Obudziłam się z krzykiem. Byłam w lecznicy. Wokół mnie zgromadziła się grupka ciekawskich dzieciaków. Przypomniałam sobie. Na szyi miałam bandaż.Wstałam z łóżka. Herosi cofnęli się na trzy kroki. O co im chodziło? Wybiegłam z lecznicy. Coś tu nie pasowało. Było za dużo osób. Podbiegłam do jakiejś dziewczyny.
– Który dzisiaj?
– Piętnasty lipca.
Przespałam całe dziesięć miesięcy! Przeklinam ciebie Afrodyto, słyszysz!! Wściekła pobiegłam do domku Nefele. Nie miałam czasu na powitania. Zapytałam gdzie jest Adam. Nikt oczywiście nie wiedział. Zrezygnowana wróciłam do swojego domku. Stanęłam przed drzwiami. Wahałam się. Zamknęłam powieki. Wciąż widziałam jego wzrok. Chciał mnie zabić. Po policzku spłynęła mi jedna łza. Tylko jedna. Zacisnęłam palce na klamce. To już się skończyło. Już go nie ma. Nadal nie potrafiłam siebie przekonać. Weszłam. W pokoju stał Adam. Patrzył przez okno tyłem do mnie. Stawiałam bezszelestne kroki w jego stronę. On był taki jak kiedyś. Tworzył małe chmurki nad sobą. Były czarne. Coś mi tu nie pasowało. Przystanęłam. Nad jego głową pojawiły się białe obłoki. Powoli zaczęłam się wycofywać. Prawie biegłam do drzwi gdy coś mnie przygwoździło do ściany. Serce wyrywało się z mojej klatki piersiowej. Zobaczyłam te same burzowe oczy, ale nie to było w tym straszne. On nadal miał kły! Bałam się oddychać. Czułam krew z jego ust. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam nikogo zawołać. Głos utknął mi w krtani. Przyłożył usta do mojego ucha:
– Wiesz jak to jest być wyrzutkiem. Nie móc się zbliżyć do nikogo, bo można go zabić?
Zdobyłam się na jeden dźwięk:
– Przepraszam
Zobaczyłam jego uśmiech. Nie słyszałam słów wypowiadanych z jego ust, ale mogłam wyczytać to z ruchu warg:
– Będziesz taka jak ja…
Zerwał mi opatrunek. Nie mogłam nic zrobić. Czułam ból. Zorientowałam się co on chciał mi zrobić. Szarpnęłam nim o ścianę. Osunął się, nie wiedząc co się stało. Podbiegłam do szafy. Wyjęłam z niej dwa noże. Wreszcie przydadzą się te lata spędzone na arenie. Wampir stał już o własnych siłach. Nie widziałam jego możliwości w tej postaci. Znowu się uśmiechnął. Rzucił się na mnie. Po kilku sekundach leżałam na ziemi poza domkiem. Niektórzy półkrwi przerwali swoje zajęcia i przyglądali się naszej walce. Adam leżał na mnie. Musiałam się obronić. Kopnęłam go. Odleciał na pięć metrów. Teraz już nie było to na moje nerwy. Wstałam i zaatakowałam. Cięłam nożami na wszystkie strony. On unikał moich ciosów z wielką precyzją. Musiałam go pokonać. Zmieniłam się w wielkiego węża. Tym razem udało mi się trafić. Ugodziłam go w nogę, przez co nie mógł już chodzić. Wróciłam do poprzedniej postaci. Zebrałam noże. Chłopak wił się z bólu. Dopiero po chwili zorientowałam się, że mam głęboką ranę. Gwiazdki zatańczyły mi przed oczyma. Upadłam. On szeptał wciąż te same słowa:
– Będziesz taka jak ja…
Ktoś przeniósł mnie do lecznicy. Piłam nektar i ambrozję. Powoli wracałam do formy. Obok mnie leżał Adam. Trzymało go pięć osób. Mocno krwawił z prawego uda. Jednak on nie miał czerwonej krwi. Była taka jak u bogów. Srebrna ciecz ściekała na posadzkę. Uśmiechnął się do mnie. Zaczęło mnie to już powoli wnerwiać. Na bogów co ja z niego zrobiłam. Przed moim łóżkiem znalazł się Cherjon. Miał paskudną bliznę. Usiadłam. Spojrzał na łóżko obok mnie. Potem poprosił, żebym się z nim przeszła. Byłam nieco osłabiona. Stanęliśmy dopiero przed wielkim domem.
– Wiesz, że Adam jest teraz niebezpieczny?
– Wiem.
– Wtedy, gdy nas zaatakował zmieniłaś go niecałkowicie. Pozbawiło cię to tak dużej ilości wysiłku, że byłaś w śpiączce ponad pół roku. Teraz musi odbierać życie innym, żeby sam nie umarł.
– Panie Chejronie, czy on już będzie taki na zawsze?
– Możliwe. To pytanie dla ciebie, Nadziejo. Zapytaj siebie. Twoje moce są silniejsze niż dotychczas. Nereus kochał twoją matkę. I chyba żadnego człowieka więcej tak nie pokocha.
– To znaczy, że jestem jedyną jego córką?
– Tak
I wtedy sobie poszedł. Jestem jedna. Tylko jedna. Nawet Anka nie jest moją siostrą. Sama. To słowo było jak kropla krwi.
