekundach rana się zasklepiła. Dochodziła noc. Robiłam się głodna. Z żalem w sercu opuściłam ludzki obóz i zniknęłam pośród gałęzi drzew.
Przystanęłam nad łanią i jeleniem. Samica zniknęła gdzieś w krzakach. On za to był silny. Jego krew była czysta, bardzo czysta. Byłam cierpliwa. Samiec zbliżał się do drzewa, na którym siedziałam. Powoli opuścił głowę, by skosztować jasnozielonej trawy między korzeniami. Teraz. Spadłam na jego grzbiet i wbiłam zęby w podgardle. Wierzgał się. Spadłam i trzymałam się tylko na jego szyi. Kopnął mnie kopytem w płuca. Byłam silna. Nie puszczałam. To była za dobra zdobycz. W końcu opadł na ziemię dysząc coraz słabiej. Łykałam słodką krew. Byłam tak tym pochłonięta, że nie poczułam zapachy jakiejś istoty. Odwróciłam się tyłem do pożywienia. Wbiłam palce w ziemię. Glanami, które ukradłam podczas ucieczki zrobiłam małe dołki. Wyszczerzyłam zęby. Kilka razy dzikie zwierzęta odbierały mi ofiary, teraz się nie dam. Przed moimi oczyma stał białowłosy. Stał i patrzył się na mnie. Miał załzawione oczy. Uśmiechnął się. Wyglądał jak człowiek, lecz nim nie był. Miał taki znajomy zapach. Oddychałam przez nos, pochłaniając jego woń. Prawie nic nie pamiętałam z czasu przed szpitalem.
– Nad. Dziewczyno gdzie ty byłaś?
Mówił językiem dla mnie zrozumiałym lecz ja nie potrafiłam tym językiem się posługiwać. Pamiętałam za to inny język. musiałam mieć nadzieję, że mnie zrozumie.
– Ποιος είσαι εσύ?
Chłopak zamyślił się przez chwilę. Potem odpowiedział.
– Adam.
Zacisnęłam powieki. W głowie panoszyły mi się strzępki wspomnień.
* * *
Palce zacisnął mi na brodzie. Pioruny przecięły niebo. Słońce zachodziło.
– Uczcijmy ich śmierć.
Każdy pocałunek dotąd był bolesny. Tym razem już tak nie było. Był jak zapowiedź lepszego dnia. Uczciliśmy ich śmierć. Po raz ostatni pożegnałam dawne życie…
* * *
– Αδάμ.
Rozluźniłam mięśnie. Koszula szpitalna wisiała na mnie jak worek. Była mokra i ciężka od brudu i krwi. Pozwoliłam się objąć i prowadzić do ludzkiego obozu. Przez ten czas porządkowałam myśli.
* * *
– Wiesz, że jestem niebezpieczny?
– Wiem
– To dlaczego ze mną jesteś?
Popatrzyłam w burzowe oczy. Błyszczały, ze strachu. Nie chciałam, żeby się bał. Chciałam, żeby myślał, że mi nic nie grozi z jego strony. Chciałam go okłamać. Był dla mnie bardzo niebezpieczny. Pocałowałam go w rozpalony policzek.
– Bo cię kocham. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żebyś wrócił do siebie.
Nad nami rozpościerała się deszczowa chmura. Usiadłam mu na kolanach. Moje przeczucie ostrzegało mnie, że stanie się zaraz coś strasznego. Olałam to. Teraz najważniejsi byliśmy my. Spuścił głowę. Nie chciał tego ponownie. Podniosłam jego brodę tak, żeby patrzył mi prosto w oczy.
– Kocham cię i chyba tak musi zostać.
* * *
W moje ramiona rzuciła się zielonooka. Też płakała. Jej głos był dźwięczny niczym śpiew skowronka.
– Nadia! Siostro! Bogowie, czego dopuściliście ją do takiego stanu.
Siostra. Miała rodzeństwo. Na pewno miałam rodzeństwo. Wysiliłam swój prymitywny mózg.