Szłam wolnym krokiem. Nie do domku. Nie warto. Za dużo tam wspomnień. Wkroczyłam do lecznicy. Adam spał. Miał nogę w opatrunku. Czego ja mu to zrobiłam? Usiadłam na krześle obok. Oparłam łokcie o kolana. Zakryłam sobie dłońmi oczy.
Ojcze przepraszam cię. Pomóż mi. Wybacz. Mamo. Chcę, żebyś wróciła. Nadal pamiętam noc, w której umarłaś.
* * *
Lał deszcz. Siedziałam w domu. Charmyga była niespokojna. Ponad szmer deszczu i grzmotów błyskawicy unosiły się jej lamenty. To przeze mnie. Uciekłam do niej. Chciałam ją pocieszyć. Ona zawsze bała się Zeusa. Ty się bałaś o mnie. Szukałaś mnie. Przez okno stajni widziałam jak cię rozszarpują. Twoja krew mieszała się ze łzami mojego ojca. Przepędził trzy Mormolyke. Płakałaś. Wybiegłam do ciebie. Ojciec mnie powstrzymał. Wyrywałam się z jego ramion, próbując ci pomóc. Krzyczałam. Przeklinałam ojca. Prosiłam cię, żebyś się odezwała. On mnie przeniósł z dala od twojego ciała. Weszliśmy do stajni. Uklęknął na jedno kolano. Spojrzałam w jego oczy. Były takie same jak moje – zielone, jak wodorosty. Mówił mi, że ty już nie wrócisz, że nie mam po co cię wołać. Powiedział, że mam wielką moc. Wyciągnął do mnie rękę. Na jego dłoni spoczywał mały naszyjnik. Była to muszelka. Powiedział, że jak pomyślę życzenie to zobaczę coś niezwykłego. Potem zniknął. Skierowałam się do domu. Minęłam twoje bezwładne ciało. Krew płynęła małymi strumykami pomiędzy igiełkami trawy. Od tamtych dni byłam twarda. Nie uroniłam ani jednej łzy na twoim pogrzebie. Wszyscy uważali mnie za dziecko bez uczuć.
* * *
Wtedy poczułam dłoń na ramieniu. Nie wiedziałam, że mówię na głos. Po moich policzkach spływały gorzkie łzy. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Miał smutną minę. Jego zdradziecki uśmiech gdzieś zniknął. Objął mnie i przytulił. Kochałam go. Moje oczy spotkały jego. Usta się zbliżyły. Nad nami rozbrzmiewała ulewa. Wstałam z krzesła. Zapach krwi i deszczówki mieszały się ze sobą. Nie przeszkadzało mi to. Metaliczny smak zakręcił mi w głowie. Ale nawet to mi nie przeszkadzało.
Nagle coś pchnęło mnie w brzuch. Otworzyłam oczy. Zaczęłam się dusić. Głowa zaczęła mi pulsować. Kolana odmówiły posłuszeństwa. Zdezorientowany syn Nefele ledwo mnie odratował od upadku. Wstał z łóżka i położył mnie tam. Krzyczał. Powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Ktoś go obezwładnił. Ostatkiem sił wyszarpnęłam go z uścisku. Zerwałam prezent od ojca z szyi. Zacisnęłam muszelkę w jego ręce. On poleciał na podłogę. Kilka osób przeniosło go na inne posłanie. Po chwili zrobił się ciemno. Pisk wydobył się z moich ust. Wampir krzyknął. Potem nie było już nic, kompletnie nic.
* * *
Łowczynie biegły. Było ich pięć. Jedna była poważnie ranna. Za nimi była mgła. Uciekały. Były w lesie. Ciemna noc. Księżycowa. Trwało to kilka sekund, nie mniej. Ranna upadła. Mgła ją pochłonęła. Reszta uciekała dalej, tym razem były całe we łzach. Wymęczone, wychudzone. Biegły tak już kilka dni. Nie miały nawet jak powiadomić innych, że zbliża się niebezpieczeństwo…
Super, świetne,extra!!!!! ♥ Czekam na cd ;>
czekam z niecierpliwością na cd
Lekko chaotyczne, ale naprawdę fajne. 😀 Czyżby te wizje oznaczały, że dziewczyna odziedziczyła dar jasnowidzenia po ojcu?
Opowiadanie intryguje, niestety, można jednak znaleźć w nim kilka niedociągnięć
1. „Piłam nektar i ambrozję”- ambrozję się JE
2. Występuje sporo powtórzeń, więc dobrym pomysłem byłoby wzbogacenie słownictwa (więcej czytaj!).
czytam dużo
W moim domu już mi książek zabrakło (mam koło 50 różnych)
Dlatego przechadzam się do empika i tam czytam przez kilka godzin (albo do zdrętwienia kości)
dziękuję za krytykę Arachne ^^
Tak odziedziczyła dar jasnowidzenia po ojcu
magiap ^^
Super opko, genialne po prostu.
Świetne :D. Popdpisuję się pod innymi :P.
Opowiadanko spoczko^^ Strasznie mi się podoba 😀
Arachne: Chociaż z tego, co czytałam we włoskiej wikipedii Ambrozję można było też pić 😉
fajne. Ja nawet nie zauważyłam tego niedociągnięcia. Powtórzenia też mi nie przeszkadzają. Super piszesz