* * *
Chejron miał dla nas własne ogłoszenie:
– Do obozu przybyła dzisiaj nowa półkrwi – nic niezwykłego. Piłam wodę (tylko to mogłam pić) – Jest to Aurora Awarded córka Nereusa
Cała woda znajdująca się w moich ustach poleciała na stół. Byłam jedyna. Do naszego stołu (z pewnych względów ja i Ad siedzieliśmy razem) podeszła dziewczyna w białej sukience.Blond włosy, lekko zielonkawe, powiewały jej na wietrze. Spoglądała na nas zielonymi oczami. Po chwili usiadła i uczta się rozpoczęła.
Aurora. Tak miała na imię. Pasowało jej. Rori, Aura. Szare komórki pracowały najszybciej jak potrafiły. Do ust przychodziło mi wiele pytań. Jednak musiałam sobie jeszcze kilka rzeczy przypomnieć. Blondynka wyrwała mnie z objęć siostry i zaprowadziła do dużego namiotu. Zdziwiłam się, gdy zaczęła do mnie mówić w moim języku.
– Dostałaś amnezji. Nie pytaj. Mama mi powiedziała o wszystkim we śnie. Naprawdę nic nie mogliśmy zrobić. Pokaż tą rękę. – Na łokciu miałam niewielką ranę po wyskoku z okna. – Bogowie, jak ty wyglądasz. Załóż to.
Rzuciła mi dżinsy, T-shirta i ciemną bluzę z kapturem. Z chęcią zrzuciłam z siebie śmierdzącą chemią koszulę. Z glanów jednak nie zrezygnowałam. Ubranie było ciepłe i wygodne. Dziewczyna na nowo rozpoczęła nawijać, jak radio.
– Wiesz, że o tobie stworzyli kilka legend? Jeden chłopak opowiedział nam, że każdej nocy zabijasz jakiegoś pacjenta za to, co ci zrobili tamci lekarze. Tego jednak było za mało. Ciągasz tego pacjenta do lasu i wyrywasz mu kawałek po kawałku skórę. Jego wycie słychać podobno przez całe noce. Czegoż to ci śmiertelnicy nie wymyślą.
Dziewczyna zaśmiała się głośno, a potem powróciła do składania rzeczy w torbie. Skupiłam szare komórki. Pracowały na pełnych obrotach.
* * *
Biegłam coraz szybciej. Zapach się nasilił. Kiedy zrozumiałam to, co się działo przed moimi oczyma chciałam wrócić do chłopaka i być na głodzie nawet kilka tygodni. Czerwona ciecz była na drzewach, trawie, ziemi. W kałuży leżała dziewczyna. Traciła siły życiowe. To będzie jej koniec. Chyba, że ją uratuję. Ale to może być dla niej najgorszą rzeczą na świecie. Uklękłam w cieczy. Blondynka wypowiadała ostatnie słowa:
– Pomóż mi…
* * *
– Ανναμπεθ.
– Słucham? – Odpowiedziała dziewczyna, nieco zaskoczona.
– Όχι, τίποτα.
Wyszłam z namiotu. Ognisku tliło się coraz słabiej. Moja siostra spała już dawno. Do mojej układanki brakowało tylko czarnowłosego. Szukałam go po zapachu, bo była bezksiężycowa noc. Pałętałam się godzinami po lesie. Znalazłam go dopiero nad brzegiem morza. Stał po pas w wodzie. Ręce miał w kieszeniach bluzy. Morska bryza rozwiewała mu włosy. Skupiałam myśli. Nic nie przychodziło mi do głowy. Weszłam do wody. Patrzyłam się w dal, tak jak on. Słuchałam wrzaskliwych mew. Szum fal uspokajał mnie. Zapach wody dawał ukojenie nadpobudliwym nerwom.
– Δεν θυμάστε, και να θυμάστε ακόμα Ανναμπεθ. Γιατί?
– Nie wiem.
Stanęłam naprzeciw niego. Byłam od niego wyższa o kilka centymetrów. Zasłoniłam wschodzące słońce. Zmusiłam go do odpowiedzi na moje pytanie.
– Και τι ξέρεις?
– Zmieniłaś mnie. Przez twój błąd jestem wampirem.
Po tych słowach amnezja znikła. W kilka sekund widziałam całe swoje życie od narodzin. Ciotka, Anka, Adam, Charmyga… Te osoby wypełniały moją krótką nić. I ojciec. Widziałam go tylko raz. Śmierć matki. Potem śmierć Anny. Cholera. Przypadkiem cofnęłam się i osunęłam w wodę. Kręgosłup odmówił wstania. Rozpaczliwie próbowałam nabrać powietrza. Nie byłam taka jak syn Posejdona. Nie mogłam ruszyć nogami. Machając rękoma wymieszałam krystalicznie czystą ciecz z mułem. Nic nie widziałam. Byłam jak ryba w sieci. Zatrzaśnięta i bez wyjścia. Przestałam się ruszać. To nie miało sensu. Wypuściłam powietrze z ust. Pozwoliłam żeby żywioł wypełnił moje płuca.
Jakaś ręka wyciągnęła mnie na brzeg. Wypluwałam błoto. Leżałam na brzuchu i czekałam na ich reakcję. Nic. Usiadłam. Nikogo nie było. To dziwne. Pobiegłam do obozu. Wszyscy szykowali się do drogi. Znalazłam wzrokiem Percy’ego. Rozmawiał o czymś z Ann. Szarpnęłam go i zabrałam na bezpieczną odległość.
– Τι έκανες?
– Ale co?
– Στη συνέχεια, όταν έπεσα στο νερό.
– Gdzie?! Do jakiej wody?
– Γαμώτο! Δεν είστε εσείς?!
– Nie.
– Γαμώτο!
Odeszłam. Kto to mógł być? Kim on był? Może jego ojciec? Nie mam pojęcia. A może mam halucynacje? Halucynacje?! Też mi coś. W moim świecie nic nie dzieje się przypadkiem. Nawet, jeśli to na pewno ten przypadek jest ważny.
Wpadłam na Adama. Jestem taką idiotką, że wchodzę na ludzi. No cóż. Te tygodnie w dziczy całkowicie odizolowały mnie od świata ludzkiego. Zdążyłam tylko wydukać przepraszam, on przycisnął mnie do siebie. Byłam zaskoczona. Bardzo zaskoczona.
– Nad. Jeżeli dalej mnie nie pamiętasz to… Kocham cię. Będę dalej z tobą.
Płakał. Tak, to dziwne. On płakał. Zacisnęłam palce na jego bluzce. Też płakałam. W myślach błagałam bogów, żeby nasza misja się udała. Żeby chociaż wszyscy przeżyli. Wiem że to już jest przesądzone. Każdy z bogów zna już prawdę. Tak bolesną, że nawet o tej prawdzie nie rozmawiają. I nie mogą nam powiedzieć. Szkoda. Przygotowałabym się na tą pustkę w sercu. Powracając do życia rzeczywistego. Przywarłam do niego jak rzep do psiego ogona. Nie chciałam puścić. To jak przytulać ukochanego ojca. Chcesz robić to jak najdłużej. Ale w końcu trzeba przestać. Burzooki spojrzał na mnie ostatni raz i poszedł w ślad za Synem Posejdona.
To było wspaniałe! Idealne wręcz! Eh, gdyby wszyscy pisarze na blogu dodawaliby CD swoich opek tak samo szybko jak Ty, byłabym wniebowzięta. 😀 Na serio świetne. Perfekcyjne wręcz. Chcę daleeeeej!!!
Super! I Pallas Atena ma racje gdyby wszyscy tak szybko dodawaliby CD to…to no nie no nie ma słów. Masz pisać dalej – to rozkaz!!!
To jest zaleta tylko i wyłącznie mojej psychiki. Dopóki czegoś nie skończę, to nie ma prawa pojawić się publicznie. Tak więc Polowanie na Łowcę już dawno skończyłam, ale dopiero teraz dodaję części regularnie, lecz nie za dużo. Chyba wyjdzie mi z tego książka ^^.
To w takim razie przeczytam. 😀
Cholera. Idealne
Podpisuję się pod resztą :D. Opo jest FANTASTYCZNE!!!
Wspaniałe! Ode mnie dostajesz nagrodę Nobla za to opowiadanie